Obrazy podsunięte przez wyobraźnię mogą czasem człowieka przerazić bardziej niż rzeczywistość. Zwłaszcza gdy tym człowiekiem jest kobieta, której mąż nie odpowiada na telefony.
Musieliśmy mieć więcej pieniędzy
Zawsze jakoś wiązaliśmy z mężem koniec z końcem. Może i nie było nam łatwo, ale komu jest? Kiedy jednak nasza córeczka zachorowała na astmę, sytuacja zrobiła się naprawdę nieciekawa. Leki są bardzo drogie, a Karina w dodatku wymagała wyjazdów do sanatorium. Kiedy ślęczałam nad rachunkami, łzy napływały mi do oczu. Henryk patrzył na to z zaciśniętymi zębami i dostrzegałam w jego oczach, że coś rozważa.
Jakiś czas później mąż przyszedł do domu dziwnie podniecony, a kiedy zaczęłam dopytywać, co się stało, z dumą położył przede mną na stole swoją odnowioną licencję taksówkarza.
– Postanowiłem, że znowu zacznę jeździć – oznajmił mi zadowolony.
– Jak to? Co z twoją pracą?! – wykrzyknęłam zdumiona, bo przecież Henryk pracuje normalnie jako magazynier.
– Jak to co? Zostaje! Taksówką będę jeździł dodatkowo – wyjaśnił. – Osiem godzin w magazynie, potem przyjadę do domu, zjem coś i wieczorem wyjadę na kilka godzin taksówką. I są jeszcze weekendy, wtedy się najwięcej zarabia!
– No dobrze, ale co z nami? Co z rodziną? – zmartwiłam się, bo przecież pracując na dwóch etatach, Heniek właściwie przestanie bywać w domu.
– Jakoś damy radę – odparł. – Kotku, przecież wiesz, że to nie na zawsze. Po prostu teraz potrzebujemy pieniędzy.
Wiedziałam, że ma rację, choć z drugiej strony dręczył mnie dziwny niepokój. Pamiętam, że kiedy Heniek jeździł kilka lat temu taksówką, to truchlałam na samą myśl, że jakieś pijane dranie mogą go zwyczajnie obrabować albo nawet zabić dla tych paru groszy, które ma w portfelu. Ta myśl towarzyszyła mi szczególnie wtedy, gdy szedł do pracy na noc.
– Nie martw się, nie będę brał kursów poza miasto – zapewnił mnie Henryk, jakby czytał w moich myślach. – Obiecuję!
Nie uspokoiłam się po tym zapewnieniu, lecz co było zrobić? Musiałam wziąć się w garść i przestać o tym myśleć.
Bałam się o niego
Brak Henryka wieczorami bardzo mi doskwierał. Przyzwyczaiłam się do tego, że po skończonym dniu siadamy sobie razem na kanapie przed telewizorem i oglądamy film. Teraz nie mogłam się na niczym skupić, bo wciąż myślałam tylko o tym, że mój mąż jest daleko na mieście.
Odkąd znów zaczął jeździć, zawsze zanim zasnęłam, dzwoniłam do męża, żeby usłyszeć jego głos i upewnić się, że wszystko jest w porządku. Tamtego wieczoru też dzwoniłam, nawet kilka razy. Bez skutku! Włączała się tylko poczta głosowa, a mnie rosło ciśnienie. „Nie denerwuj się, może po prostu naprawdę nie jest w stanie odebrać! Albo wyczerpała mu się bateria w komórce?” – uspokajałam samą siebie. Wiedziałam jednak, że z baterią wszystko w porządku, bo ta poczta nie włączała się od razu, tylko po wielu sygnałach. Ręce mi drżały, kiedy wykręcałam numer do jego firmy taksówkarskiej.
– Może nie ma zasięgu? – zasugerowała mi dyspozytorka. – Pojechał przecież poza miasto – i tu wymieniła nazwę pewnej dość odległej miejscowości.
– Heniek wziął tam kurs? – spytałam, nie wierząc własnym uszom: przecież mi obiecał, że nie będzie tego robił!
– Ci ludzie, zdaje się, płacili podwójną stawkę, bo bardzo zależało im na czasie – wyjaśniła kobieta obojętnym tonem.
Ten wyjazd od razu wydał mi się podejrzany. Podwójna stawka to były naprawdę spore pieniądze. Po nocy, w drugiej strefie... Po co?! W mojej głowie zaczęły się pojawiać tragiczne obrazy wypadków, napadów. Poprosiłam dyspozytorkę o adres, pod który pojechał mój mąż, lecz ta się zaczęła wymawiać tajemnicą służbową.
– A gdyby to pani mąż zaginął po nocy, też by panią obchodziły jakieś durne przepisy?! – nakrzyczałam na Bogu ducha winną kobietę i w końcu uległa.
Czułam, że coś się stało
Mając adres, nie zastanawiałam się długo i zadzwoniłam na policję. I wtedy dopiero ugięły się pode mną nogi...
– Tak, mieliśmy zgłoszenie z tamtego rejonu – powiedział dyżurny. – To było pobicie i kradzież, coś w tym rodzaju, ale nic więcej pani nie mogę powiedzieć, bo nie wiem. Wysłaliśmy tam patrol.
Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać. Pobicie... więc nie morderstwo. Czyli Henryk żyje, nawet jeśli ucierpiał… Pal sześć pieniądze i komórkę! Nawet samochód! Życie jest najważniejsze. Chwilę później usłyszałam dźwięk dzwonka. Nie była to jednak moja komórka ani domofon, tylko telefon w pokoju córki. Kto dzwonił do dziesięcioletniego dziecka o pierwszej w nocy?!
Skoczyłam do sypialni Kariny, która w głębokim śnie nawet nie drgnęła, i rzuciłam się na jej komórkę. Wyświetlił mi się jakiś zupełnie nieznany numer, co tylko spotęgowało mój strach… Kto to może być?! Złodziej, który obrabował i pobił Henryka? Znalazł na liście kontaktów numer do naszej córki i teraz będzie nas szantażować? Odebrałam i…
– Odpieprzysz się, draniu?! – wydarłam się do słuchawki.
Przez chwilę panowała cisza, a potem odezwał się zmęczony głos Henryka:
– Iwona?
Spłynęła na mnie nagła fala ulgi.
– O Boże, to ty?! Nic ci nie jest?! – westchnęłam i rozpłakałam się.– Dlaczego dzwonisz na numer Kariny?
– Bo nie mam swojej komórki, a tylko numer Kariny znam na pamięć – wyjaśnił. – Kochanie, za godzinę będę w domu, to wszystko ci wytłumaczę, dobrze?
Musiał pomóc tym ludziom
Kiedy Henryk wrócił, czekałam na niego z gorącą herbatą i bijącym sercem. Mimo okropnego zmęczenia, które malowało się na jego poszarzałej twarzy, uraczył mnie mrożącą krew w żyłach opowieścią. Otóż zdecydował się na kurs poza miasto, bo wynajęło go starsze małżeństwo, które jak najszybciej chciało się dostać do córki. Dziewczyna zadzwoniła, że jej mąż dostał ataku jakiegoś szału i demoluje dom, a policja nie zareagowała na jej wezwanie, uznając, że to sprawa rodzinna.
– Facet brał jakieś leki, po których nie można pić alkoholu – tłumaczył Heniek. – A on się napił i kiedy wrócił do domu, zaczął wariować. Mówię ci, ten dom wyglądał jak pobojowisko!
Henryk powiedział, że ta biedna dziewczyna, żona tego furiata, przerażona wezwała rodziców, a oni wzięli do pomocy syna i zawołali taksówkę. Kiedy tylko mój mąż usłyszał, o co chodzi, od razu postanowił ich tam zabrać. Na miejscu w pewnej chwili wydawało się już, że sytuacja została opanowana. Szwagier z teściem trzymali narwańca, a matka pocieszała córkę, która była zupełnie roztrzęsiona.
– Wtedy poprosili mnie, żebym znów wezwał policję, jako osoba postronna.
No to wezwałem – relacjonował Heniek.
– Tym razem raczyli przyjechać, ale zanim skuli szamocącego się drania, ten im się nagle wyrwał i doskoczył do mnie. Jednym susem! Ja cały czas miałem w ręku komórkę, bo chciałem właśnie zadzwonić do ciebie. A on mi ją wyszarpnął i rzucił gdzieś daleko. Mówię ci, śmiał się jak prawdziwy wariat! Kiedy policja go już zabrała, zaczęliśmy jej szukać po krzakach. Na szczęście stale dzwoniła…
– To byłam ja…– szepnęłam.
– Domyśliłem się, kochanie – Henryk pogłaskał mnie po ręce. – To nie koniec! Okazało się, że komórka wpadła do studni. Nieczynnej, takiej już bez wody, ale i tak się tam nie pchałem. Wyobraź sobie wydobywanie takiego drobiazgu po nocy z kilkumetrowej głębokości! Ci państwo obiecali mi, że kogoś poproszą, żeby tam wlazł za dnia i ją wydostał. A jak się uszkodziła, to odkupią. Na pewno oddadzą. To mili ludzie, uczciwi. Tylko, niestety, trafił im się stuknięty zięć.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Chwilę później nerwy mi puściły i znowu zaczęłam płakać… To, co przeżyłam tamtej nocy, nie było warte nawet największych pieniędzy! Mąż, jakby czytając mi w myślach, przytulił mnie mocno.
– Przepraszam cię – szepnął skruszony. – Wiem, inaczej się umawialiśmy…
Potem oboje kompletnie wyczerpani położyliśmy się wreszcie do łóżka. Wiedziałam, że nawet gdybym miała do końca życia klepać biedę, to już nigdy nie pozwolę Henrykowi jeździć taksówką!
Następnego dnia przeprowadziliśmy bardzo poważną rozmowę. Postanowiliśmy, że zamiast męczyć się z chorobą córki w zadymionym mieście i wozić ją dwa razy w tygodniu do sanatorium, lepiej przeprowadzić się tam, gdzie czyste powietrze będzie miała na co dzień.
Sprzedaliśmy więc mieszkanie i nie zważając na protesty rodziny, przenieśliśmy się w góry, blisko znanego kurortu. Karina czuje się tutaj znacznie lepiej, a i my stwierdziliśmy, że wreszcie znaleźliśmy swoje miejsce na ziemi. Oboje dostaliśmy pracę i może zarabiamy mniej niż w dużym mieście, ale też mniej wydajemy. Szczególnie na leki i lekarzy.
Powoli zapominam o tej okropnej nocy, podczas której przeżyłam piekło. Teraz przypomina mi o niej tylko nowa komórka Henryka, którą odkupili jego klienci. Kiedy wydobyto tę starą ze studni, okazało się, że jest cała popękana. Nie wiem, jakim cudem w ogóle dzwoniła.
Czytaj także:
„Obiecywał mi rozwód i złote góry. Po latach wyszło, że jest tchórzem i traktuje mnie jak łóżkową zabawkę”
„Miałam męża, ale równie bliski był mi mój były. Znajomi uważali, że to chory układ, bo pewnie we trójkę dzielimy łoże”
„Siostra chciała mieć dziecko, ale nie miała z kim. Uznała, że mój mąż ma najlepsze geny, a on nagle zapragnął być ojcem”