„Przegapiłem moment, gdy mama z silnej kobiety zmieniła się w naiwną staruszkę. Niestety, odkryłem to zdecydowanie za późno”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, PoppyPix
„Wszystko się we mnie zagotowało! Jacyś dranie nabierają na duże pieniądze starszych ludzi, mamiąc ich wizją utrzymania jak najdłużej świetnej kondycji. Po pierwsze, pobiegłem więc do apteki, w której odbył się ten oszukańczy pokaz. Wystraszona młoda farmaceutka powiedziała, że to nie jej wina”.
/ 22.12.2022 11:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, PoppyPix

Chyba przegapiłem moment, kiedy moja mama zaczęła się starzeć i obsesyjnie bać się o swoje zdrowie… Może to zabrzmi dziwnie, ale do tej pory zawsze uważałem, że jest z tych, co to „gniotsa, nie łamiotsa”, jak mawiają Rosjanie. Jednym słowem, nie do zniszczenia.

Pochodzimy zresztą z rodziny długowiecznej, babcia dożyła 95 urodzin, jeden pradziadek żył 87 lat, drugi 92. Mama, nawet kiedy poszła już na emeryturę, to nadal pracowała na 5/8 etatu. Wiem, że to dość zabawne, ale tyle właśnie dopuszczał ZUS, aby nie zabrano jej świadczeń. Była więc aktywna zawodowo do swoich 65 urodzin, kiedy to do firmy przyszedł nowy szef i zapowiedział „wprowadzenie europejskich standardów”.

Cokolwiek by  to znaczyło, skończyło się na zwolnieniu wszystkich starszych osób, które z racji swojego doświadczenia i kontaktów potrafiły załatwić naprawdę intratne kontrakty. Od tamtej pory firma zaczęła iść na dno, ale to już nie było zmartwienie mojej mamy, która mogła się wreszcie zająć… No właśnie, czym?

Jest osobą aktywną, więc natychmiast znalazła sobie zajęcie. Zaczęła chodzić na zajęcia Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

– Kochany synku, nareszcie na stare lata mogę zacząć uczyć się włoskiego! I chodzę na cykl wykładów o Biblii. Są arcyciekawe! – chwaliła się.

Taką mamę znałem, pogodną i ciekawą świata. Byłem więc o nią całkiem spokojny. I chyba dlatego przegapiłem ten moment, kiedy zamieniła się w hipochondryczkę. Mama nigdy nie skarżyła się na żadne dolegliwości. Oczywiście, nie znaczy to, że ich nie miała. Dobrze wiem, że kiedy rozstawała się z moim ojcem, wyjątkowo burzliwy rozwód przepłaciła nerwicą żołądka. Najpierw gwałtownie schudła, potem przytyła. Powrót do prawidłowej wagi kosztował ją wiele starań i wizyt u lekarzy. Nie od razu trafiła bowiem na takiego, który potrafił jej pomóc. Pomóc, to nie znaczy całkowicie wyleczyć. Kłopoty z żołądkiem bowiem pozostały i odzywały się co jakiś czas. A to wrzody, a to nadwrażliwe jelito.

Nagle nie ma pieniędzy na wakacje? Dlaczego?

Mama nie jest lekomanką. Nie łyka tabletek, tak jak niektóre jej koleżanki, które traktują je prawie jak cukierki. Była zawsze zwolenniczką alternatywnych rozwiązań. Piła rozmaite nalewki, zioła, a jej ulubionym sprzętem w domu była lecznicza lampa sollux, którą naświetlała się przez cały rok. Jej zdaniem to właśnie chroniło ją przed katarem, łagodziło reumatyzm i bóle mięśni, a nawet pozwalało utrzymać w ryzach… wrzody żołądka!

– Już mi tak nie dokuczają, kiedy się naświetlam – mawiała z przekonaniem.

Trochę mnie bawiło zawsze, że jest to taka lampa „na wszystko”, ale w końcu pamiętam ją jeszcze z czasów swojej młodości, kiedy mama naświetlała mi zatoki. Faktycznie czerwone światło pomagało mi nawet bardziej niż tabletki i uznałem, że jeśli tylko mama przestrzega czasu naświetlania, a zawsze przestrzegała, to nic jej się nie może stać złego. Mama od lat na początku lata jeździ na wakacje nad morze, do swojej ulubionej Łeby. Zawsze do tego samego domu wczasowego, położonego nad brzegiem morza. Byłem więc pewny, że w tym roku także pojedzie. Tymczasem okazało się, że zostaje w domu.

– Dlaczego? – spytałem ze zdumieniem.

Kiedy nie potrafiła mi dać żadnej rozsądnej odpowiedzi, tylko coś zaczęła dziwnie kręcić, zaprzeczać sama sobie, przestraszyłem się, że może coś dzieje się z jej zdrowiem, o czym powinienem wiedzieć.

– Mamo… – wziąłem ją na spytki, aż wyznała mi, niemal ze łzami w oczach, że na wyjazd do Łeby nie ma pieniędzy!

To było dziwne. Mama ma całkiem niezłą emeryturę, a poza tym – jak większość starszych ludzi – jest bardzo oszczędna. Dotychczas sądziłem, że prędzej my z żoną popadniemy w kłopoty finansowe niż ona.

Postraszył mamę licznymi operacjami

Oczywiście od razu zaoferowałem jej swoją pomoc, lecz odmówiła.

– Muszę poradzić sobie sama! – rzekła z mocą, zaciskając usta.

– Ale z czym? – indagowałem. – Mamo, co dwie głowy, to nie jedna.

W końcu uległa moim namowom i wyznała mi, co się stało.

– Dwa miesiące temu w mojej aptece było bezpłatne badanie diagnostyczne. Jacyś ludzie, którzy przedstawili się jako lekarze, jeździli mi po całym ciele takim specjalnym urządzeniem, jakby kamerką, która wykazywała, co się dzieje w organizmie. No i u mnie wyszły rozmaite choroby… Nawet takie, o których do tej pory wcale nie wiedziałam! – powiedziała.

Badanie kamerką, na szybko, w aptece? Przez ubranie, bo jakże by inaczej, przenośnym aparatem, „przy którym mogą się schować wszelkie inne urządzenia diagnostyczne, jak tomograf czy usg.”? Bo on WSZYSTKO wykazuje?!

Zakończenie takiego badania było przewidywalne. „Lekarz” postraszył mamę szpitalem i licznymi operacjami w niedalekiej przyszłości. A kiedy była już wystarczająco przerażona, zaproponował jej kupno „cudownego” urządzenia. Jakiegoś ustrojstwa, który właśnie ma harmonizować działanie organizmu, sprawiając, że ten nagle zacznie się… leczyć sam.

Ponieważ urządzenie miało działać na podczerwień, zupełnie jak znana mamie lampa sollux, moja rodzicielka uwierzyła we wszystko, co wmówił jej ten cwaniak na temat tego nowatorskiego produktu. Problemem była tylko cena urządzenia – bagatela – pięć tysięcy złotych!

Czego się jednak nie robi dla podratowania własnego zdrowia? Szczególnie, gdy człowiek jest już w podeszłym wielu i w każdej chwili spodziewa się tego, że mu się może pogorszyć.

– Bo mnie ostatnio bolał kręgosłup i jeszcze kłuło mnie w boku, a mój lekarz mi powiedział, że to nic groźnego i normalne w moim wieku – poskarżyła się jeszcze mama na usprawiedliwienie swojego nierozsądnego zakupu.

Kiedy podczas badania w aptece wykryto jej „choroby”, natychmiast poleciała do banku i wypłaciła swoje oszczędności. Niestety, cudownym dziadostwem cieszyła się tylko przed dwa tygodnie, bo po tym czasie urządzenie padło.

– Zadzwoniłam pod numer na opakowaniu. Powiedzieli mi, że minęło już dziesięć dni od zakupu, więc harmonizera nie mogę zwrócić, ale oni mi go chętnie wymienią – powiedziała mi mama.

Wysłała harmonizer pod wskazany adres. Wkrótce dostała przesyłkę zwrotną z jakimś noszącym ślady użytkowania urządzeniem, które też szwankowało!

– Chciałam im zrobić awanturę, ale ten telefon, pod który wcześniej dzwoniłam, nagle ogłuchł. Odesłałam im więc ten harmonizer, ale przesyłka wróciła do mnie z adnotacją, że nie została odebrana w terminie przez adresata.

– Pokaż mi ten cały harmonizer – poprosiłem, wkurzony jak diabli.

Było to jakieś prymitywne plastikowe urządzenie z dużą, płaską żarówką. Zabrałem je do znajomego lekarza, który stwierdził, że to zwykła lampa na podczerwień, w dodatku o niskiej mocy, warta nie więcej niż 100 złotych!

– Ma niską siłę przenikania i co najwyżej złagodzi ugryzienie komara albo przyśpieszy znikanie siniaka – usłyszałem.

– Lekarz z apteki powiedział, że harmonizer będzie oddziaływał na całe ciało, jeśli przystawię go do swojej kości krzyżowej – powiedziała mi mama.

Było jasne, że padła ofiarą oszustwa

Wszystko się we mnie zagotowało! Jacyś dranie nabierają na duże pieniądze starszych ludzi, mamiąc ich wizją utrzymania jak najdłużej świetnej kondycji. Po pierwsze, pobiegłem więc do apteki, w której odbył się ten oszukańczy pokaz. Wystraszona młoda farmaceutka powiedziała, że to nie jej wina.

– Ja tylko tutaj pracuję, a właściciel wynajmuje czasami pomieszczenie na różne prezentacje, zawsze zaznaczając w umowie, że apteka nie odpowiada za ich treść – tłumaczyła się, czerwona jak burak.

– Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że to czasami nie jest uczciwe, ale… co ja mogę zrobić? Jestem tylko pracownikiem. Przecież nie zacznę mówić klientom, że ci ludzie to oszuści, bo sama stracę pracę. Zresztą nie mam na to dowodów.

Załamany niefrasobliwością właściciela apteki, poszedłem szukać sprawiedliwości u rzecznika praw konsumenta.

– Niestety, wszystkie terminy umożliwiające zwrot tego urządzenia z tytułu odstąpienia od umowy zostały już przekroczone – uświadomiono mi.

Jednak pracownik biura powiedział także, że nie jest to pierwsza taka sytuacja z tym harmonizerem, z którą się zetknęli. Dlatego biuro rzecznika postanowiło wnieść zawiadomienie do prokuratury.

Teraz mnie i moją mamę czekają żmudne przesłuchania i dochodzenie. A i tak nie wiadomo, czy się uda pociągnąć do odpowiedzialności tych oszustów żerujących na ludzkiej naiwności i strachu przed chorobami i starością. Można więc z góry założyć, że mama nie zobaczy już nigdy swoich pięciu tysięcy złotych. Trudno. Najważniejsze, że nagle zniknęły wszystkie jej dolegliwości…

Czytaj także:
„Chciałem wynagrodzić mamie życie w samotności i przygotowałem jej niespodziankę. Prezent mało nie wpędził staruszki do grobu”
„Przy dzieciach zapomniałam, co to sen, a mąż chce kolejne. Nie mam czasu iść do łazienki, bo ciągle słyszę >>mamo!<<”
„Traktowałem mamę jak bezwolne ciele, ale miałem powód. Jadła przeterminowane jedzenie i sama skazywała się na cierpienie”

Redakcja poleca

REKLAMA