Colę na drogę i kanapki włożyłam ci do tego mniejszego plecaka. I nie zapomnij, że masz do mnie zadzwonić, jak tylko dojedziesz na miejsce – upominałam po raz kolejny mojego trzynastolatka, uważając przez cały czas, aby przy kolegach nie nazwać go żadnym pieszczotliwym zdrobnieniem. A nie było to łatwe! Dla mnie Dominik ciągle jeszcze był tym jasnowłosym berbeciem, którego nosiłam na rękach. Teraz miał prawie 170 cm wzrostu i już parę razy to on podniósł mnie z ziemi.
– Zostaw! – piszczałam wtedy jak szalona. – Bo mnie jeszcze upuścisz!
– No co ty, mamo? Nigdy w życiu! – obrażał się wtedy zabawnie, napinając dumnie muskuły.
„Mam już prawie dorosłego syna” – myślałam w takich momentach. A potem Dominik wariował ze swoimi kolegami, zamieniając nasze mieszkanie w dziką dżunglę i znowu przypominałam sobie, że nadal jest dzieckiem. Moim syneczkiem, który w niedzielne poranki wślizgiwał się pod moją kołdrę, domagając się pieszczot.
– No to cześć! Na razie! – powiedział teraz Dominik oficjalnie, wsiadając do autobusu. Jeszcze dwa lata temu poczekałabym, aż ruszy, machając synkowi na pożegnanie. Dzisiaj odeszłam od razu i tylko uśmiechnęłam się sama do siebie. „Gdybym została, pewnie uznałby to za szczyt obciachu przed kumplami!” – pomyślałam, zastanawiając się, co zrobię z tymi wolniejszymi dniami, które Dominik spędzi na wakacjach na Mazurach.
Może umówię się z koleżanką na plotki? Najlepiej w środę, kiedy mój mąż, Michał, jak zwykle wyjdzie z kolegami na piłkę. Przeważnie wtedy robiliśmy sobie z Dominikiem filmowy wieczór. Gdy syn był w domu, starałam się nigdzie nie wychodzić. I wolałam też, kiedy jego koledzy przychodzili do nas, zamiast wyciągać Dominika z domu. Ot, nadopiekuńczość matki. Chociaż lubiłam raczej myśleć o sobie, że jestem zapobiegliwa. Nastolatka lepiej mieć na oku! Tyle jest różnych pokus! A ja przynajmniej wiem, co robi na co dzień mój syn! – mówiłam sobie.
Teraz też byłam pewna, że Dominik wróci z wyjazdu pełen wrażeń, którymi się potem ze mną podzieli, zdradzając mi w końcu nawet swoje najskrytsze tajemnice. Byłam przecież jego najlepszą przyjaciółką, najrówniejszym kumplem! Oczywiście, po dojechaniu na miejsce, Dominik karnie zadzwonił.
– Wszystko jest ok, mami! Pa! – rzucił tylko pośpiesznie, ale mnie to uspokoiło.
Umówiłam się do kina z moją najlepszą przyjaciółką, Moniką. Potem jeszcze poszłyśmy sobie na kawę. Do domu wróciłam późno, Michał już spał.
Dźwięk dzwonka zabrzmiał rano jak wystrzał!
To była moja komórka.
– Dominik! – szepnęłam zdjęta złym przeczuciem, które tylko się pogłębiło, gdy na migającym ekranie odczytałam numer wychowawczyni syna. Coś mu się stało! – drżącymi rękami otwierałam klapkę, a przed oczami przesuwały mi się tragiczne obrazy: mój syn z połamanymi nogami, wypadł z okna wypchnięty przez łobuzów. Albo leżący z rozbitą głową w łazience, bo się pośliznął na mokrych kafelkach.
– Pani Jasińska? – głos wychowawczyni był jednak zimny i oficjalny.
– Tak! Co się stało Dominikowi? – wydyszałam przerażona. – Jest ranny? Źle się czuje?
– Raczej to drugie. Boli go głowa… – wycedziła.
– Przewrócił się? – wpadłam jej w słowo, nie zwracając uwagi na dziwny ton. – Wiedziałam! Pewnie go popchnął któryś pod prysznicem!
– Niezupełnie. Boli go głowa, bo wypił. To się nazywa kac! – wychowawczyni wypluła z siebie to słowo, jak coś ohydnego, a ja zamarłam. Kac? Jaki kac?
– Ależ mój syn nie pije! – wykrzyknęłam zszokowana. Co ta baba wygaduje? Pewnie sama jest pijana! Ładne rzeczy! Pijana kadra na zielonej szkole!
– No to jest pani w błędzie! Dominik nie tylko sam pije, ale jeszcze rozpija swoich kolegów! – uparła się wychowawczyni, a w jej głosie wyczułam narastającą irytację.
– Pani syn przywiózł ze sobą butelkę wódki. Luksusowej! I wieczorem częstował nią kolegów z pokoju! Na szczęście oni mało wypili, ale Dominik ponad pół butelki! Dzisiaj weszłam do nich rano, żeby skontrolować, czy już wstali, a on był kompletnie nieprzytomny! Nie dało się go dobudzić! Nie można z nim było się porozumieć!
– Skąd pani wie, że wódka była Dominika, skoro pani z nim nie rozmawiała? – wypaliłam.
– Inni uczniowie mi powiedzieli!
– Akurat! Po prostu zwalili winę na najbardziej poszkodowanego! Nie wierzę, że mój syn zrobił coś takiego! I niby gdzie dostał wódkę? Ma przecież tylko 13 lat, a sprzedaż alkoholu nieletnim jest nielegalna! – aż cała się trzęsłam z oburzenia.
– Nie wiem, skąd wziął wódkę! Może powinna pani sprawdzić w domu, czy alkohol nie jest dostępny dla dziecka! Jestem o krok od wezwania policji, żeby go sprawdzili alkomatem i spisali protokół! – zagroziła mi wychowawczyni.
– Niech pani tego nie robi, błagam! – uderzyłam w proszący ton zdjęta przerażeniem, przez co będzie musiał przejść mój syn. – Ja… jestem pewna, że potrafimy to załatwić jak dorośli ludzie!
– Już rozmawiałam z dyrektorem ośrodka! Dominik będzie miał wpisaną naganę do karty kolonijnej! Mam nadzieję, że takie zachowanie już się nie powtórzy! – zapowiedziała mi surowo.
– Czy… mogę z nim porozmawiać? – poprosiłam.
– Niestety, tak jak wcześniej mówiłam, Dominik śpi! Zadzwoni do pani, gdy wytrzeźwieje! – jej słowa smagnęły mnie po policzku jak bat!
Wyobraziłam sobie mojego synka, pijanego, śmierdzącego alkoholem, mojego małego synka… To niemożliwe!
– Daj spokój, mamo! – głos Dominika zabrzmiał jednak obco, kiedy zadzwonił do mnie po południu.
– Ależ, kochanie! To przecież nie mógł być twój alkohol! Zauważyłabym butelkę, gdy pakowałam twoją torbę! – zapewniłam bardziej siebie niż jego.
– To był mój alkohol! – zaskoczył mnie tym prostym przyznaniem się do winy.
– Kogo kryjesz? Tego zarozumiałego Artura? – wymieniłam kolegów, z którymi pojechał na wakacje. – A może Marcina? Widziałam jego ojca kilka razy pijanego, pewnie jest alkoholikiem!
– Nikogo nie kryję, mamo! Mówię tylko prawdę!
– A niby skąd wziąłeś alkohol?
– A mało go w naszym domu? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie i rozłączył się.
Słuchawka wypadła mi z ręki. A mało go w naszym domu… Mało go… – dźwięczały mi w uszach słowa syna. Tak bardzo starałam się przez te wszystkie lata, żeby ochronić syna! Nie zostawiałam go sam na sam z Michałem, czuwałam przy nim, gotowa zapobiec… Właściwie czemu? Temu, żeby Dominik zobaczył swojego pijanego prawie co wieczór ojca, jak zasypia nieprzytomny na kanapie przed telewizorem? Przecież Michał wcale nie krył się z butelką.
– Umiem wypić i wiem, kiedy przestać! – twierdził, stawiając alkohol na stole. Szczycił się tym, że nigdy po wódce nie wyczynia burd, tylko idzie spać.
Zaczęło się przed wielu laty, od jednego drinka wieczorem.
– Mam stresy i muszę odreagować! – twierdził wtedy mój mąż. Ale po kilku latach nie kończyło się już na jednym drinku. Tylko na kilku. A teraz nierzadko na całej butelce…
– Masz w domu alkoholika! – pierwsza wypowiedziała te słowa moja siostra i prawie ją wtedy za to znienawidziłam! Jaki alkoholik? Alkoholik to przecież ktoś, kto leży w rynsztoku… Alkoholicy to margines, a mój mąż jest szanowanym człowiekiem, prowadzącym własną firmę.
– Michał wie, kiedy przestać! – powtórzyłam jej z godnością zdanie męża. I wtedy jeszcze w to wierzyłam. Ale już niedługo…
W końcu nawet dla mnie stało się jasne, że mój ukochany ma problem z alkoholem. I co wtedy zrobiłam? Stchórzyłam! Udawałam sama przed sobą, że nie ma żadnego problemu. I przez lata wierzyłam, że skoro ja tego nie widzę, to nie widzi także Dominik. Dlatego to, co zrobił syn na wyjeździe, zabolało mnie jak nóż wbity w serce. Kiedy Dominik tak się zmienił?
Jak doszło do tego pijaństwa?
Zadzwoniłam do pracy i poprosiłam o wolny dzień. Potem usiadłam w fotelu i pogrążyłam się w myślach. Powoli docierały do mnie strzępki niepokojących wspomnień… Kilkuletni Dominik wylizujący końcem języka resztki coli z alkoholem ze szklanki Michała. Zbierający puszki po piwie, które przywoził sobie tata z zagranicznych podróży. Wtedy myślałam, że wszyscy jego koledzy mają takie hobby, ale…
– Kiedyś będę zbierał pełne! – zapowiedział mi z nadzieją dziesięcioletni syn. Wtedy roześmiałam się, traktując to jako żart.
I potem to najgorsze wspomnienie, które zepchnęłam na samo dno pamięci.
– Ojciec nie umie pić! – usłyszałam pogardliwy głos Dominika, kiedy podczas jakiegoś sylwestra Michał upił się grubo przed północą i zostawił gości, zwalając się na łóżko w sypialni.
– Ja bym nie padł po alkoholu, tak jak on. Mam mocniejszą głowę! – zapewnił swojego kolegę, który u nas wtedy nocował. Boże! To było zaledwie kilka miesięcy temu! Dlaczego wtedy nie zareagowałam? To były dla mnie tylko popisy nastolatka! Wypełnił mnie żal, że nic nie zrobiłam. Nie przeprowadziłam z Dominikiem żadnej rozmowy… Mam nadzieję, że teraz nie będzie za późno. Ani dla niego, ani dla… Michała!
Otworzyłam szafkę, w której mój mąż trzymał alkohol. Stała tam do połowy opróżniona… zgrzewka wódki Luksusowej! Faktycznie, Dominik na pewno nie miał żadnego kłopotu, żeby sobie zabrać jedną. A może zrobił to nie pierwszy raz?
– Dominik został przyłapany na piciu alkoholu! Częstował kolegów! – wypaliłam Michałowi bez ogródek, gdy tylko wrócił po pracy do domu.
– Tak? – zdziwił się. Po czym skomentował wesoło: w jego wieku to normalne!
– Jak to, normalne? Co masz na myśli? – aż mi tchu zabrakło. Co ten człowiek bredzi? Nagle spojrzałam na swojego męża całkiem innymi oczami!
– No, że próbuje! Nastolatki chcą wszystkiego doświadczyć! – stwierdził i nalał sobie do szklaneczki drinka. Przed kolacją!
– Zostaw to! – wyrwałam mu szklankę z ręki, aż alkohol rozchlapał się dookoła.
– Co robisz? Miałem ochotę się napić! Chyba mam prawo po całym dniu stresującej pracy! – łypnął na mnie wściekle. Tym razem mu nie przytaknęłam, jak przez ostatnie lata.
– Ty masz stresującą pracę? Ja też! Jestem główną księgową, pamiętasz? Liczę cudze pieniądze! Jedna pomyłka i mogę wylądować w pudle na długie lata! A czy ja z tego powodu piję codziennie?
– Może się aż tak bardzo nie przejmujesz swoją pracą! – Michał wzruszył ramionami i sięgnął do szafki po nową butelkę alkoholu. No, tego już było za wiele!
– Ale się przejmuję naszym synem! – krzyknęłam, wytrącając mu butelkę z ręki.
Roztrzaskała się w drobny mak, obryzgując alkoholem szafki i podłogę. A ja, w szale, porwałam za tłuczek do mięsa i… w zapamiętaniu zaczęłam rozbijać kolejne butelki. Jedną po drugiej!
– Wariatka! – Michał patrzył na mnie z nienawiścią w oczach.
On bardziej kocha ten alkohol niż mnie! – ta myśl uderzyła mnie tak nagle, że aż się zachwiałam. – A może nawet bardziej niż naszego syna…
– Dominik wraca za tydzień. Musisz pójść ze mną na zbiórkę, żeby go odebrać i wysłuchać tego, co ma do powiedzenia wychowawczyni! – zapowiedziałam Michałowi. – A teraz, póki jeszcze nie ma go w domu, powinniśmy porozmawiać!
– O czym? – wzruszył ramionami. – Już ci powiedziałem, ze nastolatki lubią eksperymentować! Sam piłem pierwszy alkohol, gdy byłem w wieku Dominika!
– I popatrz, czym to się skończyło!
– Jak to: czym? Jestem szanowanym człowiekiem z własną firmą! – nadął się.
– Jesteś wrakiem człowieka bez przyjaciół! A firma? Jeszcze funkcjonuje, ale dobrze wiesz, że zyski nie rosną, bo jej nie rozwijasz! – wypaliłam.
– Nie pozwalaj sobie! – w jego oczach zobaczyłam niebezpieczne błyski.
– Jeśli ja ci tego szczerze nie powiem, to kto to zrobi? – spytałam go, przygotowana na najgorsze, nawet na cios. Ale na szczęście cios nie nastąpił.
Michał wyszedł z domu, trzasnąwszy drzwiami. Wrócił po półgodzinie, pobrzękując butelkami w plastikowej siatce i milcząc, spił się, jak nigdy dotąd! Następnego dnia nie wstał do pracy. A ja rano szybko spakowałam do torby trochę najpotrzebniejszych rzeczy. Swoich i Dominika. Wyszłam z domu, zostawiając Michałowi kartkę: „Wrócimy, jak podejmiesz właściwą decyzje. Nasz syn nie będzie patrzył dłużej na ojca alkoholika. Wybieraj – rodzina albo wódka”. I pojechałam do siostry.
– Nareszcie! – powiedziała mi, gdy stanęłam na progu jej domu.
– Mogę zostać u ciebie na kilka dni? Z Dominikiem… – upewniłam się.
– Nawet na zawsze, chociaż tego wam nie życzę! Ani Michałowi! – zapewniła mnie. Poczułam łzy na policzku.
– Przepraszam za to, że nie chciałam ci uwierzyć – powiedziałam.
– Nie ma za co. Wierzyłaś, tylko nie chciałaś dopuścić do siebie tej myśli, że twój ukochany Michał ma taki problem. To normalne, że idealizujemy tych, których kochamy!
Tydzień później sama odebrałam Dominika ze zbiórki.
– Gniewasz się? – spojrzał na mnie skruszony.
– Nie. Jestem z ciebie dumna, że się do wszystkiego sam przyznałeś! – powiedziałam mu szczerze i pomyślałam: „twój ojciec tego nie potrafi!”.
– Mamo! – przytulił się do mnie z ulgą.
– Ale wiesz, że musimy o tym poważnie porozmawiać? – zapowiedziałam synowi.
– Tak! – wykrzyknął, a ja wtedy zrozumiałam, że ten jego szczeniacki wybryk z wódką na szkolnej wycieczce, to było nieme wołanie o pomoc! O zrozumienie tego, co się dzieje w jego domu, a o czym my, dorośli nie chcemy rozmawiać udając, że nie ma żadnego problemu!
Sprowokował nas do akcji
– Nie jedziemy do domu? – zdziwił się Dominik, gdy zamiast w kierunku naszego osiedla wyjechałam za miasto.
– Pomieszkamy trochę u cioci. Tata musi mieć czas, żeby przemyśleć sobie swoje problemy z alkoholem! – powiedziałam. A wtedy syn spojrzał na mnie z wdzięcznością!
– Kocham tatę, ale nawet nie masz pojęcia, jak się go wstydzę, gdy pije! – przyznał się potem Dominik, gdy leżeliśmy razem w moim łóżku, przytuleni.
– To dlaczego sam wypiłeś alkohol? Chciałeś się przekonać, jak to jest? – spytałam, podpierając się na łokciu. Długie rzęsy Dominika rzucały cień na jego policzki.
– To też! – przyznał. – Chociaż podpijałem tacie drinki już wcześniej i wiedziałem, jak się po nich kręci w głowie. Bardziej chciałem, żeby moi koledzy zobaczyli, że ktoś, kto pije, nie musi być draniem. Mój tata nie jest! A alkohol to taka normalna rzecz!
– Co…? Normalna rzecz? – zabrakło mi tchu.
– No bo w naszym domu to normalna rzecz! – dokończył.
– Mam nadzieję, że teraz już nie… – w oczach pojawiły mi się łzy. – Tata nie jest draniem, tylko jest chory. Uzależnienie od alkoholu to choroba! Tylko że on sam musi chcieć się wyleczyć, nie możemy mu kazać!
– Jeśli nas kocha, to się zacznie leczyć! – stwierdził Dominik zmęczonym głosem i po chwili już chrapał wtulony we mnie.
Obudziłam się w środku nocy, dźgnięta przez Dominika łokciem pod bok. Jęknęłam i otworzyłam oczy. Mój nastolatek zajmował trzy czwarte łóżka. „Już nie zasnę!” – pomyślałam, chociaż pod powiekami czułam piasek. W dodatku za oknem migotało jakieś światło. Białe i pomarańczowe. Po chwili rozległ się krótki sygnał karetki i wszystko się uspokoiło. Odjechała.
Gdy ponownie otworzyłam oczy, świtało. Odsunęłam zasłony, spojrzałam na śpiącego jeszcze Dominika, a potem za okno, na wyłaniającą się z porannej mgiełki ulicę i… Ależ to nasz samochód! Rozbity! – po raz kolejny w ciągu kilku dni serce stanęło mi w gardle. Co z Michałem?!
Odnalazłam go w szpitalu, do którego zawiozła go nocą karetka. Ta sama, której światła mnie obudziły. Miał złamane żebra i wstrząs mózgu, ale żył! Policja odebrała mu prawo jazdy za prowadzenie auta pod wpływem alkoholu.
– Chciałem po was pojechać. Dom był taki pusty, gdy wyprowadziłaś się do siostry. Tymczasem na tej wąskiej uliczce wypadł mi pod koła kot. Zahamowałem i… wylądowałem na latarni! – opowiadał mi wstrząśnięty.
– Ciesz się, że to był kot, a nie człowiek! – powiedziałam mu.
Po tym wypadku Michał zapisał się do AA i zaczął się leczyć. A ja z Dominikiem także chodzimy na spotkania Rodzin AA. Jesteśmy przecież oboje współuzależnieni. Wierzę jednak głęboko, że razem pokonamy nasze problemy!
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy