Marika miała dwanaście lat, kiedy jej ojciec przestał płacić alimenty. Najpierw był jeden miesiąc, potem dwa. Dzięki pieniądzom od Jacka żyło nam się znośnie. Opłacałam nimi potrzeby córki, lekcje rysunku.
A niekiedy, gdy z pracą było źle, i rachunki domowe. W tamtym czasie było jeszcze gorzej – straciłam etat, a Marika potrzebowała wymienić aparat na zęby. Czekałam więc na te alimenty jak głodujący na mannę z nieba. A tu nagle, po dwunastu latach płacenia jak w zegarku, Jacek zakręcił kurek.
– Musisz do niego zadzwonić – powiedziała mama.
– Nie mogę – odparłam. – Nigdy go o nic nie prosiłam, płacił sam z siebie, to nawet nie są alimenty, no wiesz, prawnie zasądzone. Płaci z własnej woli.
Mama pokręciła głową.
– Justyna, masz więcej szczęścia niż rozumu. A jakby nie płacił, to co byś zrobiła? No, zastanów się. Jacek zostawia cię w ciąży, jesteśmy tylko we dwie, ty masz jedynie dorywcze prace, ja marną rentę. Co robisz?
Popatrzyła na mnie ze złością
Wzruszyłam ramionami.
– Jakoś byśmy sobie poradziły.
Mama pokiwała głową.
– Tak myślałam. Nawet byś go o te alimenty nie zasądziła.
– Nie byliśmy małżeństwem…
– A co to ma do rzeczy? Zrobił ci dzieciaka? Zrobił. Nie musiał się żenić, niestety to nie te czasy. A może i lepiej, bo żaden z niego materiał na męża i ojca. Ale za swoje czyny trzeba ponosić konsekwencje. Nie musi być twoim mężem, by łożyć na dziecko. Mówiłam ci to, jeszcze zanim urodziłaś Marikę. Całe szczęście, że Jacek nie okazał się jednak takim łajdakiem, jak myślałam, i jak tylko się maleńka urodziła, płacił na nią. Ale ona jeszcze nie skończyła osiemnastu lat. On wciąż ma obowiązek. Dzwoń do niego.
– Może coś się u niego spóźnia… – próbowałam tłumaczyć Jacka.
Chciałam, żeby to było jakieś niedopatrzenie, pomyłka. Wtedy nie musiałabym się z nim kontaktować.
– Dwa miesiące? – mama pokręciła głową. – Może jego żona dowiedziała się, że płacił na nieślubne dziecko, i kazała mu przestać.
– Skąd wiesz, że ma żonę?
– Nie wiem, na miłość boską – mama się zirytowała. – Tworzę scenariusze. Może potrzebuje więcej kasy na młodą kochankę, nie wiem. Dzwoń do niego.
– Może naprawdę nie ma pieniędzy.
Miłość? Nie, tylko rozczarowanie
– A co nas to obchodzi? My potrzebujemy tych trzech tysięcy. Znów nie masz zleceń, a wszystkie oszczędności rozeszły się w ciągu tych dwóch miesięcy bez alimentów. Dzwoń.
Westchnęłam i w ponurym nastroju poszłam do kuchni zrobić obiad. Czułam, że stoję pod murem.
Nie rozmawiałam z Jackiem od prawie trzynastu lat. Od dnia, kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży, a on rozdarł się, że powinnam była uważać.
Że on nie zamierza pakować się w pieluchy i małżeńskie pęta. I że jestem podstępna, bo chciałam złapać go na dziecko, ale się przeliczyłam. On za tydzień wyjeżdża za granicę do roboty i nie zamierza wracać do tego polskiego grajdoła. A tym bardziej zabierać ze sobą kulę u nogi.
I tak zakończyła się moja pierwsza miłość. Miałam wówczas dwadzieścia cztery lata. Byłam przerażona, jak sobie poradzę sama. Ojciec nie żył już od kilku lat. Mieszkałam z niemal niewidomą mamą rencistką w dwupokojowym mieszkaniu bez centralnego ogrzewania. Miałam marną pracę i dziecko w drodze.
Jacek wrócił do Polski kilka lat temu. Mieszkał w Gdańsku. Tyle o nim wiedziałam. I nie chciałam wiedzieć więcej. Gdyby mnie było na to stać, nie wzięłabym od niego ani złotówki. Prawdę mówiąc, i tak chciałam odmówić, jak tylko dostałam pierwszy przelew, ale mama wybiła mi to z głowy.
A właściwie nie mama, tylko Michał, młodszy brat Jacka. Pamiętam, co powiedział, kiedy przyszłam do niego z pieniędzmi Jacka z prośbą, by je odesłał.
– Jesteś pewna, że chcesz, by twoja urażona duma pozbawiła twoją córkę przyzwoitego dzieciństwa? Zabawek, dodatkowych lekcji, dobrej przyszłości?
Michał odmówił powrotu
Nie chciałam. Wiedziałam, że mama ma rację. Dwa miesiące oznaczają, że Jacek prawdopodobnie przestał płacić. A był winien nie tylko swojej córce, ale i mnie. Przez niego nie miałam męża. Żaden wolny mężczyzna w miasteczku nie chciał sobie brać kobiety, która puściła się z tutejszym „złotym chłopcem”.
Puszczalska. I w dodatku głupia, bo dała sobie zrobić dziecko. No, właściwie był jeden, który mi się oświadczył, ale jego akurat nie brałam pod uwagę. Do kuchni weszła Marika.
– Byłam u wujka Michała – powiedziała. – Nic się nie zmieniło.
Serce mnie zabolało, w żołądku kula zimna zwiększyła swoją objętość. Pojawiła się ponad dwa miesiące temu, kiedy Michał został potrącony na przejściu dla pieszych. Ledwo przeżył. Lekarze musieli wprowadzić go w śpiączkę farmakologiczną, by jego organizm jakoś dał sobie radę.
Oczywiście nie powinniśmy tego rozumieć dosłownie, od razu się zastrzegła. Tylko że Michał po prostu się nie obudził. A kiedy się obudzi? Nie wiadomo.
Nieszczęścia chodzą stadami. Aparat córki, śpiączka Michała, brak pieniędzy i pracy. Czułam, jak rzeczywistość zaczyna mnie przerastać, byłam na krawędzi paniki.
– Pojadę do niego wieczorem – powiedziałam córce.
Byłam głęboko zraniona
Marika skinęła głową i poszła do pokoju odrabiać lekcje. I rysować. Miała talent. To Michał go w niej odkrył i namówił mnie, bym opłacała jej lekcje rysunku. Woził ją do Olsztyna dwa razy w tygodniu do nauczycielki. Nie chciałam się zgodzić, wtedy powiedział, że robi to jako jej wujek, „w zastępstwie jej ojca palanta”.
To właśnie on, kiedy jeszcze byłam w ciąży, oświadczył mi się. Odmówiłam. Szczerze mówiąc, nie chciałam oglądać na oczy żadnego faceta z tej rodziny.
Michał powtórzył oświadczyny jakieś trzy lata później. Znów odmówiłam. Pozwalałam, by kontaktował się z Mariką, która go lubiła, ale to wszystko.
Wpadłam do szpitala i patrzyłam na nieruchomego Michała oplątanego przewodami. Sięgnęłam do szafki przy łóżku i wyciągnęłam jego telefon. Był rozładowany. Podłączyłam go do prądu i chwilę później mogłam przejrzeć jego książkę telefoniczną. Wybrałam numer Jacka. Odezwał się po kilku sygnałach.
– Czego chcesz?
Teraz już wszystko rozumiem
Niezłe przywitanie brata. Aż mnie zmroziło, od razu się nastroszyłam i miłe słowa uleciały mi z głowy.
– To ja, Justyna. Po pierwsze, twój brat od dwóch miesięcy leży w śpiączce. Informuję, gdyby cię to interesowało. A chyba niekoniecznie, sądząc po tym ciepłym przywitaniu. Po drugie, od dwóch miesięcy Marika nie dostaje alimentów. Jakieś niedopatrzenie?
Chwila ciszy.
– Kur… Jakie alimenty? Justyna? Z Brzegu? O czym ty bredzisz? Michał w śpiączce?
Rozłączyłam się. Telefon po chwili zadzwonił, ale nie odebrałam. Wyłączyłam go. Serce biło mi mocno, w głowie pojawił się szum. Już wszystko wiedziałam. Wszystko rozumiałam. W moich myślach pojawiło się wspomnienie drugich oświadczyn Michała.
– Nie myśl sobie, że robię to dlatego, że czuję się winny za brata. Tak, wstydzę się za niego, ale chcę tego jako ja. Naprawdę. Uwierz mi. Zawsze cię kochałem, ale ty nigdy nie zwracałaś na mnie uwagi. Wiem, Jacek był wspaniały, magnetyczny. To było zrozumiałe. Ja byłem nikim. Ale cierpiałem, widząc, jak cię traktuje. A gdy cię zostawił, pomyślałem, że oto mam szansę…
– Wiem, że powiesz wszystko, bym tylko się zgodziła – przerwałam mu wtedy. – Ubzdurałeś sobie, że musisz naprawiać błędy Jacka. Ale każde poświęcenie ma swoje granice. Ani ja ciebie nie kocham, ani ty nie kochasz mnie. Wiem to i nic, co powiesz, tego nie zmieni. Nie musisz spłacać długów swojego brata. Nie w ten sposób.
Więcej o ślubie nie było mowy
Wróciłam do tu i teraz. Michał leżał blady, nieruchomy, jego umysł tkwił w jego wewnętrznym świecie, skąd nie chciał wracać. Bo może myślał, że nie miał dokąd. Choć tego nie chciałam, zalała mnie fala wspomnień z ostatnich dwunastu lat.
Ten mężczyzna nie tylko płacił za brata alimenty, przez co żył bardzo skromnie. Starał się brać udział w życiu Mariki, moim też, na ile mu pozwalałam. Był zawsze gotów do pomocy. A ja traktowałam go paskudnie.
Pod powiekami poczułam piekącą zapowiedź łez. Wzięłam dłoń Michała w swoją.
– Wracaj – powiedziałam. – Czekam na ciebie. Już ci wierzę, że całe życie mnie kochałeś. A ty uwierz mi, że oganiałam się od ciebie, bo bałam się, że się zakocham i znów będę nieszczęśliwa. Ale teraz już nie będę się bronić. Otworzę swoje serce. Nie każ mi cierpieć dlatego, że zrobię to za późno. Uratuj mnie jeszcze raz.
Łzy spływały po mojej twarzy i czułam napływającą falę rozpaczy. I strachu. Wszystkie powstrzymywane dotąd uczucia nagle wydostały się spoza wzniesionych zapór. Tonęłam.
I wtedy poczułam, jak palce Michała zaciskają się na mojej dłoni – leciutko, ledwie, ledwie. Kiedy spojrzałam na jego twarz, jego powieki właśnie się unosiły. Wrócił. Dla mnie. Czyż może być większy dowód na to, że mnie kochał naprawdę?
Czytaj także:
„Mąż twierdzi, że zaczął pić, bo ja zaprzedałam duszę diabłu. Może i zaprzedałam, w końcu zgodziłam się zostać jego żoną”
„W wieku 8 lat straciłam matkę. Wychowali mnie obcy ludzie, bo nie umiała się mną zająć. Odtąd wciąż towarzyszył mi ból”
„Kończyły nam się oszczędności, a mąż nie garnął się do pracy. Marzyłam o dziecku, ale z kim? Z tym leniem z kanapy?”