Miałam pracę, z której byłam zadowolona, a w niej fajną paczkę współpracowników. Szczególnie lubiłam Iwonę i Tomka, jej starszego o parę lat brata. Bywało, że w weekendy chodziliśmy razem do kina albo do jakiegoś pubu na piwo. Od dawna byłam samotna i szczerze mówiąc, gdyby nie oni, całymi dniami siedziałabym chyba w swojej małej kawalerce. Mój nastoletni syn żył już bowiem swoim życiem...
To była dla mnie szansa, ale i problem
Pracowałam jako magazynierka w dużym supermarkecie w moich rodzinnych Katowicach. Nie miałam na co narzekać. W dodatku pracodawcy byli chyba ze mnie bardzo zadowoleni, bo kiedy przychodziło do rozdzielania premii, nigdy o mnie nie zapominali. Lubili mnie też współpracownicy i mówili o mnie, że jestem babka, z którą można konie kraść.
Faktycznie zawsze miałam dobry humor, byłam skora do pomocy, a kiedy trzeba było kogoś poratować, na przykład pożyczką, bez wahania sięgałam do portfela.
– Jolu, wejdź na chwilkę do mnie – poprosiła pewnego dnia szefowa sklepu. W paru zwięzłych słowach powiedziała mi, że firma jest ze mnie zadowolona.
Nogi się pode mną ugięły, bo wiedziałam, że często tuż przed zwolnieniem pracownika, mówi mu się coś miłego, na osłodę. A ja tej pracy nie mogłam stracić! Wychowywałam samotnie syna, w dodatku doskonale wiedziałam, że bez kierunkowego wykształcenia, trudno byłoby mi znaleźć coś innego. Czułam, jak łzy zaczynają kręcić mi się w oczach. Byłam pewna, że za chwile usłyszę straszną nowinę: jesteś zwolniona. Tymczasem…
– Chcemy cię awansować – powiedziała szefowa. Zaskoczona, zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować. Serce waliło mi jak młot, a nogi miałam jak z waty.
– Będziesz kierowniczką magazynu – zakomunikowała i zapytała, czemu się nie cieszę, tylko stoję z taką niewyraźną miną.
– Cieszę się, cieszę, tylko w ogóle się tego nie spodziewałam – powiedziałam zgodnie z prawdą.
Kiedy szefowa poinformowała o moim awansie innych magazynierów, nie kryli radości i zareagowali brawami. W końcu zastąpiłam na tym stanowisku Pawła, za którym nikt nie przepadał. Ludzie cieszyli się, że będzie nimi kierował ktoś, kogo dobrze znają i w dodatku lubią.
Ja też widziałam same plusy tej sytuacji. Nie dość, że po dwóch latach, dostałam awans, który na pewno wpłynie na wysokość mojej pensji, to jeszcze miałam taką przewagę nad kimś, kto przyszedłby na to stanowisko z zewnątrz, że doskonale wiedziałam, z kim mam do czynienia. Znałam każdego pracownika z osobna i wiedziałam, komu jakie zadania można przydzielić. To był moim zdaniem duży plus.
Wiedziałam, że Iwona była bardzo dokładna, za to dosyć wolna, natomiast Darek i Tomek byli nie tylko silni, ale też każde polecenie wykonywali w mig. Cieszyłam się, że będę miała taki zgrany zespół. To dobrze rokowało na przyszłość. Kiedy więc parę dni później postanowiłam zaprosić swoich znajomych: Iwonę i Tomka na drinka, żeby w ich towarzystwie uczcić swój sukces, byłam zdziwiona, że odmówili.
Musiałam zacząć działać
– Mamy bardzo pilny wyjazd w nasze rodzinne strony – tłumaczyła Iwona. Uwierzyłam, bo brzmiało to przekonująco. Wiedziałam, że od czasu do czasu moi przyjaciele jeździli do Kielc, gdzie mieli swoich bliskich. Uśmiechnęłam się więc ze zrozumieniem. Jednak, kiedy kilka dni później znowu próbowałam się z nimi umówić, jak za starych dobrych czasów, a oni znowu wykręcili się brakiem czasu, dało mi to do myślenia.
Zastanawiałam się, co może być przyczyną takiego ich zachowania, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. W końcu zaproponowałam Iwonie rozmowę. Pod byle pretekstem zawołałam ją na bok i wprost zapytałam, o co chodzi. A ona, nie owijając w bawełnę, powiedziała, że teraz, kiedy jestem ich szefową, wszystko się zmieniło. Zorientowałam się w dodatku, że nie mówi mi już po imieniu, tylko per pani.
– Przecież nie zadzieram nosa, ani nie robię niczego, co świadczyłoby o tym, że zaszła jakaś zmiana – powiedziałam. Ale ona trwała przy swoim: szef to szef. Smutno mi się zrobiło, bo bardzo zależało mi na tej znajomości. Nie chciałam, żeby z powodu mojego awansu przyjaciele się ode mnie odsunęli.
Przecież wraz ze zmianą stanowiska nie stałam się nagle innym człowiekiem. Wiedziałam, że mam tylko jedno wyjście: dać im wszystkim jasno do zrozumienia, że mój awans nie ma wpływu na nasze relacje. Chciałam, żeby wiedzieli, że jest tak jak dawniej.
Zwołałam kilkuminutowe zebranie, podczas którego w paru żołnierskich słowach powiedziałam, że po pierwsze wszyscy mają zwracać się do mnie po imieniu, po drugie: znamy się na tyle dobrze, że o wszystkim możemy mówić sobie wprost. Dodatkowo ustaliłam z szefostwem, że będę dalej korzystała ze swojej szafki służbowej, tak jak każdy zwyczajny magazynier, bo oddzielny pokój nie jest mi potrzebny.
Tym krokiem, dałam jasno do zrozumienia swoim ludziom, że jestem jedną z nich. Iwonie chyba ulżyło, bo po południu zadzwoniła i zaprosiła mnie na piwo.
– Cieszę się, że dalej jesteś taka normalna – powiedziała.
A ja zapewniłam ją, że nawet gdyby zrobili ze mnie szefową tego całego marketu, woda sodowa nigdy nie uderzy mi do głowy. Bo przyjaciele są ważniejsi niż kariera i awanse.
Czytaj także:
„Mój mąż uparł się, że pies nie będzie spał w łóżku. Nie przez bakterie, ubzdurał sobie, że musi zachować hierarchię”
„Moja siostrzenica jest dorosłą babą, a ciągle żeruje na swoich rodzicach. Bo »ma wygórowane ambicje«!”
„Pomagam wszystkim kobietom, które nie mogą liczyć na swoich mężów. Swój biznes nazwałem… mąż do wynajęcia”