„Pracuję na kasie za marne grosze i ciągle zazdroszczę innym. Moją obsesją jest życie na lepszym poziomie”

Byłam zawistna i nie cieszyłam się tym, co mam fot. Adobe Stock, Kittiphan
„Za moją niewysoką pensję, którą otrzymywałam za pracę „na kasie” w dyskoncie, mogłam jedynie kupować ciuchy na pobliskim bazarku, a i to niezbyt często. Z każdym dniem stawałam się coraz bardziej zgorzkniała".
/ 02.12.2022 11:36
Byłam zawistna i nie cieszyłam się tym, co mam fot. Adobe Stock, Kittiphan

Musiała mieszkać gdzieś na moim osiedlu, bo spotykałam ją dość często. Za każdym razem gdy ją widziałam, czułam dotkliwe ukłucie zazdrości. Chyba była w moim wieku, ale wyglądała o niebo lepiej ode mnie.

Podziwiałam jej nienaganną sylwetkę, markowe ubrania, staranną fryzurę. Wydawała się niemal doskonała. W wózku, który czasem pchała, a który musiał kosztować trzy moje pensje, zapewne siedziało równie idealne dziecko. Obserwowałam ją, rejestrując, co na siebie włożyła, jakie ubrania, dodatki.

Śledziłam każdą zmianę w jej wyglądzie, żaden nowy detal nie umknął mojej uwadze. Marzyłam, że może kiedyś też sprawię sobie podobną torebkę, buty czy choćby czapkę.

Nie łudziłam się, że kiedykolwiek te marzenia się ziszczą

Za moją niewysoką pensję, którą otrzymywałam za pracę „na kasie” w dyskoncie, mogłam jedynie kupować ciuchy na pobliskim bazarku, a i to niezbyt często. Początkowa ciekawość – gdy trzy miesiące temu pojawiła się na naszym osiedlu – niepostrzeżenie przeszła w zazdrość, a ta z kolei powoli zmieniała się w zawiść. Nie mogłam nad nią zapanować.

– Niektóre kobiety to mają szczęście – oparta o skrzynki po jabłkach skarżyłam się koleżance podczas piętnastominutowej przerwy w pracy. – Dostały od losu urodę, pieniądze i szczęście – wyliczałam, otulając się szczelnie firmową kufajką, bo stałyśmy pod wiatą przy sklepie.

– Skąd wiesz, że jest szczęśliwa? – zapytała, nerwowo dopalając papierosa, bo czas naszego odpoczynku się kończył.

– Bo wiem – odparłam z goryczą. – Dlaczego miałaby być nieszczęśliwa? Na pierwszy rzut oka widać, że niezapłacone rachunki nie zakłócają jej snu.

Kiedyś widziałam, jak wracała z zakupów

Reklamówki niosła w obu rękach. I to nie foliówki z sieciówek, tylko takie eleganckie, tekturowe ze złotym logo sklepu, do którego ja nawet bałabym się wejść.

– No to faktycznie wygląda na to, że kasy jej nie brakuje – koleżanka pokiwała głową. – Ale kończymy, bo jak się spóźnimy do roboty, to obetną nam z wypłaty.

Z każdym dniem stawałam się coraz bardziej zgorzkniała. Wróciłam do pracy, ale żal do losu rósł we mnie i uwierał jak kamień w bucie. Świadomość, że choć robię, co mogę, nigdy nawet się nie zbliżę do poziomu, jaki osiągnęła ta kobieta, sprawiała, iż narastała we mnie gorycz. Co nie zmieniało faktu, że musiałam się skupić na pracy.

Klientów, jak co sobotę, było dużo, więc dywagacje na temat niesprawiedliwości losu należało odłożyć na kiedy indziej. Powrót do domu nie poprawił mi humoru. Zmęczona, bo dzień był ciężki, a siatki pełne zakupów nielekkie, najchętniej od razu bym się położyła. Ale od progu powitał mnie radosny szczebiot dzieci, które stęsknione uczepiły się moich rąk.

– Mamo, mamo, jesteś wreszcie! 

Przytulały się do mnie.

– Wróciłaś? To dobrze. – Z kuchni wyłonił się mąż. – Akurat odgrzałem parówki, zjedz, póki ciepłe.

Podszedł do mnie i musnąwszy ustami mój policzek, schylił się po odłożone na podłogę siatki.

– Ależ ciężary! Po co tyle nosiłaś? – zapytał z wyrzutem.

– Promocje były, więc wzięłam więcej, żeby zaoszczędzić – wytłumaczyłam, choć gardło miałam ściśnięte żalem.

Tamta na pewno nie musi kupować wtedy, gdy jest taniej, przemknęła mi przez głowę smętna, gorzka myśl.

– Moja dzielna żonka – pochwalił mnie Wacek. – Ale ja też nie próżnowałem. Zobacz! – z dumą otworzył drzwi do łazienki. – Przykręciłem ci suszarkę i zrobiłem pranie. A jutro może wybierzemy się z dzieciakami do parku, co? Zapowiadają ładną pogodę.

– Zobaczymy – mruknęłam, czując, że jedyne, na co mam teraz ochotę, to spanie.

Mąż wyczuł mój kiepski nastrój, bo postawiwszy przede mną talerz z kolacją, zabrał chłopców do łazienki na kąpiel. Wydawało mi się, że ledwie przyłożę głowę do poduszki, zasnę kamiennym snem. Umościłam się wygodnie, zamknęłam oczy i nic. Sen nie nadchodził.

Przed oczami jawiły się wizje tamtej

Pewnie ma piękne mieszkanie, dumałam, przestronne, gustownie umeblowane, ze starannie dobranymi dodatkami. Nie to co nasze. Z przykrością popatrzyłam na sufit, który pilnie wymagał odnowienia. Ciekawe, jak ona spędza sobotni wieczór? Może w teatrze?

Bez trudu wyobraziłam sobie, jak ubrana w szykowną, czarną sukienkę siedzi w obitym czerwonym pluszem fotelu. Albo może jest na jakimś przyjęciu? Wiruje w tańcu lub popija wymyślnego drinka z wysokiej szklanki. Wyobraźnia podsuwała mi obrazy sytuacji, które znałam tylko z filmów.

A moje własne życie – na tle tych pięknych wizji – jawiło mi się jako coraz bardziej szare. I smutne, tym najcięższym smutkiem, wynikającym z braku nadziei na pozytywne zmiany. Próbowałam walczyć z porównywaniem swojej smętnej egzystencji do cudownego życia tamtej kobiety.

Czasami mi się udawało zdusić gniewną zazdrość, ale wystarczyło, że zobaczyłam ją przelotnie, i znowu wszystko wracało. Powoli, ale skutecznie zawiść zatruwała mi radość z własnych sukcesów, które przy domniemanych, olśniewających osiągnięciach „tamtej” wydawały się błahe, wręcz żałosne. Udało mi się upolować ładną sukienkę w second-handzie. I co z tego?

Też mi gratka, wyszydzałam samą siebie. Przecież pewnie z daleka widać, że to ciuch z drugiej ręki. Wszystko, co mnie otaczało, wydawało się gorsze niż u tamtej Nowo wymyślona zapiekanka wszystkim smakowała, ale przecież to nic takiego, zwykłe warzywa i trochę sera. Dołowałam samą siebie z jakąś masochistyczną pasją.

Szef z uznaniem odniósł się do mojej pracy i pochwalił za dokładność. Jasne, teraz chwali, a za tydzień zburczy i poleci po premii. Boże, przy takim podejściu naprawdę trudno się cieszyć z czegokolwiek.

Trudno być dumną z siebie

Więc chodziłam smutna i zrezygnowana. Przestało mnie cieszyć moje życie, nawet szkolne osiągnięcia moich synków, które dotąd niemal świętowaliśmy, kwitowałam „bardzo dobrze, ale mogłoby być lepiej”. Nie doceniałam wysiłków męża, który próbował poprawić mi humor, jak umiał.

Nic nie działało. Praktyczne cyklameny w doniczce, które kupił mi Wacek, odmawiając sobie piwa z kolegami, nie umywały się przecież do wizji ekskluzywnego bukietu z kwiaciarni. Wypożyczony film nie zastąpi wyprawy do kina. Wszystko wydawało mi się gorsze niż u tamtej.

Stawałam się zgorzkniała i opryskliwa, bo wiedziałam, że choćbym na głowie stanęła, nigdy jej nie dorównam. Po co mam się starać, próbować, skoro nie mam najmniejszych szans, żeby wyglądać i żyć tak jak ona?

Unikałam patrzenia na siebie w lustrze. Moje włosy dawno nie widziały fryzjera. Cera daleka była od promiennej. Ładną figurą też nie mogłam się poszczycić. Zadręczałam się w bezsenne noce, z drugiej strony nie robiłam nic, by zmienić swój wygląd. Nie chciało mi się dbać o siebie, bo po co? Skoro nie mogę być taka jak ona, to nie warto w ogóle zadawać sobie trudu.

Wprost obsesyjnie myślałam o tamtej. Wiedziałam, że to niezdrowe, że powinnam przestać, ale to było jak nałóg. Usiłowałam dociec, jak spędza czas, z kim się spotyka, gdzie pracuje. Może w banku? Kiedyś widziałam ją z laptopem, przypominałam sobie. Tak, bankowcy dobrze zarabiają.

Ale pracują w stałych godzinach, a ja ją widywałam o różnych porach dnia, zależnie, jak mam zmianę, więc chyba uprawia wolny zawód. Może jest pisarką albo prawnikiem? – korygowałam swoje wyobrażenia.

Kim by jednak nie była, ja poświęcałam czas na pielęgnowanie swojej zawiści względem niej. Nie wiem, czy bym się to skończyło – może erupcją nienawiści – ale wcześniej...

Wracałam z dziećmi ze szkolnego przedstawienia. Rozentuzjazmowani, co chwilę spoglądały na mnie umazane czekoladą buzie.

– Widziałaś, mamo, jakim byłem wspaniałym piratem?

– Słyszałaś, jak śpiewałem piosenkę o rekinie?

Żartobliwie się poszturchiwali, biegając wokół mnie, rozbryzgując pośniegowe błoto i z zapałem wspominając swoje role w spektaklu. Odpowiadałam machinalnie, z roztargnieniem głaszcząc ich po ramionach, bo na horyzoncie zobaczyłam sylwetkę tamtej. Szła przede mną, pchając wózek, więc mogłam gapić się na nią do woli.

Moi chłopcy, widząc, że straciłam zainteresowanie ich wygłupami, pobiegli do przodu. A ja zachłannie analizowałam szczegóły wyglądu i ubioru tamtej. Sarni blond włosów, wymykających się spod beretu, pochodził zapewne z renomowanego salonu fryzjerskiego. Modny, kobaltowy płaszczyk kłuł w oczy szykiem. Krótka, popielata spódnica odsłaniała zgrabne łydki. Obcasiki szarych botków zgrabnie omijały nierówności chodnika.

Dzisiaj szła wolniej niż zwykle, bo pchała dziecięcy wózek

Gdy podeszłam na wyciągnięcie ręki, owionął mnie delikatny, słodki zapach perfum, który był niczym ostatnia kropla przepełniająca czarę goryczy. Gdy odkryłam prawdę o tej kobiecie, zrobiło mi się wstyd

Oczywiście na ekskluzywne perfumy też ją stać, podczas gdy ja muszę się zadowalać dezodorantem za siedem złotych! Moja zawiść sięgnęła zenitu. Miałam ochotę ją popchnąć, wywrócić, uderzyć, naubliżać jej od najgorszych. Podchodząca pod gardło żółć zmusiła mnie do przyspieszenia kroku i wyminięcia kobiety.

Chciałam, choć symbolicznie, zostawić ją z tyłu. Poza tym bałam się, że naprawdę zrobię jej krzywdę. Kiedy przechodziłam koło niej, mimo woli zerknęłam w bok. W wózku, który pchała, siedział chłopiec, najwyżej pięcioletni, bledziutki, chudziutki, nienaturalnie wykrzywiony. Porażenie dziecięce albo coś jeszcze gorszego.

Odwróciłam wzrok i minęłam kobietę z niepełnosprawnym dzieckiem. W tym jednym krótkim momencie, kiedy ją wyprzedzałam, przetoczyła się przeze mnie istna nawałnica uczuć. Dominujący był potężny wstyd, że zazdrościłam kobiecie, która na co dzień borykała z osobistą tragedią. No chyba że to nie było jej dziecko, może siostrzeniec, bratanek.

Z ogromnym zawstydzeniem ścierała się równie wielka radość, że moi synowie są zdrowi. I zdziwienie, że mogłam być tak głupia, tak ślepa, by nie doceniać własnego szczęścia. A potem znowu wstyd, że przez swoją małostkową zazdrość nie potrafiłam się cieszyć tym, co mam. I żal, że zmarnowałam tyle czasu na destrukcyjne wizje.

Na koniec mocne postanowienie wynagrodzenia bliskim tego, że nie poświęcałam im tyle uwagi, ile powinnam. Nawet nie przypuszczałam, że jedna chwila może być tak bogata w emocje.

– Proszę pani – dobiegł mnie z tyłu cichy, przyjemny głos.

Przystanęłam i się odwróciłam

Po raz pierwszy popatrzyłam w oczy tej kobiecie. Były, jak ona cała, piękne. Wielkie i błękitne. Ale krył się w nich smutek, taki zasiedziały, odwieczny, choć kobieta uśmiechała się do mnie nieśmiało. Już nie miałam wątpliwości, że to jej dziecko.

– Przepraszam, że panią zaczepiam – mówiła wolno, jakby z wahaniem – ale od dawna panią obserwuję i chciałam pani powiedzieć, że ma pani wspaniałych synów. Są tacy radośni, żywiołowi, a przy tym dobrze wychowani. Wie pani – zarumieniła się leciutko – proszę wybaczyć, czasem pani zazdroszczę…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA