Poczta w mojej małej miejscowości czynna jest naprawdę w przedziwnych godzinach. Zwykle w tym czasie jestem albo w pracy, albo wracam z niej umęczony późnym popołudniem, a wtedy przy okienku kłębi się już dziki tłum interesantów. Dlatego poprosiłem panią Kazię, moją przemiłą emerytowaną sąsiadkę, aby odbierała za mnie od czasu do czasu polecone listy. Złożyłem nawet na poczcie stosowne upoważnienie.
Tym razem jednak, kiedy wróciłem do domu, pani Kazia wpadła do mnie, zamiast listu, trzymając w ręku awizo.
– Nie mogłam go odebrać, bo to jakieś urzędowe pismo. Nie dali, mimo upoważnienia – powiedziała. – Musi pan podejść na pocztę sam.
„Jasny gwint!” – zakląłem w duchu. Postanowiłem pójść tam od razu następnego dnia, żeby już mieć to z głowy.
Wystałem swoje w kolejce do okienka, zastanawiając się, co to może być za „urzędowe pismo”. Jakoś nic mi nie przychodziło do głowy...
Kiedy dostałem w końcu ostemplowaną kopertę, nie wierzyłem własnym oczom! „Komornik rejonowy? A czego może chcieć ode mnie komornik?”. Nie przypominałem sobie, abym komukolwiek był winien jakieś pieniądze! Nie dostałem przecież żadnego mandatu…
Ledwo wyszedłem z poczty, rozerwałem niecierpliwie kopertę i… No nie! Tego się nie spodziewałem! Moja była żona, Monika, wniosła do komornika o ściągnięcie zaległych alimentów na naszą córkę, Lenkę! Za ostatnie trzy lata!
Sęk w tym, że ja wcale nie byłem jej winien żadnych pieniędzy!
Kiedy się rozwiedliśmy, zresztą z woli mojej żony, byłem pewny, że wszystkie sprawy dotyczące dziecka załatwimy polubownie. Kocham moją małą dziewczynkę i nie zamierzałem się szarpać o pieniądze, które idą na jej wychowanie. Dlatego jeszcze przed rozwodem ustaliłem z Moniką kwotę, którą powinienem płacić i podczas rozprawy została ona zatwierdzona przez sąd. Jeszcze wyrok nie był prawomocny, a ja już zameldowałem się w domu Moniki z pieniędzmi na córkę – całe 1200 złotych!
– Nie wiem, czy chcesz je dostawać na konto, czy do ręki? – zapytałem, wręczając jej odliczone banknoty.
– Możesz mi je po prostu przynosić, tak jak teraz – przyzwoliła.
I tak robiłem. Miesiąc w miesiąc, regularnie dawałem mojej byłej żonie alimenty na dziecko. Nigdy się nie spóźniłem nawet o jeden dzień!
Dodatkowo kupowałem Lence rozmaite rzeczy. A to rower, a to nowe buty. Dokładałem się także do jej wakacyjnych wyjazdów. Nigdy nie skąpiłem grosza! I co mnie teraz za to spotkało?
– Monika, czy tobie kompletnie odbiło? – zadzwoniłem natychmiast do byłej żony. – Przecież ja ci zawsze płaciłem alimenty! Skąd ten komornik? – zapytałem wściekły.
– Nie będę z tobą rozmawiała tym tonem! – rozłączyła się!
„W co ona pogrywa?” – ze zdenerwowania aż trzęsły mi się ręce. „Skąd ja jej teraz wytrzasnę prawie czterdzieści tysięcy? Taka kwota przecież nie rośnie na drzewie!”.
W piśmie od komornika były podane godziny jego urzędowania. Postanowiłem tam pojechać i wyjaśnić sprawę.
– Płacił pan do ręki swojej byłej żonie i nie ma pan na to żadnego pokwitowania? – pani komornik spojrzała na mnie jak na idiotę. – I ja mam w to uwierzyć?
– Ale to prawda! – oburzyłem się jak dziecko. – Kupowałem także córce rozmaite rzeczy….
– A kwity na to pan ma? Paragony?
– Oddawałem byłej żonie… Wie pani, na wypadek, gdyby coś się działo na przykład z rowerkiem… sprawa reklamacji… – bąknąłem, coraz bardziej kuląc się pod jej spojrzeniem.
– Nie wiem, czy pan jest oszustem, czy… – rozłożyła ręce.
– … frajerem? – dokończyłem za nią.
– Właśnie – przytaknęła. – Ja wiem tylko, że mam wyrok sądu w sprawie alimentacji, wniosek pana byłej żony o ściągnięcie należności wraz z ustawowymi odsetkami i żadnych dowodów na to, że pan cokolwiek wpłacił przez ostatnie trzy lata. Rozumie pan? Nie mam wyjścia, muszę wydać nakaz egzekucji długu!
– To co ja mam teraz zrobić? – spytałem z rozpaczą.
– U mnie już nic pan nie załatwi. Będzie pan musiał jakoś dowieść przed sądem, że pan jednak płacił. Znaleźć na to świadków, przedstawić swoje wyciągi bankowe z regularną wypłatą 1200 złotych?
– Myśli pani, że jest jakaś szansa? – spytałem z nadzieją.
– Nie wiem… – odparła, ale jej mina mówiła mi, że raczej niewielka. – Na razie niech pan na wszelki wypadek złoży wniosek o rozłożenie zaległych alimentów na raty.
I tak moja była żona zrobiła mnie w trąbę. Usiłowałem się dowiedzieć, dlaczego tak postąpiła. Przecież jeśli 1200 złotych to było dla niej za mało, mogła ze mną rozmawiać o większej kwocie. Ale Monika milczy jak grób. Frajer ze mnie, i tyle!
Czytaj także:
„Boję się, że mój były mąż zabije nam córkę. Jeździ jak wariat i już raz przez niego zginął na drodze człowiek…”
„Mąż mnie zostawił, bo nie mógł znieść myśli, że mogę umrzeć. Przez raka straciłam męża, pierś i kilka lat życia”
„Ledwo przeszłam na emeryturę, a moje córki już każą mi objąć etat prywatnej niani dla ich dzieci. Oczywiście za darmo”