Poznaliśmy Cezarego u wspólnych znajomych. Trzeba przyznać, że potrafił sobie owinąć wszystkich wokół palca. Uwierzyliśmy w jego biznesy i mieliśmy przez to same kłopoty.
Nie mogłem w to uwierzyć
Na ścianie w kącie sali wisiał telewizor. Zerknąłem kątem oka i aż otworzyłem usta ze zdziwienia. Właśnie trwał jakiś program o biznesie. Przy długim stole kilku dobrze ubranych panów o czymś żywo dyskutowało. Widać było, że to jakieś grube ryby. Nagle pokazał się prowadzący program znany dziennikarz. Podszedłem bliżej, by usłyszeć komentarz.
– Po przerwie zapraszamy na dalszy ciąg programu.
Pokazały się reklamy.
– Cześć, przepraszam, że się spóźniłem – podszedł do mnie Bartek, na którego czekałem od dwudziestu minut.
– Nie przepraszaj, przyszedłeś o właściwiej porze – uśmiechnąłem się tajemniczo. – Usiądźmy bliżej telewizora. Chodź, bo warto!
– Zwariowałeś? Nie przyszedłem tu na telewizję. Załatwmy sprawę i spadam…
– Zaufaj mi, nie pożałujesz!
Po przerwie reklamowej na ekranie znów pokazali się biznesmeni siedzący przy stole. Bartek nie patrzył na ekran, tylko szukał czegoś w telefonie. Kopnąłem go w kostkę.
– Patrz i podziwiaj!
Z satysfakcją obserwowałem, jak jego oczy robią się coraz większe ze zdziwienia. Aż się zakrztusił kawą.
– To ten gnojek żyje?! Nie wierzę! Ten wypadek to była mistyfikacja! A to…
– Sam widzisz, żyje! I wygląda na to, że dobrze mu się powodzi. Mam nadzieję, że tym razem się nie wymknie. Nie powinien pokazywać się w telewizji! – roześmiałem się złośliwie.
– Ty wiesz, ile on ode mnie pożyczył?! – spytał oburzony Bartek. – Sto tysięcy!
– Całą stówę? To ty odważny jesteś, mnie wisi raptem trzydzieści tysięcy – powiedziałem. – Dobra, musimy go dorwać – dodałem.
Był czarującym biznesmenem
Czarusia, a właściwie Cezarego K., poznałem kiedyś na przyjęciu u znajomych. Był wówczas facetem siostry gospodyni. Dusza towarzystwa. Brylował wśród zebranych i jednocześnie mocno adorował swoją partnerkę, czego wyraźnie zazdrościły jej wszystkie panie. Panowie przyglądali się „nowemu” z pewnym dystansem.
Wedle słów Karoliny, z którą pojawił się Cezary, był poważnym biznesmenem, który w wyniku różnych intryg musiał odejść z dużej spółki handlowej i sprzedać swoje udziały w firmie byłym wspólnikom. Ale Cezary jest sprytny i już ma na oku nowy biznes, właśnie jest w trakcie organizowania firmy produkującej elementy elektroniczne. Karolina opowiadała o Cezarym z takim przekonaniem, że byliśmy niemal pewni, iż mamy do czynienia z rekinem biznesu. Facet coraz bardziej wkradał się w łaski towarzystwa. Potrafił zjednać do siebie każdego bez względu na płeć. Po prostu umiał czarować i wykorzystywał tę umiejętność często i bardzo chętnie. Gdy był już stałym bywalcem w naszym gronie, nazwaliśmy go Czaruś.
Zaczął pożyczać pieniądze
Początkowo były to niewielkie sumy: dwieście, trzysta, pięćset złotych. Trzeba przyznać, że zawsze oddawał w terminie. Trochę nas dziwiło, że taki biznesmen pożycza drobne kwoty, ale póki oddawał, nie było problemu. Zresztą uważaliśmy, że gwarantem tych pożyczek jest Karolina. Jak się później okazało, nie miała pojęcia, że jej facet zrobił z nas kasę zapomogowo-pożyczkową.
Trzeba przyznać, że Czaruś był pomysłowy. Te niewielkie pożyczki w miarę wiarygodnie uzasadniał – a to że przelew nie przyszedł, a to że księgowa się pomyliła. Albo już całkiem z grubej rury, że byli wspólnicy nasłali na niego komornika za stare rozliczenia i nie może trzymać pieniędzy na koncie, a podręczna gotówka właśnie się skończyła. Z czasem wszyscy zaczęli traktować Czarusia z pobłażliwością. Nikt już nie wierzył w wielkie biznesy ani w kolejne rewelacyjne pomysły. Większość znajomych się domyślała, że jego interesy opierają się na zasobach Karoliny. Między nimi coś się psuło, bo zdarzało się, że kłócili się publicznie.
Wyrachowany oszust
Mniej więcej pięć lat temu wśród znajomych gruchnęła wieść, że Karolina rozstała się Cezarym. Wtedy wyszło też na jaw, że Czaruś, uruchamiając kolejne interesy, nie tylko wyczyścił konto swojej kobiety, lecz także zaciągnął na nią niezłe długi. Okazało się też, że w naszym towarzystwie ma kilku wierzycieli. Ja pożyczyłem mu trzydzieści tysięcy, ale inni byli znacznie bardziej hojni.
Karolina nie miała pojęcia, gdzie podziewa się jej eks, i najchętniej by go udusiła, bo listonosz przynosił kolejne wezwania do zapłaty, a do domu zaczęli przychodzić dziwni panowie, domagają się pieniędzy za różne usługi. Czaruś przepadł jak kamień w wodę. My, jego wierzyciele, szukaliśmy go chyba przez dwa lata. Bez rezultatu!
Trzy lata temu, już nie pamiętam gdzie dokładnie, doszło do strasznego wypadku kolejowego. W przejeżdżającym przez tory samochodzie osobowym zgasł silnik. Kierowcy nie udało się uruchomić auta ani uciec przed najeżdżającym z dużą prędkością pospiesznym. Pociąg pchał auto po torach przez ponad dwieście metrów. Jeszcze zanim skład się zatrzymał, samochód stanął w płomieniach. Jak podano w gazetach, kierujący samochodem Cezary K. zginął na miejscu. Wszyscy znajomi, którzy byli wierzycielami Czarusia, pogodzili się z losem. Pieniądze spisano na straty i tyle. Dlatego gdy zobaczyłem go w telewizji, mało mnie krew nie zalała.
Odżyły w nas emocje
Odczekaliśmy z Bartkiem do końca programu, ale w napisach nie znaleźliśmy Czarka.
– Oczywiście zmienił nazwisko – powiedział Bartek. – Przecież Cezary K. nie żyje, zginął na przejeździe kolejowym. Ale jak on to zorganizował?
– Zwyczajnie – sprawa wydawała mi się prosta. – Dał komuś swoje dokumenty…
– Skąd wiedział, że tamten wjedzie pod pociąg? Że silnik zgaśnie i że nie uruchomi auta? To mogło być zabójstwo.
– Może i mogło – odparłem – ale dla nas najważniejsze jest złapanie Czarusia. Reszty dowiemy się później. Swoją drogą ten nasz Czaruś to jednak głupol jest. Po diabła pchał się do telewizji? Od kilku lat wszyscy myślą, że nie żyje, a ten się pokazuje na ekranie. Nie rozumiem tego…
Zaczęliśmy go szukać
Kilka dni zajęło nam nawiązanie kontaktu z firmą robiącą program o biznesmenach. Jednak rozmowa z kierownikiem produkcji była krótka.
– Nie wolno mi z panami rozmawiać – oświadczył na dzień dobry. – Powiem tylko, że osoba, o którą panowie pytają, to statysta, nazywa się Karol K. Został zaangażowany tylko do tego odcinka. I jeszcze jedno. Już o niego pytano! Więcej nic panom nie powiem.
Zanim zdążyliśmy podziękować, faceta już nie było.
– Ciekawe, kto pytał o Czarusia – zainteresował się Bartek.
– Wierzyciele, to jasne – powiedziałem. – Ma ich dużo!
Występ Czarusia w telewizji zrobił w naszym towarzystwie prawdziwą furorę. Kilka osób obiecywało, że jak go tylko dorwie, to… i tu następował obszerny opis. Panie twierdziły, że Czaruś wyglądał zabójczo, jak prawdziwy biznesmen. Karolina puszczała wszystkie uwagi mimo uszu i nie wdawała się w rozmowy. Z trudem udało jej się stanąć na nogi i uniknąć spłat pożyczek zaciągniętych przez Czarusia vel Karola.
– Przez długi czas wyobrażałam sobie – zwierzyła mi się pewnego razu – jak się zemszczę. Jak będę go okrutnie torturować… Żeby bolało. A potem pomyślałam, że lepiej już nigdy nie mieć z nim do czynienia.
Ktoś nas ubiegł
Nasze poszukiwania znowu nie przyniosły rezultatu. Okazało się – powiedział nam to pewien policjant, znajomy znajomych – że Czaruś miał fałszywe dokumenty. Ten sam śledczy kilka tygodni później poinformował nas, że nad Wisłą znaleziono ciało mężczyzny, który miał w kieszeni fałszywy dowód osobisty na nazwisko K. Wedle raportu patologa mężczyzna został pobity na śmierć. Sprawców musiało było kilku, bo ślady uderzeń i kopnięć miał na całym ciele. Wszystko wskazuje na to, że zabójstwa dokonano w innym miejscu niż znaleziono zwłoki.
Wezwano Karolinę, by zidentyfikowała ciało. Nie chciała, ale wspierana przez siostrę poszła, by raz na zawsze zakończyć sprawę. Rozpoznała swego byłego kochanka po niewielkim znamieniu na ręce.
Miesiąc później przy realizacji innej sprawy – jak opowiadał policjant – złapano bandziora, który okazał się m.in. jednym ze sprawców pobicia Cezarego K. vel Karola K. Zatrzymany przyznał, że on i jego kompani otrzymali zlecenie, by wyciągnąć od gościa kasę, bo miał na mieście duże długi. Gdy pokazał się w telewizji w roli bogatego biznesmena, złapano go i zażądano zwrotu kasy. Tłumaczył się wtedy, że nic nie ma, ale nikt mu nie uwierzył.
Czytaj także: „W mojego faceta wstąpił istny diabeł. Myślał, że zdradzam go na prawo i lewo. Bałam się go coraz bardziej”
„Po śmierci rodziców znalazłam tajemnicze dokumenty. Byłam w szoku, bo takiego spadku się nie spodziewałam”
„Mąż dorabiał nocami, bo potrzebowaliśmy kasy na leczenie córki. Gdy nie odebrał telefonu, wiedziałam, że coś się stało”