Tamtego dnia miałam milion rzeczy do zrobienia i, jak to zwykle bywa, wpadłam do domu jak po ogień. Musiałam się przebrać i zrobić na bóstwo, bo wieczorem spotykałam się z Jackiem, którego poznałam na jednym portali społecznościowych. Odpowiedział na mój komentarz do artykułu, który mi się spodobał, zaczęliśmy rozmawiać, po chwili wymieniliśmy się adresami e-mailowymi – i tak się zaczęło.
Po kilku dniach pisania nawet do późna w nocy zadzwoniliśmy do siebie. Dźwięk jego głosu wywołał u mnie motyle w brzuchu i już wiedziałam, że jestem zakochana. Ja, prawie czterdziestoletnia kobieta po przejściach, zadurzyłam się niczym nastolatka. Moja siedemnastoletnia córka patrzyła z rozbawieniem, jak siedzę do nocy przy komputerze albo biegnę po komórkę, kiedy odezwie się dźwięk SMS-a. No tak, przecież ja ganiłam ją za takie zachowanie, gdy była zauroczona jakimś chłopcem.
Oboje nie mieliśmy szczęścia w miłości
Po dwóch tygodniach umówiliśmy się z Jackiem po raz pierwszy w realu. Mieliśmy iść na kawę. Z ostrożności nie chcieliśmy tego nazywać randką, bo obydwoje nieraz się zawiedliśmy na płci przeciwnej.
Mąż odszedł ode mnie, gdy córka miała dwa latka. Oświadczył, że nigdy mnie nie kochał, a nasz związek był pomyłką. Bardzo to przeżyłam, straciłam pewność siebie, bo uważałam, że nie jestem nic warta. Potem dwa razy próbowałam ułożyć sobie życie z innym mężczyzną, ale nic z tego nie wyszło. Może dlatego, że byłam tak niepewna siebie?
W każdym razie przede wszystkim dla dobra dziecka uznałam, że nie będę pakowała się w nowy związek. Po co Kasia ma być świadkiem awantur z panem, którego nigdy nie nazwie swoim ojcem? Niestety, nie trafiłam na takiego mężczyznę, który w pełni akceptowałby to, że mam córkę. Dałam więc sobie spokój. Do dnia, gdy usłyszałam głos Jacka.
On także nie miał szczęśliwego małżeństwa. Jego żona zrobiła oszałamiającą karierę w korporacji i uznała, że mąż, który zarabia ze cztery razy mniej od niej, pracując jako nauczyciel fizyki, nie jest jej godny. Odeszła i związała się z jakimś prezesem. Na szczęście ich synowie nie wyrzekli się ojca i nie gardzili jego niską pensją. Choć mieli teraz najmodniejsze ciuchy i elektroniczne gadżety, nadal uważali, że tata jest najfajniejszy pod słońcem.
Trudno mi było się z nimi nie zgodzić. Mnie także Jacek wydał się fajny. Dlatego szykowałam się na tę randkę z drżeniem serca – czy na pewno mu się spodobam? Bo jeśli chodzi o mnie, to było mi obojętne, jak on wygląda, dla mnie było najważniejsze, że to dobry i ciepły człowiek. Nie przesłaliśmy sobie swoich zdjęć, bo uznaliśmy, że fotografie często przekłamują, a my byliśmy ciekawi siebie na żywo – swojej mimiki, śmiechu…
No właśnie – ja „na żywo” prezentowałam się niestety tego dnia tak sobie. W pracy miałam sporo roboty, potem uciekł mi autobus. Kiedy wbiegłam do domu, byłam zziajana i z rozmazanym makijażem. Musiałam coś z tym zrobić! Jacek miał po mnie przyjechać lada moment! Szybko zmyłam makijaż i nałożyłam świeży podkład, pociągnęłam tuszem rzęsy. Spojrzałam na swoje włosy – były przyklapnięte.
Wiedziałam, że nie zdążę już ich umyć, ale obok umywalki leżała lokówka mojej córki, która z uporem kręciła nią sobie grzywkę nawet kilka razy dziennie. Złościłam się na nią o to, bo uważałam, że niszczy sobie włosy, ale… od pewnego czasu robiłam przecież mnóstwo rzeczy, o które wcześniej gniewałam się na Kasię, więc...
„Podkręcę sobie je trochę” – postanowiłam, patrząc na smętnie zwisające kosmyki. Włączyłam lokówkę do kontaktu, rozgrzałam ją i niewprawnymi ruchami zaczęłam kręcić lekkie loki, spoglądając przy tym krytycznie w lustro. Uznałam, że w sumie wygląda to całkiem nieźle.
Złapałam w szczypce ostatni pukiel i… Nagle rozległ się dziwny trzask i z lokówki poszła iskra, a ja poczułam, że moje ramię przeszedł potworny ból. Mgła zasnuła mi oczy, przestałam cokolwiek widzieć, straciłam kompletnie orientację, co się ze mną dzieje. Domyślałam się, że to coś złego, bo nie mogłam oddychać, w moich płucach coś bulgotało jak woda wydmuchiwana przez słomkę. Padłam, uderzając głową o wannę, i chyba na moment straciłam przytomność.
Gdyby nie on mogłabym nie przeżyć
Wiem z opowieści Kasi, że wbiegła do łazienki zaalarmowana hałasem. Była przerażona. Lokówka leżała na podłodze obok mnie. Dobrze, że nie przyszło jej do głowy, by podnieść urządzenie, tylko wyrwała wtyczkę z gniazdka. Nie wiedziała jeszcze, że jestem porażona, nie miała pojęcia, dlaczego upadłam i straciłam przytomność. Widziała tylko, że leżę i mam rozbitą głowę. Kiedy usiłowała podłożyć mi pod nią zwinięty ręcznik, usłyszała dzwonek do drzwi. Początkowo go zignorowała, usiłując mnie ocucić, ale dzwonek nie zamilkł.
– Otwarte! – krzyknęła w końcu i do mieszkania wszedł Jacek.
Łazienkę mamy tuż przy wejściu, więc z miejsca natknął się na Kasię i na mnie. Córka mi potem opowiadała, że od razu rzucił się mnie reanimować, a ją poprosił, żeby zadzwoniła na pogotowie. Gdyby nie on, to lekarz powiedział, że być może nie doczekałabym przyjazdu karetki. Kiedy pojawili się w moim domu sanitariusze, odzyskałam przytomność na tyle, aby im powiedzieć, że to wszystko przez lokówkę.
– Porażenie prądem – orzekł lekarz.
Okazało się, że lokówka miała pęknięty sznur tuż przy oprawie. Kiedy się o tym dowiedziałam, byłam w szoku. Przecież porażenia mogło przez to doznać moje ukochane dziecko, które jej na co dzień używało!
– Miała pani mnóstwo szczęścia, że puściła pani lokówkę w momencie, kiedy upadła pani na ziemię. Prąd powoduje skurcz mięśni i dlatego osoba nim porażona trzyma się kurczowo jego źródła. Na skutek tego prąd cały czas przepływa przez organizm i powoduje w nim kolejne zniszczenia.
Moja utrata przytomności była jednym ze skutków porażenia. Wystąpiło także migotanie komór serca. Na szczęście nieznaczne i kiedy leżałam na intensywnej terapii, monitorowana przez różne urządzenia, lekarze orzekli, że moje serce ma się dobrze mimo przebytego szoku.
Niestety, miałam poparzoną prawą dłoń, w której trzymałam lokówkę i przez którą prąd wniknął do mojego organizmu. Kiedy zobaczyłam to oparzenie, to aż się przeraziłam. Nie czułam bólu, bo byłam pod wpływem silnych środków przeciwbólowych, ale rana wyglądała paskudnie! Widziałam ją, kiedy oglądał ją lekarz i kiedy pielęgniarki zmieniały mi opatrunki i gdybym tylko mogła, to bym się odwróciła ze wstrętem. Ale to była przecież moja ręka…
Feralny początek go nie zniechęcił
– Zagoi się? – pytałam z lękiem.
– Nie będę przed panią ukrywał, że może być różnie… Może pani nigdy nie odzyskać pełnej sprawności… – lekarz na moment zamilkł.
Czekał mnie długi okres leczenia i rehabilitacji. Pocieszenie w tym wszystkim przynosiła mi myśl, że moje dziecko jest bezpieczne i na szczęście to nie ono zostało porażone. Jasną stroną był także Jacek… Nie tylko prawdopodobnie uratował mi życie fachową reanimacją, ale także odwiedzał mnie w szpitalu. Tak jak przypuszczałam, okazał się wrażliwym i empatycznym mężczyzną. I takim, który nie wycofuje się w zetknięciu z pierwszymi kłopotami.
Co więcej, myślał nie tylko o mnie, ale też o Kasi, co dawało mi nadzieję, że jeśli między nami coś się zatli, to Jacek będzie w stanie zaakceptować to, że mam córkę, i być dla niej fajnym wujkiem. Za nic nie chciałabym związać się z jakimś niedojrzałym facetem, który jest zazdrosny o to, że mam dziecko! Już to przerabiałam...
Moja mama, która zamieszkała z Kasią na czas mojej choroby, nie mogła się nachwalić Jacka. Mówiła, że dzwonił do niej często – numer dała mu Kasia, bo zapałała do niego sympatią – i dopytywał, czy na pewno czegoś nie potrzebują.
– No i czasami faktycznie potrzebowałam, bo widziałam, że pomaganie nam sprawia mu przyjemność. Uznałam więc, że trzeba jakoś zagospodarować tego faceta, żeby poczekał na ciebie, bo wydał mi się całkiem do rzeczy – zawyrokowała mama, zwykle krytycznie nastawiona do mężczyzn.
Nie wiedziałam, jak dziękować jej i Jackowi. Dzięki niemu i jego uczuciu do mnie szybciej wracałam do zdrowia. Czasami żartowałam tylko, że nie tak wyobrażałam sobie naszą pierwszą randkę. Chciałam być piękna, a byłam przerażająca z tymi poparzeniami i rozbitą głową.
– Chwali ci się, że chciałaś się dla mnie zrobić na bóstwo – żartował. – Ale nie musiałaś przecież narażać życia!
Na szczęście ten feralny początek go nie zniechęcił. Po kilku miesiącach już było wiadomo, że moja prawa dłoń będzie sprawna. Teraz z dumą mogę nosić na niej pierścionek zaręczynowy z szafirem, który dostałam od mojego ukochanego. A wkrótce dołączy do niego ślubna obrączka.
Czytaj także:
„Córka zaharowywała się na śmierć. Dla pracy odtrąciła mnie i swoje dziecko. Sama ściągnęła nad siebie widmo tragedii”
„Nie znałem wolności, bo od zawsze żyłem pod dyktando rodziców. Gdy zmarli, zerwałem się z łańcucha. Chcę odzyskać młodość”
„Żona wydzielała mi pieniądze z emerytury. Ciężko harowałem całe życie, a teraz baba będzie mi dawać kieszonkowe?!”