„Cały czas czuję, że dotyka mnie coś obleśnego. Wszystko przez mojego sąsiada”

przestraszona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Oboje z mężem szybko domyśliliśmy się, co się stało. Musiało się rozbić jedno z akwariów. Wystraszyłam się nie na żarty i mimo późnej pory zaraz pobiegłam na górę do naszego sąsiada. Długo nie otwierał, ale w końcu skapitulował”.
/ 20.09.2023 08:45
przestraszona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Jak bardzo potrafi uprzykrzyć życie uciążliwe sąsiedztwo, wiedzą tylko ci, którzy spotkali się z tym problemem. Zazwyczaj utrapieniem są ludzie hałaśliwi, awanturnicy, pijacy, balangowicze. Ale moje życie przepełnił strachem inny rodzaj niechcianego sąsiada.

Po co mu były te akwaria?

Na piąte piętro wprowadził się młody mężczyzna. Nosił długie włosy i kolczyki w najdziwniejszych miejscach. Kilka z nich miał nawet na twarzy. Mimo tak ekstrawaganckiego wyglądu chłopak był bardzo sympatyczny. Mówił „dzień dobry”, a kiedy zabrał się za remont, to wszystkich dookoła uprzedził, że będzie trochę hałasu.

Wszystko było więc w najlepszym porządku. Tylko jedna sprawa bardzo nas wszystkich ciekawiła. W czasie remontu do jego mieszkania na piątym piętrze budowlańcy wnosili potężne akwaria. Wtaszczyli na górę chyba ze cztery szklane kolosy. Pomyśleliśmy, że to jakiś zapalony miłośnik ryb akwariowych. Śmialiśmy się nerwowo, że jak mu się te akwaria zbiją, to zaleje cały blok. A już mnie to w szczególności, bo przecież mieszkałam tuż pod nim, na czwartym piętrze.

No cóż. Nie martwiłam się tym za bardzo. Cieszyłam się, że jest cicho. To mi wystarczało. No i wszystko było dobrze do czasu, kiedy zaczepił mnie na klatce stary sąsiad z pierwszego piętra.

– Dzień dobry, pani Olu.

– A dzień dobry panu.

Jak się pani mieszka pod naszym hodowcą? – zapytał z trochę drwiącym uśmieszkiem.

– Pod kim? Pod hodowcą? Nie rozumiem… A tak, że ryby w tych akwariach hoduje! A no dobrze, dobrze.

– Jakie tam ryby, pani Olu? Jakie ryby? Widzę, że pani nic nie wie… – drwiący uśmieszek nie znikał mu z twarzy.

– A co miałabym wiedzieć?

– No to, że on w tych akwariach trzyma nie ryby, a pająki!

– Co pan mówi, panie Józku?!

– No tak, tak. Sam się pochwalił. Prowadzi sklep zoologiczny i się w tych… cudach specjalizuje.

– Ale jak to pająki?! Jakie pająki?! Takie małe? – pytałam dość głupio, bo wpadłam w panikę na myśl, że w naszej klatce ktoś hurtowo przechowuje te maszkary.

– Nie, takie wielkie, egzotyczne. No ptaszniki, na przykład!

Nienawidziłam tego robactwa

Sąsiad nie kłamał. Popytałam innych mieszkańców klatki i oni też słyszeli o pająkach. Wyszło na to, że ekscentryczny wygląd tego chłopaka łączył się z równie ekscentryczną pasją. Myślałam o tej hodowli coraz więcej i więcej, aż w końcu zaczęłam się bać. Czego? Sama nie wiedziałam. Chyba tego, że te cholerstwa mu uciekną.

Nie cierpię pająków i już sama myśl, że nad moją głową łażą te szkarady z włochatymi nogami i napęczniałymi odwłokami, przyprawiała mnie o dreszcze. Że wiją te lepkie sieci i rozpuszczają w nich muchy sokami trawiennymi, żeby je potem wypić… Ohyda.

I nie tylko ja jedna zaczęłam się niepokoić. A to ktoś powiedział, że takie pająki karmi się gołębiami, a to ktoś inny dołożył, że przenoszą afrykańskie choroby. Komuś tam jeszcze wyrwało się, że one potrafią łazić po szybach akwarium, i czasem udaje im się z niego wyjść…

Obawa przerodziła się w obsesję. Przestałam czuć się komfortowo we własnym domu. Co otwierałam szafkę, to przez głowę przelatywała mi myśl, że zaraz wyskoczy z niej jakieś straszydło. Rano, kiedy wstawałam z łóżka, zaglądałam do kapci, żeby sprawdzić, czy na pewno nic tam nie siedzi. A w toalecie, zanim usiadłam na desce, dokładnie przypatrywałam się muszli. Po plecach chodziły mi ciarki, gdy pomyślałam, że coś może stamtąd wyleźć.

Wiedziałam, że to histeria, że przesadzam, bo dlaczego niby pająki miałyby przeleźć, czy przepłynąć przez rury kanalizacyjne. Ale nic nie mogłam poradzić. Co jakiś czas miałam wrażenie, że te ohydy po mnie chodzą.
Po kilku miesiącach wszyscy zdążyliśmy się jako tako przyzwyczaić. Nasz spokój zburzyła jednak pierwsza impreza, którą zorganizował sąsiad. I nie chodziło o nocne hałasy, a o prawdziwą panikę, która wybuchła w czasie zabawy.

Spełnił się mój największy koszmar

Przyjęcie u sąsiada zaczęło się późnym wieczorem i w miarę upływu czasu robiło się coraz głośniejsze. Zacisnęliśmy jednak zęby i znosiliśmy to z cierpliwością. Około pierwszej w nocy wydarzyło się jednak coś, czego nie mogliśmy zignorować. Grała muzyka, ludzie gadali, tańczyli, aż nagle usłyszeliśmy wielki huk. Stłumiony ścianami brzęk szkła. Potem nastała cisza, a po chwili na klatkę wylegli spanikowani goście sąsiada. Słyszeliśmy jak dziewczyny piszczą, a chłopaki klną. Wszyscy zbiegli na dół. Na górze nastała cisza.

Oboje z mężem szybko domyśliliśmy się, co się stało. Musiało się rozbić jedno z akwariów. Wystraszyłam się nie na żarty i mimo późnej pory zaraz pobiegłam na górę do naszego sąsiada. Długo nie otwierał, ale w końcu skapitulował.

– Przepraszam, ale nie mam teraz czasu na rozmowy… – powiedział trochę bełkotliwie. Obok niego zauważyłam odkurzacz, w rękach miał zmiotkę.

– Co się stało? – ostro spytałam.

– Nic takiego, jedynie mała awaria…

Zbiliście terrarium!

– Takie małe, proszę się nie przejmować. Wszystkie pająki wyłapałem, jeśli tego się pani boi.

– Na pewno? – chciałam potwierdzenia.

– Na sto procent.

Czy mnie uspokoił? Trochę, ale tylko na tę noc, bo już następnego dnia zaczął się horror. Pierwszego pająka sąsiadka spotkała na klatce. Zawołała męża, a on zadeptał to włochate bydle. Potem pojawiły się dwa kolejne. Szybko interweniowaliśmy u administratora, ale on niewiele mógł zrobić.

Zawołał firmę odrobaczającą, jednak ci w pająkach się nie specjalizowali. Zrobili dezynsekcję, pochodzili, poszukali, ale czy wyłapali wszystkie? Wiedziałam, że nie. I przekonałam się o tym na własnej skórze w ciągu kilku tygodni. Żyłam w takim napięciu, jakbyśmy mieszkali na bombie zegarowej. Moje obawy nasilały się. Cały czas wyobrażałam sobie, że w kątach mojego mieszkania siedzą wielkie pajęczyska, że ich sieci oplatają naszą klatkę. Że w nocy, gdy śpimy, one łażą po naszych mieszkaniach. Po moich dzieciach, po ich buźkach…

Naprawdę byłam przerażona

Mąż tłumaczył mi, że przesadzam, ale ja czułam, że nie jesteśmy bezpieczni. Że one tu są. I miałam rację. Moje podejrzenia potwierdziły się, kiedy szykowaliśmy się do wyjazdu na weekend. Zawsze odłączamy wtedy wodę w mieszkaniu. Główny zawór mamy w łazience za kaflem przykręconym do ściany na śrubkę. Jak zwykle ją odkręciłam, delikatnie zsunęłam płytkę i włożyłam do tej dziury rękę, żeby zakręcić zawór. Poczułam ciepło, bo biegnie tamtędy rura z gorącą wodą.

I w tym właśnie momencie przypomniały mi się pająki. W pierwszym odruchu chciałam cofnąć rękę, ale przemogłam to uczucie. Opanowałam się. Złapałam za kurek i zaraz, za sekundę, poczułam, że dotknęło mnie coś włochatego. Delikatnie, ledwo, ale jednak wyczuwalnie przesunęło się po wierzchu mojej dłoni. Wyrwałam rękę z krzykiem i uciekłam z łazienki. Usiadłam na kanapie i płakałam, a mąż wziął latarkę. Zajrzał do schowka. Miałam rację. Jedna z tych wielkich maszkar uwiła sobie tam gniazdo. W dodatku zdążyła złożyć jaja. Żółtawe, błyszczące, zawinięte w kokon!

Mąż natychmiast zadzwonił do administratora, a ja nie mogłam opanować drżenia rąk. Przyjechali jacyś ludzie, złapali tę ohydę i wyczyścili gniazdo. Jak tylko wyszli, zapakowaliśmy bagaże do auta i wyjechaliśmy za miasto. Miałam wrażenie, że uciekamy ze swojego domu. I tak w sumie było, bo po tych trzech dniach urlopu nie chciałam wracać do mieszkania. Bałam się go.

Wróciliśmy jednak, bo przecież nie mieliśmy innego wyjścia. Od tego czasu minęło kilka tygodni, a ja wciąż mam wrażenie, że w kątach, szparach, w szybach wentylacyjnych mieszkają te wstrętne stworzenia. I nie wiem, czy kiedykolwiek się go pozbędę.

Czytaj także:
„Mąż wyśmiewał moje hobby, bo według niego marnowałam czas i pieniądze na bzdury. Szybko przekonał się, jak bardzo się mylił”
„Żona kazała mi wybrać: rodzina albo moje hobby. Zagroziła rozwodem. Dopiero teraz widzę, jakim byłem głupcem”
„Mąż zmienia hobby jak rękawiczki i robi z naszego domu śmietnisko. Jak tak dalej pójdzie, to poleci razem z tymi gratami za drzwi”

Redakcja poleca

REKLAMA