„Przez 2 lata spędzaliśmy święta samotnie. Serce mi pęka na myśl o tym, że w tym roku też mogę nie zobaczyć dzieci”

Przez 2 lata spędzaliśmy święta sami fot. Adobe Stock, gatsi
„– Krzyś. Czy my jakoś nagrzeszyliśmy ostatnio? A może w poprzednim wcieleniu? Przecież to już za wiele… Ty ich nie widziałeś już tak dawno. Jak tak dalej pójdzie, to zanim zobaczysz wnuki, to będą mieć już własne dzieci – Agnieszka, zawsze taka optymistka, tym razem się wyraźnie załamała”.
/ 04.12.2022 07:15
Przez 2 lata spędzaliśmy święta sami fot. Adobe Stock, gatsi

Mamy z żoną piątkę wnuków. Dwójkę na miejscu, w Bydgoszczy. To Kuba i Kinga, dzieci naszego pierworodnego Michała i jego żony Basi. I trójkę: Stacha, Jagodę i Tadzia w Warszawie, gdzie mieszka nasza córka Magda z mężem Jackiem.

Ze wszystkimi wnukami mamy świetny kontakt

Nasze dzieci się chyba nie umawiały, ale tak się złożyło, że Michał i Magda mają synów prawie w tym samym wieku i dwa lata młodsze córki. Co roku zabieraliśmy całą czwórkę na trzytygodniowe wakacje. Jak byli mniejsi – do pensjonatu na Mazurach. Ale od kilku lat cała czwórka jest już na tyle duża, że zaczęliśmy ich zabierać na naszą łódkę. Bo żeglarstwo to moja i Agnieszki wspólna pasja. Nasze dzieci, a potem wnuki każde wakacje spędzały z nami na jeziorach. Ale żadnego z nich nie zmuszaliśmy. Co roku pytaliśmy i dzieci, i wnuki, czy chcą jechać. Chciały.

Sześć lat temu Magda urodziła trzecie dziecko – Tadzia. Nazywaliśmy go rodzynkiem, bo nie miał swojego odpowiednika w rodzinie Michała. Od dwóch lat wyrywał się, żeby też z nami pływać.

Musisz jeszcze troszkę poczekać – musiałem mu ciągle powtarzać.

Przed poprzednimi wakacjami żona uznała, że nie możemy dłużej pomijać Tadzia.

– Ja z nim będę mieszkać w pensjonacie, a wy nas będziecie odwiedzać i zabierać go na krótkie wycieczki po zatoce – zarządziła.

Do wyjazdu był już tylko tydzień. Magda miała nam przywieźć dzieciaki w piątek. W czwartek pojechałem na myjnię ręczną. Wysiadłem z auta, sięgnąłem po wąż… i więcej nic nie pamiętam. Ocknąłem się po tygodniu. Biała sala, mrugające ekrany, mnóstwo rurek. Nie mogłem nic powiedzieć. Nie miałem siły ruszyć ręką ani nogą. Przez chwilę myślałem, że jestem sparaliżowany.

– Krzysiek, to ja, Agnieszka – usłyszałem. – Nie ruszaj się, nie denerwuj. Zaraz zawołam pielęgniarkę. Miałeś zawał, jesteś w szpitalu. Ale wszystko będzie dobrze, nie martw się.

Nie byłem pewny, czy ją dobrze zrozumiałem. No bo jak to zawał? Ja? Przecież lekarze zawsze mi mówili, że jestem okazem zdrowia. Nie paliłem, piłem tylko wino, i to z umiarem, uprawiałem sport, zdrowo się odżywiałem. Zawsze miałem świetne wyniki badań. Może się przesłyszałem. Ale nie mogłem dopytać, bo gardło blokowała mi jakaś straszna rura. Potem, kiedy już pielęgniarka wyciągnęła mi tę rurę, przyszedł lekarz i wszystko mi wyjaśnił.

– Gdyby pracownik myjni nie zainteresował się, że na stanowisku, które pan zajął, jakoś nic się nie dzieje, to pewnie byłby pan już w lepszym świecie. Jeszcze kilka minut i byłoby za późno. Tak że proszę raczej myśleć, że miał pan szczęście, a nie pecha – powiedział.

Spędziłem w szpitalu dwa miesiące

Po wypisie do domu nie mogłem się z nikim spotykać.

– Jest pan osłabiony, jak złapie pan jakąś infekcję, to może być bardzo źle – powiedział lekarz.

Przez miesiąc ze względu na mnie Agnieszka też nie wychodziła z domu. Syn lub synowa dostarczali nam zakupy na wycieraczkę. Bydgoskie wnuki widziałem parę razy z balkonu, warszawskie tylko na ekranie komputera. Bardzo tęskniłem. Ale choroba powoli zaczęła mnie uczyć cierpliwości.

– Dziadek się podleczy i już niedługo się zobaczymy – pocieszałem wnuki.

Najbardziej niepocieszony był Tadzio, bo przez moją chorobę ominęły go wakacje na Mazurach.

Ale za rok już pojedziemy, prawda? – dopytywał się.

Musiałem mu obiecać, że na sto i jeszcze jeden procent już w następne wakacje będziemy razem żeglować. Boże Narodzenie spędziliśmy z Agnieszką sami. Po raz pierwszy w życiu. Udawaliśmy jedno przed drugim, że to w sumie fajnie, że odpoczniemy, nie narobimy się, nacieszymy się sobą… Ale kiedy na ekranie laptopa zobaczyliśmy dzieci i wnuki, nie wytrzymaliśmy i rozkleiliśmy się oboje.

– Kochani, za rok wszyscy meldujecie się u nas. Żadnych wymówek nie przyjmuję – wychlipała Agnieszka i uciekła do kuchni.

To były bardzo smutne święta. W końcu zacząłem wierzyć, że lada chwila będę mógł wreszcie przytulić dzieci i wnuki. I że zabierzemy Tadzia na żagle i urządzimy u nas Wigilię dla wszystkich. Oboje z Agnieszką zaszczepiliśmy się na wszelkie sezonowe infekcje. Tak, plan był świetny. Ale moje serce miało swój plan. Kolejny zawał dopadł mnie na fotelu w salonie. Tym razem wprawdzie w szpitalu byłem już po 30 minutach, ale uszkodzenia mięśnia sercowego były o wiele rozleglejsze. Ze szpitala wyszedłem w lipcu. I pojechałem prosto do ośrodka rehabilitacyjnego. Oczywiście tam z powodu pandemii żadnych odwiedzin nie było.

Do domu wróciłem w październiku. W jako takiej formie. Wreszcie zobaczyłem Michała, jego żonę i dzieci. Zawsze uważałem się za twardego gościa, ale kiedy po tylu miesiącach wreszcie mogłem ich wszystkich przytulić, poryczałem się jak dzieciak.

W weekend miała przyjechać Magda z rodziną

Jeszcze w czwartek Tadzio na ekranie laptopa pokazywał mi laurkę dla mnie (miała być niespodzianką, ale nie mógł się powstrzymać), a już w piątek cała rodzina była na kwarantannie.

– Tato, to jakiś dramat, ale moja szefowa jest zakażona. Nie przyjedziemy, nie chcemy cię narażać! – Magda udawała dzielną, ale widziałem, że ma łzy w oczach. – Tak bardzo tęsknimy. Wszyscy. To jest jakieś szaleństwo. Przepraszam, zadzwonię później – Magda przerwała połączenie.

Zanim zgasł ekran, usłyszałem jej płacz. Też się popłakałem.

Krzysiu, to tylko kilkanaście dni, przyjadą już niedługo. Wytrzymałeś tak długo, wytrzymasz jeszcze chwilę – próbowała mnie pocieszać Agnieszka, ale wiedziałem, że tylko udaje dzielną.

Wiedziałem, że ma rację, ale nadal było mi smutno.

– Krzysiu, słabo się czuję. Ale pewnie to zwykłe przeziębienie, przejdzie po aspirynie. Do weekendu będę jak nowa – powiedziała w środę Agnieszka.

Nie była. Dwa dni później okazało się, że ma grypę, którą i ja wkrótce przejąłem... Dzieci były przerażone, Agnieszka też, ale najbardziej chyba ja sam. Okazało się, że mój organizm ciągle był słaby. I nie dał sobie rady z wirusem. Po kilku dniach w nocy zacząłem się dusić. Agnieszka wezwała pogotowie. Czekaliśmy na karetkę cztery godziny. Bałem się. Strasznie. Może nawet nie tyle śmierci, ile samotnego umierania w szpitalu. Nie było tak źle. Ale ze względu na moje zniszczone serce ze szpitala wyszedłem dopiero w grudniu. Ustaliliśmy, że spotkamy się w święta u nas.

Przyjedziemy, jak tylko wydobrzejesz i zostaniemy do Nowego Roku. Obiecuję – planowała Magda.

Zgodziliśmy się też zostać w sylwestra z dzieciakami. Michał, Basia, Magda i Jacek mieli się bawić ze znajomymi z liceum. Kuba i Staszek (czternastolatki!) wprawdzie trochę się boczyli, że nie mogą iść na imprezy do znajomych, ale Agnieszka ich przekupiła obietnicą, że będą mogli spróbować szampana i do pierwszej w nocy grać w jakąś krwawą grę na komputerze.

Prezenty mieliśmy gotowe już od dawna

Ja najbardziej byłem dumny ze sterowanej radiem żaglówki dla Tadzia. Miałem nawet nadzieję, że w Boże Narodzenie nie będzie mrozu i będziemy mogli iść wypróbować zabawkę na stawie w parku. Naprawdę biorąc pod uwagę wszystko, co zdarzyło się przez ostatni rok, los nie miał prawa nam tego robić. Tak po prostu. Przecież limit pecha musi się kiedyś w końcu wyczerpać… Nie tym razem. Magda zadzwoniła 17 grudnia.

Tato, ja nawet nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Ja… ja sama nie wierzę. Kilku kolegów z klasy Tadzia złapało jakąś paskudną odmianę anginy. No… i nie przyjedziemy w poniedziałek. Ani na Wigilię. Tadzio płacze od kilku godzin, Jagoda próbuje go pocieszyć. Staszek zamknął się w pokoju, choć jemu pewnie bardziej chodzi o imprezę, na którą chciał iść jutro. Tatuś, to będzie dziesięć koszmarnych dni.

Zakłuło mnie serce. Naprawdę, nie w przenośni. Musiałem usiąść i połknąć tabletkę. Serce przestało mi walić po kilku minutach. Drugie święta bez całej rodziny? Okej, tym razem będzie Michał z żoną i dzieciakami, ale ja chciałem mieć ich wszystkich. A córki i jej rodziny nie widziałem od ponad roku! Teraz to już w nic nie wierzyłem. Los zakpił ze mnie tyle razy…

Mam kapustę i grzyby, w weekend lepimy pierogi – Agnieszka wróciła z zakupów taka szczęśliwa, że przez chwilę nie wiedziałem, czy dam radę powiedzieć jej prawdę.

Ale musiałem. Opadła na kanapę. Wyglądała, jakby uszło z niej powietrze.

– Krzyś. Czy my jakoś nagrzeszyliśmy ostatnio? A może w poprzednim wcieleniu? Przecież to już za wiele… Ty ich nie widziałeś już tak dawno. Jak tak dalej pójdzie, to zanim zobaczysz wnuki, to będą mieć już własne dzieci – Agnieszka, zawsze taka optymistka, tym razem się wyraźnie załamała.

Schowałem zakupy do lodówki

O lepieniu pierogów wolałem nawet nie wspominać. Przecież zawsze można je kupić. Zresztą był jeszcze tydzień. Może Agnieszka jakoś się pozbiera.

– Tadzik, no nie płacz. Zobaczymy się zaraz po świętach. A w sylwestra będziemy się świetnie bawić – próbowałem pocieszyć najmłodszego wnuka, ale sam musiałem się bardzo starać, żeby się nie rozkleić.

– Ale przecież Mikołaj wie, że będziemy w święta w Bydgoszczy. Tak mu napisałem. To co, nie dostanę prezentów? Dziadku, przecież to niesprawiedliwe… – szlochał Tadzik. – Babciu. Rok temu mama kupiła pierogi w sklepie. Były ohydne. O-HY-DNE! Ja się tak nie bawię! – na ekranie laptopa pojawiła się Jagoda.

– Kolejne święta do chrzanu!

I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł. Trochę szalony, ale realny.

– Agnieszka, do roboty. Trzeba kleić pierogi. Dużo pierogów. Bo połowa pojedzie do Warszawy. Z nami. Dzieciaki nie mogą kolejny rok jeść byle czego.

– Ale przecież nie możemy ich odwiedzić!

– My nie. Ale prezenty i jedzenie mogą. A my to wszystko zawieziemy. Przecież to tylko trzy godziny drogi.

Agnieszka w końcu zrozumiała, jaki mam plan. I bardzo jej się spodobał. Zadzwoniłem do syna.

– Michał. Na pewno twoja teściowa się ucieszy, bo spędzicie Wigilię u niej. Wpadniemy do was z jedzeniem i prezentami koło 14. Bo potem jedziemy z mamą na wycieczkę do Warszawy. No tak, do Magdy. A raczej pod jej balkon. No wiem, szaleństwo. Ale musimy coś zrobić. Chcemy być w Wigilię i z wami, i choć przez chwilę z nimi. Nie da się naraz? Trudno. Zrobimy to na raty.

Michał był w lekkim szoku, ale zrozumiał

W nasz plan wtajemniczyłem tylko zięcia. Dla reszty nasza wizyta miała być niespodzianką.

– Magda już zamówiła pierogi, ale najwyżej się je zamrozi. Dzieciaki będą zachwycone. Tylko tato, to nie za duży wysiłek dla was? Tyle godzin w aucie? Może zanocujecie w Warszawie? Coś załatwię… – zatroszczył się Jacek.

– Daj spokój, damy radę.

Na sobotę Aga zaprosiła na obiad 12 osób. Na pewno tego nie odwoła. W wigilijny poranek zaczęliśmy szykować wikt. Połowa pierogów dla Michała, połowa dla Magdy. Jeden drożdżak dla syna, drugi dla córki. Racuchy, kompot, śledź. Do jednej paczki i do drugiej. Prezenty. Dla pewności, że nic nie pokręcimy, Agnieszka na prezentach dla rodziny Michała zawiązała niebieskie wstążki, a dla rodziny Magdy różowe.

Może kod banalny, ale czytelny – oświadczyła.

Koło 15 zajechaliśmy do Michała. Wypakowaliśmy zapasy i prezenty, podzieliliśmy się opłatkiem, zjedliśmy po kilka pierogów i ruszyliśmy w drogę. Znalazłem w radio koncert kolęd. Śpiewaliśmy je przez całą drogę. Parking przed domem Magdy był pusty („Tato, tu mieszkają same słoiki. W weekendy i święta dom pustoszeje” – mówiła zawsze Magda). Zajechaliśmy pod balkon córki. Zadzwoniłem do Jacka.

– Jesteśmy! Poproś wszystkich, żeby wyszli na balkon – zarządziłem.

Usłyszeliśmy zamieszanie, w końcu drzwi na balkon się otworzyły.

Babcia, dziadek, ojejku! – zapiszczał Tadzik. – Ale nie możecie wejść. Nikt wam nie powiedział? Mamo!

– Co ty gadasz, wracaj, bo się przeziębisz – to była Magda. – Jejku, co wy tu robicie? Oszaleliście? – moją córkę zatkało na nasz widok.

– Dobra, zaraz wracamy.

Po chwili na balkonie pojawiła się cała piątka. W czapkach i kurtkach.

Tadek, miałeś rację, Mikołaj podrzucił prezenty do nas. Więc je przywieźliśmy. Jagoda, są też pierogi. I ciasto. Staszek, i twoje ulubione śledzie. Zaraz wszystko zaniosę wam pod drzwi. Dobra?

Jacek wpuścił mnie na klatkę. Zatargałem wszystkie paczki na pierwsze piętro i wróciłem na parking.

– No to już, biegnijcie zobaczyć prezenty! Po pięciu minutach wszyscy pojawili się znowu na balkonie.

Dziadziuś, ta łódka jest mega! – najwięcej entuzjazmu okazał nasz najmłodszy wnusio.

Ale Jagodzie i Staszkowi ich prezenty też się podobały. Rozmawialiśmy przez pół godziny. Dłużej się nie dało, bo zaczęliśmy zamarzać.

– Całusy! Czekamy na was za kilka dni! Tadzik, weź łódkę od Mikołaja. Znajdziemy jakiś niezamarznięty staw! Pa! – wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Agnieszka wyciągnęła termos z gorącym kompotem i ciasto.

Zadzwonił telefon. Magda

Mamo, tato, jesteście najlepsi. Serio. Jagoda w nowej bluzie odsmaża pierogi i podśpiewuje „Dzisiaj w Betlejem”, choć cały dzień chodziła jak struta. A Tadzik chyba będzie dziś spał z tą łódką. Ale dobrze, że za chwilę zobaczymy się naprawdę. Bo tak bardzo chcę się przytulić – Magda się rozkleiła, więc dodała jeszcze tylko, że nas kocha, i się rozłączyła.

Dotarliśmy do domu koło 23. Zjedliśmy po kilka pierogów, napiliśmy się wina i poszliśmy spać.

To była piękna Wigilia, dziękuję – wyszeptała Agnieszka, zanim zasnęła.

Na szczęście los wreszcie nam odpuścił. I we wtorek przed sylwestrem Magda i jej rodzina przyjechali do Bydgoszczy. W komplecie. Tadzik rzucił mi się na szyję. Boże, jak on urósł! Tego nie było widać na ekranie komputera. Staszek i Jagoda też bardzo spoważnieli. Ale choć przez chwilę udawali, że są już bardzo dorośli, już po chwili tulili się do mnie jak za dawnych czasów. Znowu wszystko było, jak powinno.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA