Wiedziałam, że powinnam w końcu porozmawiać z Martą. Jednak co tu kryć – za każdym razem, gdy natrafiałam wzrokiem na jej zaciętą twarz, opuszczała mnie odwaga. Co się z tą dziewczyną porobiło?
W złych czasach przed rozwodem, kiedy naprawdę miałam mnóstwo powodów do zmartwień, zawsze była dla mnie wsparciem. Teraz wygrzebujemy się z dołka, a ona stała się nieobliczalna w nastrojach.
– Nie bierz tego do siebie, Dorotko – tłumaczył mi Piotr, ilekroć zdarzało mi się wspomnieć o kłopotach w domu.
– Dziewczyna ma dziewiętnaście lat, buzują w niej hormony. Ty w jej wieku też z pewnością nie byłaś łatwa w obsłudze.
Czy ja wiem? Kiedy miałam tyle lat co córka, byłam już w trzecim miesiącu ciąży i zastanawiałam się, czy nie popełniłam błędu, wychodząc za Maćka, który zdążył już pokazać prawdziwą twarz. Liczyłam grosz do grosza, uczyłam się palić w piecu i składałam wszystkie niemowlęce ubranka, które dostałam w spadku po starszych koleżankach. Nie, ja chyba nie miałam czasu na fochy; nie jestem w tej dziedzinie miarodajna.
Marta oraz bardziej przypomina tatusia
Potrafię przełknąć fakt, że Marta nie pomaga mi w domu, że nie obchodzi jej w zasadzie moje istnienie, ale mogłaby przynajmniej zadbać o swój interes! Tymczasem co? Poprawka! I to z matematyki, z którą nigdy nie miała problemów. Za rok matura, a ona trzecią klasę liceum zaczyna od zakuwania. Myślałam, że pójdzie na studia, ułoży sobie życie mądrzej niż ja, coś osiągnie…
– To żadna sztuka żyć lepiej niż ty – stwierdziła bezczelnie, gdy ostatnio próbowałam z nią rozmawiać. – Naprawdę zrobiłaś wiele, żeby wszystko spaprać!
– Dlaczego to robisz? – zapytałam bezradnie. – Sprawia ci przyjemność dowalanie mi?
– Myślałam, że tobie sprawia! – zaśmiała mi się w twarz. – Taka z ciebie wieczna cierpiętnica, że nic tylko w ramki oprawić i w kościele powiesić.
Za to ona, czego już na głos nie powiedziałam, coraz bardziej zaczyna przypominać swojego tatusia. Oj, lubi przyłożyć, lubi. Szczególnie jak wie, że ofiara nie odda. Gdyby nie Piotr, dzięki któremu mam jakieś alternatywne życie, czułabym się przez swoją córkę kompletnie udręczona
i nieszczęśliwa.
A tak, chociaż mi Marta dokopie, wyjdę wieczorem na miasto z Piotrem, powłóczymy się po bulwarze nad rzeką, wypijemy kawę w knajpce – i świat od razu rysuje mi się przed oczami w innej perspektywie.
Kocham córkę i chciałabym dla niej wszystkiego, co najlepsze, lecz wiem, że moja moc sprawcza z każdym rokiem jej życia jest coraz mniejsza. Nie zdam za nią śpiewająco egzaminu dojrzałości ani tej nieszczęsnej poprawki, nie sprawię, że stanie się miła i uprzejma dla wszystkich. Życia za nią nie przeżyję, chciałabym jednak w końcu zacząć korzystać ze swojego; bez strachu i zahamowań. I tu pojawia się problem.
Kocham Piotra, czuję się z nim szczęśliwa i pragnę spędzać z nim więcej czasu. Nie myślę o małżeństwie – żoną już byłam i jakoś trudno mi uwierzyć, że to się może udać. Jednak te spotkania ukradkiem, te kłamstwa, że wychodzę z koleżanką do kina albo do galerii handlowej…
Jestem już za stara na takie wybiegi! Czemu zatem nie powiem Marcie, że się widuję z mężczyzną? Czyżbym obawiała się własnej córki?! Wiem, że to żałosne, ale tak właśnie jest. Mam nieodparte wrażenie, że ona mi wszystko zniszczy. Wyśmieje, unurza w błocie krytyki i złośliwości.
– Nie zamierzam się wtrącać w twoje domowe sprawy, Dorotko – powiedział Piotr, gdy kolejny raz próbowałam się wymigać od tego, aby mnie odwiedził. – Ale z was dwóch to ty jesteś dorosła. Ty trzymasz władzę, nie pozwól jej sobie odebrać.
Cóż, miał rację. Postanowiłam więc wziąć byka za rogi i pogadać z córką. Wypatrywałam okazji, jakiegoś lepszego dnia, sposobnej chwili i… na tym się kończyło.
Owszem, córeczko, ja mam jakieś koleżanki
Zbliżają się moje urodziny i kiedy dumałam o prezencie, doszłam do wniosku, że najbardziej ze wszystkiego chciałabym zaprosić do siebie Piotra. Nie żeby na noc, żadne ekscesy mi nie w głowie! Po prostu moglibyśmy razem upichcić smaczną kolację, wypić lampkę wina, potem obejrzeć jakiś dobry film…
Odrobina normalnego życia we dwoje – oto moje marzenie. Zebrałam się w sobie i przypomniałam Marcie, że piętnastego kończę czterdzieści lat.
– No, takich urodzin to już się chyba nie powinno obchodzić! – parsknęła moja córka. – Przecież to prawie jak stypa!
– Przykro mi, że tak uważasz, kochanie – jakoś przełknęłam tę zniewagę. – Pewnie z czasem zmienisz zdanie.
– I co, zamierzasz zrobić imprezę?! Przecież ty nie masz żadnych koleżanek!
– Jakieś tam mam jednak, choćby w pracy – wyjaśniłam. – Z wiekiem człowiekowi potrzebne jest coraz mniejsze grono znajomych, ważne, żeby byli bliscy – tłumaczyłam, mając nadzieję, że przebijam się przez mur, który postawiła między nami, a ona jak nie ziewnie…
– Możesz przejść do meritum? – przerwała mi. – Jak zamierzasz w domu robić imprę, to ja się nie zgadzam. Mam poprawkę i uczę się do niej, nie zauważyłaś?
Szczerze mówiąc, nie. Owszem, córka mało wychodzi, przesiaduje w swoim pokoju, ale jeśli dobrze słyszę, głównie ogląda telewizję. To ma być ta intensywna nauka?! Ale nie rozpraszajmy się: jak już zaczęłam, to skończę.
I powiedziałam Marcie, że mam przyjaciela, i to właśnie jego zamierzam zaprosić. Będzie spokojnie, w żaden sposób nie będziemy jej przeszkadzać.
– Doskonały moment znalazłaś sobie na amory! Dopiero się rozwiodłaś z tatą!
– To już dwa lata, córeczko – przypomniałam.
– Półtora roku! – wybuchła. – Spróbuj tylko przyprowadzać do domu swojego amanta, a więcej mnie nie zobaczysz! Wyprowadzę się do ojca.
I zaczęła wymyślać, że wcale się nią nie interesuję. Mam gdzieś jej problemy, ją samą mam gdzieś! Patrzę tylko, aby złapać następnego chłopa, chociaż tyle się nagadałam, że marzę tylko o świętym spokoju!
Zrobiła mi karczemną awanturę, oskarżając o wszystko, co przyszło jej do głowy. A potem wybiegła z domu, trzasnąwszy drzwiami, aż szyby zadrżały. Siedziałam w kuchni i zastanawiałam się, co właściwie powinnam zrobić.
Zrezygnować z własnego szczęścia, dopóki córka nie wyjedzie na studia? A jeśli to nie nastąpi? Najwyraźniej przestało jej zależeć na wynikach w szkole. Obchodzą ją tylko o tyle, o ile może mnie nimi szantażować!
Najmniej rok życia w ukryciu, i to bez żadnych gwarancji na przyszłość. Tylko czy Piotr tyle zaczeka? Czy ja tak długo wytrzymam? Wiem, że nic nigdy nie zwolni mnie z bycia matką, ale czy to naprawdę jedyna rola, jaką przeznaczył mi los?
Czytaj także:
„Byłam kurą domową, więc po śmierci męża zostałam bez kasy. Nastoletni syn poszedł do pracy, bo nie umiałam się ogarnąć”
„Mieliśmy tańczyć na weselu, a płakaliśmy na pogrzebie. Synowa przeżyła tragedię, która wyssała z niej życie”
„Rodzina oskarża mnie o mezalians, bo wyszłam za biedniejszego mężczyznę. Pieniądze odebrały im resztki godności”