„Praca zmieniła mojego wrażliwego męża w przemocowego potwora. Gdy podniósł na mnie rękę, to był dla mnie koniec świata”

załamana kobieta fot. Getty Images, Caia Image
„Nagle mojego męża wszystko zaczęło irytować. Parę razy nawrzeszczał na dzieci o głupoty. Patrzyły na mnie zdumione i przerażone. Interweniowałam, próbując uzmysłowić mężowi, że zachowuje się irracjonalnie, i wtedy dostawało się mnie”.
/ 27.11.2023 20:30
załamana kobieta fot. Getty Images, Caia Image

Zawsze wszystkim mówiłam, że los, rekompensując mi niezbyt szczęśliwe dzieciństwo, dał wspaniałego męża. Kochającego, opiekuńczego, zaradnego, odpowiedzialnego. I z poczuciem humoru. Nie można chcieć więcej, prawda?

Byłam z nim bardzo szczęśliwa

Wyszłam za Patryka, gdy miałam trzydzieści lat i byłam zakompleksioną nauczycielką fizyki w szkole podstawowej. On przekonał mnie, że moje piegi na całym ciele to nie wada, lecz cudowny dar, i nauczył, jak nosić je z dumą. Miał rację, gdy mówił, że jeśli ja będę je traktować jak zaletę i wyróżnik, inni też tak będą na mnie patrzeć.

Pięć lat po naszym ślubie byłam już normalną, pewną siebie kobietą, która potrafiła jednym spojrzeniem usadzić niegrzecznych uczniów. A wcześniej zdarzało się, że szłam do dyrektora szkoły ze łzami w oczach i prośbą o interwencję. Ach, dodam, że to Patryk był właśnie owym dyrektorem.

Przez dziesięć lat pracowaliśmy w jednej szkole. Potem nasze drogi zawodowe się rozeszły. On dostał propozycję pracy w zagranicznej firmie. Za duże pieniądze. Były nam potrzebne. Syn potrzebował leczenia ortodontycznego, a na państwową służbę zdrowia nie było co liczyć. Poza tym mamy zdolną córkę, ale żeby mogła rozwinąć cały swój potencjał, trzeba było w nią zainwestować. No i mieszkaliśmy w dwóch pokojach z ciemną kuchnią. Pasowałoby zmienić lokum.

Pewnego wieczoru usiedliśmy przy kuchennym stole i wypisywaliśmy na kartce wszystkie argumenty za zmianą pracy: pieniądze (ortodonta dla Piotrka i lekcje językowe dla Marysi, możliwość zmiany mieszkania). Oczywiście były też minusy: Patryk kochał dyrektorowanie w szkole, nie znosił pracy w korporacjach, no i będzie o wiele rzadziej w domu.

Mój mąż, jako człowiek odpowiedzialny, wiedział, co powinien zrobić. Chociaż ja byłam temu przeciwna. Bałam się zmian w naszym życiu, które poza pewnymi finansowymi niedostatkami było całkiem szczęśliwe. Nie potrzebowałam niczego więcej.

Próbowałam przekonać Patryka, że damy sobie radę, w końcu za kilkanaście lat dzieci pójdą na studia i dwa pokoje z kuchnią znów spokojnie nam wystarczą. Marysia jakoś się języków nauczy, a Piotrek? Popatrz, mówiłam, taki Hugh Grant ma zęby dziesięć razy bardziej krzywe od Piotrka, a jaki jest sławny. I to właśnie dzięki zębom, bo jakby miał proste, niczym by się od innych aktorów nie wyróżniał. Perorowałam tak, a Patryk patrzył na mnie z uśmiechem pełnym miłości, i gdy skończyłam, powiedział:

– Kocham cię, Emilko. Jesteś najwspanialszą żoną na świecie. Ale doskonale wiesz, że nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym odrzucił tę ofertę – wziął mnie za rękę. – Chciałbym cię kiedyś zabrać w prawdziwą podróż poślubną, na którą nie było nas stać. Florencja? Wiem, że o niej marzysz.

I na tym stanęło.

Stres go zjadał

Przez kolejne pięć lat powoli się odkuwaliśmy. To była inna jakość życia. Na piętnastolecie naszego małżeństwa pojechaliśmy na cztery dni do Florencji. Mój mąż jak zawsze dotrzymał słowa. Było cudownie, romantycznie, zjawiskowo. Nie chciałam wracać do kraju, bo wiedziałam, co nas czeka. Dalej to samo, co przez ostatnie pięć lat. Wysoką pensję Patryk okupywał stresem, kilkunastogodzinnym dniem pracy i brakiem czasu dla rodziny.

Wiedziałam, że mój mąż żyje w napięciu, ale kiedy wracał do domu, starał się być miły i kochający. Interesował się dziećmi, słuchał moich nudnych opowieści ze szkoły i widziałam w jego oczach tęsknotę. Proponowałam mu przynajmniej dwa razy, by wrócił do pracy w oświacie, ale on kręcił tylko głową.

– Jeszcze trochę – mówił. – Mamy kredyt mieszkaniowy, nie damy rady go spłacać i kształcić dzieci. Ale obiecuję, że to nie będzie dożywocie.

Na ogromne czteropokojowe mieszkanie wzięliśmy oczywiście kredyt.
Wróciliśmy z Florencji i jak przewidziałam, męża znów, jak jakaś czarna dziura, pochłonęła praca w korporacji. Po dwóch czy trzech miesiącach zauważyłam, że stał się jeszcze bardziej spięty i nerwowy. Nie mógł spać. Kiedy myślał, że nie patrzę, łykał tabletki zobojętniające kwas żołądkowy, czyli bolał go żołądek, pewnie miał wrzody. Ale kiedy próbowałam z nim o tym porozmawiać i zapytałam, czy umówić go do lekarza, po raz pierwszy od ślubu wściekł się.

– Myślisz, że jestem jakimś staruchem, który powinien już chodzić po lekarzach? Może jeszcze kupisz mi laseczkę albo wózek inwalidzki?

Byłam w ciężkim szoku. Co ma piernik do wiatraka? To jego wystąpienie było tak absurdalne, że po prostu odwróciłam się i bez słowa wyszłam z pokoju. Później, kiedy leżeliśmy już w łóżku, Patryk mnie przeprosił.

– Mamy w firmie trudną sytuację – powiedział. – Kolejna kontrola. To wkrótce przejdzie. Przepraszam. Jakoś ci to wynagrodzę. I dzieciom.

– Kochanie, uwierz mi, ja naprawdę wolę życie biedniejsze, ale z dawnym tobą – wyszeptałam.

I wyczułam, że z jakiegoś powodu te słowa, podyktowane miłością, nie spodobały mu się. Jego ciało zesztywniało, cofnął rękę, którą głaskał moje włosy, odwrócił się i zgasił lampkę.

– Patryk? Powiedziałam coś nie tak?

– Muszę spać. Jutro mam bardzo ciężki dzień – powiedział tylko.

Myślę, że przez kilka następnych godzin oboje nie spaliśmy. Ja analizowałam każde nasze słowo i reakcje, by zrozumieć, co się dzieje, a on… Nie wiem. Po raz pierwszy nie wiedziałam, co się dzieje w głowie mojego męża, którego, jak myślałam do tej pory, znałam doskonale.

Zmienił się nie do poznania

W ciągu kolejnych kilku tygodni nic się nie zmieniało, a jeśli już, to na gorsze. Nagle mojego męża wszystko zaczęło irytować. Parę razy nawrzeszczał na dzieci o głupoty. Patrzyły na mnie zdumione i przerażone. Interweniowałam, próbując uzmysłowić mężowi, że zachowuje się irracjonalnie, i wtedy dostawało się mnie.

A potem sytuacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Patryk przestał się denerwować, za to milczał i tylko patrzył na nas ponurym wzrokiem. Sama nie wiedziałam, co jest gorsze. Kiedy wrzeszczał, to miałam wrażenie, że rozładowywał emocje, a teraz je w sobie tłumił. I gdy prosiłam, by ze mną porozmawiał, to patrzył na mnie, jakby mnie nienawidził, a potem wychodził z pokoju, trzaskając drzwiami.

Powoli zbliżało się Boże Narodzenie. Do tej pory czekaliśmy na nie z radością, ale teraz bałam się. Nie wiedziałam, co robić. Rozmawiałam nawet z jednym ze współpracowników Patryka. Powiedział, że rzeczywiście w firmie mają ciężko. Okazało się, że były nieprawidłowości, a mój mąż jest w zespole, który ma je wyprowadzić na prostą. Są ponoć naciski i w ogóle sytuacja jest napięta.

Kilka dni po tej rozmowie Patryk zaproponował mi wyjazd na weekend.

– Odpoczniemy, pogadamy – powiedział. – Chyba musimy sobie parę spraw wyjaśnić – zasugerował.

Ucieszyłam się, był czas najwyższy na taką rozmowę. Przygotowałam dzieciakom jedzenie na dwa dni, poleciłam opiece zaprzyjaźnionej sąsiadki, i w sobotę rano wsiadłam z mężem do samochodu. Powiedział, że wynajął chatę gdzieś nad jeziorem. Miałam nadzieję, że gdy sobie już wszystko wyjaśnimy, to może znów będziemy się kochać. Policzyłam, że nie tknął mnie od pół roku. A gdy ja próbowałam, mówił, że jest zmęczony.

Tęskniłam za dawnymi czasami. Trochę dziwnie się czułam podczas jazdy autem, bo jechaliśmy w milczeniu, a gdy próbowałam zagaić, Patryk odpowiadał półsłówkami. I tak jakoś jakby przez zaciśnięte zęby. Po trzech godzinach dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu i przyjrzałam się otoczeniu. W lecie pewnie było tu pięknie, ale teraz było zimno i pochmurnie. Miałam nadzieję, że w środku będzie kominek. Rozpalimy ogień, usiądziemy na podłodze na skórze barana, wypijemy wino i… I w tym momencie poczułam silne uderzenie w głowę, ujrzałam setki gwiazd i zapadła ciemność.

Co on wygadywał?

Kiedy odzyskałam przytomność, w wielkim kominku palił się ogień, a ja leżałam naga na podłodze. Głowa mi pękała. Rozejrzałam się, szukając wzrokiem męża. Oby tylko żył. Żeby ci, którzy na nas napadli, nie zabili go!  Śmierć jest ostateczna.

– Obudziłaś się – usłyszałam z tyłu zimny głos. – Wybacz, ale nie mam ochoty słuchać twoich kłamstw.

Patryk pojawił się przede mną i usiadł w fotelu naprzeciwko. W ręku trzymał kieliszek z winem. Przez kilka chwil nie rozumiałam tego, co widzę. To było tak obce, tak nieprzystające do mojego widzenia świata, że mózg odrzucał ten obraz.

Mój mąż nie mógł mnie uderzyć. Jeszcze przez sekundę pomyślałam, że może chce się zabawić w jakąś erotyczną grę, ale następne słowa rozwiały tę nadzieję.

– Wydawało mi się, że miałem szczęście zdobyć piękną, uczciwą kobietę za żonę. Kochałem cię jak wariat. Całowałem każdy podniecający pieg na twoim ciele. I wydawało mi się, że i ty kochasz mnie.

Pokiwałam gwałtownie głową, ale on tylko prychnął.

– Jesteś mistrzynią kłamstwa, moja droga. Oszukiwałaś mnie przez tyle lat. A za moimi plecami zdradzałaś. Kokietowałaś innych swoim ciałem. Kiedy ja harowałem w korporacji dniami i nocami, ty gziłaś się z sąsiadami. I nie mów mi, że naprawiali zlew czy kuchenkę, bo mnie w domu nie było. Znam te wszystkie tłumaczenia. Wydawałaś moje pieniądze i jestem ciekaw, czy dzieci są naprawdę moje.

Zawiesił głos, a ja byłam przerażona tym, co mówi.

– Pewnie powiesz, że mnie kochasz, ale sama powiedziałaś, że tęsknisz za młodszym mną. Już ci nie wystarczam. Jestem od ciebie starszy o osiem lat, a ty tęsknisz za młodym ciałem. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham i jak straszne jest uczucie zazdrości – uniósł lewą rękę zaciśniętą w pięść i przycisnął do serca. – To gryzie jak wąż, jak stado demonów. I tu
– pięść uderzyła w jego skroń – wyje dniami i nocami. Widzę obrazy, ciebie z innymi i boli mnie tu – uderzył się tym razem w pierś.

To było jakieś szaleństwo

Jego oczy płonęły. Twarz była wykrzywiona autentycznym cierpieniem i rozpaczą, a jednocześnie wydawała się tak bardzo obca. W końcu dotarło do mnie, że mój mąż oszalał. Wszystko to, co powiedział, było jakąś straszną fantazją, horrorem, który najwyraźniej męczył go przez ostatnie miesiące. I w końcu umysł Patryka się poddał.

Nic nie mówiłam, ale starałam się pokazać mu, co czuję. Z moich oczu ciekły łzy, w swoim spojrzeniu zawarłam całą moja miłość. Nie reagował.

– Zdradziłaś mnie nawet z Jurkiem, żeby w pracy się ze mnie śmiali. A może szpiegowałaś mnie, by donieść konkurencji? – wrzasnął znienacka i rzucił kieliszkiem w kominek.

Szkło roztrzaskało się na kamiennej posadzce i czerwone wino rozlało się na jasnej podłodze jak krew. W tym momencie zaczęłam się bać. Patryk nie panował już nad sobą. Nie będę dokładnie opisywać, co działo się przez następne kilkanaście godzin. Mąż uznał, że skoro jestem dziwką, to tak mnie potraktuje.

Leżałam potem obolała i zapłakana. Oprócz upokorzenia, bólu i strachu dochodziło też poczucie, że zostałam zdradzona i skrzywdzona przez człowieka, którego kiedyś kochałam i któremu ufałam. Teraz już po wszystkim dotarło do mnie, że nie do końca tak było. Nie wiem, która to była godzina. Chyba świtało, ponieważ za oknem zaczynało robić się jasno. Leżałam na miękkim dywanie przed kominkiem, naga, zmarznięta, głodna i spragniona.

Pijany Patryk wciąż szalał. W rozpiętych spodniach z zaczerwienioną twarzą i oszalałymi oczami wciąż wylewał na mnie swoje wyimaginowane żale i oskarżenia. Powtarzał się. Nagle zaczął bełkotać coś niezrozumiale. Zobaczyłam, że coś dzieje mu się z twarzą. Runął na ziemię, jakby stracił czucie w połowie ciała. Już wiedziałam. Patryk miał wylew, a ja wciąż byłam związana i zakneblowana.

W końcu bełkot ucichł. Mój oszalały mąż leżał naprzeciwko mnie i patrzył oczyma, z których ciekły łzy. Miałam wrażenie, że połowa jego ust próbuje mi coś powiedzieć. Wydawało mi się, że to było „kocham cię”. A może „przepraszam”. A może „idź do diabła”. A potem jego powieki się zamknęły. Mój koszmar się skończył. Poniekąd.

Wezwałam karetkę. Czekając, umyłam się, ubrałam i posprzątałam domek. Nie zamierzałam oskarżać Patryka o napad. W końcu mój mąż nie był sobą.
Patryk zmarł kilka godzin później w szpitalnym łóżku. Sekcja wykazała, że od jakiegoś czasu miał drobne wylewy do mózgu. I to one były odpowiedzialne za zmiany w zachowaniu Patryka. Patolog wyjaśnił, że wywołały je skoki ciśnienia, zmęczenie i stres. Innymi słowy, zabiła go praca. A mogliśmy żyć długo i szczęśliwie.

Czytaj także:
„Za mąż wyszłam bez miłości, bo życie to układ biznesowy. Najważniejszy jest plan i przemyślane paragony”
„Chwila zabawy zrujnowała mi życie. Przegrałem sporą sumę, mam olbrzymie długi, a do drzwi pukają dziwni ludzie”
„Jako zbuntowana nastolatka trochę poszalałam. Najadłam się wstydu, gdy przeszłość wróciła jak bumerang”

Redakcja poleca

REKLAMA