„Mąż twierdzi, że zaczął pić, bo ja zaprzedałam duszę diabłu. Może i zaprzedałam, w końcu zgodziłam się zostać jego żoną”

kobieta, która wyszła za alkoholika fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Po detoksie pozwolono mi Antka odwiedzić. Usłyszałam wówczas od niego, że spotkał na swojej drodze Boga i już od tego dnia więcej nie weźmie alkoholu do ust. Skinęłam głową z przyzwyczajenia. Słyszałam to tyle razy. Nie wiedziałam jeszcze, że właśnie wpadłam z deszczu pod rynnę”.
/ 22.06.2022 15:00
kobieta, która wyszła za alkoholika fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Kiedy mój mąż przestał pić, na jego usilną prośbę i za namową księdza zgodziłam się dołączyć wraz z nim do jednej z katolickich wspólnot. Antek stał się gorliwym uczestnikiem spotkań. Poprzednio zawsze wyśmiewał księży i „szerzony przez nich zabobon”. Jednak w pewnym momencie, jak stwierdził – klęcząc w domu przed świętym obrazem, wreszcie przejrzał na oczy. Wraz z nim my również musieliśmy odnaleźć w sobie prawdę i towarzyszyć mu w drodze ku zbawieniu.

Podczas cotygodniowych spotkań brałam udział w zbiorowych modłach o uwolnienie zgromadzonych od wpływu siły nieczystej, która przybrała formę alkoholowego nałogu. W czasie kilku takich modlitw mój mąż parę razy zemdlał. Moim zdaniem dlatego, że podczas trzymiesięcznego ciągu stracił niemal 20 kg wagi, a ostatnia detoksykacja jeszcze go osłabiła. On jednak uważał inaczej. Pewnego dnia dowiedziałam się, że poprosił księdza o kontakt z egzorcystą, gdyż z pewnością opętał go zły duch.

– Ty o tym diable to mówisz poważnie? – spojrzałam na Antoniego zaskoczona.

Pytanie wywołało u niego najpierw wzburzenie, że mogę wątpić w słowa własnego męża, a potem w jego oczach dostrzegłam nieufność. Znałam to przymrużenie oczu z dawnych lat. Zawsze kiedy wracał do domu pijany, zapewniał, że nie miał alkoholu w ustach. Zabawne, prawda? Zataczający się pijak zaklinał się, że nie wypił nawet kropli. W to kłamstwo nie chciałam wierzyć, więc Antek siadał zrezygnowany i wzdychał ciężko.

– Masz rację, kłamię – poddawał się. – Ale wypiłem tylko jedno piwo. Mam słabą głowę i dlatego mnie tak sponiewierało. Jedno piwo, przysięgam!

Właśnie wtedy tak na mnie patrzył. Jakby chciał powiedzieć: „Nie wierzysz mi? Jak możesz?! Nie krzywdź mnie swoimi podejrzeniami. Mówię prawdę”.

– Rzeczywiście, masz słabą głowę – zgadzałam się. – Ale jeśli wiesz, że jedno piwo ci szkodzi, to już więcej go nie pij.

Oczywiście potem było zaklinanie się, że już nigdy… Aż do następnego razu.

Wszyscy żyliśmy w kłamstwie

Tego dnia, gdy Antek powiedział o egzorcyście, w jego głosie usłyszałam autentyczne przerażenie, a sekundę później nieoczekiwanie wypalił ze zgrozą:

– Jesteś z NIM w zmowie?

Od tamtej rozmowy Antek zaczął mnie podejrzewać, że działam na zlecenie piekła, żeby odciągnąć go od wiary i ponownie pogrążyć w odmętach alkoholu. Siedziałam wieczorem na stołku w kuchni i zastanawiałam się nad tym wszystkim, co do tego czasu mnie spotkało. Wreszcie zrozumiałam, że moje porąbane życie zafundowałam sobie na własne życzenie.

Gdyby nie wódka, nasze małżeństwo można byłoby uznać za szczęśliwe i udane. Lecz zawsze jest to „gdyby”… O coś się w życiu potykamy i przez jakieś „coś” nie jesteśmy szczęśliwi. Mąż pił regularnie. Nigdy się nie awanturował, to fakt. Wystarczyło przyznać mu rację, że wypił tylko piwo, a rozgrzeszony szedł spać. Kilka razy był trzeźwy i wtedy zrobił mi dwójkę dzieci. Pozornie mogliśmy uchodzić za zgodne małżeństwo. Ale tylko pozornie. Byliśmy chorzy, coraz bardziej i coraz poważniej.

W pewnym momencie nawet ja zaczęłam wierzyć, że Antek ma tak słabą głowę, że wystarczy jedno piwo, żeby się zataczał. Od ściany do ściany. On oszukiwał mnie, a ja samą siebie. Krąg się zamknął, klucz wypadł z zamkniętego zamka. Żyliśmy ze sobą jak… po tej jednej butelce piwa. Zakłamując nałogowy alkoholizm Antka, zaczęliśmy kłamać w innych sprawach.

Mojego męża nie wyrzucono z pracy za pijaństwo. To wredni komuniści w końcu zemścili się na nim za to, że niegdyś był w trójce organizatorów pierwszego strajku. On uwierzył w tę wersję, więc i ja kiwałam głową, że to prawda. Z kolejnej pracy też wyleciał za wódę. Jednak oboje przez cały wieczór dyskutowaliśmy o tym, że agenci UOP zagięli na Antka parol, gdyż odmówił donoszenia na kolegów z komisji zakładowej „Solidarności”. Zakłamując wraz z mężem nasze życie, brałam na swoje barki część winy.

Brnęłam w coraz bardziej absurdalne kłamstwa. Rozgrzeszałam go za wszystkie wyskoki i kłamstwa „dla dobra domu” – w imię spokoju wychowywanych przez nas dzieci. Próbowałam ukryć nasze małżeńskie problemy przed Jagodą i Markiem. Byłam głupia i naiwna – dzieci widziały i doskonale rozumiały, co się z ojcem dzieje. One też zostały wciągnięte w ten kołowrót kłamstw…

Wraz z nami udawały, że w domu jest wszystko w porządku, że jesteśmy szczęśliwą rodziną, i tylko pech co raz to podstawia ojcu w pracy nogę… Że też mogłam być aż tak głupia!

Antek pił coraz więcej, aż pewnego dnia wywalono go z pracy po raz piąty. Nie przyznał się, że wylądował na bruku. Co rano jak zawsze wychodził i wracał około 17. Ale po dwóch tygodniach dowiedziałam się, że go, nieprzytomnego z opilstwa, karetka zawiozła do szpitala. W jego krwi stwierdzono 3,6 promila alkoholu.

– Zapewniam panią – usłyszałam od lekarza, który przyjmował Antka – że te promile to nie są po wypiciu butelki piwa. On musiał tankować non stop, i to już miesięcy.

Kiedy mój mąż oprzytomniał i przeszedł detoksykację organizmu, pozwolono mi go odwiedzić. Usłyszałam wówczas od niego, że spotkał na swojej drodze Boga i już od tego dnia więcej nie weźmie alkoholu do ust. Skinęłam głową z przyzwyczajenia. Słyszałam to tyle razy!

Uciekał, aż się za nim kurzyło...

Trzy miesiące później Antek wrócił do domu z zakładu zamkniętego, gdzie odbył kurację odwykową. Znowu były zapewnienia, że już jest zdrowy, że „już teraz, sama rozumiesz, będziemy szczęśliwi…”. Potakiwałam, uśmiechałam się, ale oczywiście byłam pewna, że w naszym życiu nic się nie zmieni. Nie sądziłam, że wpadnę z deszczu pod rynnę…

Wkrótce okazało się, że to ja jestem winna tego, że diabeł przez całe życie dręczył Antka alkoholem.

– Pamiętam, jak byliśmy narzeczonymi, to ty zaproponowałaś zabawę w wywoływanie duchów! – wykrzyczał mi.

– Co to ma do rzeczy?

Ksiądz mnie uświadomił, że w ten właśnie sposób młodzi otwierają dusze przed diabłem.

Moją winą było też to, że przez dwa lata przed ślubem chodziliśmy ze sobą do łóżka.

– Żyliśmy bezmyślnie i bezrefleksyjnie! – w kolejnej awanturze warczał Antek. – To, że w ogóle znaleźliśmy się przed ołtarzem, to zasługa moich rodziców. Byłem zaślepiony, nie dostrzegłem, że Zły już mnie sobie upatrzył na swoją ofiarę. Całe życie byłaś świadkiem, że czego bym się tknął, to leciało mi z rąk, co sobie zaplanowałem, nigdy mi się nie udało! – wyliczał. – Moje poczucie wartości zmalało do zera. Stale tylko słyszałem, jak Zły szepcze mi z tyłu głowy: „Jesteś taki beznadziejny, taki głupi. Do niczego się nie nadajesz i do niczego w życiu nie dojdziesz!”.

Kiedy Antek pił, wszystkie pieniądze, jakie wpadły mu w ręce, przelewał w gardło. Teraz z kolei całe moje zarobki – gdyż on nie pracował – szły na kościół. Nieważne, że dzieci były głodne, nie miały butów na zimę. Prócz tego codziennie musieliśmy odmawiać wspólnie różaniec. Jeśli tylko któreś z nas się pomyliło, wszystko powtarzaliśmy od nowa.

Wreszcie coś we mnie pękło. Pewnej nocy poszłam do kuchni, wzięłam nóż i stanęłam nad śpiącym mężem. Nienawidziłam go ze szczerego serca. Gdyby był we mnie diabeł, teraz siedziałabym w więzieniu za morderstwo. A tak pewnego dnia latem spakowałam nasze manatki i podczas gdy on szedł na pielgrzymkę do Częstochowy, wyprowadziłam się z dziećmi.

Jak to się stało, że pozwoliłam sobie zmarnować życie? Nie mam drugiego, a mimo to dałam się obezwładnić draniowi, który wysysał ze mnie krew… Wyniosłam się z Wrocławia do innego miasta i przez kilka tygodni żyłam z dziećmi w spokoju. Jednak jesienią mąż mnie odnalazł. Jakimś cudem mu się to udało. Prosił, żebyśmy do niego wrócili. Przysięgał, że już się zmienił, że dzięki pomocy Boga wrócił na ścieżkę prawdy.

Wtedy nie wytrzymałam.

– Miałeś rację – mówiłam powoli, patrząc mu w oczy. – We mnie jest diabeł. To on wciągnął cię w alkoholizm, a teraz chce twojej nieśmiertelnej duszy. Jeśli będziesz nalegał, wrócimy z tobą do domu. Ale nasze dzieci zaprzedały wraz ze mną dusze diabłu. Może więc pewnej nocy wytniemy ci serce i zjemy je na surowo, chwaląc głośno imię Złego.

Przerażony Antek uciekł goniony moim głośnym śmiechem.

Czytaj także:
„Narzeczona zapomniała mi powiedzieć, że ma kochanka. Od kolegi dowiedziałem się, że bierze ślub z tym marynarzem”
„Mąż zrobił ze mnie podwładną. Zabronił pracować, upokarzał przy synach. Mówił, że nie mam w jego domu żadnych praw”
„Gdy mąż odszedł do kochanki, wpadłam w rozpacz. Zajęta sobą i swoim bólem, nie zauważyłam, że z córką dzieje się coś złego”

Redakcja poleca

REKLAMA