„Matka nauczyła mnie, że miłość to bajka dla głupich. Krzywdzę partnera i jego córkę, bo tak sama zostałam wychowana”

samotna kobieta fot. Adobe Stock
Moja matka nie zaznała czułej miłości od swojej matki i dlatego nie potrafiła przekazać jej mnie. Czy uda mi się przerwać ten fatalny łańcuch?
/ 23.12.2020 11:29
samotna kobieta fot. Adobe Stock

Wiem, że zachowuję się nie w porządku, że bywam wredną, marudną i złośliwą babą. Chciałabym być inna, ale to chyba niemożliwe, jeśli zołzowatość ma się... w genach!

Na wszystkich fotografiach moja mama się uśmiecha… Ale ja ją pamiętam inaczej; była surowa, smutna i ciągle na kogoś zła; na ojca, babcię, sąsiadkę, ale najczęściej na mnie! Trzymała cały dom pod pantoflem; ojciec wcześnie przeszedł na emeryturę i już nigdy nie podjął pracy zawodowej. Siedział przed telewizorem albo rozwiązywał krzyżówki. Od kiedy pamiętam, rodzice mieli osobne sypialnie:
– Mężczyzna wydziela capi zapach – krzywiła się moja mama. – Nie rozumiem kobiet, które to znoszą!
Z żadnym z moich kochanków nie przespałam całej nocy w jednym łóżku. Nie potrafię! Po seksie albo ja jadę do siebie, albo jego eksmituję. Zmieniam pościel i dopiero wtedy mogę się normalnie położyć. Mama byłaby zadowolona!

Z tymi uśmiechami na zdjęciach to było tak, że mama wszystko robiła dla ludzi.
– Nie wiadomo, kto będzie oglądał te fotki – mówiła. – Po co mają plotkować, że coś u nas było nie tak i dlatego mam taką kwaśną minę. Nikomu całego tyłka nie pokazuj! Dobrze na tym wyjdziesz.
Nie mam przyjaciół. Nawet bliskich koleżanek nie mam, bo nie potrafię się zwierzać, a cudze sprawy mnie nie obchodzą.
Do naszego domu goście przychodzili dwa razy do roku; na Wigilię i imieniny taty. Zawsze było sztywno, chociaż mama stawała na głowie, żeby stół się uginał i żeby był najdroższy alkohol. Podawała mikroskopijne kieliszeczki zaznaczając, że to wenecki kryształ i szeptała:
– Na miłość boską, uważaj… – kiedy ojciec podnosił karafkę.
Nic dziwnego, że nikomu się nie chciało pić ani jeść, tylko jak najszybciej uciekać spod karcącego oka gospodyni.
Kiedy kupiłam mieszkanie, parę osób domagało się parapetówki. Ale ja sobie nie wyobrażam, że ktoś obcy będzie łaził po moim parkiecie, sikał do sedesu i wygniatał fotele! Nie mam zamiaru wpuszczać do własnego domu obcej energii!

Mama była zazdrosna. Skręcało ją, kiedy ktoś sobie kupił coś nowego, albo gdy zobaczyła znajomą w ładnym płaszczu.
– Chyba kradną?! – mówiła. – Bo skąd niby mają pieniądze na takie fanaberie?
Cały dom wtedy śmierdział octem, bo mama kładła się z kompresem, żeby odreagować sukces innych. Potem zaczynała kombinować, co by tu u nas zmienić, żeby „wszystkim gały wyszły”, że i nam się powodzi! Też tak mam! Ostatnio znajoma kupiła sobie nowe auto. Natychmiast szlag mnie trafił, bo niby skąd u takiej przeciętniaczki tyle forsy? Postanowiłam, że wezmę kredyt i też zmienię samochód. Niech babsko nie myśli, że tylko ja stać na luksusy!

Mama znała się na wszystkim. Z adwokatami dyskutowała o prawie, z doktorami o chorobach! Miała własne zdanie na każdy temat!
– Wiem swoje! – mówiła. – Byle kto nie będzie mi imponował!
Niedawno pokłóciłam się z kolegą. On jest hobbystą i znawcą kina, więc niepotrzebnie się upierałam, że wiem lepiej od niego, kto reżyserował ten film, o który się spieraliśmy i kto grał w nim główną rolę. Oczywiście, nie miałam racji, ale jak się już raz rozpędzę, nie mogę przestać i idę w zaparte! Zupełnie, jak moja matka!

Moi rodzice się nie kochali. Nie wiem, jak było przed moim urodzeniem, ale od kiedy pamiętam, mama miała zimne błyski w oczach, kiedy patrzyła na ojca. Niby była uprzejma, nie podnosiła głosu, ale ja słyszałam, jak w łazience owinęła sobie pięść ręcznikiem i waliła w ścianę, szepcąc:
Chryste, jak mnie ten dziadyga denerwuje! Nie wytrzymam. Żeby zdechł!
Gdy zobaczyła mnie w uchylonych drzwiach, zamarła na chwilę, a potem całą złość zwróciła przeciwko mnie!
– Czego się skradasz jak złodziej? Marsz do swojego pokoju i nie wychodź do kolacji! Masz karę!

Po niej odziedziczyłam te wybuchy gniewu. Nie panuję wtedy nad sobą, gadam, co mi ślina na język przyniesie i napadam na innych. Szybko mi przechodzi. Ona o sobie też mówiła: „Jestem jak czajnik! Jak jest we mnie za pełno, zagotuję się i wykipię…”. Nie obchodziło ją, że jeśli ktoś jest wtedy blisko, to się poparzy.
– Ty nikomu nie wierzysz – powiedział ostatni mężczyzna, z którym próbowałam sobie ułożyć życie. – Wszędzie węszysz podstęp, jesteś non stop gotowa do jakiejś walki. To chore!
Moja mama też taka była…

Na starość pogłębiły się jej bruzdy wokół ust, oczy, z niebieskich stały się stalowoszare, szybko straciła zęby, a ponieważ nie mogła znieść protezy, wyglądała na jeszcze bardziej zaciętą niż normalnie.
Mnie również to grozi… Dentysta mi powiedział, że cierpię na bruksizm i że to groźne, bo źle wpływa nie tylko na zęby, ale i na kręgosłup, stawy, naczynia, serce.
Pani musi żyć w nieustannym stresie, stąd takie zaciskanie szczęk podczas snu. Pewnie jeszcze pani zgrzyta zębami, tak?
Niby skąd mam to wiedzieć? Śpię sama, nie mam świadków, wiem tylko, że rano mnie bolą żuchwy, więc pewnie ten stomatolog ma rację.

Nie będę brała żadnych prochów! Wierzę w zioła, więc może zacznę robić jakieś napary uspokajające. Pamiętam z dzieciństwa, że cały nasz dom pachniał rumiankiem i miętą, a mama wiecznie poiła ojca jakimiś cudownymi miksturami i wywarami, na które on miał uczulenie, więc je wylewał ukradkiem do zlewu, albo do doniczek z kwiatami. Niektórym to służyło, inne schły, ku wielkiemu zmartwieniu mamy…
Kochała rośliny, a one jej odpłacały taką urodą, jakiej nie miały nigdzie indziej. W naszym domu był zielony gąszcz. Ojciec twierdził, że kwiaty zabierają mu tlen, mama udowadniała, że jest odwrotnie i hodowała coraz to nowe okazy. Po jej śmierci część doniczek zabrałam do siebie, ale już nigdy nie były takie piękne, jak wtedy, gdy ona się nimi zajmowała.

Ojciec zostawił sobie tylko kaktusy. Uważam, że zrobił to podświadomie, bo te kujące zielono srebrne dziwolągi były jak jego dzieci. On też potrafił mocno zranić, kiedy ktoś nieostrożnie albo zbyt blisko się do niego zbliżył. Żył sobie spokojne, nikomu nie wadził, trzymał wszystkich na dystans, nie znosił poufałości. Jestem taka sama! Na co dzień się nie wychylam zza cudzych pleców, siedzę cicho, jestem ustępliwa i zgodna. Ale niech no mnie tylko ktoś paskudnie zaczepi, ma za swoje. Wielu się przekonało, że nie warto ze mną zaczynać.

Marcin próbował… Chciał mnie sobie podporządkować. Myślał, że skoro z nim sypiam, to może sobie pozwalać na wszystko. Wiedział, że jestem w nim zakochana, chociaż rzadko mówiłam: „kocham cię” i nie zgadzałam się, żebyśmy razem mieszkali.
– Oglądamy wiadomości? – pytał i nie czekając, co odpowiem, włączał telewizor.
Strasznie mnie to wkurzało! Też byłam ciekawa, co się dzieje na świecie, ale natychmiast budziła się moja podejrzliwość. „Acha! Od rzemyczka, do trzewiczka! Za chwilę mi wejdzie na głowę!” – myślałam.
Nauczyłam się, że jak on zielone, to ja  – czerwone. On białe, ja – czarne. Żeby tylko nie wyszło na to, że mną rządzi.

Moja mama bardzo krytykowała takie kobiety, które ulegają swoim partnerom.
– Ciapa – mówiła. – Chłop z nią robi, co chce. Żadnej ambicji i honoru.
Niepotrzebnie tak nalegał, żebyśmy pojechali na Wigilię do jego rodziców.
– Serdecznie cię zapraszają – tłumaczył. – Są ciekawi mojej kobiety.
Od razu się we mnie diabeł obudził.
– Ciekawi? A, co ja małpa w cyrku jestem, żeby mnie oglądać?
Do ostatniej chwili mówiłam, że się zgadzam. Już prezenty były w samochodzie, gdy oznajmiłam, że jednak nie jadę.
– Oszalałaś? – wściekł się. – Dlaczego? Podaj choć jeden racjonalny powód!
– Po prostu, nie mam ochoty na rodzinne spędy! To wystarczająco racjonalne?
Bez słowa trzasnął drzwiami. Od tej pory się nie widzieliśmy…

Był także Seweryn. Za wesoły, za głośny, za emocjonalny. W moim domu uczucia się skrywało. Nawet jak komuś coś dokuczało albo miał gorączkę, nie zawracał innym głowy.
– Jęczysz jak baba – krytykowała mama, kiedy jej szwagier zwichnął nogę i skręcał się z bólu. – Co to za chłop, żeby tak się z sobą cackał?
Noga puchła, siniała, stryjek prawie mdlał, a mama spokojnie włączyła odkurzacz, „żeby nie było w domu syfu, kiedy przyjedzie pogotowie”.
Więc Seweryn przemknął jak meteor, robiąc miejsce Karolowi.

Ten z kolei strasznie bałaganił. Robił bajoro w łazience, nie zakręcał pasty, zostawiał na fotelu mokre ręczniki i buty pod łóżkiem. Nie dało się z nim żyć!
– Kobieto! – kpił ze mnie. – Dom to nie muzeum. Opamiętaj się i zostaw tę ścierę! Chodź do mnie. Stęskniłem się…
Leżał jak młody bóg, opalony, muskularny, gotowy do pieszczot. Cała się wyrywałam do niego, ale w tyle głowy odzywał się głos mamy: „On się tylko do łajdactwa nadaje! Wstydu nie masz?!”.
Więc pomyślałam, że znajdę sobie takiego, jaki jej by się podobał. Pracowitą, cichą mrówkę, która potrafi się umyć w talerzu i nie rozchlapać kropli wody. Mój ojciec to umiał!

Z Marianem wytrzymałam dwa tygodnie. Nie dałam rady dłużej! Nie mógł pojąć, dlaczego go nie chcę? Miał ulizane włoski z przedziałkiem i zimne, małe rączki. Kiedy sobie go przypominam, mam gęsią skórę może właśnie dlatego, że on by naprawdę mojej mamie pasował. Zawsze powtarzała, że mężczyzna jest potrzebny tylko po to, żeby zapłodnić kobietę i ją finansowo zabezpieczyć. Do tego Marian by się chyba nadawał? Ale nie chciał się odczepić. Dręczył mnie SMS-ami, telefonami, mailami… Jak rzep psiego ogona się trzymał. Musiałam go pogonić, żeby zrozumiał, że nie dla psa kiełbasa. Na pożegnanie ukąsił mnie jak kobra. Długo bolało…
– Czego ty chcesz? – powiedział. – Na co liczysz? Stara panna przed czterdziechą nie powinna przebierać w facetach, bo zostanie na lodzie. Powinnaś się cieszyć, że cię chciałem…
Do końca życia zapamięta swój lot z półpiętra! Miał szczęście, że akurat na górę wchodził sąsiad i Marianek miał się na kim zatrzymać.

Tę agresję też mam po mamie! Była już starszą panią, kiedy napadła na młodego osiłka bijącego psa. Zlała go torebką, wzięła psiaka pod pachę i wróciła do domu. Nie pomogła straż miejska i policja, bo młodzian mamę odszukał i zażądał zwrotu zwierzaka. Mama stoczyła z nim prawdziwą walkę, była nawet sprawa sądowa, którą mama wygrała. Potem znalazła pieskowi dobry dom i czułych opiekunów. Sympatię dla zwierząt także mam po niej…

Może gdyby moi rodzice mieli odwagę się rozstać, kiedy zrozumieli, że są dla siebie obcy, ja nie wyrosłabym taka pokręcona? Ale oboje byli katolikami i woleli nieść swój krzyż!
– Przecież kościół nie zabrania separacji – tłumaczyłam mamie. – Mogliście żyć osobno.
– Ja bym wytrzymała w czystości, dla mnie to żadna sprawa – mówiła. – Ale twój ojciec zaraz by wlazł do jakiegoś łóżka. Po co miałam na siebie brać ten grzech?

Byłam na wakacjach, kiedy nagle zachorowała. Nie pozwoliła mnie zawiadomić, więc się z nią nawet nie pożegnałam. Odeszła, tak jak chciała: szybko i nie robiąc nikomu kłopotu. Żałuję, że nie poznała Janka. Mówiła, że nie znosi chłopów, ale jego musiałaby polubić! W Janku wszystko mi odpowiada, jakbym naprawdę znalazła swoją drugą połowę. Jesteśmy razem od paru tygodni, a ja już zaczynam snuć plany na przyszłość; nigdy tak nie robiłam, każdy mój związek był tymczasowy, na trochę… Przy nim zaczynam odkrywać takie słowa, jak: ślub, obrączki, na zawsze, do grobowej deski...

Jednak jest coś, czego się boję. Janek ma córkę. Sam ją wychowuje, bo jego żona zmarła, kiedy mała była jeszcze w pampersach. Dziewczynka jest miła i mądra. Widać, że potrzebuje kobiecego oka, bo chociaż Janek jest ojcem z marzeń, córka tęskni za kimś, z kim pogadałaby o ciuchach, kosmetykach, chłopakach i innych głupstwach. I tu się zaczyna problem! Ja nie umiem być taka. Jak mam dać cudzemu dziecku ciepło i miłość, skoro sama tego nie dostałam.

Miałam niedawno próbkę moich umiejętności wychowawczych… Janek zaprosił mnie na obiad do nich do domu. Przyjechałam punktualnie, a tu katastrofa!
– Od rana mieliśmy na osiedlu awarię wody i gazu, dopiero niedawno podłączyli. Co robimy?
Powinnam od razu powiedzieć, że idziemy do knajpy. Ale Janek wypalił:
– Może zrobimy coś razem? Wszystko mamy, dacie radę, ja pomogę!
Nie umiem gotować. Mama mnie goniła z kuchni, twierdząc, że jeśli raz wsiąknę w gary, już się nie wyzwolę. Mam dwie lewe ręce do pichcenia. Powinnam się przyznać, ale ja staję dęba, tak jak mama, kiedy czuła się zagoniona w ślepy zaułek!

Czerwienię się ze wstydu, kiedy sobie przypomnę, jak przypaliłam warzywa, strąciłam na podłogę pojemnik z jajkami i pokaleczyłam palce, próbując zetrzeć marchew. Z minuty na minutę robiłam się coraz sztywniejsza. Oni byli wyluzowani, weseli, kompletnie się nie przejmowali pobojowiskiem w kuchni, ja – miotałam się nerwowo, robiąc dokładnie to, co zrobiłaby moja mama w takiej sytuacji.
– Gdybyś nie postawiła tych jajek na rogu stołu, nie byłoby nieszczęścia – oskarżałam córkę Janka. – Zawsze jesteś taka nieuważna?
Patrzyła na mnie ze zdumieniem. Czułam, że tracę szansę na jej sympatię, a jednak – nie mogłam się zatrzymać!
– Chyba się garbisz? Pomyśl o basenie.
– Chodzę na basen – odpowiedziała. – Dwa razy w tygodniu…
– Raz by wystarczył – plotłam.
Zrobiłam chyba wszystko, by mnie znienawidziła. Plułam jadem, chociaż wszystko we mnie płakało z żalu, że niszczę to, na czym mi zależy. Po tym koszmarnym obiedzie Janek powiedział:
Musisz wyluzować, bo nic z nas nie będzie. Ja dużo rozumiem, ale ona jest jeszcze bardzo młoda. Nie będę jej fundował takich akcji.
Szłam w zaparte, jak moja mama…
– O co chodzi? Zrobiłam jakąś krzywdę twojej córuni?
– Nie pozwoliłbym na to. Proszę tylko, żebyś jej nie krytykowała, nie pouczała, nie stresowała… Możesz to zrobić?

Nie wiem. Mnie stresowano, pouczano i przycinano, jak niesfornie rosnącą roślinę. Moją mamę tak samo krytykowała babcia. To choroba dziedziczna!
Myślę, że Janek ma rację. Ale słyszę karcący głos mojej matki, która wie lepiej: „Co on się tak cacka z tą pannicą? Przesada! Ja ci radzę, nie daj się, bo ci wlezą oboje na głowę. Dziecko i chłopa trzeba trzymać krótko! – mówi. Nie powinnam jej słuchać, ale... „Nie wierz w żadną miłość – ostrzega mnie. „To bajki dla głupich kobiet. Faceci je wymyślili, żeby mieć bat na nas. Chcesz kochać? Kochaj siebie. Wtedy ci będzie dobrze w życiu!
Przeproszę Janka, wytłumaczę, jak ze mną jest. Obiecam, że się zmienię. Tylko... czy będę potrafiła to zrobić?

Więcej prawdziwych historii:
„Matka ciągle obwinia mnie o rozwód, bo ktoś powiedział ojcu o jej romansie. Ona jest pewna, że to byłam ja”
„Nakryłam męża w łóżku z nianią naszych córek. Zostawił mnie z dziećmi, bo nie byłam dla niego prawdziwą kobietą”
„Syn narzeka, że go kontroluję. Mam do tego prawo, bo całe życie od ust sobie odejmowałam, by jemu nic nie zabrakło”
„Związałem się z alkoholiczką. Co tydzień obiecywała mi, że przestanie pić. Ja wciąż wierzę, że się zmieni”

Redakcja poleca

REKLAMA