W dzieciństwie praktycznie miałam wszystko. Czułam się kochana zarówno przez mamę, jak i dziadków, którzy spełniali każdą moją zachciankę. Pewnie dlatego, że byłam jedynym dzieckiem ich jedynej córki. Dziadek pochodził z zamożnej przed wojną, ziemiańskiej rodziny.
Po wojnie stracili majątek, ale dziadek, z wykształcenia prawnik i doradca podatkowy, po 1989 r. dzięki własnemu uporowi odzyskał znaczną część rodowych dóbr. Co prawda kosztowało go to trochę zdrowia i czasu, w końcu jednak postawił na swoim. Dzięki temu jeszcze bardziej urósł w oczach kobiet w rodzinie.
Wychowałam się świadoma swojej pozycji społecznej i przypisanej mi roli. Wiedziałam, że to do mężczyzny należy ostatnie zdanie i nigdy nie polemizowałam z dziadkiem. Dla mnie był najwyższym autorytetem. Może dlatego, że nie znałam swojego ojca?
Zadałam wiele pytań, nie dostałam odpowiedzi
Odkąd pamiętam, pragnęłam się dowiedzieć, kim był i dlaczego porzucił mnie i mamę. Nikt jednak nie spieszył się z wyjaśnieniami. Mama uciekała wzrokiem i ukradkiem ocierając łzy, zmieniała temat; babcia zamykała mi usta kolejna porcją maślanych ciasteczek lub pieczeni. Tylko dziadek miał odwagę dyskutować ze mną.
– Dziecko, po co ci to? Nie wystarcza ci, że kochamy cię najbardziej na świecie? – pytał, gdy rozpoczynałam temat.
– Ale powiedz, dziadziu, czy tata był mądry i dzielny jak ty? Był żołnierzem? Ratował ludzi? Zginął czy musiał uciec?
– Uciekł... Tak... To dobre słowo... – przyznał kiedyś przyparty do muru.
Z upływem czasu stawałam się coraz bardziej nieustępliwa. Chciałam znać prawdę i musiałam ją jakoś wydobyć.
– Dlaczego nie mamy nawet jego zdjęć? Dlaczego nie pozostał po nim w naszym domu żaden ślad? Nie pisał do ciebie listów, mamo? Nie tęsknił za nami? Czy to była zakazana miłość? A może go nie kochałaś, mamo? Chyba mam prawo wiedzieć, kim był mój ojciec i dlaczego nigdy później nie wyszłaś za mąż! Nawet w moim akcie urodzenia jest twoje nazwisko! Ojciec mnie nie chciał czy po prostu nigdy nie powiedziałaś mu o mnie? – w swych dociekaniach byłam bezlitosna jak każda nastolatka.
Przeczesywałam albumy, szuflady z dokumentami i strych dziadków, lecz nie trafiłam na żaden ślad po nim. Jakby nigdy go nie było. Ale przecież musiał być. Ja byłam tego dowodem. Odpuściłam dopiero wtedy, kiedy mama poznała Tomasza, spokojnego faceta w średnim wieku. Bezdzietnego rozwodnika, który otoczył nas opieką i nigdy nie wchodził w drogę dziadkowi.
Ten może nie był bardzo zadowolony z wyboru mamy, bo nie cenił mężczyzn nieaspirujących do roli przewodnika stada, ale w sumie cieszył się, że ktoś zaopiekuje się nami po jego śmierci. W końcu miał już swoje lata i musiał myśleć o tym, co będzie za jakiś czas.
Miałam 14 lat, gdy Tomasz wkroczył w moje życie i zastąpił mi ojca, którego tak mi brakowało. Mogłam zwierzyć mu się ze wszystkiego i zawsze uzyskiwałam u niego poparcie dla swoich pomysłów, nawet najbardziej szalonych. Cenił moją niezależność, odwagę w głoszeniu poglądów i mnie kochał.
– Kto by zrozumiał te wasze tajemnice – mama przyglądała się nam szczęśliwa, że znaleźliśmy wspólny język.
W Tomaszu zyskiwałam oparcie podczas dyskusji z dziadkiem, coraz bardziej zdziwionym, że się różnię od potulnej babci i zawsze zgodnej mamy. „Geny ojca – myślałam wtedy z dumą. – Może go nigdy nie poznam, ale zawsze już będzie cząstką mnie. Na przekór całej tej skostniałej rodzinie!”.
Tylko Tomasz nie zdziwił się, kiedy oznajmiłam rodzinie, że po liceum nie zamierzam rozwijać moich artystycznych upodobań i studiować malarstwa ani gry na fortepianie, tylko wybieram prawo. Chciałam zostać prokuratorem, ścigać przestępców i dochodzić prawdy. Być może dlatego, że nie znałam prawdy o sobie samej…
– Ale czemu od razu prokurator? – mama zbladła, gdy to oświadczyłam.
Zdenerwowana nie mogła opanować drżenia rąk. Nie wiedziałam, czemu tak reaguje, lecz to nie miało znaczenia. Do matury przygotowywałam się tak, jakby to był najważniejszy egzamin w moim życiu, gdyż decydował, czy przyjmą mnie na studia w Warszawie. Ignorowałam zmęczenie oraz puchnące mi od nieustannego ślęczenia nad książkami ręce i nogi.
Byłam zdeterminowana i gotowa postawić na swoim. Dopiero kiedy dostałam się na studia i zaliczyłam pierwszą sesję, poczułam, że coś ze mną jest nie tak.
– Mam taki dziwny posmak moczu w ustach – powiedziałam interniście w przychodni studenckiej, a on wyprostował się niczym struna i od razu zlecił badania, a potem wizytę u nefrologa.
Wkrótce wiedziałam już, że cierpię na niewydolność nerek. Zbyt późno wykryto chorobę. Mogłam stracić nerkę, więc zalecono mi dializy i specjalną dietę. Nagle całe moje życie stanęło na głowie. Dializy były męczące i bolesne, i tak częste, że kazano mi się zastanowić nad rezygnacją ze studiów.
– Prawo to wymagający kierunek, nie może pani opuszczać tylu zajęć. To pierwszy rok, trzeba się starać – pouczył mnie dziekan, kiedy poszłam do niego po poradę. – Co innego, gdyby pani zachorowała po pierwszym roku, wtedy byłaby pani pełnoprawnym studentem, ale w takiej sytuacji...
– Nie mam żadnych praw! – płakałam, kiedy opowiadałam mamie, Tomkowi i dziadkom o swoich kłopotach. Tomasz pierwszy zaproponował, że przebada się na okoliczność zostania dawcą nerki. Przeszczep pozwoliłby mi wrócić do normalnego życia, ukończyć studia i spełnić marzenia. Niestety, nie występowała między nami zgodność tkankowa, podobnie jak między mną, a mamą, a dziadkowie byli zbyt schorowani, żeby ich nerki mogły mi pomóc.
Lista pacjentów z niewydolnością nerek oczekujących na niespokrewnionych dawców, czyli ofiary wypadków, była długa, więc na powrót do normalnego życia nie miałam co liczyć. Mama nieśmiało zaproponowała, żebym zaczęła się starać o rentę, czym wywołała moją furię. Urządzałam jej karczemne awantury, chcąc zmusić ją do mówienia:
– Musisz mi powiedzieć o ojcu! Mam prawo znać prawdę, jest mi coś winien. Tyle lat go nie szukałam, ale teraz go potrzebuję, rozumiesz, mamo?!
Nie dowiedziałabym się, gdyby nie przypadek
Tomasz starał się nade mną zapanować, ale mój strach przed wegetacją, jaka mnie czekała, był silniejszy od manier. Mama jednak pozostała nieugięta. Któregoś razu powiedziała, że ojciec nie żyje, ale wyczułam kłamstwo w jej głosie i ją wyśmiałam. Zagroziłam, że przestanę chodzić na dializy. Przestraszyła się, lecz wciąż milczała.
Nie rozumiałam, dlaczego nawet w takiej sytuacji nie chce powiedzieć mi prawdy, choćby nawet najgorszej! Choćby mój ojciec był płatnym mordercą, komunistycznym donosicielem czy przeciętniakiem ze słabością do kobiet… I pewnie nie dowiedziałabym się nigdy, gdybym kiedyś nie wróciła do domu wcześniej ze szpitala, bo chłopak przede mną nie stawił się na dializę.
Nikt nie słyszał, jak przekręcam klucz w drzwiach. Za to ja słyszałam aż za dobrze histeryczne krzyki mamy.
– Tomek, czego ty chcesz?! Jak mam opowiedzieć jej, co się stało? Kocham ją, rozumiesz, kocham ją nad życie, ale po tym wszystkim nie wiem czy ona będzie mnie kochać. Mam to zniszczyć?
– Inaczej też ją stracisz. Przecież jej ojciec nie mógł być aż takim potworem! Takich potworów nie ma...
– Co ty wiesz o życiu! – westchnęła mama. – Wiesz, jak to jest, kiedy chłopak zaprasza cię na prywatkę, a rodzice ci zabraniają? Ty jednak uciekasz w nocy przez okno, bo kochasz go nad życie i wydaje ci się, że on też zrobi dla ciebie wszystko? Więc zabiera cię na tę cholerną prywatkę, gdzie jest wielu chłopców. Pijecie wino, twoje pierwsze w życiu wino, śmiejecie się, palicie papierosy, tańczycie, całujecie się. Świat wiruje, ktoś chwyta cię za ręce, ktoś inny przytrzymuje. Twój chłopak jest gdzieś obok. A jego koledzy śmieją się i każdy po kolei z ciebie korzysta. Każdy! Ktoś wyrzuca cię potem z domu. Jakoś wracasz, choć wszystko cię boli. Wiesz, kim oni są. Ojciec chce dochodzić sprawiedliwości, ale to syn prokuratora i jego koledzy, więc nic już nie możesz zrobić… – tu głos mamy się załamał, rozpłakała się.
Poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod nóg. To nie może być prawda... Tomasz skoczył do łazienki, by zmoczyć ręcznik i przetrzeć mamie twarz, i wtedy wpadł na mnie. W tej samej chwili mama wychyliła się z pokoju.
– Kochanie, cokolwiek oni mi zrobili, ty nie jesteś temu winna – powiedziała, całując moje ręce. – Na początku ciąży rodzice wywieźli mnie do cioci Leny. Nie ze wstydu, tylko żeby oszczędzić mi upokorzeń. Chciałam się zabić, ale kiedy poczułam, jak się we mnie ruszasz, pomyślałam, że jesteś moja i tylko moja, i żaden z tych drani nic do ciebie nie ma. Kocham cię, Izuniu, taką, jaka jesteś. Zdobędziemy tę nerkę, ale nie będziemy szukać tego człowieka.
– Nie będziemy – odparłam, choć wcale nie byłam tego taka pewna. I wciąż nie jestem, bo w końcu coś mi się od tego drania należy...
Czytaj także:
Moja narzeczona jeździ na wózku. To dlatego matka nie chce naszego ślubu
Moja żona miała obsesję na punkcie wagi. Nawet w ciąży się głodziła
Nieodpowiedzialny tatuś zostawił dziecko samo przed sklepem. Doszło do tragedii