„Praca w luksusowym piśmie była moim marzeniem. Teraz wiem, że to tylko wyzysk za grosze i brak szacunku do ludzi”

Jako kobieta, muszę pracować dwa razy ciężej dla awansu fot. Adobe Stock, nagaets
„– Jestem tylko stażystką – zaprotestowałam. – Zaproszenie jest dla ciebie albo twojej zastępczyni. Padam na twarz. Dziś też nie uda mi się wyjść stąd przed nocą, mam jeszcze mnóstwo pracy. – Słyszałaś, co powiedziałam. Nie będę powtarzać – Roksana zmieniła ton. – Jeśli uważasz, że masz zbyt wiele obowiązków, droga wolna. Nikt cię tu nie trzyma”.
/ 09.06.2023 17:15
Jako kobieta, muszę pracować dwa razy ciężej dla awansu fot. Adobe Stock, nagaets

Na stronę internetową tego magazynu dla pań weszłam z ciekawości. W ostatnich latach miesięcznik stracił wiele czytelniczek, ale ciągle utrzymywał się na rynku w ścisłej czołówce. Ciągnął resztkami sił jak wiekowa dama, która prędzej umrze, niż pokaże światu, że słabnie. Stara formuła magazynu przegrywała z szybko zmieniającymi się trendami, za którymi nawet internet z trudnością nadążał, a mimo to prasowy Titanic nie tonął.

– Jesteście świadkami zmierzchu bogów – mówił kiedyś jeden z moich profesorów na wykładzie.

Zapamiętałam ten zwrot, bo trafnie oddawał grozę sytuacji prasy drukowanej. Niegdyś potężna, teraz powoli oddawała pole innym mediom. Niemniej chętnie podjęłabym pracę w tym kurczącym się sektorze. Skończyłam dziennikarstwo i rozglądałam się za stałym zatrudnieniem, najlepiej etatem. Jasne, to marzenie ściętej głowy, ale kto mi zabroni myśleć o nieosiągalnym? Tymczasem dołączyłam do wielkiej rodziny zdolnych młodych ludzi żyjących ze zleceń. Zrobiłam dwa reportaże interwencyjne, które się podobały, i od tej pory nie narzekałam na brak zajęcia.

Miałam ambicje, żeby pisać ważne teksty

Marzyłam jednak o czymś większym. Na przykład przeniknięciu do elitarnego, zamkniętego środowiska i rozpracowaniu go od wewnątrz. Początkowo myślałam o firmie farmaceutycznej, ale ogłoszenie, które znalazłam, skierowało moje myśli na całkiem nowe tory. „Poszukujemy stażystki do działu urody. Jeśli jesteś młoda, pełna zapału i głodna sukcesu – na ciebie właśnie czekamy. W zamian oferujemy pracę marzeń w najlepszym w kraju magazynie dla kobiet! Przyjdź, daj się poznać i zacznij dla nas pracować”. Oczywiście ani słowa o oferowanym wynagrodzeniu. Co dziwniejsze, nie wspominano również o oczekiwanych kwalifikacjach kandydatki. Zwykle tego typu ogłoszenia były niekończącą się listą wymagań, najczęściej wziętych z księżyca i nikomu niepotrzebnych na podrzędnym stanowisku. Ale podwyższały poprzeczkę, no i o to głównie chodziło. A tu nic, ani słowa. Dziewczyna ma być młoda i chętna do pracy, to wszystko. Nie wspominano nawet o wykształceniu. Ciekawe. Postanowiłam wysłać CV. Dział urody w kobiecym magazynie mógł być przepustką do kolorowego świata kosmetyków, w którym trwa bezwzględna walka o klienta. Opiszę ją i zyskam sławę. Proste? Jak wszystkie genialne pomysły.

Siedziba magazynu porażała nowoczesnością. Szkło i aluminium, z przewagą tego pierwszego. Wchodząc do budynku, miałam wrażenie, że wieżowiec wbrew prawu grawitacji zawieszony jest w przestrzeni. W środku złudzenie jeszcze się potęgowało. Szklane ściany filtrowały światło w specyficzny sposób, rozpraszając je i tworząc nierealną poświatę.

– Fantastyczne – pomyślałam zachwycona. – Powinnam się cieszyć, że stażystka nie musi dopłacać za pracę w takich warunkach.

Ten budynek powinien nazywać się „Solaris”, jak statek kosmiczny z powieści Lema. Na piętrze, gdzie mieściła się redakcja, wrażenie trochę osłabło. Im dalej szłam korytarzem, tym było gorzej. Naturalne światło tu nie dochodziło, okna zasłaniały ściany gipsowo-kartonowe, rozdzielające przestrzeń na ciasne korytarze prowadzące w różnych kierunkach. Weszłam w ten z napisem „newsroom”. To była dobra decyzja. Jeszcze kilka kroków i zobaczyłam recepcję magazynu.

– Dzień dobry. Czy pani była umówiona? – zagaiła profesjonalnie elegancka asystentka.

Powiedziałam, że jestem kandydatką na stażystkę w dziale urody. W oczach dziewczyny coś mignęło, jakby cień współczucia. A może sobie to tylko wyobraziłam?

Asystentka mogła mi najwyżej zazdrościć

Jeśli dostanę to zajęcie, będę pisać artykuły, testować kremy i perfumy, pić wino na promocyjnych przyjęciach organizowanych przez wielkie firmy kosmetyczne. Czeka mnie światowe życie, niepodobne do szarych, spędzanych za biurkiem godzin.

Proszę usiąść, zawiadomię redaktor Roksanę – wyszemrała dziewczyna, prawidłowo odczytując mój wyraz twarzy.

Nie czekałam długo. Nadbiegła wypielęgnowana blondynka, z daleka już się uśmiechając. Nie spodziewałam się tak miłego przyjęcia.

– Witamy na pokładzie. Możemy mówić sobie po imieniu? Świetnie. Mam dla ciebie niespodziankę, zamiast rozmowy kwalifikacyjnej trzy dni próbnej pracy. Co ty na to?

Przystałam z ochotą na jej propozycję. Jak najszybciej chciałam przeniknąć do struktury pisma. Zanim usiadłam przed komputerem, Roksana oprowadziła mnie po redakcji. Zauważyłam, że w każdym dziale były stażystki. Wszystkie zapracowane, trochę zmęczone, ale pełne zapału. I uśmiechnięte, tutaj wszyscy się uśmiechali. Szybko poczułam, że jestem w swoim żywiole. Roksana przydzieliła mi górę obowiązków. Aż się zdziwiłam. Myślałam, że trzydniowy okres próbny będzie znacznie lżejszy. Ale co tam! Nie narzekałam. Byłam gotowa na wszystko. Nie wiem, czy to była zasługa wspaniałej atmosfery w redakcji, ale praca mnie nie przerażała. Cieszyłam się i byłam dumna, że potrafię jej sprostać. Roksana też była zadowolona, i w ten sposób dołączyłam do zespołu jako stażystka. W redakcji zostawałam do późna, a potem zwykle przebierałam się w łazience w wieczorowe ciuchy i biegłam na imprezę promocyjną kosmetyków, na której musiał być ktoś od nas, żeby trzymać rękę na pulsie. A przecież Roksana nie mogła się rozdwoić. Z początku byłam zachwycona wielkoświatowym życiem, ale wkrótce miałam dość. Potrzebowałam wypoczynku lub regularnych godzin pracy, a najlepiej jednego i drugiego.

Powoli traciłam siły, jechałam na adrenalinie wytworzonej przez złudne poczucie, że jestem niezastąpiona. Dbała o to dobra szefowa, która nigdy nie zapomniała powiedzieć, wciskając mi dodatkową pracę: „wiem, że proszę o wiele, ale nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ty”. Bezwzględna pijawka, myślałam, jednocześnie czując rozgrzewające działanie zaaplikowanego komplementu. Przelotnie zastanawiałam się, jak to się dzieje, że wyręczam Roksanę w czym mogę, a ona wciąż wygląda na zmęczoną.

W południe nakryłam ją w łazience

Poprawiała makijaż, bezskutecznie próbując zamaskować cienie pod oczami.

– Testuję nowy podkład – próbowała skierować naszą rozmowę na zawodowe tory.

– I jak? Skuteczny? – zainteresowałam się, rzucając spojrzenie w lustro.

Szybko jednak odwróciłam wzrok. Wyglądałam ostatnio jak zombi.

– Proszę, wypróbuj – podała mi słoiczek z profesjonalnym aplikatorem. – Musisz upodobnić się do człowieka, bo wieczorem masz wyjście. Kolacja dla redaktorek z działów urody. Pójdziesz tam i będziesz nas reprezentowała.

– Jestem tylko stażystką, a to ważne spotkanie – zaprotestowałam. – Zaproszenie jest dla ciebie albo twojej zastępczyni. Poza tym padam na twarz. Dziś też nie uda mi się wyjść stąd przed nocą, mam jeszcze mnóstwo pracy.

– Słyszałaś, co powiedziałam. Nie będę powtarzać – Roksana zmieniła ton. – Jeśli uważasz, że masz zbyt wiele obowiązków, droga wolna. Nikt cię tu nie trzyma.

Przyjrzała mi się uważnie.

Tak, chyba nadszedł już czas – powiedziała z namysłem.

– Na co?

– Na wymianę materiału – odrzekła i wyszła, zostawiając mnie w pustej łazience.

Podeszłam do lustra. Hm…

Co się ze mną stało?

Wyglądałam, jakby trawiła mnie gorączka. Miałam spękane usta, wysuszoną cerę i ciemne podkówki pod oczami.

– Dziwne, przecież używam najlepszych kremów – pomyślałam, naciągając skórę na policzku.

Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś tu jest – usłyszałam cichy głos.

Asystentka przemykała skromnie pod ścianą w kierunku kabiny. Dawno jej nie widziałam, a przecież mijam ją codziennie przy wejściu, pomyślałam. Czyżbym przestała ją dostrzegać, jak nieważny szczegół umeblowania? Przymglony zmęczeniem umysł ożywił się na chwilę.

– Ania, zaczekaj – zatrzymałam dziewczynę. – Powiedz, czy ja tak strasznie wyglądam, jak mi się zdaje?

Znów spojrzałam do lustra.

– Nie gorzej od innych – powiedziała cicho Ania.

– To znaczy od kogo? Od Roksany?

Dziewczyna milczała, wpatrując się w podłogę. Nagle zrobiło mi się słabo. Oparłam się o ścianę.

– Od twoich poprzedniczek. Przed tobą było wiele dziewczyn. Wszystkie musiały odejść ze względów zdrowotnych. Wymiana materiału, tak to się nazywa – Ania postanowiła jednak się odezwać.

– Roksana coś wspominała na ten temat – przypomniałam sobie, walcząc z osłabieniem.

Ania odsunęła się z niechęcią.

– Nie wiedziałam, że jesteś wprowadzona. Zgadzasz się na to? Żałuję, że próbowałam cię ostrzec. Żal mi się ciebie zrobiło, dlatego się wtrąciłam, ale nie powiem już słowa, możesz być pewna. Rób, co chcesz, twoja sprawa. Wszystkie jesteście jednakowe, tylko kariera się liczy. Za wszelką cenę. Jak dostrzeżecie, co się z wami dzieje, to jest już za późno.

– Ten kierat za grosze nazywasz robieniem kariery? – parsknęłam, ochlapując wodą policzki.

Słowa Ani odblokowały mój dziennikarski węch

Zamiast pilnie stukać w klawiaturę, sławiąc zalety nowego kremu nawilżającego, weszłam na słabo strzeżony serwer z listą pracowników, byłych i obecnych. Niebywałe, nie był nawet zabezpieczony hasłem! Wynotowałam nazwiska stażystek, które miały zaszczyt wcześniej zajmować moje miejsce. Postanowiłam z nimi porozmawiać. Słowa sekretarki nie dawały mi spokoju. Następnego dnia buntowniczo zlekceważyłam obowiązki i nie zjawiłam się w redakcji. Zignorowałam też gwałtowną lawinę telefonów od Roksany i oddałam się dziennikarskiemu śledztwu. Od razu lepiej się poczułam. Dwie dziewczyny nie chciały ze mną rozmawiać. Usłyszawszy, że jestem nową stażystką, od razu przerwały połączenie. Za trzecim razem miałam więcej szczęścia.

– Teraz ty zasilasz wysychające źródło życia? – spytała ironicznie Zuza. – Oddałaś już całą energię czy jeszcze ci coś zostało?

Zaczynało być interesująco. Poczułam, że złapałam trop.

– Przyjadę do ciebie albo spotkajmy się na mieście – zaproponowałam szybko. – Jak ci wygodniej, dostosuję się. Bardzo zależy mi na rozmowie.

Chciałabyś się więcej dowiedzieć, co? Okej, jestem gotowa. Już dawno chciałam to komuś opowiedzieć, problem w tym, że nikt mi nie uwierzy. Ty jesteś stamtąd, nie będę musiała ci wielu rzeczy tłumaczyć. Przyjeżdżaj, czekam.

Trafiłam na fantastyczny temat! Zrobię taki reportaż, że starym dziennikarskim wygom zbieleje oko, myślałam, telepiąc się przez całe miasto tramwajem. Trzymałam kciuki, żeby dziewczyna się nie rozmyśliła. Zuza otworzyła mi ubrana w podomkę.

Wybacz strój, wciąż nie najlepiej się czuję. Najgorsze już minęło, teraz jestem rekonwalescentką, ale muszę uważać na siebie, dopóki nie zregeneruję sił – powiedziała, prowadząc mnie do kuchni. – Tu porozmawiamy, w pokoju mam bałagan i nieposłane łóżko. Jak widzisz, korzystam z przywilejów chorego.

– Grypa? – spytałam ze współczuciem.

– Brak sił. Wszystkie oddałam magazynowi. Ty też wyglądasz, jakby niewiele ci brakowało do kompletnego załamania.

– Co cię tak wykończyło? – spytałam, przygotowując się na opowieść o nadmiarze obowiązków.

– Nie uwierzysz – Zuza uśmiechnęła się krzywo.

– Wypróbuj mnie – zachęciłam ją.

– Zauważyłaś, że w każdym dziale jest jedna, czasami dwie stażystki? Szybko odchodzą, a na ich miejsce przyjmowana jest świeża krew.

Wymiana materiału – przypomniałam sobie słowa Roksany.

– Widzę, że coś na ten temat wiesz. Magazyn potrzebuje dopływu energii. Pewnie nieraz słyszałaś to sformułowanie?

– Na każdym kolegium redakcyjnym – zapewniłam Zuzę.

– To nie jest przenośnia. Ten magazyn jest od lat na rynku, trendy się zmieniają, a on trwa. Wiesz dlaczego? Dzięki zastrzykowi świeżej krwi. Twojej, mojej i innych dziewczyn. Wszystkie skończyły tak samo. Żadna nie oparła się magii tego pisma, poleciałyśmy jak ćmy do ognia. I jeszcze byłyśmy z tego zadowolone.

– Zaraz, chcesz mi powiedzieć, że pismo czerpie od nas energię? Dlatego jest niezniszczalne? Przecież magazyn to gazeta. Nie ma osobowości, tworzą ją ludzie. Jak to wytłumaczysz? – dopytywałam.

Zuza wzruszyła ramionami

– Nie mam dowodów, to nie są sprawy materialne. Ale byłaś tam i zobacz, co się z tobą stało. Dobrze, że w porę zrozumiałaś, że dzieje się z tobą coś dziwnego. Ja długo nie byłam tego świadoma.

Jestem po prostu przemęczona – odparowałam.

– Nazwij to, jak chcesz – Zuza znienacka podsunęła mi lusterko. – Tak zwykle wyglądasz, kiedy jesteś zmęczona?

Znów zobaczyłam bladą twarz zombi. Zamknęłam oczy.

– Chowanie głowy w piasek nie pomoże – zaśmiała się Zuza.

– Dobrze, powiedzmy, że ci wierzę – zebrałam myśli. – Mam jednak wątpliwość. Stażystki szybko się wypalają, a co ze stałymi pracownicami? Pracują tam wiele lat, jak się zabezpieczają przed zachłannością pisma?

– Tak do końca to nikt nie jest tam bezpieczny. Widziałaś Roksanę, maskuje ślady zmęczenia mocnym makijażem. Ale i tak ma lepiej, bo to my, stażystki, tworzymy ochronne przedmurze. Jesteśmy wymieniane, jak oddamy już wszystko, co mamy. Zanim pismo sięgnie dalej, podsuwane są mu nowe, młode i pełne zapału dziewczyny.

Co za fantastyczna teoria – roześmiałam się. – Sama ją wymyśliłaś czy to zmowa wykorzystanych i wyplutych przez wydawniczego molocha stażystek?

– Podobnie jak ty wpadłam na pomysł odszukania moich poprzedniczek – Zuza nie zareagowała na zaczepkę. – Chciałam sprawdzić, gdzie teraz pracują, jak im idzie. Wiesz, co mną kierowało? Zdziwienie, że organizm spłatał mi takiego figla, odmawiając posłuszeństwa. Lekarze załamywali ręce, a ja nie mogłam zrozumieć, jak do tego doszło. Wiesz, ja jestem z tych silnych i energicznych. Żadna robota mi niestraszna, lubię wyzwania i nietypową pracę, nadgodziny to mój żywioł. A tu nagle przyszło załamanie. Nie miałam siły wstać z krzesła i przejść kilku kroków, a wyglądałam dokładnie tak jak ty teraz. Jak zombi.

– A inne stażystki? Udało ci się z nimi porozmawiać?

– Z dwoma, ale wiem, że wszystkie miały podobne objawy. Żadna nie podjęła następnej pracy, powoli dochodziły do zdrowia w domu. Czy to nie zastanawiające?

Teoria Zuzy była dziwna

Ale może miała rację? Mój profesor mówił na wykładach, że prawdziwy dziennikarz nigdy nie lekceważy masowego występowania zjawiska. Jeśli mamy do czynienia z powtarzalnością zdarzeń, to coś za tym stoi, a rolą reportera jest dowiedzieć się, jaka jest tego przyczyna. Teoria Zuzy była nieprawdopodobna, ale atrakcyjna. Asystentka też ostrzegała mnie przed nieznanym zagrożeniem.

Ania z recepcji mówiła coś o wymianie materiału. Potem się wycofała, myśląc, że jestem świadoma tego, co robią – powiedziałam.

– A widzisz – ożywiła się Zuza. – Ona pracuje tam kilka lat, zna wiele tajemnic pisma.

– Z jej słów można było równie dobrze wywnioskować, że przyczyną utraty sił jest ślepy pęd do kariery. Według niej wszystkie na to chorujemy, dlatego pracujemy do utraty tchu i to jest przyczyną dolegliwości.

Kariera? Nie żartuj – zdziwiła się Zuza.

– Rozumiem, co masz na myśli – zapewniłam ją.

– Wrócisz do redakcji?

– Chyba już nie mam po co – w telefonie miałam piętnaście nieodebranych połączeń od zirytowanej moją nieobecnością Roksany.

Wolałam nie pokazywać jej się na oczy.

– Żałujesz? – spytała Zuza.

– Ależ skąd. Wzięłam tę pracę, bo chciałam rozpracować środowisko, napisać dobry reportaż – powiedziałam, ale czułam co innego.

Rosła we mnie tęsknota za przeszklonym wieżowcem, którego ściany tak pięknie rozpraszały światło, za ciągle uśmiechniętymi twarzami zabieganych dziewczyn, za ułudą kolorowego szczęścia, tak drogo okupionego.

A jednak żałujesz, nie zaprzeczaj – odgadła Zuza. – Też przechodziłam ten etap. Ofiara wampira chętnie pozwala się wykorzystywać, to rodzaj zauroczenia. Jakiś czas będzie ci tego brakowało. Potem zapomnisz i odzyskasz siły. Trzymaj się z daleka od molocha, a wszystko będzie dobrze.

Tak właśnie zrobiłam

Usiadłam do pisania reportażu, ale szło mi jak z kamienia. Teoria Zuzy straciła na atrakcyjności i zaczęła mi się wydawać głupia. Zamiast siedzieć przy biurku i pracować, krążyłam nerwowo po mieście, nie mogłam usiedzieć w domu. Spacer zawsze kończyłam przed wejściem do biurowca, w którym mieściła się redakcja pisma. Och, jak mnie tam ciągnęło! Magia magazynu wciąż działała, ale nigdy nie ośmieliłam się wejść do środka. Wiedziałam, że byłam spalona. Roksana nie przyjęłaby mnie przyjaźnie, nie po tym, jak znienacka zostawiłam ją na lodzie. W domu otworzyłam internetowe wydanie pisma, żeby choć w ten sposób pooddychać jego atmosferą. W oczy rzuciło mi się ogłoszenie: „Czy chcesz wejść w kolorowy świat kosmetyków? Opowiadać o ich tajemnicach naszym Czytelniczkom? Pracować z najlepszymi? Jeśli jesteś młoda i czujesz, że ta praca jest dla ciebie, nie wahaj się. Czekamy właśnie na ciebie”. Magazyn dostanie swoją porcję świeżej energii, pomyślałam. Ten proces był ciągły i zachodził od lat, niczym niezakłócony. Wymiana materiału. Ludzie przychodzili i odchodzili, tylko pismo wciąż trwało niezmienne i niewzruszone. Kultowe. I nic nie mogło tego zmienić.

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA