„Teściowa pluje moim rosołem i robi ze mnie niedojdę. Zamarłam, gdy jędza zrobiła mi test białej rękawiczki”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Noel Hendrickson
„Musieliśmy zacisnąć zęby i jakoś znosić ciągłe kontrole teściowej. Jej niespodziewane wizyty przyprawiały mnie o ciarki. Gdy słyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku, wiedziałam, że znowu przyszła na przeszpiegi”.
/ 02.12.2024 13:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, Noel Hendrickson

– Ta twoja laska, co się do ciebie wprowadziła, to niezła despotka. Przyszła z niczym, a teraz uważa, że może sobie pozwalać na wszystko. Nie daj się tej spryciuli.

Słowa teściowej roznosiły się po całym mieszkaniu. Dopiero co weszłam z Szymonkiem po powrocie z parku, maluch cicho pochrapywał, więc nie zdawali sobie sprawy z naszej obecności. Ale ja wszystko słyszałam. Spryciula? Laska? Tak właśnie myśli o mnie teściowa?

Byli bardzo blisko

Kompletnie mnie zaskoczyła swoją wizytą. To zazwyczaj Mirek do niej zaglądał, czasami nawet każdego dnia. Skarżyła się przez telefon na kiepskie samopoczucie, duszności w klatce piersiowej i ciemne plamy przed oczami. Myślałam, że tylko udaje, ale nie pisnęłam ani słowa. Mirek strasznie martwił się o swoją mamę.

Zupełnie jakby dręczyły go wyrzuty sumienia, że poświęca jej za mało uwagi. Sama go wychowywała i oswoiła się z myślą, że liczy się tylko ich dwójka. Nagle pojawiłam się ja. Nie od razu okazywała wobec mnie antypatię. Przed ślubem trzymała kciuki, żeby nam się udało.

– Bardzo się cieszę, że Mirek poznał właśnie ciebie – zwierzała się. – Idealnie do siebie pasujecie, na pewno będziecie szczęśliwi. Nie mogę się już doczekać aż zostanę babcią.

Darzyła mnie sympatią, może nawet zbyt dużą. W niektórych sytuacjach marzyłam o tym, żeby wykazywała większy takt.

– Myślicie już o dziecku? – nie odpuszczała. – Trzeba brać się do roboty. Myślę, że to odpowiedni moment, bo potem szanse będą maleć.

Ceniła sobie nadmierną szczerość w rozmowach, a jednak jakoś ją polubiłam. Wydawała się zwyczajną osobą, ale miała w sobie tę życiową zaradność, dzięki której poradziła sobie, kiedy została samotną matką.

Budziła mój szacunek

Mimo braku szans na zdobycie edukacji, była wystarczająco mądra, żeby zapewnić ją swojemu jedynakowi. Nie da się ukryć, że Mirek sporo zawdzięczał swojej mamie. Mało który z jego kolegów z osiedla miał tyle farta.

– Nie miałam zamiaru patrzeć, jak szlifuje chodniki z miejscowymi koleżkami – opowiadała. – Paru już za kratkami, a reszta zalega na ławeczkach z puszką piwa w ręku. Mirek to porządny chłopak, ocaliłam go, choć Bóg jeden wie, ile mnie to kosztowało.

Tyrała od bladego świtu aż do zmierzchu, aby zapewnić mu lepszy start. Dlatego też nie puszczała go, wbijając pazury, nie pojmując, że latorośl musi pójść swoją drogą, aby móc rozpocząć dorosłe życie na własną rękę. Mirosław darzył matkę  ogromnym uczuciem, ale powoli i on zaczynał się od niej odsuwać. W tym momencie teściowa pojęła, że powinna nieco zluzować uścisk.

Zgodziła się, aby Mirek zamieszkał na swoim. Zamiast użalać się po kątach, że jej dziecko przez pożyczkę z banku zostanie z pustymi kieszeniami, zaczęła pozytywnie wypowiadać się o nowym gniazdku potomka.

– Kawalerka niewielka, ale przynajmniej należy do niego – mówiła koleżankom z sąsiedztwa, sprawiając wrażenie jakby mieszkanie należało również do niej. W końcu uważała, że jeśli coś jest własnością syna, to po części też jej.

Nie widziałam tego

Matka Mirka posiadała własne klucze do jego mieszkania i odwiedzała je, kiedy tylko miała na to ochotę, nie fatygując się z wcześniejszym informowaniem o swoim przybyciu. W końcu dziecko nie powinno niczego zatajać przed własną matką. Mirek zaciskał usta i po prostu to przetrzymywał.

Było tak dopóki ja nie zakończyłam tej sytuacji, co teściowej przeszkadzało najbardziej. Odebrałam jej syna, robiłam co chciałam w jego mieszkaniu, bez poszanowania świętości praw matki do wiecznego posiadania syna i traktowania go jak małego dziecka. Wypowiedziała mi otwartą wojnę z myślą o szczęściu Mirka. Na początku nadzorowała, jak poradzę sobie z domowymi zadaniami. Wiecznie było coś nie w porządku.

– Czemu ten rosół taki cienki? – Krzywiła nos, uchylając pokrywkę i smakując wywar. – Podaj mi ścierkę, to wytrę meble, bo Mirek w końcu uczulenia złapie przez te tumany kurzu.

Kiedy mąż i ja zaczynaliśmy wspólne życie, musieliśmy zacisnąć zęby i jakoś znosić ciągłe kontrole teściowej. Jej niespodziewane wizyty przyprawiały mnie o ciarki, bo gdy tylko słyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku, wiedziałam, że znowu przyszła na przeszpiegi. W pewnym momencie dotarło do mnie, że czerpie satysfakcję z tego, że mnie poniża. Postanowiłam więc się odgryzać. Wreszcie poprosiłam ją, żeby odwiedzała nas po wcześniejszym uprzedzeniu.

Nadzorowała nas

– Zamierzasz mi uniemożliwić kontakty z moim synem?

– Mamo, ty pojawiasz się tutaj, gdy Mirka nie ma w domu – zwróciłam jej uwagę. – Przychodzisz do mnie z wizytą, a każde nasze spotkanie prowadzi do kłótni. To bez sensu.

– Chcę spędzać czas z wnuczkiem – przypomniała sobie teściowa, zerkając kątem oka na drzemiącego Szymcia.

– Nikomu nie odbieram tego prawa, ale matka dziecka też ma tu coś do powiedzenia. To mój dom i ja ustalam reguły gry.

Była to nasza ostatnia otwarta rozmowa. Od tego momentu teściowa rozpętała przeciwko mnie cichą wojnę, nastawiając do mnie wrogo męża. Mirek zaczął mieć dość nas obu.

– Uważa, że to jej mieszkanie, nie chce mnie tam wpuszczać. Wbiła się na stałe, urodziła bachora i myśli, że rządzi na całego. Przecież to ty, harując jak wół, zarabiasz na tę hipotekę. Nie daj się, syneczku, odizolować od mamusi. Sam nie poradzisz sobie z tą jędzą.

Mirek potakiwał, starając się zachować opanowanie, ale to nic nie dawało. Mama oczekiwała od niego zdecydowanych kroków, które najpewniej oznaczałyby wygonienie intruza, to znaczy mnie.

Byłam jej wrogiem

– Podsłuchałam przypadkiem waszą rozmowę i uważam, że mama mocno przegięła – zagadałam, kiedy nikt inny nie mógł nas usłyszeć.

– Weźcie się w końcu ode mnie odczepcie! – Mirek stracił cierpliwość. – Marzę tylko o tym, żeby w spokoju odpocząć i obejrzeć jakiś film.

– Pamiętasz, jak wspólnie oglądaliśmy? – Westchnęłam.

W głębi duszy pomyślałam jeszcze: „Teraz czeka mnie układanie Szymonka do snu, przygotowanie zupy na kolejny dzień, posortowanie ubrań do prania, a potem muszę jeszcze zajrzeć do małego, upewnić się, czy u niego wszystko gra. Ty natomiast w spokoju ciesz się filmem…”.

– Zastanawiam się, kiedy ona w końcu zacznie pracować i przestanie cię wykorzystywać – to była następna kwestia, przez którą moja teściowa nie mogła zmrużyć oka.

Nie docierało do niej, że przebywam na urlopie macierzyńskim i co miesiąc dostaję wynagrodzenie. W jej oczach byłam po prostu leniwa i tłumaczyłam się maluchem, żeby uniknąć powrotu do pracy.

– Kiedy ty, syneczku, byłeś niemowlakiem, urlop macierzyński trwał najwyżej kwartał, a potem z powrotem trzeba było iść do roboty. Nikt się specjalnie nie przejmował matkami.

– No to chyba teraz mamy lepsze czasy – syn nieopatrznie skomentował.

– Nawet ty stajesz po jej stronie? – teściowa chwyciła się za serce.

Nie odpuszczała

To było dla mnie nie do zniesienia, dlatego włączyłam się do rozmowy.

– Z chęcią podjęłabym pracę wcześniej. Tylko kto zajmie się naszym maleństwem? Może ty, mamo? – Zwróciłam się do niej.

– Ja?! Z moimi kłopotami zdrowotnymi? Lepiej oddajcie go do przedszkola, w mojej młodości…

– Daj spokój, mamo – Mirek również przestał maskować swoje zdenerwowanie.

Poczułam, jak spada ze mnie ciężar. W końcu dotarły do niego słowa, które padły z ust tej kobiety.

– Macie coś przeciwko żłobkowi? – Teściowa uniosła brew ze zdumieniem.

– Nie widzę sensu, żeby oddawać Szymona do obcych ludzi. Tak się dogadaliśmy, że Natalia zajmie się nim w domu. Dajmy temu spokój – Mirek w końcu zakończył rozmowę.

– Daj mamie szansę, zaufaj jej trochę – przekonywał zaś mnie, zupełnie nie pojmując powagi sytuacji.

Wtedy się zbuntowałam. Kto stanie po mojej stronie? Ja i teściowa stanęłyśmy po dwóch stronach barykady, każda ciągnąc upartego Mirka w swoją stronę. Jego nadopiekuńcza matka była ślepa na to, jak rujnuje mu życie.

Miałam tego dosyć

Teściowa całkiem zapomniała, jak kiedyś zachęcała nas do ślubu, a teraz ten stan rzeczy kompletnie jej nie odpowiadał. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażała. Nadszedł taki czas, że teściową mogła zaspokoić tylko moja nieobecność.

Najlepiej byłoby, gdybym odeszła, zostawiając wnusia, żeby babcia mogła na nowo poczuć się potrzebna, piastując kolejnego „synka”. Mirek, nie chcąc zrobić przykrości mamie, wycofał się z pola walki.

Zdecydowałam się tymczasowo zamieszkać u rodziców razem z naszym synem. Miałam nadzieję, że to otrzeźwi męża i skłoni go do refleksji nad koniecznością wprowadzenia zmian. On jednak wycofał się i biernie przyglądał rozwojowi wypadków. Stan zawieszenia utrzymuje się od sześciu miesięcy.

Mirek nas odwiedza, zdarza mu się zabrać Szymona do babuni. Wydaje się, że taki schemat życia mu odpowiada. Ciągle jest żonaty, ma potomka i mamusię, która się nim opiekuje. Doszły mnie słuchy, że wpada do niego po kilka razy w tygodniu, przygotowuje posiłki, zajmuje się domem. Wydaje mi się, że z biegiem czasu małżonek pojmie, jak bardzo skrzywdziła go przesadna matczyna miłość, ale kiedy to się stanie? Nie zamierzam czekać w nieskończoność, miłość ma swoje granice.

Aneta, 30 lat

Czytaj także:
„Po rozwodzie chciałem zaszaleć, ale dzisiejsze kobiety to dramat. Zamiast chrapki na figle, w głowie mają dzieci i rodziny”
„Żyłam w cieniu męża tyrana, bo przysięgałam mu przed Bogiem. Odzyskałam rezon, gdy czara goryczy się przelała”
„Nie chciałam zająć się toksyczną matką. Rozstawiała mnie po kątach i czuła się jak bogini, bo miała coś, czego pragnęłam”

Redakcja poleca

REKLAMA