Dostała tę pracę dzięki mojemu chłopakowi. Wyrzucili ją z poprzedniej, po dwudziestu latach przepracowanych na jednym stanowisku. Ale cóż, prywatyzacja dużej państwowej firmy skończyła się redukcją załogi oraz grupowymi zwolnieniami. Mama wzięła półroczną odprawę i została na lodzie.
– Dziecko, chyba będę musiała wyjechać za granicę – zastanawiała się. – Bo kto tu teraz zatrudni prawie pięćdziesięcioletnią kobietę? – martwiła się.
Miała rację, nie było łatwo. Pieniądze z odprawy szybko się skończyły, a mogłyśmy liczyć tylko na siebie. Nadal mieszkałam z mamą, żeby było nam łatwiej finansowo, jednak zamierzałam niedługo wziąć ślub z Leszkiem i w końcu zacząć żyć na własny rachunek. Tymczasem mama od śmierci ojca była sama.
– Musimy coś wymyślić – dopingował mnie Leszek. – Pomożemy jej znaleźć jakąś pracę, bo inaczej po ślubie będziemy musieli się do niej wprowadzić. To jeszcze całkiem młoda i atrakcyjna kobieta. Powinna móc znaleźć sobie i pracę, i może jeszcze partnera do życia.
Na Leszka zawsze mogę liczyć. Tak ogarniętego i pomocnego chłopaka ze świecą szukać. Pracuje w dużej firmie kosmetycznej, jest menedżerem do spraw logistyki. Cenią go, dlatego już od siedmiu lat ma tam silną pozycję. Nie lubi załatwiania po znajomości ani lewych układów, jednak specjalnie dla mojej mamy przemógł się i poszedł do prezesa. Nie było wtedy wolnych etatów, ale Leszek prosił go tak długo, aż szef się zgodził.
Nawet prezes chwalił nową pracownicę
– Jeśli ty mi kogoś polecasz i bierzesz za niego odpowiedzialność, będę zadowolony – powiedział podobno prezes. – Dla dobrych pracowników zawsze znajdzie się u nas miejsce. Niech zacznie w kontroli, a jak się sprawdzi, to coś pomyślimy dalej.
Mama zawsze była solidna. Przez dwadzieścia lat w poprzedniej firmie nigdy nie spóźniła się do pracy. Jest uczciwa i robiła więcej, niż musiała. Leszek nie bał się więc ani trochę, że narobi mu wstydu w firmie.
Tak oto moja mama trafiła do działu kontroli kosmetyków. Każdy produkt, który schodził z taśmy, wpadał w jej ręce, a ona sprawdzała, czy jest dobrze zapakowany, czy etykiety prosto naklejone, czy kosmetyk domknięty, czy daty ważności nabite. Na tym stanowisku ważna była dokładność, a mama jest perfekcyjna w wychwytywaniu drobiazgów.
Po pierwszych trzech miesiącach przełożony zaproponował jej umowę na czas nieokreślony i dwadzieścia procent podwyżki. Mama była zachwycona. Znów uwierzyła w siebie, przestała bać się o przyszłość, o pieniądze na rachunki, a do tego poznała nowe koleżanki i zaczęła mieć fajne życie towarzyskie.
– Spotkałem wczoraj prezesa na korytarzu – powiedział mi któregoś dnia podekscytowany Leszek. – Nie uwierzysz, sam mnie zaczepił i mówi, że słyszał, że ta pracownica z mojego polecenia to strzał w dziesiątkę. Dasz wiarę? Sam prezes usłyszał o twojej mamie! – cieszył się.
Pierwszy niepokojący sygnał dotarł do mnie jakieś pół roku później. Mama na dobre zadomowiła się w nowej pracy. Nie miałam już z nią tak częstego kontaktu jak dawniej, bo zaczęła gdzieś wieczorami znikać. Mówiła, że umawia się z koleżankami i robią sobie domowe spa. Jak już siedziała w domu, to niemal całe noce z nosem w komputerze.
– Daj spokój – uspokajał mnie Leszek, gdy powiedziałam mu, że z mamą dzieje się coś dziwnego. – Może poznała kogoś na portalu randkowym i sobie flirtuje wieczorami. Daj kobiecie żyć.
– Może i masz rację – powiedziałam, choć było mi trochę przykro, bo zbliżał się termin mojego ślubu i liczyłam na to, że mama pomoże mi z wybieraniem sukni, fryzury czy zaproszeń; do tej pory byłyśmy jak przyjaciółki.
Rany boskie, skąd to się tutaj wzięło?
Tamtego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Zdziwiło mnie, że mama jest już w domu. Powinna wrócić dopiero za dwie godziny. Była w łazience; słyszałam, że bierze prysznic. Zajrzałam do jej sypialni: na łóżku leżała duża, otwarta torba. Była pełna kosmetyków! Podeszłam bliżej i zaczęłam wyjmować butelki z balsamami, olejkami, słoiczki z kremami. Zajrzałam głębiej i wysypały się tusze do rzęs, jakieś szminki. Kosmetyki miały pogniecione opakowania, niektóre były lekko uszkodzone, z odpryskami, odłamanymi elementami. „Skąd to, do cholery, jest?!” – pomyślałam przerażona.
W tej torbie było chyba ze sto rozmaitych produktów!
– Czego ty tu szukasz? – usłyszałam za plecami głos mamy.
Stała na progu pokoju w turbanie z ręcznika na głowie, była wyraźnie speszona.
– Mamo, skąd masz te kosmetyki? – zapytałam. – Po co je przyniosłaś do domu?
– A to nic takiego – próbowała zbagatelizować sprawę. – To takie odpady z taśmy. W zasadzie można powiedzieć, że wyjęłam je ze śmietnika. Gdy jakaś seria się nie uda albo zniszczy podczas pakowania, firma te kosmetyki wyrzuca. To nonsens, bo one są przecież w środku dobre. Dlatego podzieliłyśmy się nimi z dziewczynami z pracy. Przyniosłam trochę dla nas, resztę rozdam w rodzinie. Będą fajne prezenty.
Wiedziałam, że coś jest nie tak. Że mama kręci. Przecież to niemożliwe, żeby każdy mógł sobie wynosić z pracy kosmetyki na kilogramy, nawet jeśli są uszkodzone! To za duża firma na taką samowolkę… Na pewno muszą być na takie sytuacje jakieś wewnętrzne procedury!
– Jeśli są jakieś wadliwe partie, odkłada się je do specjalnych magazynów – powiedział mi Leszek, kiedy udając czystą ciekawość, zaczepiłam go o ten temat. – Jak uszkodzone jest tylko zewnętrzne opakowanie, kosmetyk wraca na taśmę i jest pakowany kolejny raz. Po najbardziej zniszczone przyjeżdża raz w miesiącu firma i zabiera je do utylizacji.
– Czyli nie można sobie na przykład wziąć takiego kosmetyku? – zapytałam. – Wiesz, jeśli jest w środku dobry, mógłbyś mi czasem taki przynieść… – zażartowałam ostrożnie.
– No co ty? – zdziwił się Leszek. – Przecież to u nas zabronione, byłoby potraktowane jako kradzież. Za to grozi dyscyplinarne zwolnienie z pracy.
Nie miałam już wątpliwości. Przejrzałam komputer mamy, historię stron internetowych, na które ostatnio wchodziła. Wszystko stało się jasne. Mama wynosi te kosmetyki z pracy, ma układ z jakimś facetem w magazynie, który je bezpiecznie jej dostarcza. Ona sprzedaje większość, najczęściej bez opakowań, w internecie, na jakichś aukcjach albo stronach z kosmetykami. Odkryłam też, że umawia się czasem z koleżankami na spotkania, na które przychodzi wiele kobiet. Kupują te produkty za jedną trzecią ceny.
Zniszczysz życie sobie, a jemu karierę…
Byłam przerażona. Przecież to jakiś obłęd! Moja mama jest złodziejką! Dlaczego to robi? Dlaczego chce sobie nabruździć w papierach? Przecież jak to się wyda, wyleci z pracy z wilczym biletem! Nigdzie do emerytury nie znajdzie pracy… I co, ja będę ją utrzymywać? Do tego jeszcze Leszek. Przecież ona może mu narobić masę nieprzyjemności. Jak może być tak bezmyślna?!
– Mamo, dlaczego to robisz? – zapytałam ją wprost. – Jak możesz być tak zachłanna i nieuczciwa?! Jak możesz robić to Leszkowi?! – krzyczałam.
– Przecież to nic złego – mama odpowiedziała, jakby zupełnie nie rozumiała, że kradnie. – Te rzeczy i tak by w większości wylądowały na śmietniku albo sprzedałby je ktoś inny. Ciężko pracuję dla tej firmy, więc mam prawo wyssać z niej troszkę więcej, prawda?
– Przecież nie musisz dorabiać – przekonywałam ją. – Zarabiasz tyle, że stać cię na rachunki, na jedzenie, nawet na jakiś ciuch od czasu do czasu. Mało ci?
Nie odpowiedziała. Myślę, że zgubiła ją pazerność.
Nie wiem, co robić. Prosiłam mamę, żeby przestała. Ostrzegałam, że powiem Leszkowi, a on zgłosi to w firmie. Ale nie chcę donosić na własną matkę. Czułabym się z tym paskudnie. Wiem, że oszukuję narzeczonego, ale tak bardzo mi wstyd za matkę… Dlatego na razie robię wszystko, żeby ją zniechęcić do tego nielegalnego handlu.
Czytaj także:
„Sąsiadka to żona celebryty. Ma kasy jak lodu, ale dla sportu kradnie w spożywczaku. Przyłapałam ją na gorącym uczynku”
„Kradnę drobne przedmioty. Nie dla zysku, ale by poczuć dreszczyk emocji. Wstydzę się tego, ale nie umiem się powstrzymać”
„Teść myszkował po naszym domu, a potem wyprzedawał nasze rzeczy w lombardzie. Okradał nawet własnego wnuka!”