„Pragnęłam kochanka, lecz lgnęli do mnie tylko nieudacznicy. Z desperacji zrobiłam głupotę, ale tonący brzytwy się chwyta”

samotna kobieta fot. Adobe Stock, gpointstudio
„Nie żebym jakoś przesadnie celebrowała to święto, ale zrobiła się moda na walentynkowanie, czy mi się to podobało czy nie, więc zwyczajnie było mi przykro, że kolejny rok z rzędu spędzę je sama. Jakbym była jakaś wybrakowana albo naprawdę pechowa”.
/ 28.01.2023 11:15
samotna kobieta fot. Adobe Stock, gpointstudio

Usiadłam na kanapie i sięgnęłam po paczkę chipsów. Poczułam woń papryki. Zjem kilka na poprawę humoru. „Pójdzie ci w biodra” – upomniało mnie moje rozsądniejsze ja. Biłam się chwilę z myślami. Ostatecznie zwyciężyła bardziej łakoma część mnie i zamiast kilku chipsów zjadłam całą paczkę. Muszę się jakoś pocieszyć.

W końcu ile razy można trafiać na dupków? Ten ostatni to już pobił wszelkie rekordy: chciał mnie zaciągnąć do łóżka już na pierwszej randce. Więc ja bez skrupułów kazałam mu spadać. Był zdziwiony, bo podobno inne kobiety nie mają z tym problemu.

Cóż, widocznie nie jestem tak nowoczesna jak te inne. Emil znalazł sobie następną zdobycz, a ja tuż przed walentynkami zostałam na lodzie. Nie żebym jakoś przesadnie celebrowała to święto, ale zrobiła się moda na walentynkowanie, czy mi się to podobało czy nie, więc zwyczajnie było mi przykro, że kolejny rok z rzędu spędzę je sama. Jakbym była jakaś wybrakowana albo naprawdę pechowa. Obie moje przyjaciółki od dawna miały swoje drugie połówki, a ja wcale nie po cichu zazdrościłam im związków.

Trudno znaleźć kogoś sensownego

– A bo ty za bardzo wszystko analizujesz – stwierdziła Aśka, gdy wieczorem spotkałyśmy się u Magdy na winku i babskich pogaduchach. – Może czasem daj się ponieść chwili, co? Zaszalej, poddaj się namiętności…

– Właśnie, właśnie, mogłaś się z nim przespać – rzuciła Magda i zachichotała. – Przecież to nie mydło, nie wymydli się. Przynajmniej teraz byś nie biadoliła, że nie masz pary.

Dałam jej kuksańca. One tu kpiły i dowcipkowały, a ja naprawdę przeżywałam tę kolejną porażkę. Nie byłam jakąś cnotką, która uznawała seks dopiero po ślubie. Ani nieśmiałą dziewicą płoniącą się od złapania za rękę. Niemniej szybki numerek z dopiero co poznanym facetem zdecydowanie nie był w moim stylu.

Wolałam coś niecoś wiedzieć o mężczyźnie, z którym „zaszaleję”. Na przykład czy jest wolny i do wzięcia. Czy seks to dla niego tylko rozrywka czy wstęp do związku. Dopiero bym się poczuła jak idiotka, gdyby się ze mną przespał, a potem powiedział „no to cześć”.

Poza tym nie powiem, żeby ten cały Emil wielce burzył we mnie krew i skłaniał do podjęcia ryzyka… Może daleko mi do superlaski, ale on też żadnym amantem nie był. Podzieliłam się swoim spostrzeżeniem z przyjaciółkami, ale syty głodnego nie zrozumie. Aśka wyszła za mąż za swoją pierwszą miłość, jeszcze z liceum, a Magda narzeczonego poznała na studiach. Więc nie miały bladego pojęcia, jak to jest być singielką u progu trzydziestki ani jakie pułapki kryje w sobie współczesne randkowanie.

– Słuchaj, a może zadzwonisz jutro do radia, co? Robimy audycję walentynkową. Będziemy zbierać anonse od słuchaczy, może ktoś ci podpasuje, może ty komuś wpadniesz w… ucho, co ty na to?

Madzia od kilku lat pracowała w lokalnym radiu i choć często słuchałam jej audycji w pracy, nie zamierzałam podbijać jej słuchalności własnym kosztem.

– Nie ma mowy. Nie będę z siebie robić pośmiewiska. I niby co miałabym napisać w tym anonsie? Weź się lepiej napij, zamiast dawać mi takie rady.

Następnego dnia byłam w parszywym nastroju. Podekscytowane i wesolutkie jak szczygiełki koleżeństwo opowiadało o swoich planach na wieczór. Powariowali wszyscy z tymi głupimi walentynkami. Jakby nie mieli świadomości, że to najbardziej komercyjne święto pod słońcem. Wymyślone tylko po to, by wyciągać od ludzi kasę i wpędzać w chandrę tych bez pary. Paranoja.

Skserowałam dokumenty dla szefa i… 

W końcu wypada posłuchać audycji przyjaciółki, prawda? A jak zupełnym przypadkiem zainteresuje mnie jakiś anons, kto wie, może odezwę się do tego, co go wysłał. No niestety, ta komercyjna paranoja na mnie też podziała… Ale im dłużej słuchałam, tym bardziej psuł mi się humor, bo większość ogłoszeń wysyłali ludzie w wieku moich rodziców.

– A teraz kawałek dla wszystkich zakochanych – usłyszałam ciepły alt Magdy.

Po chwili z głośnika popłynął głos Robbiego Williamsa. Akurat bardzo lubiłam tę piosenkę i fakt, że słucham jej samotnie, jeszcze bardziej mnie przygnębił.

– Kochani, a wy jak świętujecie walentynki? Podzielcie się z nami swoimi planami i pomysłami. Może skorzystamy – włączył się miłym barytonem radiowy partner Magdy i po chwili aksamitnego cukrzenia podał na antenie numer, pod który można było zadzwonić.

Wkurzyłam się tym słodzeniem. Chcecie wiedzieć, jak świętuję? Chcecie wiedzieć, jak się czuję? Naprawdę was to ciekawi? No to proszę bardzo! Zła jak osa wybrałam numer do radia. O dziwo, dodzwoniłam się już za pierwszym razem. I jako pierwsza. Chyba bogini radiowego eteru bardzo chciała usłyszeć, co mam do powiedzenia.

– Witamy naszą pierwszą słuchaczkę! – zaćwierkała Magda.

– Witam, mam na imię Klaudia.

Madzię na chwilę przytkało. Rozpoznała mnie po głosie, ale podczas audycji na żywo nie mogła się zdradzić. Jak na profesjonalistkę przystało, szybko się otrząsnęła.

– Miło cię słyszeć, Klaudio. Zdradź nam, jakie masz plany na dzisiejszy wieczór. 

– Wybierzesz się gdzieś ze swoim lubym czy planujecie romantyczną kolację w domu? – wtrącił się baryton.

Jasne, trzeciej opcji w ogóle nie wziął pod uwagę, tym samym sprowokował furię.

– Nie określa mnie to, czy mam faceta czy nie. Kolację zjem sama. We własnym doborowym towarzystwie – wycedziłam. – Kupię sobie tak dużą pizzę, że po jej zjedzeniu nie zmieszczę się w ulubione dżinsy. A walentynkami gardzę. Całą tą pseudomiłosną, wymuszoną szopką. Prawdziwą miłość celebruje się zawsze, a nie tylko od święta. Wsadźcie sobie te czerwone serduszka i walentynkowe kartki… głęboko.

I rozłączyłam się bardzo z siebie zadowolona. Nie miałam wyrzutów sumienia. Magdzie problemów nie narobiłam, bo w programach lecących na żywo różne rzeczy się działy. Ja przynajmniej samą siebie ocenzurowałam. Oczywiście w trakcie przerwy reklamowej rozdzwonił się mój telefon.

– Klaudia, błagam, co to miało być? – spytała karcącym tonem Magda.

– No co? Pytaliście, jak spędzę walentynki, to wam powiedziałam – odparłam niewinnie.

– Wiesz, że większość naszych słuchaczy to starsi ludzie? A ty prawie powiedziałaś „dupa”.

– Prawie robi wielką różnicę. Przynajmniej trochę ożywiłam tę słodko-pierdzącą audycję. Nie musisz dziękować. Od czego ma się przyjaciół. Polecam się na przyszłość. Pa. Muszę kończyć, mam robotę. Ty chyba też.

Wróciłam do moich raportów, dalej jednym uchem słuchając walentynkowej audycji. Ale w dużo lepszym humorze.

– Mamy na linii kolejnego słuchacza – odezwała się Magda.

– Hej, z tej strony Maciek.

– Cześć, Maciek. Wysłałeś już dzisiaj jakąś walentynkę?

– Jeszcze nie, ale chętnie bym jedną podesłał Klaudii, tej, która dzwoniła przed chwilą. Lubię temperamentne kobiety.

Ten facet mówił o mnie! I jeszcze nie skończył

– Klaudio, jeśli tego słuchasz, to chętnie zjem z tobą tę pizzę. Najwyżej też nie dopnę się potem w swoich ulubionych dżinsach.

– W takim razie Klaudia koniecznie musi się odezwać do Maćka – podsumowała Magda.

Chwilę później dostałam od przyjaciółki esemesa z numerem do rzeczonego Maćka. Naprawdę sądziła, że do niego napiszę? Oszalała. Nie byłam aż tak zdesperowana ani… tak temperamentna, mimo wszystko.

Postanowiłam, że jednak zmienię swoje obwieszczone wszem wobec plany na wieczór i zostanę w pracy. Skończę prezentację, która była potrzebna szefowi za kilka dni. Raport już zrobiłam, więc zajmę się następnym zadaniem. W domu dopieszczałabym tylko swoje smutki, popijając wino, jedząc pizzę i oglądając jakąś komedię romantyczną, bo przecież w walentynki nie puszczają w telewizji nic innego. Na wieść o tym, że chcę zostać po godzinach, szef był zachwycony.

– Świetnie, pani Klaudio, potrzebuję tej prezentacji na poniedziałek. Im wcześniej pani zacznie, tym lepiej.

Wróciłam do swojego biurka i zaczęłam przygotowywać materiały. Wkrótce reszta załogi wyszła świętować, a ja została sama, jeśli nie liczyć naszej sprzątaczki, która właśnie odkurzała w gabinecie szefa. Zgłodniałam, więc zadzwoniłam do pizzerii i zamówiłam – jak sobie i słuchaczom obiecałam dużą pizzę, największą, jaką mieli.

Gdy dostawca przywiózł wielkie, pachnące niebiańsko pudełko, aż mi w brzuchu zaburczało. Podniosłam tekturowe wieczko do góry. Pizza z pepperoni, mniam. Z lubością wgryzłam się w gorący kawałek.

– Zostawisz mi trochę?

Odwróciłam się zaskoczona: czyjąś obecnością i bezpośredniością prośby. W drzwiach stał jeden z naszych ochroniarzy. Nie znałam go dobrze, nawet jego imienia nie kojarzyłam. Pracował u nas od niedawna. Uniosłam pytająco brwi. Przecież nie przyszedł tu, by przymówić się o pizzę.

– Pan Mietek chce wiedzieć, kiedy skończysz. Chciałby już iść do domu – wyjaśnił. – Chyba ma jakieś plany walentynkowe z żoną – uśmiechnął się.

– Taaa, wspólne patrolowanie osiedla – burknęłam złośliwie. Pan Mietek był szefem ochrony i bardzo upierdliwym służbistą. Nie przepadaliśmy za sobą, odkąd kazał odholować mój samochód za zaparkowanie przy hydrancie. – Ale bez obaw, nie przepadnie mu ta jakże romantyczna rozrywka. Praktycznie skończyłam, tylko zjem i uciekam do domu.

– Naprawdę zjesz sama taką wielką pizzę?

– Nie znasz moich możliwości.

– Wystarczy, że usłyszałem ich próbkę na antenie – puścił do mnie oko.

No tak. Słuchał dzisiejszej audycji. Pewnie myśli, że jestem złośliwą wariatką, gorzkniejącą starą panną wyżywającą się na walentynkach, ochroniarzach i pizzach. Poczułam, że się rumienię, i speszyłam się jeszcze bardziej.

– Każdy może mieć gorszy dzień – mruknęłam, robiąc w powietrzu nieokreślony, magiczny ruch ręką.

– Wiem coś o tym. A ty nie masz wyjścia, bo publicznie zadeklarowałem, że zjem z tobą tę pizzę. Musisz się ze mną podzielić. Słowo się rzekło.

Słowo się rzekło…

– Maciek – odczytałam głośno.

Więc to on dzwonił dzisiaj do radia! Mój rumieniec obejmował już całe ciało.

– Ty rzekłeś, nie ja – rzuciłam buńczucznie. – Ja się dzielić nie obiecywałam. Tak lubisz pizzę?

– Powiedzmy, że ciebie lubię bardziej. Tylko nie miałem śmiałości zagadać.

– Ty nie miałeś śmiałości? Ha! Pozwól, że się nie zgodzę.

– No to powiedzmy, że nie miałem dość oryginalnego pretekstu do podrywu.

Patrzyłam na niego skołowana. Nie wiedziałam, co powiedzieć, jak się zachować. Czy ochroniarz Maciek był bezczelny czy dowcipny? Na wszelki wpadek wolałam pozostać ostrożna.

– Poderwać się nie dam, ale pizzą się z tobą podzielę.

– Dobre i to na początek. A na jakieś piwo po tej pizzy, którą stawiasz, dasz się zaprosić? Będzie sprawiedliwie – uśmiechnął się psotnie.

Westchnęłam.

– Jedzmy, zanim ostygnie. Potem się zobaczy.

Wspólny posiłek okazał się na tyle miłym doświadczeniem, że prosto z biura poszliśmy do baru, a potem Maciek odprowadził mnie do domu. Jak na fakt, że nie byliśmy parą i właściwie dopiero co się poznaliśmy, to były bardzo udane walentynki.

Choć wciąż podkreślałam, że poderwać się nie dam, przekomarzaliśmy się i flirtowaliśmy jak stare dobre małżeństwo na rocznicowej randce. Może właśnie o ten wspólny śmiech chodzi? Nie o motyle ani ciarki, nie o adrenalinę czy szaleństwo zmysłów… Może źle szukałam? Może to ja musiałam dać się znaleźć…

Czytaj także:
„Zakochałam się w Pawle do szaleństwa, a on z dnia na dzień mnie rzucił. Drań miał dziewczynę, która właśnie wróciła zza granicy”
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Zakochałem się w mojej gosposi, jak jakiś małolat. Okazało się, że cwaniara nie tylko sprzątała mi dom, ale i konto”

Redakcja poleca

REKLAMA