„Praca przysłoniła mi cały świat. Nie wiedziałem, ile lat ma moja córka i co dzieje się w życiu mojej żony”

Nie wiedziałem niczego o swojej rodzinie fot. Adobe Stock, tab62
„– Nie obchodzimy cię za bardzo, co? Nie zaprzeczaj, to widać. Prawie cię nie widujemy, zasłaniasz się pracą, ale myślę, że chodzi o co innego. Znasz moje zainteresowania? Mojego chłopaka? Niczego o mnie nie wiesz - powiedziała moja córka”.
/ 06.02.2022 15:09
Nie wiedziałem niczego o swojej rodzinie fot. Adobe Stock, tab62

Sprężyny sąsiedniego łóżka zaskrzypiały. Odgadłem, że gadatliwy facet próbuje zmienić pozycję. Nie mogłem go zobaczyć, bo dzielił nas parawan, ale już zdążyłem nauczyć się szpitalnych odgłosów.

– Co pan taki milczący, noga boli?

– Żeby pan wiedział. Jak diabli – odparłem szczerze i ze złością.

– Szybko nie przejdzie, wiem z doświadczenia – pocieszył mnie Gadatliwy. – Najlepiej zabić czas rozmową. Nie ciekawią pana moje historie?

Straciłem do niego cierpliwość

Odkąd przewieźli mnie do sali i położyli obok, gęba mu się nie zamykała.

– Mam własne, nie potrzebuję cudzych, dziękuję bardzo – ulżyłem sobie.

Przed wypadkiem byłbym bardziej cierpliwy, wyrozumiały, grzeczniejszy. Przeczekałbym słowotok sąsiada w nieszczęściu, a potem zrobiłbym z tego zabawną historyjkę i opowiedział Hance. Ale to kiedyś, bo ostatnio oddaliliśmy się od siebie.

Miała do mnie żal, że zachowuję się jak sublokator, nie zajmuję się rodziną. Wpadnę, zjem, prześpię się i znikam. Nie rozumiała, że moja praca w dużej międzynarodowej firmie wymaga zaangażowania. Płacili dobrze i wiele wymagali. Nie poświęcałem się, miałem to szczęście, że lubiłem swoją robotę. Hanka powinna doceniać, że dzięki mnie ani jej, ani Zosi niczego nie brakowało.

Pieniądze to nie wszystko?

Łatwo jest tak mówić, jeśli ma się ich pod dostatkiem. Praca pochłaniała więc mnie całkowicie, ale przecież była ważna, również dla mojej rodziny.

– Gdzie się pan tak połamał? – Gadatliwemu widać naprawdę się nudziło, bo nie przejął się odprawą.

– W Dolomitach, na nartach – odparłem krótko, mając nadzieję, że go zniechęcę.

– No to rodzinny wyjazd się nie udał – podsumował Gadatliwy.

– Nie rodzinny, tylko służbowy – skorygowałem odruchowo.

Z sąsiedniego łóżka dobiegło zdumione sapnięcie, więc dodałem:

– Pracuję w międzynarodowej firmie, mieliśmy zjazd integracyjny dla menedżerów wyższego szczebla. Na zakończenie dla chętnych odbyła się wieczorna impreza na stoku. Jeździliśmy na nartach i trochę przeszarżowałem. Już? Zaspokoiłem pańską ciekawość?

– Drogo pan zapłacił. Obie nogi połamane, operacja, leżenie na wyciągu. Potem czeka pana długa rehabilitacja, pół roku wyjęte z życiorysu – zakrakał Gadatliwy.

– Nie będę tak długo się byczył, wracam do pracy jak najszybciej.

– Powoli, dopiero pan oprzytomniał. Ruszyć się nie może, a już by podskakiwał.

– Nie pana interes. Moja żona tu była? Widział ją pan? – spytałem gwałtownie, przerywając mu kolejny wywód.

– Była, ale słabo pan kontaktował, to posiedziała i poszła. Siostra podłączyła panu w kroplówce taki koktajl przeciwbólowy, że proszę siadać. Znam z tak zwanej autopsji, słonia by powalił.

– Nic nie wiem i nic nie pamiętam.

Myślałem, że Hanka nie przyszła... Dlaczego nie zaczekała, aż się obudzę?

– Panie! – sprężyny znowu skrzypnęły. – Jak pan ma na imię? Karol? Mnie jest Józek. Nie wymagaj zbyt wiele, Karolu. Miała siedzieć przy tobie całą dobę? Teraz jest noc, ciemno, ludzie śpią. Tylko my, zagipsowane nocne marki nie możemy zmrużyć oka. A dlaczego? Bo połamane kulasy bolą, rwą i strzykają.

Przymknąłem oczy ogłuszony lawiną słów, a potem szeroko je otworzyłem. Rzeczywiście, było ciemno. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? Z sąsiedniego łóżka dobiegł mnie lekko ochrypły śmiech.

– No i dobrze! Widzę, że przytomniejesz, tak trzymaj! Jeszcze zatańczysz na weselu córki. Też tu była, obie przy tobie siedziały. Kochają cię, masz szczęście, chłopie, co ja bym dał za taką rodzinę.

Uspokoiłem się

Jeśli Hanka postanowiła mimo wszystko się mną zająć, wróci. Jeżeli nie dla mnie, to z obowiązku. Taka już była, zawsze robiła to, do czego się zobowiązała. Będę ją musiał poprosić o służbowy laptop. Kilka dni nie sprawdzałem poczty, byłem odcięty od wiadomości, Bóg jeden wie, co przez ten czas wydarzyło się w firmie.

Mógłbym pracować zdalnie z łóżka, trzymać rękę na pulsie. Poweselałem. Nogi bolały, ale niedługo kości się zrosną i wrócę do poprzedniego życia. Nie byłem przyzwyczajony do bezczynności, zaczynało mnie nosić. Poproszę Hankę o dwie kule, za kilka dni wstanę i będę mógł się przemieszczać. Do firmy dotrę taksówką, żaden problem.

Plan wydawał się dobry tylko dlatego, że nie miałem pojęcia o skali obrażeń, jakie odniosłem w wypadku. Było gorzej, niż myślałem. Lekarze uratowali mi nogi, poskładali kości, łącząc je śrubami i szynami i nie wiem, czym jeszcze. Czekała mnie nie tylko nauka chodzenia, ale i kolejna operacja. Profesor nie ukrywał, że jestem trudnym przypadkiem.

– Będzie pan znowu sprawny, ale proszę współpracować – oznajmił apodyktycznym tonem, od którego aż się zjeżyłem.

Do tej pory ja rozkazywałem podwładnym, grzecznie i sympatycznym tonem, ale moje słowo było niepodważalne. Trudno było mi pojąć, że teraz ja mam się dostosować i wypełniać jego polecenia.

– Chciałbym jak najszybciej wrócić do pracy, nie mogę sobie pozwolić na tak długą przerwę. To absolutnie niemożliwe!

Profesor zdjął okulary i odłożył je na bok. Spojrzał na mnie uważnie.

– Nie może pan sobie pozwolić? No to będzie pan musiał, jeśli nie chce pan zostać kaleką. To oczywiście pańska decyzja, wybór należy do pana.

Nie rozumiałem, co ten facet do mnie mówi.

Musiałem wracać do roboty!

Bez niej czułem się niekompletny, odcięty od świata, przesunięty na margines. Nie będę się trzymał na uboczu!

– Panie Karolu – profesor złagodził ton. – Jeśli nie chce pan pomyśleć o sobie, proszę leczyć się dla rodziny. Ma pan żonę i dorastającą córkę, jest pan im potrzebny.

– Przecież nie umieram – odburknąłem.

– Ale bez planu leczenia, który panu właśnie przedstawiłem, po prostu nie będzie pan sprawny.

Jeszcze nie zdaje pan sobie z tego sprawy, w grę nie wchodzi lekkie utykanie, tylko coś więcej. Mówiąc krótko, stanie się pan inwalidą.

– Muszę porozmawiać z żoną – odparłem, chcąc zakończyć rozmowę.

Tak naprawdę nie myślałem o swoim zdrowiu, tylko o laptopie, dzięki któremu uzyskam dostęp do wewnętrznej poczty korporacji i wreszcie skontaktuję się ze współpracownikami. Czułem przez skórę, że przedłużająca się nieobecność nie działa na moją korzyść, konkurencja nie śpi.

Hanka przyszła następnego dnia, tak jak się spodziewałem i bez słowa położyła komputer na kołdrze.

– Na tym najbardziej ci zależało? – spytała bezbarwnym głosem.

– Dokładnie – ucieszyłem się, niezgrabnie otwierając pokrywę i szybko uruchamiając urządzenie.

Leżąc płasko, ledwie widziałem ekran, ale byłem szczęśliwy.

– Potrzebujesz jeszcze czegoś?

Nawet nie spojrzałem na Hankę, tak byłem zajęty. Mruknąłem do niej tylko, że nie i zacząłem po kolei otwierać zaległe wiadomości. Przeczytałem wszystkie i przypomniałem sobie o telefonie.

– A wiem, jasne. Potrzebowałbym także smartfona, Haniu – uniosłem głowę.

Ale żony nie było, poszła, kiedy czytałem maile, nie pożegnawszy się. Trudno, powiem jej następnym razem. Nie musiałem, po południu przyszła Zosia i przyniosła telefon. Niestety, nie ten służbowy.

– Tato, bądź w kontakcie i odbieraj, jak do ciebie dzwonię – zaleciła władczo.

– Zawsze to robię.

– Nieprawda, zwykle dostaję wiadomość od automatycznej sekretarki, że jedziesz samochodem albo masz spotkanie. Teraz nie będziesz miał wymówki.

Mówiła pewnie i wyglądała dziwnie dorośle, w butach na obcasach i delikatnym makijażu. Kurczę, Hanka pozwalała jej się malować?

– Nie za wcześnie na taką stylizację? – spytałem, starając się być jednocześnie troskliwym ojcem i nie urazić Zosi.

Wystarczyło mi już tego, że Hanka się na mnie boczyła, zupełnie nie wiem po co. Córkę chciałem mieć po swojej stronie.

– Tato, jakbyś nie wiedział, mam siedemnaście lat – Zosia przewróciła oczami i poprawiła mi poduszkę. – Przyznaj się, zapomniałeś o tym drobnym fakcie.

Siedemnaście? No, jasne że wiedziałem, tylko w domowych pieleszach moje dziecko wyglądało inaczej, znacznie mniej dorośle. Dość rzadko gdzieś wychodziliśmy razem, w ostatnich latach prawie wcale. Zosia dorastała, nie potrzebowała uwagi ojca, co się dobrze składało, bo nie miałem dla niej zbyt wiele czasu.

– Nie obchodzimy cię za bardzo, co? Błagam, nie zaprzeczaj, to widać. Prawie cię nie widujemy, zasłaniasz się pracą, ale myślę, że chodzi o co innego. Odzwyczaiłeś się od nas, masz własne, niezależne życie i jesteś z niego zadowolony, więc nie zamierzasz niczego zmienić.

– Nie mędrkuj mi tutaj, mała, i nie krytykuj ojca. Trochę szacunku poproszę, w końcu to ja na ciebie zarabiam.

– Mama też pracuje, ale nie izoluje się tak jak ty. Przed chwilą nie mogłeś sobie przypomnieć, ile mam lat. Co o mnie wiesz, znasz mojego chłopaka?

Przeprowadzała prywatny quiz, żeby pognębić ojca? No to trafiła na starego wygę, łatwo jej ze mną nie pójdzie.

– Oczywiście – przytaknąłem, gotów zwekslować rozmowę na inne tory.

Zosia prychnęła lekceważąco.

– Nie mam chłopaka, to stanowisko jest wolne.

– Na szczęście posiadanie chłopaka nie jest obowiązkowe – ucieszyłem się, czując dziwną ulgę. – Jest ktoś, kto ci się podoba? – ściszyłem głos, gotów wcześnie rozpoznać czające się na moje dziecko niebezpieczeństwo.

Zosia przysiadła na łóżku.

– Taki jeden, nie chcę o tym mówić. Wiesz, że nigdy nie rozmawialiśmy o moich sprawach? Nie byłeś ciekawy, cmokałeś mnie w przelocie w czoło, pytałeś, co słychać, i nigdy nie zostałeś, żeby wysłuchać odpowiedzi.

Zrobiło mi się niewyobrażalnie wstyd

Zosia mówiła to samo co Hanka. Może miały rację. Byłem złym, stale nieobecnym mężem i niezainteresowanym wychowaniem córki ojcem. Ze skargami dziecka trudno było dyskutować.

– Poprawię się, zobaczysz. Obiecuję uroczyście – uścisnąłem jej rękę.

Zosia roześmiała się przekornie.

– No ja myślę! Teraz jesteś unieruchomiony i nam po prostu nie uciekniesz. Mamę zraziłeś wczoraj do siebie, ale ja tak łatwo nie dam się spławić.

– Proszę, przeproś mamę ode mnie – wymamrotałem.

Było mi wstyd.

– Sam to zrób, przyniosłam ci telefon.

Miała rację. Kiedy wyszła, zadzwoniłem do żony z przeprosinami. Nie było łatwo, ale zrobiłem to. Udało mi się udobruchać Hanię, obiecała, że jutro do mnie zajrzy. Dni w szpitalu byłyby nieznośne, gdyby nie moje dwie dziewczyny. Przychodziły codziennie, rozśmieszały mnie, opowiadały o rodzinnych sprawach, o których dotąd nie słyszałem.

Gdzie ja żyłem? Miałem ogromne zaległości. Obok mnie toczyło się życie Hani i Zosi, wiedziałem o nim niewiele, zupełnie jak niekłopotliwy, mało bywający w domu sublokator. W końcu wypisano mnie ze szpitala ze skierowaniem na forsowną rehabilitację. Do pracy jednak nie mogłem wrócić mimo najszczerszych chęci i to nie ze względu na stan zdrowia.

Zawiadomiono mnie, przy użyciu gładkich słówek, że chwilowo nie jestem niezbędny, bo moje stanowisko objął kto inny, jak się domyślałem, zdrowy i dyspozycyjny. Zapewniano mnie, że to sytuacja przejściowa, czekają na mnie z utęsknieniem, ale ja swoje wiedziałem. Niejednego już w ten sposób wyślizgali z roboty, nie miałem dokąd wracać.

Załamałbym się, gdyby nie Zosia, a raczej jej kłopoty z matematyką. Musiałem jej pomóc, jeśli miała przejść do następnej klasy, wybrać korepetytora i wszystkiego dopilnować. Ledwie zażegnałem kryzys naukowy, zaczął się sercowy. Przychodził do nas pewien Antek, sympatyczny młody człowiek. Ale okazało się, że to nie on jest wybrankiem Zosi, tylko jego kumpel. Tenże szczęśliwiec nie wiedział o wyróżnieniu, jakie go spotkało, i oglądał się za inną dziewczyną, przysparzając cierpień mojemu dziecku. Istna telenowela, ale mnie do śmiechu nie było.

Moja córka cierpiała, a ja razem z nią. Hanka starała się zachować spokój.

– Nie przejmuj się tak, dziś kocha się w Jaśku, jutro przedstawi nam Franka.

– Obu sprawdzę – zapowiedziałem poirytowany, opierając się o wózek sklepowy, żeby odciążyć nogę. – Strasznie się o nią martwię, jest prawie dorosła. Czy dzieci muszą tak szybko dorastać?

– Powiem ci szczerze, że jestem zdziwiona. Zmieniłeś się. Kiedyś interesowała cię tylko praca, teraz angażujesz się w sprawy Zosi i robisz ze mną zakupy – wrzuciła do wózka masło i jogurty.

– Tak wyszło. Mój domek z kart runął, dostałem od losu potężnego kopa, dzięki czemu otrzeźwiałem.

Hanka zrozumiała, że mówię nie tylko o wypadku.

– Zwolnią cię? Przewlekle chorzy rzadko wracają do korporacji, współczuję, uwielbiałeś tę pracę.

Ona wiedziała i ja też. Nie było sensu zaprzeczać.

– Do tego stopnia, że przesłoniła mi cały świat. Cieszę się, że zaczekałaś, aż wróci mi rozum.

– Wiele razy chciałam odejść, zakończyć fikcyjny związek z wiecznie nieobecnym, niezainteresowanym mężem, ale nie umiałam – przyznała szczerze Hania.

Zmroziło mnie

Nie miałem pojęcia, że była do tego stopnia zdesperowana. Przecież nic się złego nie działo. Nie piłem, nie biłem i przynosiłem pieniądze. Kiedyś wydawało mi się, że to wystarczy, teraz nie byłem taki pewien. Wiedziałem, że nie.

– Dziękuję, że zaczekałaś – powtórzyłem. – Od dzisiaj będzie inaczej.

Spojrzała na mnie poważnie, chyba nie wierząc w to, co mówię.

– Nie zarzekaj się. Wyzdrowiejesz i znajdziesz inne wyzwanie. Znowu znikniesz, stracisz dla nas zainteresowanie, będziesz wracał do domu na chwilę, z głową nabitą tym, co wydarzyło się w pracy.

Obiecałem, że tym razem będę mądrzejszy, nie zawiodę jej i nie opuszczę córki. Headhunter odezwał się dwa dni później. Wieść o moim rychłym rozstaniu z firmą obiegła branżę pocztą pantoflową i poruszyła specjalistów od zatrudnienia. Okazało się, że jestem dobrze notowany na rynku, z miejsca dostałem dwie niewiele znaczące propozycje i trzecią, dużo lepszą, godną zastanowienia.

Umówiłem się. Miałem mało czasu. Zosia pisała akurat test z matematyki, chciałem skorzystać z okazji i pod pozorem ojcowskiej troski, zaczekać na nią przed szkołą. Spytam, jak poszło, pogratuluję albo pocieszę, a przy okazji, Zosia mi wybaczy, bo robię to dla jej dobra, obejrzę sobie tego typka, w którym nieszczęśliwie kocha się moje biedne dziecko. Rozmowa ze specjalistą od zatrudnienia była krótka i konkretna.

Odrzuciłem lukratywną propozycję, budząc jego niekłamane zdumienie. Nowa praca zakładała przeniesienie się do innego miasta, a na to nie miałem najmniejszej ochoty. Dopiero co odzyskałem żonę i córkę, nie chciałem znów się od nich oddalić. Zaraz po wyjściu z biura zadzwoniłem do Hani, powiedziałem, co zaszło, w końcu to także jej sprawy. Zdziwiła się i spytała, czy jestem pewien swojej decyzji. Byłem, jak niczego przedtem.

Tak jak planowałem, pojechałem pod szkołę. Zosia była tak przygnębiona, że musiałem się nią zająć, więc typka nie zobaczyłem. Obejrzę go innym razem. Co się odwlecze, to nie uciecze, na szczęście mam czas, by zająć się rodziną, a jeśli kiedyś nie będę go miał, stanę na głowie i znajdę. Dostałem lekcję i nie zapomnę o niej, praca zawodowa może być ekscytująca, ale nie jest najważniejsza. O mało przez nią nie straciłem największego skarbu. Nie powtórzę tego błędu.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA