Kochałam mojego syna najbardziej na świecie. Takim samym uczuciem obdarzyłam swojego wnuka, którego kochałam bez pamięci. Nie wiem dlaczego, syn postąpił z nami tak perfidnie i nas skrzywdził.
Dawaliśmy mu wszystko, co chciał
Ja i mój mąż mamy jednego syna. Zawsze był naszym oczkiem w głowie i przez całe życie myślałam, że zapewniamy mu wszystko, czego potrzebował. Olek od dziecka miał wszystko to, czego nie mogły mieć inne dzieci. Oboje z mężem dobrze zarabialiśmy, więc zawsze otrzymywał najdroższe prezenty i te najbardziej modne. Robiliśmy też wszystko, by zapewnić mu jak najlepszy start w przyszłość – w tym, jeśli chodzi o studia. Nie musiał pracować, miał się tylko uczyć. I być może w tym właśnie przedobrzyliśmy.
Tuż przed obroną pracy magisterskiej poznał Marlenę. Dziewczyna była doktorantką na jego kierunku, a więc była od niego kilka lat starsza. Kiedy ją poznaliśmy, wydawała się rozsądną, mądrą, młodą kobietą. Cieszyłam się, że mój syn poznał taką kobietę. Liczyłam na to, że dzięki temu spodoba mu się życie akademickie i być może oboje będą robić karierę na uczelni.
Po obronie jego pracy magisterskiej zakomunikowali, że Marlena jest w ciąży. Zapytaliśmy wtedy z mężem, co planują.
– Ja na razie myślę o tym, aby zrezygnować z nauki, bo muszę iść do pracy – powiedział Olek.
– Myślę, że bardziej rozważne byłoby, gdybyś pozostał na uczelni i poszukał pracy, którą możesz dostosować – powiedział mój mąż.
– Nie ma przecież przymusu, żeby zaczynać doktorat zaraz po skończeniu studiów. Marlena za chwilę nie będzie mogła pracować, więc ja muszę zająć się rodziną – odrzekł mój syn.
Decyzja wydawała się przemyślana
No i rzeczywiście od siódmego miesiąca ciąży Marlena cały czas była w domu. Olek pracował. Oboje mieszkali z nami, bo nie stać ich było na wynajęcie wystarczająco dużego mieszkania, by mogli pomieścić się tam z dzieckiem. Dodatkowo ograniczało to też koszty, dając młodym możliwość odłożenia pieniędzy na wydatki związane z wychowaniem malucha.
Nie obyło się też bez pytań z naszej strony oraz reszty rodziny, czy w tej sytuacji nie planują zalegalizować swojego związku. Oboje zgodnie wtedy stwierdzili, że nie jest to im do niczego potrzebne, bo uczucie, które ich łączy, jest bardzo silne.
I tak minęło dziewięć miesięcy. Na świat przyszedł śliczny chłopczyk, któremu na imię dali Paweł. Oczywiście ja jako babcia i mój mąż jako dziadek, zakochani byliśmy w nim bez pamięci. Bardzo się cieszyłam, że młodzi z nami mieszkają i że mogę mieć wnuka codziennie przy sobie. Marlena okazała się bardzo troskliwą matką i spędzała z małym bardzo dużo czasu. Olek po powrocie z pracy również zajmował się synkiem. Byłam bardzo dumna z naszej rodzinki. Wtedy…
Zaskoczył nas ten pomysł
Kiedy mały skończył pół roku, Olek i Marlena zakomunikowali nam pewnego weekendu, że planują wyjazd za granicę. Mieli udać się do Hiszpanii, by tam popracować.
– Nie bardzo rozumiem, jak sobie to wyobrażacie – powiedziałam wtedy. – Przecież Pawełek jest za mały, żeby zabierać go ze sobą w taką podróż, gdy oboje będziecie planowali tam pracować. Nie oddacie go przecież tam do żłobka!
– No i właśnie tu pojawia się pewna kwestia, którą chcielibyśmy z wami przedyskutować – powiedział mój syn, spoglądając porozumiewawczo na Marlenę. – Czy zgodzilibyście się zająć się Pawełkiem na czas naszego wyjazdu do Hiszpanii?
Uwielbiałam mojego wnuka, by nie rzec, że miałam na jego punkcie totalnego fioła, ale czym innym jest pomagać młodym rodzicom w opiece nad dzieckiem, a co innego przejąć nad nim opiekę. To ogromna odpowiedzialność, a dla takiego malucha więź z rodzicami jest bezcenna. Nie mogłam zrozumieć, jak mogą chcieć zostawić dziecko w tym wieku i wyjechać. Zwłaszcza nie mogłam zrozumieć Marleny, bo ja nie umiałabym zostawić swojego syna i to takiego maleńkiego.
– Uważam, że za wcześnie chcecie podjąć takie kroki. Nie rozumiem też, w jakim celu chcecie udać się do Hiszpanii! Olek, przecież po to pracowałeś i nie poszedłeś na studia doktoranckie, żebyście mieli teraz lepszy start – wyraziłam swoją opinię, a mój mąż zdecydowanie mnie poparł.
– No tak – zaczął mówić mój syn – ale nie zarobiłem tyle, abyśmy mogli kupić własne mieszkanie. Nie chcemy z wami mieszkać na stałe. Wyjazd jest tylko na trzy miesiące.
Z jednej strony zabolało mnie stwierdzenie, że mój syn nie chce już z nami mieszkać, a z drugiej byłam dumna z niego, bo jako ojciec rodziny powinien podjąć kroki usamodzielniające. Odpowiedziałam młodym, że musimy porozmawiać i po wspólnej naradzie z mężem, zgodziliśmy się.
Młodzi bardzo szybko przystąpili do przygotowań do wyjazdu. W Marlenę wstąpił nowy duch i miałam wrażenie, że dodatkowo odżyła po porodzie. Pomyślałam wtedy, że może ten wyjazd nawet dobrze im zrobi, a wnuczek jest jeszcze na tyle mały, że nie będzie pamiętał rozłąki.
Ciągle przedłużali pobyt
Dzieci wyjechały, a czas szybko upływał na opiece nad Pawełkiem. Byłam na emeryturze, bo jako nauczycielka przyszłam na wcześniejszą, a mąż ciągle jeszcze pracował. Opieka nad takim małym dzieckiem jest wyczerpująca, ale daje też bardzo dużo satysfakcji, a my byliśmy zakochani w naszym jedynym wnuku.
Olek i Marlena często dzwonili i pytali, jak się ma ich synek. Udało nam się też nawiązywać połączenia przy użyciu kamerki, dzięki czemu mogli oglądać, jak ich dziecko szybko rośnie i pięknie się rozwija. Wysyłaliśmy im także zdjęcia.
Gdy zbliżał się koniec ich kontraktu w Hiszpanii, podczas jednej z ostatnich rozmów internetowych, Olek powiedział, że planują zostać jeszcze miesiąc dłużej, bo dostali dodatkowe zlecenie i mają szansę zarobić całkiem spore pieniądze. My z mężem oczywiście się zgodziliśmy, choć poczułam wtedy dziwny niepokój.
– Nie mogę zrozumieć, jakim cudem Marlenie jest tak łatwo rezygnować z przebywania z dzieckiem – podzieliłam się z mężem swoimi wrażeniami. – Pamiętam, jak Olek był taki maleńki, jak bolał mnie każdy moment, gdy musiałam wyjść z domu.
– Sam tego nie rozumiem – powiedział mąż – ale może motywuje ich chęć kupienia tego mieszkania.
Skinęłam głową, ale tak naprawdę nie umiałam tego pojąć. I tak minęło następne 30 dni. Nadeszła kolejna rozmowa wideo i wtedy Olek powiedział:
– Jednak będziecie mieli okazję przebywać z Pawełkiem jeszcze trochę dłużej – powiedział i uśmiechał się szeroko. – Zostajemy to z Marleną jeszcze pół roku.
Dziwiło mnie ich zachowanie
Poczułam, jak wzdłuż kręgosłupa przebiega mi zimny dreszcz.
– Chyba oszaleliście – powiedziałam. – Przecież nie możecie zostawić małego dziecka na kolejne pół roku! – byłam zdecydowanie zbulwersowana ich decyzją.
– Przecież wysyłamy wam kasę – powiedział Olek, który zdawał się kompletnie nie rozumieć problemu. Zachowywał się tak, jakby uczucia jego własnego dziecka nie miały dla niego znaczenia.
– To nie o pieniądze idzie! Przecież nie budujecie więzi z własnym synem – powiedział mój mąż.
– Jeśli to wam nie odpowiada, to Pawełkiem może zająć się ktoś inny – powiedziała Marlena.
Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała. Najgorszy był jednak ton, którym to zrobiła. Brzmiało to tak, jakby jej własny syn jej kompletnie nie interesował, jakby był niepotrzebnym meblem, który daje się na przechowanie. Widziałam, że mój mąż szykuje jakąś ripostę, ale złapałam go za rękę i delikatnie pokręciłam głową. Powiedziałam, że zgadzamy się zająć dzieckiem.
– Czemu to zrobiłaś? – zapytał.
– Nie wyobrażam sobie, że ktoś inny miałby się teraz zająć Pawełkiem – mąż westchnął, ale pokiwał głową. Doskonale mnie rozumiał i wiedział, że kocham dzieci.
I tak czas płynął nieubłaganie. Minęło rzeczone pół roku, a potem następne, następny rok, aż uzbierało się w sumie 5 lat. Przez ten czas dziecko znało swoich rodziców jedynie z rozmów na kamerce, bo ani razu nie przyjechali nawet na wakacje. Znajomi mówili, abyśmy postarali się o odebranie władzy rodzicielskiej mojemu synowi i jego żonie, ale nie umiałam zdobyć się na taki krok przeciwko własnemu dziecku.
Mój syn był bezwzględny
Kiedy Pawełek skończył pięć lat, nagle Olek i Marlena pojawili się w progu naszego domu. Nawet nie zapowiadali, że planują przyjechać do kraju. Stanęli w drzwiach, jak gdyby nigdy nic, choć nasze stosunki i tak były już dość chłodne. Kilka razy bowiem w ciągu tego czasu próbowaliśmy z mężem im wytłumaczyć, że źle robią, że nie jest to dobre dla dziecka. Nawet nie zdejmując obuwia, powiedzieli, że zabierają Pawełka i jadą do mieszkania, które kupili na drugim końcu miasta. Zawołałam wnuka, ale on na ich widok uciekł do swojego pokoju.
– Nastawiliście dziecko przeciwko nam! – krzyknął mój syn.
– Zwariowałeś? – zapytałam. – Przecież od pięciu lat zajmujemy się nim i przez cały ten czas tłumaczymy mu, kim jesteście, byliśmy z nim podczas każdej rozmowy! On jest po prostu mały i nie rozumie, nie zna was. Mówiłam wam, że tak będzie, że nie będzie więzi pomiędzy wami a waszym dzieckiem!
– Marlena miała co do ciebie rację – powiedział mój syn, po czym wyminął mnie z rozmachem i poszedł do pokoju dziecka.
Marlena uśmiechnęła się z dziwną satysfakcję i poszła za nim, a ja i mój mąż staliśmy jak wryci, nie rozumiejąc, co właśnie się wydarzyło. Za chwilę doszedł nas głośny krzyk i trzaśnięcie drzwiami. To Olek niósł na rękach głośno płaczącego chłopca, a Marlena szła za nim. Wyszli z domu i wsiedli do auta.
Od tego czasu było już tylko gorzej. Syn z synową zabraniali nam widywać się z Pawełkiem i nie wpuszczali nas do domu. Czułam się oszukana, wykorzystana i niesamowicie zawiedziona postępowaniem mojego syna.
– Chyba zwariowałeś, jeśli myślisz, że odbierzesz mi Pawełka. Przez ostatnie 5 lat to ja i twój ojciec byliśmy dla niego jedyną rodziną – powiedziałam podczas rozmowy telefonicznej do mojego syna, czując wzbierająca we mnie nienawiść. Zdziwiłam się tego uczucia w stosunku do mojego własnego dziecka.
Ból rozdzierał mi piersi. Niestety cała sprawa skończyła się w sądzie, gdzie ustalono nam kontakty. Nie tak powinno wyglądać rodzinne życie.
Czytaj także:
„Żona mówi, że mam dwie lewe ręce i nic nie umiem zrobić w domu. Mnie to pasuje. Ona wszystko ogarnia, a ja odpoczywam”
„Rodzina męża zaprosiła nas na ferie. Zamiast relaksu gospodarze zafundowali nam obóz pracy”
„Mąż chce, by zamieszkali z nami jego rodzice, bo są niedołężni. Współczuję im, ale dla mnie to gwóźdź do trumny”