„Przepisałam mieszkanie na jedynego wnuka, a on je cichcem sprzedał i uciekł. Na starość zostałam bez dachu nad głową”

starsza smutna kobieta fot. Adobe Stock, GordonGrand
„Po wyjściu ze szpitala pojechałam do Basi. Mieszkam u niej do dziś. A Bartek? Pewnie hula gdzieś po świecie i cieszy się, że udało mu się nabrać naiwną babkę”.
/ 30.10.2023 08:29
starsza smutna kobieta fot. Adobe Stock, GordonGrand

Gdy wnuk poprosił, żebym przepisała na niego mieszkanie, zgodziłam się bez wahania. Był jedyną bliską mi osobą, córka i zięć zginęli w wypadku samochodowym. Dlaczego więc miałam tego nie zrobić? Zwłaszcza że zapewniał, iż będę mogła tu doczekać końca swojego żywota.

Bez zastanowienia podpisałam w kancelarii notarialnej akt darowizny. Nawet nie przeczytałam dokumentu. Raz, że zapomniałam okularów, dwa – i tak niewiele bym pewnie z tego zrozumiała. No i ufałam wnukowi.

Chciał zrobić szybki remont

Trzy tygodnie po wizycie w kancelarii Bartek przyjechał do mnie w odwiedziny. Zajrzał w każdy kąt.

– To mieszkanie aż prosi się o remont – stwierdził.

– Wiem, ale nie stać mnie na to. Wiesz, jaką mam emeryturę…

– Wiem, wiem… I dlatego wezmę to na siebie. Pomaluję ściany, wymienię kafelki, wynajmę cykliniarzy – zaczął wyliczać.

– Naprawdę? Jesteś kochany! – ucieszyłam się.

– Nie przesadzaj. Należy ci się za to, co zrobiłaś. Jest tylko jeden mały problem… Musisz wyjechać na tydzień albo dwa.

– To konieczne? Nie mam ochoty na podróże…

– Niestety, tak. Wiesz, co tu się będzie działo? Pył, kurz, hałas. W takich warunkach nie da się wytrzymać nawet kilku godzin.

– Racja, muszę się gdzieś przez ten czas zatrzymać. Tylko gdzie? U ciebie?

– U mnie odpada. Wynajmuję mieszkanie z kolegą… A poza tym nie mam nawet drugiego łóżka… – rozłożył ręce.

– No tak – zastanawiałam się przez chwilę. – Wiesz co? Mam pomysł! Pojadę do Krakowa, do starej przyjaciółki. Basia od dawna prosi, bym ją odwiedziła – zakrzyknęłam uradowana.

– W takim razie problem rozwiązany. Zapakuj swoje rzeczy do pudeł, żeby się nie poniszczyły w czasie remontu, i w drogę!

– Tak od razu? – przeraziłam się.

– A na co chcesz czekać? Im szybciej się z tym uporam, tym lepiej. Chyba chcesz przywitać wiosnę w odnowionym mieszkaniu? – uśmiechnął się.

– Oczywiście, że chcę – ucałowałam go. Cieszyłam się, że mam takiego dobrego i opiekuńczego wnuka.

Niepokoiłam się

Pakowanie zajęło mi kilka dni. Gdy wszystkie skarby były już w pudłach, wsiadałam w pociąg i pojechałam do Basi. Spędzałyśmy na wspominkach całe dnie. W wolnych chwilach dzwoniłam do wnuka. Twierdził, że remont idzie pełną parą, ale ciągle pojawiają się nowe trudności. Dlatego wszystko potrwa dłużej. Nie widziałam w tym niczego podejrzanego.

Po miesiącu kontakt z wnukiem nagle się urwał. Nie odbierał telefonów, a potem w ogóle wyłączył komórkę. „ Abonent niedostępny, abonent niedostępny” – słyszałam przez dwa dni. Byłam przerażona. Wyobraziłam sobie, że Bartek miał wypadek samochodowy i dlatego się nie odzywa. Ta myśl omal nie doprowadziła mnie do szaleństwa. Przecież w ten sam sposób straciłam córkę i zięcia! Pożegnałam się więc z Basią i najbliższym pociągiem wróciłam do Warszawy.

Własny wnuk mnie oszukał

Na osiedle dotarłam zmęczona i wykończona psychicznie. Stanęłam pod drzwiami  mieszkania. Ze środka dochodziły odgłosy stukania. Wstąpiła we mnie nadzieja. Pomyślałam, że Bartek tak zajął się robotą, że zapomniał naładować komórkę. Nacisnęłam klamkę i… natknęłam się na jakiegoś mężczyznę.

– Kim pan jest? Co pan tu robi? – zdenerwowałam się.

– A pani?

– Nazywam się Irena B.

– Aaaa… To w porządku… Pan Bartek uprzedzał, że przyjedzie pani zabrać swoje rzeczy. Są w piwnicy…

– Nie rozumiem… Jak to zabrać?  W jakiej piwnicy? Gdzie jest w ogóle Bartek?

– Nie mam pojęcia. Ostatni raz go widziałem, gdy kupiłem od niego to mieszkanie.

– Co pan zrobił? – złapałam się za serce.

– Kupiłem. Dziwiłem się, że tak tanio sprzedaje, ale powiedział, że wyjeżdża za granicę i potrzebna mu gotówka…

– To niemożliwe!

– Możliwe. Proszę, tu jest akt notarialny. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem – wręczył mi dokument. Nie pamiętam, co było potem.

Obudziłam się w szpitalu. Od lekarzy dowiedziałam się, że miałam zawał. Gdy już doszłam do siebie na tyle, by móc telefonować, próbowałam skontaktować się z wnukiem. Łudziłam się, że to był tylko koszmarny sen i gdy wydobrzeję, wrócę do swojego mieszkania. Ale abonent ciągle był niedostępny. Zrozumiałam, że zostałam bez dachu nad głową. Przez jedynego, ukochanego wnuka…

Po wyjściu ze szpitala pojechałam do Basi. Mieszkam u niej do dziś. A Bartek? Pewnie hula gdzieś po świecie i cieszy się, że udało mu się nabrać naiwną babkę. 

Czytaj także: „Moja przyjaciółka widzi tylko czubek swojego nosa, a jej problemy wysysają ze mnie energię. Mam przecież własne" 
„Za kasę ze spadku po rodzicach kupiłem dom w lesie. Nigdy nie powiem żonie, jaką tajemnicę skrywają te mury”
„Córka marzyła o dziecku, ale to ja zaszłam w ciążę. Mój syn nazywa mnie babcią, a ja chcę wierzyć, że zrobiłam dobrze”

Redakcja poleca

REKLAMA