„Córkę wysłałam na wakacje ze znajomymi, męża w góry, synów na obóz, a sama poleciałam do Paryża, a co!”

rodzinne kłótnie przed wakacjami fot. iStock, Catherine Delahaye
„Co roku to samo! Planowanie wakacji to istny koszmar. Mąż chce jechać w góry, córka smażyć się na nadmorskiej plaży, ja – poznawać i zwiedzać inne kraje. Odwieczne kłótnie były nieznośne do tego stopnia, że każdemu odechciewało się jechać gdziekolwiek. Co to ma być? Urlop ma w końcu cieszyć! Dokonałam więc małej rewolucji”.
/ 13.07.2023 09:45
rodzinne kłótnie przed wakacjami fot. iStock, Catherine Delahaye

Kiedy trzeba pogodzić cztery pomysły na wspólne lato, wyzwanie może być naprawdę trudne. Mąż chce w góry, żeby przewietrzyć głowę, pobyć bliżej natury. Córka nastolatka chce nad morze, bo nie po to robiła milion brzuszków, żeby teraz wkładać ciężkie buciory zamiast ślicznego bikini. Ośmioletnim bliźniakom jest w sumie wszystko jedno, dokąd się udamy, byle nie tam, gdzie proponuje ktokolwiek przy stole. 

Serio, miałam dość kłótni o to, gdzie pojedziemy. Od dwóch miesięcy temat był jeden i wybitnie frustrujący. Codziennie słyszałam kłótnie. Mąż wpadał i kazał się zbierać, bo w sklepie sportowym jest promocja na buty, a bliźniaki muszą mieć nowe do chodzenia po górach.

Nastolatka strzelała focha, chłopcy wpadali w małpi obłęd, bo przecież nie zgodzili się na góry, a ja brałam tabletkę od bólu głowy. Następnego dnia młoda wyskakiwała z propozycją kolejnej nadmorskiej atrakcji, na co oburzał się ojciec rodziny, bo wszak nie jest naleśnikiem i nie będzie się smażył na piasku jak na patelni, zresztą w lipcu zawsze pada, więc polskie morze odpada.

A bliźniaki co rusz się ekscytowali, że znaleźli idealne miejsce, tylko zapomnieli jakie. I ja to miałam ogarnąć? Ja, ponieważ sama zaproponowałam, że w tym roku, żeby było sprawniej, zrobię to sama. 

– Ty chyba zwariowałaś! – moja przyjaciółka postukała się palcem w czoło. 

– Zaraz zwariowałam… Chciałam, dla każdego coś miłego. Żeby każdy odpoczął, spędził czas, jak lubi. Każdy ciut ustąpi, dzięki czemu każdy coś zyska. Niby to tylko dwa tygodnie, ale… 

– Ale próbujesz dokonać cudu, czyli zadowolić wszystkich, co się nie uda. Never, ever! – przeszła na angielski, by podkreślić, jak bardzo to nie ma prawa się udać. – Poza tym, co z tobą?

– A co ma być?  

– Co ty byś chciała robić? Gdzie ty byś chciała pojechać?

– Do Paryża! – rzuciłam bez wahania i… westchnęłam. 

Dla mnie wybór był oczywisty, ale nieosiągalny w piątkę. Tylko ja mówiłam trochę po francusku. Adam byłby ciągle skrzywiony, bo co to za wakacje w mieście. Zosia pewnie podrywałaby co przystojniejszych Francuzów, czy raczej oni podrywaliby ją, więc ubawiłabym się jak pies w studni, pilnując córki. A chłopaki marudziliby na wyścigi, zmuszani do zwiedzania zabytków. W efekcie wróciłabym wymęczona, a moje marzenie zostałoby zdeptane w proch. 

– Nie możecie jakoś tego podzielić? Każdy wybędzie na tydzień sam, gdzieś, gdzie by chciał, a potem tydzień spędzicie razem? 

Hm… Czyżby naprawdę to było takie proste? A czemu nie? 

Wypoczęliśmy i nawet stęskniliśmy się za sobą

Po powrocie do domu usiadłam przed komputerem, dokonałam rezerwacji i przy kolacji oznajmiłam, że już wiem, jak i gdzie spędzimy wakacje. 

– Ty, kochanie, masz zarezerwowany pensjonat w Kościelisku, i pochodzisz sobie po górach. Sześć nocy, siedem dni, śniadania w cenie, obiad na szlaku, bomba, nie? Zośka, ty jedziesz nad morze z Karoliną. Już rozmawiałam z jej rodzicami, chętnie cię zabiorą.

Karolina była bliską koleżanką naszej córki; z jej rodzicami znaliśmy się od kilku lat i wiedziałam, że mogę im powierzyć mój skarb na tydzień. 

– Bliźniaki, wy jedziecie na obóz sportowy. Pływanie, jazda konna i wspinaczka ściankowa. Plus mnóstwo zabawy, ogniska i takie tam. A kiedy wrócicie, wszyscy jedziemy na tydzień-niespodziankę. Dowiecie się dokąd, jak dojedziemy. Zadowoleni?

– No, super, kochanie, tylko mieliśmy jechać wspólnie… – Adam oczywiście musiał się krzywić. 

– I pojedziemy. Wspólnie spędzimy drugi tydzień, jak już każdy nasyci się tym, co lubi najbardziej, odpocznie, przewietrzy głowę i tak dalej. Żeby potem nie stękał. I żadnych kłótni, żadnych zażaleń, bo za chwilę anuluję wszystko i zostanie wam akcja „Lato w mieście we własnej chacie”. 

– A gdzie będzie ten wspólny tydzień? Zdradź, mama, co? Choć na jaką literę się zaczyna? – żebrały bliźniaki. 

Zasunęłam gestem zamek na ustach. Jak niespodzianka to niespodzianka. 

– No dobrze, a gdzie ty jedziesz na swoje wymarzone wakacje? – spytała Zośka znad ekranu telefonu, w którym pewnie już esemesowała z Karoliną na temat wspólnego wyjazdu. – Bo nie wierzę, że zostaniesz sama w domu i będziesz na nas czekać, robiąc porządki w szafach. 

– No, wybacz, nie jestem waszą niewolnicą i nie zamierzam pracować, gdy wy będziecie się byczyć. To także moje wakacje i ja lecę do Paryża. 

Przy stole rozpętało się małe pandemonium. Wszyscy, dotąd zadowoleni ze swoich wakacji, nagle stwierdzili, że to niesprawiedliwe. Oni też chcą za granicę! Adam najlepiej w Alpy, Zośka na Majorkę, a bliźniaki… sami nie wiedzieli gdzie, ale na pewno nie na obóz sportowy w byle Polsce. Podniosłam dłonie do góry, uciszając towarzystwo. 

– Trzeba było podjąć decyzje wcześniej – oświadczyłam. – Teraz już za późno. Jedyna zmiana obejmuje anulowanie rezerwacji i pozostanie w domu. Dziękujemy za udział, zapraszamy do planowania za rok! 

Byłam taka niezłomna, bo przyjaciółka nakręciła mnie wizją samotnej wycieczki do Paryża. Nikt mi nie będzie jęczał, że za długo śpię albo za wolno chodzę, że znowu ciągnę ich na wystawę malarstwa albo do innego muzeum. Rodzinka trochę pomarudziła, podąsała się, ale w końcu jakoś przełknęła to, co odgórnie ustaliłam. 

Paryż… To było to

Jak doleciałam, nie mogłam uwierzyć, że faktycznie tu jestem. To był fantastyczny tydzień! Spałam do ósmej i nikomu nie musiałam robić śniadań. Ba! To mnie przynoszono tacę z chrupiącymi rogalikami, które smakowały jak nigdy wcześniej, nigdzie, z nikim. A Luwr! A Wersal! Spędziłam tam całe dwa dni, rozkoszując się widokiem eksponatów. Siedziałam nad Sekwaną. Wjechałam na wieżę Eiffla, robiłam wszystko to, co robią turyści w Paryżu.

Nie przejmowałam się tym, że będę mieć nadbagaż ze względu na pamiątki, które kupowałam. Dostawałam zdjęcia dzieciaków z obozu i znad morza, rozmawiałam z mężem, który pocił się podczas wspinaczki na Giewont, i czułam się absolutnie szczęśliwa, że każdy robi to, co lubi. Odpoczywaliśmy także od siebie nawzajem, dzięki czemu się stęskniliśmy. Nie mogłam się doczekać, kiedy się zobaczymy, opowiemy sobie wszystko, podzielimy się wspomnieniami, uściskamy… 

Gdy wreszcie wylądowaliśmy w domu, przepakowaliśmy walizki i wsiedliśmy do samochodu. Nie dałam im wiele czasu na to pakowanie, bo nie chciałam tracić nawet dnia urlopu. No i byłam ciekawa, co powiedzą, kiedy w końcu dotrzemy na miejsce.

To był przepiękny czas dla naszej rodzinki

To nie była daleka podróż. Dwie godzinki drogi do wsi zabitej dechami i gospodarstwa agroturystycznego, które prowadzili przemili ludzie. 

– Zanim zaczniecie narzekać, spędźcie tu jeden dzień – poprosiłam, wyczuwszy ogólne rozczarowanie. 

Adam nie będzie miał gdzie wyrabiać kilometrów, Zośka plażować, a chłopaki… ci to zawsze znajdą powód do narzekania… Ale to właśnie najmłodsi od razu znaleźli sobie zajęcie. Nasi gospodarze mieli króliki, kozy i owce, które – przysięgam – zachowywały się jak szczeniaki. Chłopcy więc przepadli, pochłonięci zabawą ze zwierzakami. Zośka trochę ponarzekała na kiepski zasięg, ale kiedy odkryła niedaleko jezioro z małą plażą, w sekundę wskoczyła w kostium i pognała pływać.

Adam stwierdził, że wędrówki po okolicznych lasach też mogą być ciekawe, zwłaszcza kiedy usłyszał, że jest w nich zatrzęsienie jagód. A ja miałam czas na leniwe czytanie książek w wielkim, wygodnym fotelu na werandzie, z kubkiem kawy pod ręką. 

Chodziliśmy razem na ryby, graliśmy w gry planszowe, karmiliśmy kury albo po prostu siedzieliśmy razem, nic nie mówiąc, za to przytuleni. Poczuliśmy się tu z Adamem, jakby ktoś odłączył nas od prądu, wyciągnął wtyczki, dzięki czemu wreszcie mogliśmy naprawdę odpocząć. Zresetować się. I objeść!

Gospodyni, pani Magda, gotowała tak, że grzechem byłoby zostawić cokolwiek na talerzu. Ciasta, które piekła, zahaczały o bramy niebios. Z owoców, które rosły w sadzie i ogrodzie, wyczarowywała nieziemskie desery, i jeszcze zdobiła je bitą śmietaną. Wiedziałam, że wyjadę stamtąd pięć kilo cięższa, ale w ogóle się tym nie przejmowałam. Nawet Zośka nie robiła już brzuszków, tylko łapała kawał ciasta z rabarbarem i biegła nad jezioro, gdzie czekali na nią jacyś sympatyczni tubylcy, których oswajała. Albo oni ją.

– Miałaś niesamowity pomysł z tym miejscem – przyznał kiedyś Adam, gdy dzieciaki poszły już spać, a my siedzieliśmy jeszcze na werandzie, z kieliszkiem wina w dłoni, i patrzyliśmy na miliony gwiazd, które nad nami migały. – Chętnie pobyłbym tu nawet dłużej. Taka cisza, spokój… 

– Możemy przyjechać tu na ferie zimowe, jeśli będzie śnieg, dzieciaki poszaleją. Są tu stoki do zjeżdżania na nartach. Do górskich im daleko, ale… 

– Z tobą zawsze i wszędzie. Za rok też zorganizujesz wakacje, co? – przymilił się. – Tym razem od razu zdamy się na ciebie, bez zbędnych dyskusji. Te były wymarzone. 

Czytaj także:
„Ocalałam z pożaru, ale straciłam męża. Gdy patrzę na moje poparzone dzieci, chce mi się wyć z rozpaczy”
„Kontrolowałam życie mojej córki, bo bałam się ją stracić. Ona mnie okłamywała i ryzykowała swoim życiem”
„Na weselu chrześnicy urządziłam polowanie na przystojniaków. Wyhaczyłam jednego, zarzuciłam wędkę i wyszłam na ofermę”

Redakcja poleca

REKLAMA