„Czy mam prawo zabraniać córce robić to, co kocha? Sądziłam, że tak, bo przecież ta sama pasja zabiła jej ojca. Drugiej straty nie przeżyję! Czułam, że córka mnie oszukuje. Matki w końcu zawsze wiedzą takie rzeczy”.
– Dokąd idziesz? – zapytałam Alicję.
– Na drinka z dziewczynami – odpowiedziała, tuszując rzęsy.
Te rzęsy trochę mnie przystopowały w podejrzeniach. Widziałam, że nałożyła cały makijaż, starannie ułożyła włosy. Może więc naprawdę szła tylko na wieczorne pogaduchy z koleżankami?
Czy moja córka zaczęła mnie okłamywać?
Kiedy wyszła, nie mogłam sobie jednak znaleźć miejsca. Wiedziałam, że źle robię i powinnam się powstrzymać, ale to było silniejsze ode mnie. Weszłam do jej pokoju i zaczęłam przetrząsać szafy. Nic nie znalazłam. I właśnie to sprawiło, że usiadłam na jej łóżku, objęłam się ramionami i zaczęłam się trząść.
Bo powinnam była znaleźć jej rzeczy na basen. Piankę, płetwy, maskę. Nie było ich w jej pokoju, a to oznaczało, że znalazła sposób, by mnie wykiwać. Oczywiście wyszła z domu z malutką torebką, żebym niczego nie podejrzewała. Torba ze sprzętem do nurkowania musiała już być spakowana w samochodzie.
Wiedziałam, że stare metody śledztwa nie zadziałają. Alicja umiała zamaskować zapach chloru na skórze i włosach poprzez spraye i balsamy. Na pewno zrobi też od nowa makijaż i ułoży włosy. Pewnie pomaga jej któraś z koleżanek.
Następnego dnia byłam tak rozstrojona, że nie wytrzymałam i zapytałam wprost, nakładając jej omlet na talerz:
– Byłaś wczoraj na basenie?
– Nie, no co ty! Byłam z Kaśką i Eweliną na drinku. Mówiłam ci! – Ala przyjęła obronną pozę.
– Powiedz mi prawdę… Znowu nurkujesz? Nie ma twoich rzeczy… pianki ani… – zaczęłam wyliczać.
– Mamo! Grzebałaś w moich rzeczach?! – machnęła rękami tak, że potrąciła kubek z kawą. – Co z tobą?!
Potem wyjaśniła, że oddała piankę i płetwy koleżance z sekcji. Maskę miała, trzymała ją pod łóżkiem; przyniosła i pokazała mi jako dowód w sprawie. Podetknęła mi też pod nos swój kostium kąpielowy.
– Widzisz? Suchy! – powiedziała zdenerwowana. – Nie byłam na basenie ani wczoraj, ani w ogóle od czasu, kiedy zrobiłaś tę scenę! Boże, mamo…
„Ta scena”. Rzeczywiście, to chyba najlepsze określenie dla mojego epizodu załamania nerwowego, jaki przeszłam, kiedy dowiedziałam się, że Alicja nurkuje. Ukrywała to przede mną, chociaż miała dwadzieścia jeden lat i teoretycznie nie potrzebowała mojej zgody. Ale wciąż ze mną mieszkała, nadal miałam możliwości wpływania na nią. I wykorzystałam je wszystkie, żeby wymusić na niej przyrzeczenie, że już nigdy nie zejdzie pod wodę.
Najchętniej zmusiłabym ją, żeby nigdy więcej nawet nie weszła do wody po kolana, ale tego już się nie dało osiągnąć. Któregoś razu jednak dostałam histerii. Krzyczałam, że wolę umrzeć, niż i ją stracić, chwyciłam nóż i zagroziłam, że podetnę sobie żyły. Wtedy Ala obiecała mi, że skończy z nurkowaniem.
Starałam się ją ciągle kontrolować
Potem oczywiście było mi głupio. Usiłowałam jej wytłumaczyć, że nie byłam sobą i nie kontrolowałam swojego zachowania. Ale wiedziałam, że ona nigdy tego nie zapomni. Bo czy można zapomnieć matkę, która grozi popełnieniem samobójstwa?
Po śmierci Mariusza byłam w depresji, zaczęłam cierpieć na liczne fobie i nerwice. W końcu trafiłam do psychiatry, bo wydawało mi się, że jeśli tylko spuszczę nastoletnią córkę z oczu, natychmiast stanie jej się coś złego. Bałam się zostawiać ją samą w domu, wyobrażając sobie, że poślizgnie się w wannie albo porazi ją prąd i kiedy wrócę, zastanę ją martwą. Lekarz przepisał mi leki, które pomogły na stany lękowe, zalecił też psychoterapię.
Niby skończyłam ją po dwóch latach, ale z moją terapeutką wciąż utrzymywałam kontakt i zgłaszałam się do niej, kiedy działo się coś nietypowego. Coś jak właśnie „ta scena”.
–Proszę rozmawiać z córką, a nie ją straszyć. Takie szantaże emocjonalne są nie tylko nieskuteczne, ale też bardzo raniące – powiedziała pani psycholog. – Zabranianie jej realizowania życiowej pasji z powodu pani traumy może zniszczyć waszą relację.
Wiedziałam, że miała rację, ale nic nie mogłam na to poradzić. Zrobiłabym wszystko, żeby mieć pewność, że Alicja skończy z nurkowaniem. Może dlatego, że kiedyś nie zrobiłam wszystkiego, by Mariusz z tym skończył. Miałam złe przeczucia, bałam się o niego, prosiłam, żeby znalazł sobie inny sport, ale byłam za mało przekonująca.
Mariusz był instruktorem nurkowania, miał wszelkie możliwe uprawnienia. Odnosiłam czasem wrażenie, że lepiej sobie radził pod wodą niż na powierzchni. Dysponował najlepszym sprzętem, miał setki godzin doświadczenia. Ale nawet to nie uchroniło go przed śmiercią w głębinach. Jak miałam więc być spokojna o córkę?!
Kamera nagrała śmierć Mariusza
Miała jedenaście lat, kiedy pojechaliśmy na te tragiczne wakacje. Tym razem to był Meksyk. Zawsze jeździliśmy w jakieś egzotyczne miejsca, gdzie Mariusz mógł szkolić albo brać udział w wyprawach, a my czekałyśmy na niego na jakiejś rajskiej plaży. Wtedy razem z grupą nurków eksplorowali cenoty, takie naturalne studnie krasowe, do których można wpłynąć od góry, a potem przemierzać jaskinie i korytarze wewnątrz skał pod powierzchnią ziemi.
Grupa miała wynurzyć się o czternastej dwadzieścia. Nigdy nie zapomnę tego detalu. Ani tego, że tlenu miało im starczyć góra do czternastej czterdzieści pięć. Było po szesnastej, a ja wciąż tkwiłam na brzegu studni, czekając na cud.
Cud się jednak nie wydarzył. Mariusz i jego kolega z Brazylii odłączyli się od reszty grupy, by sfilmować jakieś rzadkie formacje skalne w jaskini obok. Mój mąż miał na głowie kamerkę sportową, chciał zmontować film o cenotach.
Kiedy jego ciało wypłynęło wiele dni później, wciąż miał przyczepioną do głowy kamerę. Nagrała jego ostatnie chwile życia… Widziałam ten film tysiące razy, nie mogłam przestać go oglądać, chociaż za każdym razem miałam wrażenie, że umieram razem z mężem od nowa.
– Miotał się po podwodnej jaskini z tym drugim nurkiem – opowiedziałam terapeutce. – Szukali wyjścia, ale to było wiele metrów pod powierzchnią…
Widziałam, jak tamten umiera, jak wiotczeje i opada pionowo na dno. I ręce Mariusza obmacujące ściany… Bateria trzymała do końca, świeciło się światło, włączone było nagrywanie. Nawet kiedy obraz był już nieruchomy i dookoła była tylko woda. Woda, woda, woda…
Samotna i nadopiekuńcza matka
Zostałam sama z Alicją. Nagle całe moje życie podporządkowane dotychczas pasji i pracy Mariusza się skończyło. Miałam wrażenie, że stałam się kimś innym. Przestałam być żoną Mariusza, nie wiedziałam jednak, kim się stałam.
Na pewno byłam wtedy matką, tyle że fatalną. Nie radziłam sobie z własnym bólem, do tego doszedł paniczny strach, że stracę także dziecko. Stałam się nadopiekuńcza, kontrolowałam każdą sferę życia córki.
Postawiła mi się, kiedy zdała maturę. Chciała się wyprowadzić i iść do pracy, ale w końcu namówiłam ją, by studiowała. Została w domu, uczyła się, a ja chodziłam na terapię i starałam się jej nie ograniczać. Jednak kiedy Ala powiedziała mi, że zapisała się na kurs nurkowania, urządziłam jej piekło. Zabroniłam jej, a ponieważ mieszkała ze mną i wciąż ją utrzymywałam, próbowałam wymusić na niej, by się z niego wypisała. Prawie mnie za to znienawidziła.
– To nie ma nic wspólnego z tatą! – krzyczała, co było oczywistą bzdurą. – To moja pasja! Kocham to! Chcę nurkować! Nie odbierzesz mi tego!
Alicja nie zrezygnowała i przez kilka miesięcy chodziła na ten kurs. Ona się uparła nurkować, ja się uparłam siedzieć w tym czasie na trybunach basenu olimpijskiego, gdzie trenowała, i śledzić ją wzrokiem bez sekundy przerwy.
Modliłam się, żeby jej przeszło. Podsuwałam jej inne pasje: konie, tenisa, nawet motocykle. Ale ją interesowała tylko woda. Taka sama woda jak ta, która pochłonęła jej ojca…
Cieszyłam się, że Ala nie mogła nurkować
W pewnym momencie moje modlitwy zostały wysłuchane i Ala skręciła kostkę, spadając z roweru. To wykluczyło machanie płetwami i miałam kilka miesięcy spokoju. To wtedy Alicja musiała podjąć decyzję o oddaniu sprzętu koleżance. Zapytałam, która to była, i przypomniała mi Milenę, nerwową dziewczynę, która niezbyt dobrze radziła sobie na zajęciach.
Byłam szczęśliwa, że córka pozbyła się pianki i płetw, wreszcie zaczęłam żyć spokojniej. Potem pojawił się chłopak, który zawrócił jej w głowie, i miałam nadzieję, że na dobre zapomniała o nurkowaniu. Żeby jakoś naprawić nasze relacje, pozwoliłam jej wyjechać z nim na tygodniową wyprawę w Alpy.
Miałam nadzieję, że złapie bakcyla wspinaczki i zapomni o nurkowaniu.
Ala codziennie przysyłała mi zdjęcia z Austrii. Uśmiechała się na tle gór, a ja czułam, jak schodzi ze mnie napięcie, bo nie było tam wody.
Kiedy wróciła, była jakaś inna. Jakby poważniejsza, dojrzalsza. Przypisywałam to nowemu uczuciu i – nie powiem – cieszyło mnie to. Córka potrafiła powiedzieć mi bez powodu, że mnie kocha, albo zrobić coś dla mnie, chociaż o to nie prosiłam. Jakby coś przemyślała, doszła do jakichś wniosków.
Jak ona mogła mi to zrobić?
Nasze życie wróciło do normy. Ala studiowała, ja pracowałam. Wiedziałam, że chodzi na siłownię, czasami wpadał po nią Fabian, jej chłopak, i szli gdzieś razem. Któregoś dnia przypadkiem spotkałam matkę Mileny, tej koleżanki Ali.
– Cześć, kochana! – przywitała mnie wylewnie i przypomniałam sobie, że ma na imię Bożena. – Mój Boże, co za historia, prawda? Nie masz pojęcia, jak jestem wdzięczna Alicji! Nie ma słów, którymi mogłabym to wyrazić! To niesamowita dziewczyna… Przecież ryzykowała życie!
Wytrzeszczyłam na nią oczy. O czym ona opowiadała?!
– No o tym ich nurkowaniu górskim – teraz Bożena wyglądała na zaskoczoną.– Byli w piątkę w Alpach. Milena ze swoim chłopakiem, Alicja i jeszcze dwóch chłopaków. Jak się nazywa ten, z którym chodzi Alicja? Fabian, o!
Tak, ja rozumiałam, że ona mówi o wyjeździe w Alpy, ale co to miało wspólnego z nurkowaniem? Okazało się, że… wszystko.
Moja jedyna córka mnie okłamała. Grubo i po całości. Od Bożeny dowiedziałam się, że wcale nie oddała Milenie sprzętu, tylko go u niej trzymała, bo i tak jeździły razem na treningi nurkowe. A jeździły regularnie, trzy razy w tygodniu.
Ale nie to było najgorsze. Nawet też nie to, że dowiedziałam się o oszustwie córki od obcej kobiety. Najgorsze było to, że w tych Alpach Alicja uprawiała sport ekstremalny, jakim jest nurkowanie górskie. Jej ekipa wchodziła do jaskiń wypełnionych wodą i krążyła korytarzami wewnątrz skał… Na samą myśl o tym przypomniał mi się ostatni film z kamery Mariusza. Zaczęłam się dusić, nie mogłam nabrać powietrza. Bożena wpadła w panikę.
– Co ci jest? Julia! Co się dzieje? Boże drogi, pomocy! Ludzie, niech ktoś wezwie karetkę! – wołała.
Chciałam powiedzieć, że to tylko atak paniki, ale autentycznie się dusiłam. Przed oczami miałam mroczki, upadłam…
Kiedy przyjechał ambulans, już dochodziłam do siebie, ale ratownicy i tak chcieli mnie zabrać do szpitala na badania. Pojechałam więc. Nie zadzwoniłam do Alicji. Nie chciałam z nią rozmawiać, bo nie miałam pojęcia, co jej powiedzieć. Oszukiwała mnie od wielu miesięcy, ale czy miała inne wyjście? Groziłam samobójstwem, jeśli wróciłaby do swojej pasji.
Zrozumiałam, że popełniłam błąd
Terapeutka miała rację, to było nieskuteczne i zniszczyło coś między nami.
To Milena zadzwoniła do Alicji. Córka przyjechała do mnie do szpitala. Już wiedziała, że znam prawdę. Bałam się rozmowy z nią. Wciąż dźwięczały mi w uszach słowa Bożeny wypowiadane z podziwem i wdzięcznością:
– Milena wpadła w panikę pod wodą, zaczęła szybciej oddychać i robić nieskoordynowane ruchy, a także dużo szybciej zużywać tlen. Chłopcy musieli ją przytrzymać, a ona się szarpała, chciała wypłynąć. Gdyby się zbyt gwałtownie wynurzyła, zabiłaby ją choroba dekompresyjna… A tam nie było komory hiperbarycznej. Po prostu by zginęła, albo utonęła wcześniej, bo kończył jej się tlen. To niesamowite, że Alicja zachowała zimną krew i podawała jej swoją maskę. Ja bym tak nie dała rady. To niesamowita dziewczyna. Uratowała moją Milenkę…
Słuchałam tego nie mogąc wydusić ani słowa. Wyobrażałam sobie, jak głęboko pod wodą moje dziecko unosi się z zaciśniętymi ustami, a spanikowana koleżanka przysysa się do ustnika jej aparatu tlenowego.
Bożena miała rację: Ala ryzykowała życie. Tlenu mogło nie wystarczyć dla nich obu, a szybkie wynurzenie oznaczało bolesną i pewną śmierć. Mimo to uratowała życie innej dziewczynie. Potrafiła zachować się odpowiedzialnie pomimo niewiarygodnie stresującej sytuacji.
– Mamo? – zobaczyłam ją, jak wchodzi do szpitalnej poczekalni. – Przepraszam… Ja… Obiecuję, że już nie będę…
– Nie obiecuj – przerwałam jej. – Nie mam prawa odbierać ci tego, co kochasz. Przepraszam, że próbowałam. Muszę sobie sama poradzić z moimi lękami, nie mogę tym obciążać ciebie. Nurkowanie to twoja pasja, więc rób to. Przysięgam, że już nigdy nie zmuszę cię, byś musiała mnie okłamać. Jestem z ciebie dumna, córeczko.
Rozpłakałyśmy się obie.
Czytaj także:
„Mąż zaszczuł mnie jak zwierzę. Był patologicznie zazdrosny i zabronił mi spotkań z kimkolwiek. Żyłam w ciągłym strachu"
„Ojciec zabronił mojemu bratu żenić się z Kaśką. Jej rodzinę nazywał przegrywami, uważał, że mają >>złe geny<<”
„Szef zabronił mi spędzić święta z rodziną, bo spóźniłem się z pracą. Nie interesowało go, że ratowałem życie”