„Przez 15 lat małżeństwa, mój mąż był potworem. Pił i wszczynał awantury. Dopiero córka dodała mi odwagi, by odejść"

Odeszłam od męża-alkoholika, ale miałam poczucie winy fot. Adobe Stock, Tinnakorn
„Wreszcie pewnego dnia córka powiedziała mi, że ma dosyć, że już dłużej nie zniesie alkoholowych ekscesów ojca, przeszkadzania jej w odrabianiu lekcji i tych wszystkich przykrych słów i oszczerstw, jakie musi na mój temat wysłuchiwać. Ja również po 15 latach małżeństwa byłam wykończona takim życiem".
/ 08.11.2022 12:33
Odeszłam od męża-alkoholika, ale miałam poczucie winy fot. Adobe Stock, Tinnakorn

Właśnie mija rok, odkąd odeszłam od męża alkoholika. Ale dopiero teraz czuję, że dobrze postąpiłam.

Kazik pił już przed ślubem, ale ja naiwnie wierzyłam, że zdołam temu zaradzić. Trzeźwy, był facetem niemal idealnym: zaradnym, uczynnym i bardzo spokojnym. Nawet powiedziałabym, że zbytnio wycofanym i za cichym. Ale, jak to mówią, cicha woda brzegi rwie. Kiedy bowiem sobie wypił, robił się zazdrosny i wszczynał awantury.

I tak, kiedy na przykład szłam z nim ulicą, a on akurat nie był napity, to gdy przypadkowo spotkałam jakiegoś znajomego, witaliśmy się z nim razem i ucinaliśmy sobie przyjacielską pogawędkę. Było miło, sympatycznie i kulturalnie.

Ale później, kiedy Kazik już się wstawił, wykrzykiwał, że ma dosyć spotykania na ulicach moich kochanków, z którymi w dodatku jest zmuszany przeze mnie do rozmowy. Przy okazji leciały na podłogę talerze, wazon czy inne rzeczy. Raz nie wytrzymałam i powiedziałam mu, że bardzo żałuję, że do tej pory nie znalazłam sobie żadnego kochanka.

Wtedy przynajmniej wiedziałabym, za co obrywam. Ale on i tak nic z tego nie zrozumiał, a moje słowa odebrał jako potwierdzenie swoich dotychczasowych podejrzeń. Faktem było, że Kazik nigdy nie podniósł na mnie ręki. Pieklił się, krzyczał, ale nie używał ani wobec mnie, ani wobec córki przemocy.

Znęcał się jednak nam nami psychicznie...

Bo oto po awanturze ze mną, szedł do pokoju naszej Poli i mimo próśb, żeby przestał, opowiadał o mnie niestworzone rzeczy: z kim to przyłapał mnie w łóżku i co mu koledzy mówią na temat tej ladacznicy, która jest jej matką.

Ograniczyłam się do najdelikatniejszych określeń, które Pola musiała wysłuchiwać. Za każdym razem jego chora wyobraźnia podsuwała mu coraz bardziej wyuzdane sceny z moim udziałem.

Wreszcie pewnego dnia córka powiedziała mi, że ma dosyć, że już dłużej nie zniesie alkoholowych ekscesów ojca, przeszkadzania jej w odrabianiu lekcji i tych wszystkich przykrych słów i oszczerstw, jakie musi na mój temat wysłuchiwać. Ja również po 15 latach małżeństwa byłam wykończona takim życiem. Ale dopiero córka dodała mi odwagi, by przerwać ten koszmar.

Za jej radą poszłam do sądu i złożyłam pozew rozwodowy. Kiedy Kazik usłyszał, co zamierzam, padł przede mną na kolana i przysięgał, że już nigdy nie weźmie alkoholu do ust. Nie uwierzyłam mu, bo takich obietnic słyszałam już tysiące.

Wtedy zaczął krzyczeć, że nie da mi rozwodu. Wystarczy, że powie przed sądem, że mnie kocha. Całe szczęście sąd nie dał wiary jego zapewnieniom. Nie uwierzył również w obietnicę, że zacznie się leczyć. Zaczynał już bowiem pięć razy. Za każdym razem z takim samym skutkiem – wracał do nałogu i totalnym pijaństwem nadrabiał czas stracony na trzeźwienie.

Tak więc dostałam rozwód...

Kazik honorowo orzekł, że nie zamierza mi już wchodzić w drogę, zabrał wszystkie swoje rzeczy i przeprowadził się do kawalerki, którą odziedziczył po swojej mamie. Zostałam z córką sama. Pierwsze miesiące bez Kazika były wspaniałe.

Czułyśmy się z Polą spokojne i bezpieczne. Dotąd, kiedy zbliżała się piąta po południu, razem nasłuchiwałyśmy kroków na korytarzu. Od razu rozpoznawałyśmy Kazika. Jeśli „człapał” – znaczyło, że wszystko jest w porządku i w domu będzie spokój.

Jeśli natomiast w zamek nieoczekiwanie wsuwał się klucz i mąż wbiegał do mieszkania w poszukiwaniu chowających się po szafach kochanków, to wiedziałyśmy, że nie uśniemy do późna w nocy. Od dnia rozwodu nikt już na mnie nie wrzeszczał, nie chuchał mi w twarz przetrawionym alkoholem i nie wymiotował w środku nocy w łazience.

A jednak po kilku miesiącach, kiedy obudziłam się pewnego niedzielnego poranka, poczułam, jakby mi czegoś brakowało. Był to jakiś dziwny niepokój, jakbym zapomniała o ważnej sprawie lub coś zgubiła, lecz jeszcze nie miała świadomości co? Aż wreszcie przez moją głowę przemknęła myśl: „Szkoda, że teraz obok mnie nie ma Kazika”.

Autentycznie! Poczułam, jakby mi czegoś zabrakło, lub jakbym coś straciła. Czy bezpowrotnie? Zerknęłam na telefon.

„Zadzwonię do niego” – pomyślałam. „A jeśli usłyszę, że jest na fleku, to zaraz przerwę połączenie”.

Już sięgałam po telefon, kiedy oprzytomniałam. W końcu jeszcze niedawno sprzątałam po nim przedpokój, który był cały w wymiocinach.

„Nie bądź głupia!”, krzyknęłam na siebie w myślach. „Mało lat ci zmarnował?”.

Kilkanaście minut później, przy śniadaniu powiedziałam o tym wszystkim Poli. Wtedy ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem i powiedziała jedno znamienne zdanie:

– To jest chore.

Miesiąc później znowu w mojej głowie pojawiła się myśl, że brakuje mi Kazika. Leżąc w łóżku, zaczęłam analizować chwile, które razem spędziliśmy.

A może on przeze mnie pił? Może chciałam z niego zrobić na siłę niepijącego faceta?” – zastanawiałam się. Zrobiło mi się bardzo smutno. Poczułam, że nadal kocham mojego byłego męża i uznałam, że wina za to, co się stało, leży tylko po mojej stronie.

Sekundę później usłyszałam w myślach słowa córki: „To jest chore”. Tym razem jednak nie zlekceważyłam swojej tęsknoty i próby obwinienia siebie za rozpad małżeństwa.

Poszłam do specjalisty od uzależnień

Kiedy opowiedziałam mu o wszystkim, przez dłuższą chwilę przyglądał mi się z uwagą, a potem powiedział: 

– Mam wrażenie, że chciałaby pani wrócić do rzeki, którą już kiedyś kroczyła. Najwyraźniej zapomniała już pani, jak wartki ma nurt. Proszę wybaczyć to porównanie, ale tak to już zawsze z nami jest, kiedy minie niedostatek i niepewność. Proszę spojrzeć na ludzi na ulicy. Kilkanaście lat temu krzyczeli głośno: „Precz z komuną”, a dziś wielu z nich uważa, że w tamtych latach nie było tak źle.

Zamyśliłam się.

– Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Podobnie rzecz ma się z panią. Z mężem było pani źle, a bez niego też niedobrze, bo czuje się pani opuszczona. Proszę pomyśleć, przecież ostatnie 15 lat pani życia to nieustająca huśtawka. Najpierw mozolnie w górę. Mąż był cichy, uległy i przepraszający. Działo się tak, gdy chciał odkupić swoje winy, wynikające z pijaństwa – tłumaczyła terapeutka.

Potem panowała krótkotrwała harmonia, a niebawem lecieliśmy już w dół. To prawda. Mąż przychodził do domu pijany i znowu zaczynały się awantury.

– Z tego, co mi pani powiedziała, tak było przez ponad 15 lat! Powolna jazda pod górkę, chwile ciszy i pozornego szczęścia, a następnie ostry pęd na złamanie karku w dół. Stan, którego właśnie teraz pani doświadcza, psycholodzy określają mianem anhedonii. Termin ten oznacza utratę zdolności do przeżywania emocji, zwłaszcza do odczuwania przyjemności – wyjaśniła mi.

Okazało się, że moja psychika została okaleczona

– Pani drugi problem to tzw. regresja. Dotychczas, gdy było z panią źle, gdy odczuwała pani, że czegoś jej brakuje, wtedy zawsze oglądała się za siebie. Kiedyś pani mąż był przystojny, kiedyś był czuły dla pani i dla dziecka, kiedyś przynosił całą wypłatę. Jest pani niewolnicą słowa „kiedyś”. Cierpi pani z przyzwyczajenia i podświadomie chce, żeby wróciło owo „kiedyś” – kontynuowała.

Zaczęło kręcić mi się w głowie. 

– I ostatnia rzecz, pani mózg zaciera negatywne wrażenia z przeszłości i upiększa te dobre. Tak więc nie wspomina pani awantur i sprzątania wymiocin, ale chwile, gdy pani mąż był trzeźwy. Dlatego przeszłość wydaje się lepsza, niż była w rzeczywistości.

Za radą psychologa zaczęłam chodzić na spotkania grupy terapeutycznej dla bliskich anonimowych alkoholików. To, że nie piłam alkoholu, nie oznacza, że nie byłam osobą współuzależnioną.

Dzięki AA zaczynam na nowo uczyć się życia, na nowo dostrzegać drobne i większe radości. Nie żałuję już, że się rozwiodłam. I wyobraźcie sobie, że dopiero niedawno, po raz pierwszy, tak w pełni i do końca, uświadomiłam sobie, że podjęłam najważniejszą i najmądrzejszą decyzję mojego życia. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA