„Przed laty wyrwałam się z piekła, bo znalazł się ktoś, kto wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Dziś to ja pomagam potrzebującym”

kobieta, która pomaga potrzebującym fot. iStock by Getty Images, RUBEN RAMOS
„To był koniec zimy, odwilż. Lało, wiał porywisty wiatr, nogi grzęzły mi w błocie. Szłam przed siebie – skulona, spłakana, zmarznięta. Wreszcie opadłam z sił i usiadłam na mokrej osiedlowej ławce. Tak mnie znaleźli starsi państwo, którzy skądś wracali”.
/ 26.07.2023 20:15
kobieta, która pomaga potrzebującym fot. iStock by Getty Images, RUBEN RAMOS

Był paskudny dzień. Wiało, lało i było zimno. Musiałam jednak iść do neurologa na umówioną kilka miesięcy wcześniej wizytę. Wyszłam z przychodni z plikiem recept i skierowań na badania. Kuląc się pod parasolką, dobrnęłam przez kałuże do przystanku. Był pusty, nie licząc jakiejś nastolatki, która przycupnęła w rogu. Pewnie, kto w taką pogodę wychodziłby z domu?

Usiadłam na ławeczce pod wiatą, bo według rozkładu jazdy musiałam poczekać kilkanaście minut. Nagle usłyszałam cichutkie pochlipywanie. To płakała ta siedząca w rogu nastolatka. Przyjrzałam się jej uważnie. Wyglądała na zabiedzoną – byle jaka kurteczka, zniszczone buty i, jak mi się wydawało, posiniaczona twarz. Zaniepokojona przysunęłam się do dziewczyny. Delikatnie położyłam jej rękę na ramieniu. Poderwała się wystraszona i wtedy zobaczyłam podbite oczy, siniec na policzku i skaleczone czoło.

Przeszłam to samo, co ona

– Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – przemówiłam łagodnie, widząc lęk w jej oczach. – Dlaczego płaczesz? Może mogłabym pomóc?

– Ciekawe jak? – burknęła hardo, choć widać było, że trzęsie się z zimna i jest obolała, bo dotknąwszy przypadkiem podpórki wiaty, syknęła z bólu.

– Jeśli będę wiedziała, co się stało, to będę też wiedziała, jak ci pomóc – odpowiedziałam spokojnie.

– A co mi tam! – machnęła ręką. – Mogę pani powiedzieć, co mi zależy, ale i tak nic pani nie pomoże.

Usiadła ostrożnie z powrotem, krzywiąc się z bólu. A potem zachrypniętym od płaczu głosem opowiedziała mi, co ją przywiodło na ten przystanek. Jej mama umarła na raka piersi, to było dwa lata temu. Ojciec pił, starsi bracia też. Nie, nie molestowali jej, ale bili. O byle co. Że się uczy, zamiast sprzątać i gotować. Że na obiad jest makaron z serem, a nie kotlety. Że powinna się postarać zarobić parę groszy dla biednego tatusia rencisty i braci pechowców, którzy nie mogą znaleźć takiej pracy, w której nic nie musieliby robić, a pensja płynęłaby na ich konto jak rwąca rzeka. Ta gorycz i ironia w jej słowach brzmiały dramatycznie. Była na nie stanowczo za młoda.

– Widzi pani, ja bym się chciała uczyć, skończyć szkołę, znaleźć pracę. Ale najbardziej to chciałabym się wynieść z domu! Jak mama żyła, to mnie jeszcze broniła, ale teraz nie ma kto… Jak umierała, to płakała, że mnie samą na świecie zostawia na poniewierkę…

Dziewczyna znów załkała, ale zaraz hardo uniosła głowę.

– Zresztą, po co ja to mówię! Pani nie ma pojęcia, jak to jest, jak się ma pijaków w domu.

– Mylisz się! – odparłam cicho. – Ja doskonale rozumiem, jakim nieszczęściem jest wódka w domu! Przeszłam to samo, co ty!

Spojrzała na mnie zdumiona.

Właśnie nadjechał mój autobus, więc nie zastanawiając się ani chwili, zaproponowałam jej, żeby pojechała ze mną, to jej wszystko opowiem. Ociągając się, wsiadła do środka. W drodze rozmawiałyśmy jeszcze o niej. Powiedziała mi, że ma na imię Ola i chodzi do drugiej klasy technikum ekonomicznego. Chciałaby być księgową albo kadrową, bo to jej się podoba.

Za chmurami zawsze świeci słońce

W domu poprosiła o możliwość skorzystania z łazienki. Kiedy się umyła i opatrzyła skaleczenia, postawiłam przed nią talerz gulaszu. Jadła w milczeniu, widać było, jaka jest głodna, mimo to starała się jeść ładnie, bez pośpiechu. Potem zwinęła się w kłębek na fotelu z kubkiem gorącej herbaty, a ja zaczęłam swoją opowieść.

Urodziłam się jako najmłodsza z sześciorga dzieci w typowej, podręcznikowej wręcz, rodzinie patologicznej. Oboje rodzice pili, wiecznie się awanturowali i chętnie sięgali po pas. Było bardzo biednie, ale nam, dzieciom, najbardziej brakowało miłości, akceptacji i poczucia bezpieczeństwa. Starsze rodzeństwo szybko nauczyło się „radzić sobie”, czyli kraść. Ja się przed tym wzdragałam.

Marzyłam o prawdziwej rodzinie, lepszym życiu, ale chciałam do wszystkiego dojść uczciwie. Miałam jednak pecha, pewien defekt, lekko skrzywiony kręgosłup. Nie wiem, czy taka się już urodziłam, czy przyczyną był brak opieki ze strony rodziców. Dość, że było to powodem ciągłych kpin i wyzwisk.

Rodzice uznali, że im się przydam, bo będzie można wyciągnąć dodatkowe pieniądze z opieki społecznej. W końcu wódka kosztuje… Ja z tych pieniędzy nic nie miałam.

Pewnego dnia rodzice jak zwykle wyładowali na mnie swój zły humor. Kiedy upojeni alkoholem zasnęli, wyszłam z domu. Nie wiedziałam, dokąd, i po co idę. Chciałam być tylko jak najdalej od tego piekła. 

To był koniec zimy, odwilż. Lało, wiał porywisty wiatr, nogi grzęzły mi w błocie. Szłam przed siebie – skulona, spłakana, zmarznięta. Wreszcie opadłam z sił i usiadłam na mokrej osiedlowej ławce. Tak mnie znaleźli starsi państwo, którzy skądś wracali. Ulitowali się nade mną i zagadnęli. Spłakana, zdesperowana, obolała i nieszczęśliwa opowiedziałam im, co mnie wygnało z domu. Zabrali mnie wtedy do siebie, ogrzali, nakarmili i dali jakieś przyzwoite ubranie po swojej córce.

Pani Amelia i pan Wacław obiecali mi pomóc. Nie wierzyłam, że coś może się w moim życiu zmienić. Powiedziałam to, dodając, że wszystko jest beznadziejne i nigdy nie będzie lepiej. Wtedy pan Wacław ujął mnie za rękę i powiedział coś, co na zawsze zapadło mi w pamięć:

– Popatrz, Basiu! Za oknem chmury, deszcz, wiatr. Ponuro i zimno. Ale nad tymi chmurami świeci słońce! Pamiętaj! I kiedyś chmury odejdą, muszą odejść, a ono będzie świecić na cały świat!

Pomagam i będę pomagać

Nie uwierzyłam. Byłam pewna, że moje życie pozostanie beznadziejne i pełne cierpienia. Ale myliłam się. Ci mili starsi państwo nie poprzestali na pocieszaniu, dodawaniu otuchy. Zakrzątnęli się wokół moich spraw szybko i energicznie. Wkrótce trafiłam do szkoły z internatem, gdzie miałam zapewnioną opiekę ortopedy oraz pomoc finansową. Zdobyłam wymarzony zawód, dostałam dobrą pracę. Ba! Nawet znalazłam męża i udało mi się urodzić dwójkę wspaniałych dzieci. Uwierzyłam wreszcie, że nawet kiedy chmury zdają się być nieprzeniknione, to naprawdę nad nimi jest słońce.

Ola westchnęła, a potem uśmiechnęła się takim smutnym zrezygnowanym półuśmiechem.

– Bo pani miała szczęście. Spotkała pani na swojej drodze ludzi, którzy pani pomogli.

Ujęłam ją za rękę i powiedziałam serdecznym tonem:

– Jeszcze nie skończyłam swojej opowieści, Olu! Widzisz, byłam taka wdzięczna pani Amelii i panu Wacławowi, że kiedy wyszłam już na prostą i ułożyłam sobie szczęśliwie życie, postanowiłam nieść pomoc takim dziewczynom, jak ja – z patologicznych, pijackich rodzin, które pragną wyrwać się ze swojego domowego piekła, zdobyć wykształcenie i zbudować swój świat – inny, lepszy. Żeby to robić sprawnie i skutecznie, założyłam z kilkoma innymi osobami o podobnych doświadczeniach organizację „Słońce zza chmur”, która niesie pomoc takim jak ty i ja.

Ola zadrżała, a w jej oczach pojawiły się łzy.

– Pani mówi serio? Pani sobie ze mnie nie żartuje? Bo jakby pani żartowała, to ja nie wiem… – urwała, bo łzy nie dały jej dalej mówić.

Oczywiście, że nie żartowałam. Ja i moi przyjaciele zorganizowaliśmy Oli pomoc.

Teraz Ola jest już dorosłą kobietą, pracuje jako księgowa w dużej, dobrze prosperującej firmie. Rok temu wzięła ślub z kolegą z pracy. Kiedy tylko może, udziela się w naszej organizacji. Wkrótce jednak będzie musiała trochę odpuścić, bo za miesiąc przyjdzie na świat jej córeczka. Ja mam być matką chrzestną… Który to już raz? Lata mijają, zdrowie coraz słabsze, ale póki mi starczy sił, będę pomagała dzieciom z patologicznych rodzin, aby jak najwięcej z nich uwierzyło, że nawet za najgęstszymi chmurami zawsze świeci słońce.

Czytaj także:
„W soboty ojciec mnie bił, a w niedziele biegał do kościoła. Gdy zagroziłem mu nożem, zaczął znęcać się nad matką”
„Ojciec trzymał mnie pod kluczem i zrobił ze mnie parobka. Chciał siłą wydać mnie za mąż, a wszystko z miłości do ziemi”
„Matka mówiła, że >>dziadek też wychowywał pasem, a jakoś ojciec wyszedł na przyzwoitego<<. Ale czy przyzwoity człowiek bije dziecko?”

Redakcja poleca

REKLAMA