W moim rodzinnym domu ojciec bywał gościem. Jak już go widziałem, to leżącego na kanapie. Powtarzał, że to on utrzymuje ten dom i za ciężką harówkę należy mu się odpoczynek. Mama skakała wokół niego, podawała jedzenie i napoje, sprzątała i zajmowała się dosłownie wszystkim.
Gdy pewnego dnia znikł z naszego życia, odniosłem wrażenie, że ubyło jej lat. W naszym domu nadal było posprzątane i ugotowane, ale mama miała jakby mniej obowiązków…
To była miłość od pierwszego wejrzenia
Studia to było niekończące się pasmo imprez. Owszem, chodziliśmy na wykłady czy ćwiczenia, ale na szczęście nie trzeba było się za wiele uczyć, więc czasu na imprezowanie miałem sporo. Mieliśmy całkiem zgraną paczkę, spotykaliśmy się zarówno w akademiku, jak i na domówkach. Miło spędzaliśmy czas, na ustatkowanie się pora miała później.
Irenkę poznałem na jednej z takich właśnie imprez. Nie wiem, co zrobiło na mnie większe wrażenie: jej uroda, smukła sylwetka czy delikatność i nieśmiałość, które zdecydowanie odróżniały ją od większości moich koleżanek. W każdym razie ja, który w żadne tam miłości od pierwszego wejrzenia nie wierzyłem, zobaczyłem ją i przepadłem.
Szybko okazało się, że i ja Irence przypadłem do gustu. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Zamiast imprez coraz częściej wybieraliśmy spotkania we dwoje – wspólne wypady do kina czy na kawę, albo po prostu wieczory w swoim towarzystwie. Nie snuliśmy planów na przyszłość, było nam ze sobą najzwyczajniej w świecie dobrze. A przynajmniej ja to tak postrzegałem.
O tym, że Irenka myśli o naszym związku poważnie, zorientowałem się dopiero wówczas, gdy zaczęła dopytywać mnie, kiedy przedstawię ją swojej mamie. Początkowo coś kręciłem i ją zwodziłem, ale później pomyślałem, że może faktycznie nadszedł ten czas… Miałem już całkiem nieźle płatną pracę i dość mieszkania w wynajmowanym mieszkaniu, a i Irenka właśnie kończyła studia.
Rozważyłem wszystkie za i przeciw. Kochałem Irenkę i nie miałem nic przeciwko temu, by stworzyć z nią rodzinę. Coraz więcej moich kolegów zostawało mężami i ojcami, więc może faktycznie przyszedł też czas na mnie. A poza tym, jeśli chciałem zacząć starać się o kredyt na własne mieszkanie, to jako małżeństwo mieliśmy większe szanse, żeby uzyskać kasę i kupić coś przyzwoitego.
Przypadły sobie do gustu
Zadzwoniłem do mamy i zapytałem, co robi w najbliższy weekend.
– Nie mam planów, Jureczku – odpowiedziała. – A czemu pytasz? – zainteresowała się.
– Chciałbym do Ciebie przyjechać z dziewczyną – odpowiedziałem.
– Rozumiem, że jest dla Ciebie kimś ważnym – bardziej stwierdziła, niż zapytała. – Nigdy wcześniej nie przedstawiałeś mi swoich dziewczyn.
– Tak, mamuś – przyznałem. – Irenka jest wspaniałą kobietą. Chciałbym, żebyś ją poznała, zanim się jej oświadczę.
– Przyjeżdżajcie! – wykrzyknęła. – Czekam na was w sobotę z obiadem.
Irenka była bardzo podekscytowana wizytą w moim rodzinnym domu. Wypytywała mnie o mamę, co lubi, co jej sprawia przyjemność. Okazało się, że spędziła kilka godzin w galerii handlowej, szukając prezentu, który mogłaby wręczyć mojej rodzicielce na powitanie. Widziałem, że jest nieco zdenerwowana, gdy jechaliśmy do mamy, ale obie panie z miejsca znalazły wspólny język i właściwie czułem się całkiem zbędny w domu własnej matki.
Gdy wychodziliśmy od mamy, ta szepnęła mi na osobności:
– Znalazłeś skarb, syneczku.
– Tak myślisz? – zapytałem, bo chciałem poznać jej spostrzeżenia.
– Nie zastanawiaj się już więcej. Czas się oświadczyć, Jureczku! – powiedziała z mocą.
Zrobiłem tak, jak radziła mama. Najpierw postanowiłem z Irenką porozmawiać. No bo jakoś tak wcześniej tematu nie było, choć niby czasem, mimochodem, wspominała o zakładaniu rodziny, posiadaniu dzieci. Tylko ja tego nie traktowałem poważnie, a może po prostu nie chciałem o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać. Gdy więc zacząłem rozmowę, Irenka się rozpromieniła i wyrzuciła z siebie:
– Myślałam, że nigdy się nie doczekam!
– Trzeba było powiedzieć – próbowałem się bronić.
– Ależ mówiłam, Jerzyku! – protestowała.
– Irenko, wiesz, że ja prosty facet jestem – oponowałem. – Do mnie trzeba prosto i dużymi literami.
Sama się sobie oświadczyła
No to Irenka się wszystkim zajęła. Zaprowadziła mnie do jubilera i pomogła wybrać pierścionek zaręczynowy. Zadzwoniła do swoich rodziców i zapowiedziała naszą wizytę. Zamówiła kwiaty dla mojej przyszłej teściowej ode mnie i ulubiony alkohol mojego przyszłego teścia również, ma się rozumieć, ode mnie. I powiem szczerze: bardzo mi to pasowało, że tak to wszystko potrafi ogarnąć.
Rodzice Irenki przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Jej mama płakała ze wzruszenia, gdy wręczałem mojej przyszłej żonie pierścionek, a tato poklepał mnie po plecach i rzucił:
– Witaj w rodzinie, synu!
Organizacją ślubu zajęła się oczywiście Irenka do spółki ze swoimi rodzicami. Ja się przecież na tym zupełnie nie znałem, więc nawet nie próbowałem się wtrącać. Po ślubie przyszedł czas na starania o kredyt, a następnie kupno mieszkania. Doradcę kredytowego znalazła oczywiście Irenka. Gość był rzeczywiście specjalistą w swoim fachu, bezboleśnie przeprowadził nas przez wszystkie formalności. Jeszcze lepiej trafiliśmy w kwestii agenta nieruchomości. To znaczy nie tyle trafiliśmy, co postarała się o niego moja małżonka.
Zanim wprowadziliśmy się do naszego wspólnego lokum, trzeba było zrobić remont. Irenka zawezwała swojego tatę i kuzyna, którzy zajęli się kładzeniem podłóg, szpachlowaniem i malowaniem. Moja żona próbowała mnie również zagonić do roboty, ale skutecznie wymówiłem się dużą ilością pracy oraz brakiem dostatecznych umiejętności. Na czas remontu, sprzątania po nim i urządzania mieszkania specjalnie, wziąłem nadgodziny – oczywiście, żeby nas było na wszystko stać (tak tłumaczyłem się nawet przed samym sobą).
Wszystkim zajmowała się sama
Urządzając nasze mieszkanie, moja żona była w siódmym niebie. Co prawda czasem oczekiwała ode mnie jakiejś pomocy – przy skręcaniu mebli, montowaniu oświetlenia czy wieszaniu obrazków, ale szybko udowodniłem jej, że mam dwie lewe ręce.
– Jerzyku, czy mógłbyś mi pomóc? – pytała.
– Oczywiście, kochanie – odpowiadałem. – Ale nie mam zielonego pojęcia, jak to zrobić! – stwierdzałem, robiąc smutną minę.
– No tak, twoja mama mówiła, że nie miałeś męskiego wzorca… – odpowiadała, kiwając ze zrozumieniem głową, a ja przyznawałem jej rację.
Irenka prowadziła nam dom, ogarniała zakupy i rachunki. Kiedy coś się psuło – zwyczajnie wzywała fachowców, na mnie przecież nie mogła liczyć, bo nie umiałem nic naprawiać. Do zajęć typu sprzątanie, zmywanie, pranie czy prasowanie nawet nie próbowała mnie angażować. Radziła sobie ze wszystkim sama fantastycznie, a ja mogłem spokojnie odpoczywać. No przecież zarabiałem na to wszystko!
Kiedy Irenka zaszła w ciążę i tym starała się mnie nie obciążać. Moja zaradna żona sama umawiała się na wizyty u lekarza, sama kompletowała wyprawkę dla niemowlaka, a w końcu sama wezwała taksówkę, gdy przyszedł czas pojechać do szpitala. Byłem akurat w pracy, na wyświetlaczu mojego telefonu pojawił się numer mamy. Zdziwiony odebrałem.
– Mamo, czy coś się stało? – zapytałem.
– Tak, Jureczku – odparła. – Stało się. Twój syn właśnie przyszedł na świat, a Ciebie tu nie ma!
– Jak to? – wykrztusiłem. – Co ty opowiadasz, mamo?
– Nie przypuszczałam, że tak bardzo wrodzisz się w swojego ojca – powiedziała ze smutkiem, a we mnie coś pękło.
Pojechałem natychmiast do szpitala. Po drodze kupiłem kwiaty dla Irenki. Oczywiście nie chcieli mnie z nimi wpuścić na oddział, ale miałem też bombonierki dla pielęgniarek. Józio był cudowny! Mogę przysiąc, że uśmiechnął się do mnie, gdy tylko mnie zobaczył! Kilka dni później mogłem zabrać Irenkę i Józia do domu. Przyjechałem po nich do szpitala, wziąłem trochę wolnego w pracy. Poprosiłem mamę o pomoc – no bo przecież nie potrafiłem prowadzić domu, gotować, sprzątać. Bardzo chętnie jednak nauczyłem się przewijać i kąpać niemowlaka. Później z lubością wychodziłem z Józiem na spacery, zajmowałem się nim, gdy Irenka gotowała czy sprzątała, a także kołysałem go do snu.
Syn wniósł do mojego życia nowe wyzwania. Postanowiłem, że nie będę taki, jak mój ojciec. Owszem, moja żona nadal uważa, że nic nie umiem zrobić w domu, a ja nie zamierzam wyprowadzać jej z błędu. To jest bardzo wygodne, że ona sama wszystko ogarnia. Ale teraz jestem też ojcem – i nie potrzebuję, by mnie ktoś w tym wyręczał.
Czytaj także:
„Ksiądz z ambony grzmiał o rozpuście, a sam zmajstrował parafiance dzieciaka. Nie będzie klecha mi mówił, jak mam żyć”
„Starszy brat przez 2 lata ukrywał, że ma partnerkę. Gdy wreszcie mieliśmy okazję ją poznać, byliśmy mocno zaskoczeni”
„Jako żona prawnika pławiłam się w luksusach. Zapomniałam, że on specjalizuje się w rozwodach i puścił mnie z torbami”