„Próbowałam zaimponować teściowej i zaprosiłam ją na wigilię. A ona pluła moim barszczem i rozgrzebywała pierogi”

wigilijny stół fot. Getty Images, Betsie Van Der Meer
„– Kapusta twarda – powiedziała po pierwszym kęsie, odstawiając widelec. – Grzybów prawie nie czuć. A te ruskie? – rozcięła jednego widelcem. – Ziemniaki jak plastelina”.
/ 06.12.2024 19:30
wigilijny stół fot. Getty Images, Betsie Van Der Meer

Wigilia. Wieczór pełen magii, rodzinnego ciepła i… nerwów. Jeszcze nigdy wcześniej nie czułam takiej presji, jak tego roku. To miała być pierwsza Wigilia, którą zorganizuję samodzielnie. I to z gościem specjalnym – moją teściową. Nie byłam pewna, czy większym wyzwaniem było przygotowanie dwunastu potraw, czy próba zaimponowania kobiecie, która od samego początku nie była szczególnie entuzjastyczna wobec mojego związku z jej synem.

Mąż dobrze mnie znał i miał rację

– Naprawdę musiałaś ją zaprosić? – spytał Tomek, przeglądając coś na telefonie.

– A co miałam zrobić? – odpowiedziałam, jednocześnie zagniatając ciasto na pierogi. – Twoja mama zawsze powtarza, że w święta rodzina powinna być razem. No to proszę, będzie razem.

– No, ale żebyś potem nie żałowała… – rzucił, zerkając na mnie spod byka.

Dzień przed Wigilią stałam w kuchni od rana. Barszcz gotowałam na pieczonych burakach, dodawałam odrobinę majeranku, pieprzu i octu jabłkowego. Zrobiłam własne uszka – na farsz użyłam grzybów, które zbieraliśmy z Tomkiem jesienią. Pierogi lepiłam trzy godziny, nadzienie kapuściane przyprawiłam dokładnie według przepisu babci. Ryba w galarecie wyszła idealna, a makowiec wyglądał jak z magazynu kulinarnego.

Teściowa przyjechała chwilę po siedemnastej. Zawsze punktualna, zawsze perfekcyjna. Miała na sobie elegancki płaszcz i apaszkę w delikatne kwiaty, a jej wzrok od razu zatrzymał się na mojej bluzce.

Ciekawy wybór – powiedziała, unosząc brwi.

– Dzień dobry, pani Halino – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

Dokładnie tak, ona zawsze była „pani Haliną”. Nigdy nie zaproponowała, żebym mówiła jej po imieniu.

Poczułam, jak ściska mi się żołądek

Usiedliśmy do stołu, przy którym wszystko było dopięte na ostatni guzik. Serweta wyprasowana, świeczki zapalone, nawet opłatki miałam w ozdobnym koszyczku. Tomek starał się ratować atmosferę.

– No to zdrowia, kochanie! – powiedział, gdy podzieliliśmy się opłatkiem. – Napracowałaś się, naprawdę pięknie tu wszystko wygląda.

– Pięknie wygląda, to fakt – rzuciła teściowa, biorąc do ręki kieliszek kompotu z suszu. – Ale zobaczymy, czy równie dobrze smakuje.

Barszcz występował w roli pierwszego dania. Podałam go w moich ulubionych miseczkach, dodałam po kilka uszek do każdej porcji. Siadając, spojrzałam na teściową, która podniosła łyżkę do ust, powoli spróbowała i… splunęła do serwetki.

– Coś ty do tego dodała, dziewczyno? – spytała, kręcąc głową. – Kwaśne jak ocet.

– Pani Halino, to domowy barszcz, na burakach… – zaczęłam tłumaczyć, ale ona już przerwała.

– To nie barszcz, to czarna woda.

Czułam, że łzy cisną mi się do oczu, ale udało mi się je powstrzymać.

Tomek próbował zareagować.

– Mamo, może to kwestia gustu? Mnie smakuje.

Teściowa tylko spojrzała na niego, jakby był niespełna rozumu, i odsunęła miseczkę na bok. Była w tym wszystkim taka nieznośnie dramatyczna...

Przy każdym pierogu mina jej rzedła

Nadszedł czas na pierogi. Nałożyłam na półmisek te z kapustą i grzybami, obok kilka ruskich, które zrobiłam w razie, gdyby ktoś miał ochotę na coś innego. Teściowa zaczęła nakładać na swój talerz. Przy każdym kolejnym pierogu mina jej rzedła.

– Kapusta twarda – powiedziała po pierwszym kęsie, odstawiając widelec. – Grzybów prawie nie czuć. A te ruskie? – rozcięła jednego widelcem. – Ziemniaki jak plastelina.

Poczułam, jak robi mi się gorąco.

Może spróbuję poprawić te kapuściane, jeśli chce pani inne przyprawy… – zaczęłam, ale znowu mi przerwała.

– Lepiej nic już nie poprawiaj. Chociaż nie, może popraw, zanim następnym razem zaprosisz kogoś na Wigilię.

Tomkowi opadła ręka z widelcem.

– Mamo, przesadzasz. Naprawdę. Ola się napracowała.

– No właśnie. Napracowała się i co? Marny efekt.

Każde słowo wbijało się jak szpilka

Miałam ochotę wstać i wybiec z domu. Każde jej słowo wbijało się we mnie boleśnie, jak szpilka, ale przecież nie mogłam tak po prostu rzucić wszystkiego i zniknąć. Byłam gospodynią, chciałam zachować twarz. Choćby na pokaz. Na deser podałam makowiec i kutię, ale ledwie zauważyłam, jak je komentowała. Byłam zbyt zdenerwowana. Ręce trzęsły mi się, kiedy stawiałam talerzyki na stole, a każde skrzypnięcie widelca o porcelanę przypominało mi o tym, jak napięta jest atmosfera.

– Makowiec trochę suchy – zauważyła teściowa, zerkając na mnie spod rzęs. – Może powinnaś dodać więcej miodu do masy?

– Dziękuję za uwagę, wezmę to pod uwagę następnym razem – odpowiedziałam mechanicznie. Nie chciałam wdawać się w dyskusję, bo wiedziałam, że skończy się to tylko gorzej.

Tomek w tym czasie siedział cicho. Raz po raz próbował rzucić mi pocieszające spojrzenie, ale widać było, że i jego cierpliwość zaczyna się kończyć. Teściowa zjadła jedynie kawałek makowca, kutię ledwie tknęła.

– No cóż – powiedziała, odsuwając talerzyk na bok. – Może to ja mam dzisiaj kiepski apetyt.

Nie wytrzymałam.

– Albo po prostu wszystko, co przygotowałam, jest nie w pani guście – wypaliłam, zanim zdążyłam się zastanowić.

Zapadła cisza. Tomek uniósł głowę znad filiżanki herbaty, jego matka spojrzała na mnie z wyraźnym zdziwieniem.

– Oj, oj... Nie wiedziałam, że jesteś taka drażliwa, Olu – odpowiedziała chłodno. – Ale skoro już jesteśmy przy szczerości… może faktycznie powinnaś przemyśleć kilka rzeczy, zanim znów zaprosisz kogoś na świąteczny wieczór.

Nie chciałam jej dać tej satysfakcji

Te słowa były dla mnie jak cios w twarz. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie chciałam jej dać tej satysfakcji. Nie chciałam, żeby zobaczyła, jak bardzo mnie to boliPo wszystkim teściowa wstała i podziękowała za wieczór, ale ton jej głosu był bardziej obowiązkowy niż serdeczny. Chłodno pożegnała się ze mną w progu, nawet nie próbując ukryć, że cieszy się z końca tego wieczoru.

Tomek odprowadził ją do drzwi, a gdy wrócił, zobaczyłam, że jest wściekły.

– Wiesz co? – rzucił, opierając się o stół. – Następnym razem zaprosimy moją mamę do restauracji. Przynajmniej nie będzie pluła w barszcz.

Usiadłam na kanapie, w końcu pozwalając łzom płynąć. Tomek podszedł, usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Dał mi w tym momencie ogromne wsparcie.

– Przepraszam za nią – powiedział cicho. – To nie powinno tak wyglądać.

– Myślisz, że to moja wina? – spytałam, czując, jak rośnie we mnie mieszanka smutku i gniewu. – Próbowałam zrobić wszystko, żeby było dobrze…

– Nie, to nie twoja wina. To ona ma problem. I to nie z barszczem czy pierogami, tylko ze wszystkim.

W tle cicho wybrzmiewały kolędy, a ja wpatrywałam się w choinkę. Zastanawiałam się, czy może faktycznie powinnam była zrobić coś inaczej. Może mniej się starać, nie traktować tego tak poważnie? A może po prostu od początku powinnam była wiedzieć, że to nie miało prawa się udać.

Tamta Wigilia nauczyła mnie dwóch rzeczy. Po pierwsze: nie zawsze warto za wszelką cenę starać się kogoś zadowolić. Można się dwoić i troić, ale jeśli ktoś przychodzi z zamiarem krytykowania, to zawsze znajdzie powód, nawet jeśli nie będzie miał racji. Po drugie: czasem relacje są zbyt trudne, by je naprawić w jeden wieczór. Myślę sobie, że... Może nawet w ogóle nie da się ich naprawić?

Rok później Wigilię spędziliśmy tylko we dwoje. Tomek zaproponował, żeby zaprosić moich rodziców, ale odmówiłam. Chciałam, żeby to było nasze święto, bez żadnych presji. Tym razem zrobiłam tylko kilka prostych potraw: pierogi, barszcz i karpia. Usiedliśmy przy stole, zapaliliśmy świeczki, a Tomek bardzo mnie wzruszył, gdy zaproponował wspólne zaśpiewanie kolędy.

Ola, 27 lat

Czytaj także:
„Do łóżka wzięłam o 30 lat starszego pryka z pełnym portfelem. Mam gdzieś zasady, zagryzę zęby, a moje konto spuchnie”
„Kolega w pracy śmierdział tak, że myślałam, że zemdleję. Zastosowałam podstęp, żeby się w końcu umył, ale na próżno”
„Teściowa pluje moim rosołem i robi ze mnie niedojdę. Zamarłam, gdy jędza zrobiła mi test białej rękawiczki”

Redakcja poleca

REKLAMA