W moim rodzinnym domu zawsze panowała bieda. Matka była ciągle pijana, a ja wiecznie głodna. Nie było pieniędzy na jedzenie, ale na alkohol znalazły się zawsze. Przez nasz dom coraz częściej przewijał się jakiś nowy „wujek” – kochanek matki i kompan od butelki. Ona prawie w ogóle nie trzeźwiała...
Nie miałam szczęśliwej rodziny
Po kilkudniowych libacjach, często padała z wycieńczenia i wtedy budziła we mnie jeszcze większy strach. Patrzyłam, jak brudna i śmierdząca leżała w swoim brudnym łóżku i bredzi coś, majaczy w pijanym widzie. Stałam wtedy nad nią i płakałam ze strachu i z bezsilności.
Krzyczała, że zmarnowała przeze mnie życie, że gdyby mnie nie było, ona byłaby kimś zupełnie innym, nie musiałaby pić.
Jak ja jej wtedy nienawidziłam! Najgorzej było, jak budziła się z tego pijackiego zamroczenia i szukała alkoholu. Demolowała cały dom. Płakała i wrzeszczała, że jak nie oddam jej wódki, to się zabije i będzie to moja wina. Płakałam wtedy razem z nią i patrzyłam, jak miota się po mieszkaniu w poszukiwaniu kropli czegoś mocnego do picia.
Bałam się jej. Krzyczała, że zmarnowała przeze mnie życie, że gdyby mnie nie było, ona byłaby kimś zupełnie innym, nie musiałaby pić. Nie przebierała w słowach, a i nieraz dochodziło do rękoczynów. Po takich atakach najczęściej zapadała w pijacki sen, leżąc gdzieś na podłodze. Siedziałam wtedy cichutko w kącie pokoju, bojąc się, żeby się nie obudziła i czekałam, aż przyjdzie „przyjaciel” mamy, żeby znowu mogła się napić. Ale nie zawsze tak było...
Kiedyś było zupełnie inaczej....
Gdy byłam młodsza, mama pracowała jako barmanka. Te czasy wydają mi się tak odległe, jakby były snem. Miała zawsze popołudniowe zmiany, od 14.00 do 22.00. Kiedy wracała z pracy, ja leżałam już w łóżku, starając się nie zasnąć. Czekałam, aż przyjdzie do mnie życzyć mi dobrej nocy i pocałować. Czasem, gdy nie była za bardzo zmęczona, udało mi się ją namówić na opowiedzenie bajki. Lubiłam, kiedy snuła ciekawe historie. Rano, gdy budziła mnie do szkoły, w całym domu unosił się zapach świeżo parzonej kawy. Mama w szlafroku podawała mi śniadanie... Jak w normalnym domu. Było wspaniale!
Mój dom to nie jest już bezpieczne miejsce!
Potem jednak, coraz częściej zdarzało się, że matka przychodziła z pracy pijana, w towarzystwie jakiegoś znajomego. Zaglądała do mojego pokoju, a ja wtedy udawałam, że śpię. Rano wstawała skacowana i próbowała udawać, że wszystko jest w porządku. Z czasem jednak przestała dbać o pozory i bywało, że zastawałam ją rano śpiącą ze swoim fagasem.
Po takich porankach szłam po szkole do niej do pracy, żeby z nią porozmawiać. Zawsze wtedy tłumaczyła się, że ma jakieś problemy i musiała się napić, bo to jej pomaga. Przepraszała i obiecywała, że to się więcej nie powtórzy. Potrafiła wtedy jeszcze być wobec mnie miła i czuła, więc wydawało mi się, że naprawdę szczerze żałuje tego, co zrobiła. Wierzyłam, że będzie lepiej.
Niestety nigdy już lepiej nie było, tylko coraz gorzej. Matka piła już nie tylko po, ale i w trakcie pracy. Właściwie przez całą dobę była pod wpływem alkoholu, jednak dopiero w nocy upijała się na całego, zawsze w towarzystwie jakiegoś „”. Wreszcie stało się to, co nieuniknione. Wyrzucili ją z pracy. Byłam przerażona tą sytuacją, ale ją to już chyba niewiele obchodziło. Siedziała w domu i piła już od rana. Nie trzeźwiała w ogóle. Snuła się po mieszkaniu brudna i pijana.
Czułam do niej obrzydzenie za to, co z siebie zrobiła. Czasem z butelką w wychudłej dłoni wlokła się do mojego pokoju i bełkotała o trudnym życiu, o tym, jaka jest samotna i nieszczęśliwa, czasem obiecywała, że skończy z piciem od jutra, że już nigdy nie weźmie alkoholu do ust, a zaraz potem miotała się w poszukiwaniu kolejnej butelki. W ogóle nie interesowała się już domem.
Musiałam jakoś zarobić na życie
Byłam zdana sama na siebie. Na matkę już nie mogłam liczyć. Chodziłam w zniszczonych łachach i dziurawych butach. Jak ja się wtedy tego wstydziłam. Patrzyłam na moje modnie ubrane koleżanki i cholernie im zazdrościłam.
Starszy pan spytał, czy sprawię mu przyjemność. Za pieniądze.
Któregoś wieczoru odwiedził nas kolejny „kolega” mojej mamy. Ona była już tak pijana, że nawet nie wypiła z nim całej butelki, tylko zasnęła. Wtedy on przyszedł do mojego pokoju i zaczął opowiadać jakieś bzdury o nowym lepszym życiu dla mnie i dla matki, o tym, że może nam pomóc, ale oczywiście nie za darmo. Musiałabym być dla niego miła. I wtedy coś we mnie pękło. Dałam facetowi w mordę (nie wiem, skąd wzięłam siłę i odwagę) i wyrzuciłam go z pokoju. Dotarło do mnie to, że mój dom przestał być bezpiecznym miejscem. Wrzuciłam do plecaka kilka ciuchów i wyniosłam się, z mocnym postanowieniem, że nigdy już tam nie wrócę.
Nie miałam jednak gdzie pójść... Chodziłam więc po ulicach bez celu. Wiedziałam, że gdybym została w domu, to prędzej czy później skończyłabym jak moja matka. Byłam głodna i zmarznięta. Skierowałam się w stronę dworca. Usiadłam na ławce w pobliżu bezdomnych i starałam się ignorować burczenie w brzuchu. Próbowałam zasnąć. Nad ranem zbudził mnie jakiś menel, który bez słowa podał mi bułkę. Przyjęłam ją z wdzięcznością. Odrobinę zaspokoiwszy głód siedziałam na ławce i obserwowałam ludzi, ale nie bezdomnych, tylko tych eleganckich, spieszących się gdzieś. Każdy z nich miał jakiś cel, każdy gdzieś zmierzał. Zazdrościłam im tego normalnego życia...
Z zamyślenia wyrwał mnie starszy pan, który usiadł obok mnie. Nie bezdomny, tylko czysty, elegancko ubrany mężczyzna. Zapytał mnie, co tutaj robię. Bałam się przyznać, że uciekłam z domu, więc szybko skłamałam, że czekam na kogoś. Wiedziałam, że mi nie uwierzył, ale nie skomentował tego. Zapytał, czy nie chciałabym zarobić trochę forsy, robiąc mu przyjemność. Poszłam z nim. W tym momencie głód wziął górę nad dumą. Miałam wyrzuty sumienia, gdy było już po wszystkim, ale zagłuszyłam je, fundując sobie w dworcowym barze obiad. Obiad, którego w domu od dawna nie było.
Pomyślałam, że zarobienie forsy na dworcu nie jest wcale takie trudne i gdy wydałam ostatni grosz, postanowiłam sama złapać klienta. Prowokowałam mężczyzn spojrzeniem, uśmiechem, no i w końcu się udało. Za drugim razem obrzydzenie do siebie było znacznie mniejsze. Liczyły się pieniądze. Od tej pory sprzedawanie swojego ciała stało się moim sposobem na życie. Czasem udało się zarobić więcej, czasem mniej, a bywało tak, że nie zarobiłam nic.
Z dworcowej hali na salony, ale jako prostytutka
Któregoś dnia pojawiła się na dworcu dziewczyna ubrana, jak przystało na damę lekkich obyczajów, czyli w ciuchy odsłaniające wszystko, co konieczne, żeby złapać klienta. Zaczęłyśmy rozmawiać. Ona, wraz z kilkoma innymi dziewczynami, pracowała dla jakiegoś faceta, który zabierał im część zarobków w zamian za mieszkanie. Żaneta, bo tak miała na imię, zapytała, czy nie chciałabym pracować dla jej szefa.
Tak właśnie poznałam Bogdana. Obejrzał mnie od góry do dołu i powiedział, że się nadaję, tylko trzeba coś ze mną zrobić, bo w tych szmatach odstraszam klientów. Dziewczyny zaraz znalazły dla mnie jakieś ciuchy, potem zrobiły mi makijaż i fryzurę. Czułam się dziwnie w tym przebraniu, ale podobała mi się ta zmiana.
Bogdan co wieczór wywoził nas w inne miejsce, gdzie łapałyśmy klientów. Szło mi całkiem nieźle. Szef był zadowolony, a ja usatysfakcjonowana zarobkami. Mieszkałam z trzema dziewczynami w mieszkaniu, które wynajmował dla nas Bogdan. Często z dziewczynami rozmawiałyśmy o pracy, o przyszłości, ale nigdy o przeszłości i o tym, co spowodowało, że jesteśmy, kim jesteśmy.
Czas płynął, a ja stałam się elegancką ulicznicą z forsą. Żyłam ponad stan, tak jakby jutro nigdy miało nie nadejść. Wydawałam kasę na ciuchy i drogie kosmetyki. Nie jadałam już obiadów, tylko lunche, i to w drogich restauracjach. Z czasem stałam się dziewczyną na telefon. Dzięki Bogdanowi. Nie musiałam już spacerować po ulicach, żeby złapać frajera. Umawiałam się na telefon z klientami w restauracjach i tam dotrzymywałam im towarzystwa, a potem jak zwykle pokój w hotelu, seks i kasa. Łatwa kasa.
Pewnego razu, gdy jechałam z klientem do hotelu, taksówka wpadła w poślizg i zderzyła się z jadącym z przeciwka autem. Wyszłam z tego wypadku prawie bez szwanku. Nie licząc siniaków i zadrapań. No i okropnej blizny na policzku... Twarz miałam oszpeconą. Skończyła się moja kariera panienki do towarzystwa. „Jak ja teraz będę żyć?! Za co?!”– rozpaczałam. Przecież nie umiałam robić nic innego!
Bogdan ulitował się nade mną i załatwił mi pracę w klubie nocnym jako kelnerka. Koszmar! Nigdy w życiu tak ciężko nie pracowałam. I to za jakie pieniądze. Kiedyś za jedną noc dostawałam tyle, co tu przez miesiąc. Miałam dość tej pracy i ludzi, którzy tu przychodzili. No może z wyjątkiem jednego klienta. Obserwowałam go od jakiegoś czasu – zamawiał drinka i siedział przy barze. Zawsze sam.
Był inny niż wszyscy. Nie próbował mnie podrywać na jakieś głupie teksty. Zaczęłam się łapać na tym, że czekam, aż on przyjdzie. Pewnego razu zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Takie zwykłe gadki o niczym. Polubiłam go. Z czasem nasze rozmowy stały się bardziej prywatne. Nie mówiłam mu jednak, czym zajmowałam się w przeszłości. Po co?
Zaprzyjaźniliśmy się. Któregoś razu zaproponował, żebyśmy się spotkali, ale w innym miejscu niż moja praca. I tak zaczęliśmy się umawiać. Można powiedzieć, że byliśmy parą. Czułam, że to jest mężczyzna, którego kocham i dla którego chcę się zmienić. On też uważał, że jestem kobietą jego życia i że ufa mi jak nigdy nikomu. Bałam się tylko, żeby moje dawne życie nie wyszło na jaw. Nie chciałam stracić ukochanego.
Bronił mojego honoru, bo mi wierzył. A ja go okłamałam
Było nam razem cudownie i z czasem zaczęłam zapominać, kim byłam wcześniej. Zamieszkaliśmy razem. On pracował w dużej korporacji, a ja w butiku. Z pracy w nocnym klubie zrezygnowałam dla niego. Żylibyśmy szczęśliwie, gdyby nie upomniała się o mnie przeszłość.
Najpierw była to matka, która domagała się zadośćuczynienia za to, że ją kiedyś zostawiłam. Z nią jakoś sobie poradziłam, wystarczyło dać na parę win i miałam na jakiś czas spokój. Ale później było gorzej.
Któregoś razu firma męża urządzała bankiet z okazji podpisania jakiegoś ważnego kontraktu. Poszliśmy tam razem. Po oficjalnej części zaczęła się impreza. Bawiliśmy się świetnie, do momentu, aż zauważyłam gościa, który natarczywie mi się przyglądał. O zgrozo!!! Rozpoznałam w nim mojego dawnego klienta.
Teraz mocno już wstawiony, próbował się do mnie dobierać. Myślał, że nadal pracuję w dawnym zawodzie. Chciałam udawać, że ja, to nie ja, ale on był bardzo natarczywy. Pokazywał na mnie palcem i razem z kilkoma facetami zaczęli się ze mnie śmiać.
Musiał interweniować mój mąż. Próbował dowiedzieć się, o co chodzi i kiedy usłyszał, że wzięto mnie za prostytutkę, dał facetowi w mordę. Bronił mojego honoru, bo mi wierzył. Rozpętała się bójka. A kiedy doszli inni uczestnicy imprezy i ze zdziwieniem pytali, dlaczego o dziwkę robi taką awanturę, mój mąż zrozumiał wszystko. W ten sposób dowiedział się, kim byłam...
Wróciłam do domu taksówką. Postanowiłam wyznać mężowi całą prawdę i błagać go o wybaczenie i zrozumienie. Była jeszcze jedna rzecz, o której chciałam mu powiedzieć. Byłam w ciąży. Jednak, gdy dotarłam do domu, nie zastałam w nim męża. Na stole leżała kartka: „NIE SZUKAJ”.
Od tamtej pory minęło już 14 lat. Nie znalazłam go i już przestałam szukać. Pogodziłam się z tym, że Piotr, nasz syn, nigdy nie pozna swojego ojca. A ten nigdy nie dowie się, że ma syna. Wyprowadziłam się na drugi koniec Polski, gdzie nikt mnie nie zna. Teraz drżę ze strachu, że mój syn kiedyś pozna prawdę o mnie i o mojej przeszłości. I zniknie, tak jak przed laty moja jedyna miłość, jego ojciec...
Więcej prawdziwych historii:
„Wyjechałem na urlop z miłą i skromną dziewczyną. Godzinę później wracałem z narzekającym, rozwydrzonym babsztylem”
„Miałam wszystko, ale zostawiłam kochającego męża dla kochanka, bo mnie nudził. Teraz zmieniłam zdanie i chcę wrócić”
„Mąż nagle zaczął dawać mi drogie prezenty i stał się wyjątkowo czuły. Dziad mnie zdradza - jestem tego pewna”
„Podczas imprezy firmowej wdałam się we flirt z klientem. Zupełnie zapomniałam, że w domu czeka na mnie mąż”