„Mój mąż uparł się, że pies nie będzie spał w łóżku. Nie przez bakterie, ubzdurał sobie, że musi zachować hierarchię”

kobieta śpiąca z psem w łóżku fot. Adobe Stock, Daniel Rodriguez
Zasady zostały jasno określone. Tofik miał nas kochać, nie niszczyć rzeczy, ani nie żebrać o jedzenie. I przede wszystkim spać u siebie.
/ 18.06.2021 12:55
kobieta śpiąca z psem w łóżku fot. Adobe Stock, Daniel Rodriguez

Podobno właściciele psów dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy pozwalają swoim pupilom spać ze sobą w łóżku i się do tego przyznają, a druga to tacy, którzy pozwalają swoim pupilom spać ze sobą w łóżku, ale się do tego nie przyznają.
Moim zdaniem jest jeszcze trzecia grupa – kto wie, czy nie najliczniejsza. To ludzie, którym pies pozwala spać ze sobą w łóżku. I właśnie my z mężem do tej trzeciej grupy się zaliczamy.
Założenia były oczywiście inne. Zanim zabraliśmy Tofika ze schroniska, dokładnie ustaliliśmy zasady, które będą obowiązywać w naszym domu po pojawieniu się nowego lokatora. Lista zawierała obowiązki ludzi (czyli nasze) i powinności psa. Była bardzo długa, więc ograniczę się tylko do najważniejszych punktów.

Otóż my zobowiązaliśmy się między innymi zwierzaka kochać, karmić, wyprowadzać na spacery, bawić się z nim, w razie potrzeby leczyć. On też miał nas kochać, siusiać na dworze, nie gryźć butów, nie żebrać przy stole, no i oczywiście spać na swoim posłaniu w przedpokoju.

Ten ostatni punkt psich obowiązków mąż podkreślił trzy razy czerwonym markerem. Stwierdził, że za nic na świecie nie pozwoli, by Tofik przekroczył próg naszej sypialni. W swojej naiwności myślałam, że martwi się o zarazki, ślady łapek i piach na prześcieradle. Ale on nawet o tym nie pomyślał! (No tak, to ja najczęściej robię pranie!). Okazało się, że chce jedynie zadbać o… prawidłową hierarchię w naszym domu.

W jakiejś mądrej książce o wychowaniu psów przeczytał bowiem, że jeśli ta hierarchia ma być zachowana, to tam, gdzie śpi szef, czyli samiec alfa, nie ma prawa wylegiwać się żaden z osobników podporządkowanych. Już chciałam powiedzieć, żeby w takim razie zabrał swoją poduszkę i przeprowadził się na kanapę do salonu, ale się powstrzymałam. Mama zawsze powtarzała, że jak mężczyzna myśli, że rządzi w domu, to go z błędu nie należy wyprowadzać… Bo całe szczęście, że tylko tak myśli!

Do jednego buta nasikał, a drugi doszczętnie pogryzł

Szybciutko okazało się, że założenia sobie, a życie sobie. My zazwyczaj wywiązywaliśmy się ze swoich obowiązków w stu
procentach. A Tofik? Owszem, od razu pokochał nas bezgranicznie. Okazywał to całym sobą. Wpatrywał się nas jak
w obrazek, merdał ogienkiem, skakał, łasił się, lizał po nogach i rękach, przytulał się, uśmiechał. Słowem na każdy kilogram szczeniaka z dziesięć miłości. Czyli razem trzydzieści. Ale z przestrzeganiem reszty zasad bywało u niego różnie…

Na początek rozprawił się z wyjściowymi butami mojego męża. Do lewego nasiusiał, a prawy pogryzł i w ciągu następnych dni zjadł do podeszwy. Zostało mu to wybaczone, bo przecież wychodzić dopiero się uczył, a gryźć musiał, bo akurat mu się ząbki wyrzynały.
Mąż co prawda w pierwszej chwili miał wielką ochotę go skarcić, bo buty były bardzo drogie i firmowe, jednak szybko wybiłam mu to z głowy. Bo, po pierwsze, na psa nie wolno krzyczeć, a po
drugie – mąż był sam sobie winny
. Buty chowa się przecież do szafki, a nie zostawia rozrzucone w przedpokoju. Podobnie jak brudne skarpetki wrzuca się do kosza z rzeczami do prania. Od 15 lat mu to powtarzałam… Zresztą nasz psiak wkrótce zaczął gryźć tylko swoje zabawki i przestał siusiać w domu. A porozwalane buty i skarpetki mam do dziś…

Z zachowaniem przy stole też początkowo nie było u naszego pupila najlepiej. Tofik był królem żebraków. Gdy tylko
zasiadaliśmy do kolacji, on przysiadał obok – i się zaczynało. To błaganie w oczach, stawanie na tylnych łapkach, cichutkie, ale rozdzierające serce piszczenie… Najtwardszy głaz by pękł i podzielił się z psiną kotletem czy kanapką, a co dopiero tak wrażliwe istoty jak my!

Po pewnym czasie pojawiły się problemy. Tofik zaczął się drapać. Na początku myśleliśmy, że to jakaś pchła się zaplątała, ale przecież od razu kupiliśmy mu specjalną obrożę. Skąd więc pchła? Na wszelki wypadek obejrzeliśmy mu jednak sierść na karku, brzuchu i za uszami.
Insektów faktycznie nie było, ale na skórze psiaka zauważyliśmy niewielkie ranki. Zawieźliśmy go do weterynarza.

I jak się facet dowiedział, czym go karminy, to aż złapał się za głowę. Natychmiast też zrobił nam wykład na temat żywienia psów. Dowiedzieliśmy się między innymi, że to, co jest dobre dla człowieka, wcale nie musi być dobre dla Tofika. Że wędliny i mięso z konserwantami i przyprawami to na dłuższą metę trucizna.
A psy po takim jedzeniu dostają uczulenia, mają biegunki, chorują na wątrobę. I jeżeli chcemy, żeby nasz pupil dożył z nami w zdrowiu później starości, to absolutnie powinniśmy skończyć z dokarmianiem go ludzkim jedzeniem. Przerażeni obiecaliśmy, że skończymy.

Cóż to za frajda leżeć tam w samotności?

Nie muszę chyba mówić, że psiakowi nie spodobało się takie rozwiązanie, chociaż mąż mu tłumaczył, że to dla jego dobra i zdrowia. Biedaczek nie potrafił tego zrozumieć. Nadal stawał na dwóch łapkach, prosił… Ale co tu wymagać rozumu od psa, jeżeli jego niby mądrzejszemu panu akurat w kwestiach zdrowotnych także rozsądku brakuje? Przecież mój mąż doskonale wie, że papierosy bardzo, ale to bardzo szkodzą.
A mimo to pali jak smok od 20 lat…

Ostatecznie w sprawie dokarmiania psa zdecydowaliśmy się na pewien kompromis. W trakcie naszej kolacji Tofik zaczął dostawać psi przysmak lub kawałeczek gotowanego mięska, jednak bez żadnych przypraw. A co do palenia papierosów, to mąż obiecuje, że rzuci. Codziennie słyszę, że od jutra...
No i wreszcie spanie. Jak już wspomniałam, mąż od razu zapowiedział, że pies nie ma wstępu do sypialni, bo to podważy jego autorytet jako samca alfa. Legowisko Tofika stanęło więc we wnęce w przedpokoju, niedaleko miseczek na jedzenie i wodę. W miejscu cichym, ciepłym i bardzo przytulnym.

Przez kilka pierwszych dni wydawało się, że szczeniak polubił swój kącik. Co wieczór zwijał się w kłębuszek i grzecznie zasypiał. Ale po tygodniu zmienił zdanie.
Zaczęły się nocne wycieczki pod drzwi sypialni. Drap, drap, drap… Piii, pii, pii… Hau, hau, hau... Tofik potrafił tam stać przez kilka godzin. Oka nie można było zmrużyć… Po trzeciej nieprzespanej nocy mąż nie wytrzymał i uchylił drzwi. Mieliśmy nadzieję, że psiak pokręci się trochę, pozwiedza i wróci do siebie.

I owszem, wpadł jak burza, obwąchał każdy kąt, ale potem, zamiast zrobić w tył zwrot, odbił się od podłogi jak piłeczka i wskoczył na łóżko. Po chwili spał już zwinięty w kłębek w naszych nogach.

Mąż najpierw popatrzył na to bezradnie, a potem… machnął ręką. Chyba po prostu wtedy myślał już tylko o tym, żeby się wreszcie porządnie wyspać. Ziewając, stwierdził, że na takie rozwiązanie to się może ostatecznie zgodzić. Bo po pierwsze, pies leży na samym dole materaca, czyli odpowiednia hierarchia ciągle jest zachowana, a po drugie, tak przyjemnie grzeje w stopy…

Wyglądało na to, że wszyscy są już zadowoleni. Wkrótce okazało się, że nie...

Tofikowi dość szybko znudziło się spanie w nogach. Chyba uznał, że wyżej jest przyjemniej i cieplej, więc co noc przesuwał się troszeczkę w górę. Prawie niezauważalnie, nie więcej niż o pół łapki. Po dwóch tygodniach był na wysokości naszych kolan, po miesiącu – bioder, a po kolejnym tygodniu – ramion.

Oczywiście, gdy już przejrzeliśmy jego chytry plan, chcieliśmy go skłonić do powrotu w nogi. Nie powiem, nawet słuchał. Grzecznie szedł na skraj materaca. Ale gdy tylko zasypialiśmy, wracał na swoje nowe miejsce. Na dodatek zaczął się panoszyć w łóżku. Rozpychał się, dawał nam kuksańce łapkami, gdy było mu za ciasno. Szczęśliwie upodobał sobie połowę łóżka, na której spał mąż. Ja odpoczywałam więc w miarę komfortowo, a mąż najczęściej wisiał na brzegu materaca…

Aż dziw bierze, że taki mały piesek może zajmować aż tyle miejsca! No ale jak się rozciągnie wygodnie na grzbiecie i rozłoży łapki na boki, to nawet królewskie łoże robi się zbyt wąskie
Mąż znosił te niedogodności w miarę spokojnie. Twierdził, że Tofik to jeszcze szczeniaczek i w związku z tym należy mu się specjalne traktowanie. Ale wczoraj już nie wytrzymał. Stało się to wtedy, gdy psiak znowu posunął się o pół łapki wyżej i przeniósł na poduszkę.
Gdy mój ślubny kładł się spać, miał jeszcze miękko pod głową. Kiedy się obudził rano, leżał już tylko na materacu. A nad jego głową chrapał w najlepsze nasz piesek. O rany, jak mój samiec alfa się wtedy zdenerwował! Wyskoczył z łóżka jak oparzony i stwierdził, że nie da się więcej tak poniżać, że to pies ma spać w jego nogach, a nie on w łapach psa. I zapowiedział, że zrobi z tym porządek. Zastanawiam się tylko kiedy, bo dziś pościelił sobie na kanapie w salonie… 

Czytaj także:
„Mój były 9 lat nie interesował się córką. Teraz nagle zaczął kupować sobie jej miłość”
„Liczyła się dla mnie tylko kariera, do celu szłam po trupach. Gdy śmierć zajrzała mi w oczy, obok mnie nie było nikogo”
„Kochałam mojego męża, nie był złym człowiekiem. Tylko te inne kobiety w jego życiu…”

Redakcja poleca

REKLAMA