„Pożyczyłem kasę na leczenie dziecka od znajomego i to był błąd. Żeby spłacić dług, musiałem zostać zwykłym złodziejem”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, New Africa
„Nie wiedziałem, jak wybrnąć z tej sytuacji. O pójściu na policję nie było mowy. Wiedziałem, że Rafał jest ustawiony, że ma plecy w komendzie. Byłem załamany. Nie mogłem spać w nocy, nie dawałem już rady ciągnąć więcej fuch. Zresztą i tak były z tego marne pieniądze, stanowiły zaledwie kroplę w morzu potrzeb”.
/ 26.10.2023 21:15
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, New Africa

Kilka lat temu stało się coś, co wywróciło moje życie do góry nogami. Mój starszy syn Franek skończył pięć lat, kiedy wykryto u niego guza. Nowotwór ukrył się za małżowiną uszną. Szczęściem w nieszczęściu był to guz niezłośliwy. Syn skarżył się jednak na silny ból, który odczuwał najczęściej po wysiłku fizycznym.

Przez szwagra, który mieszkał w Niemczech, dowiedziałem się, że taki zabieg mogliby przeprowadzić w Hanowerze.  Operacja kosztowałaby jednak ponad 150 tysięcy złotych.

Musieliśmy ratować dziecko

Decyzję podjęliśmy natychmiast. Natalia wystąpiła o kredyt, a ja postanowiłem pożyczyć kasę od kumpla, bo potrzebowaliśmy jej naprawdę szybko. Nie robił problemów, zwłaszcza że chodziło o dziecko. Rafał miał pieniądze. Wybudował dom, jeździł dobrymi samochodami z wyższej półki. Wiedziałem, że tego wszystkiego nie zdobył uczciwą pracą, ale był moim znajomym. Znaliśmy się jeszcze z dzieciństwa.

Dwa miesiące później w Hanowerze siedzieliśmy w pokoju przy łóżku Franka, który przeszedł udaną operację. Chirurdzy wycięli tego cholernego guza, zabieg odbył się bez komplikacji. Serce bolało na widok Franka leżącego na łóżku z grubym  opatrunkiem na głowie, ale jednocześnie rozpierała nas radość, że już po wszystkim. Dwa tygodnie później skończył mi się urlop i musiałem wracać do pracy, ale postanowiliśmy, że Natalia z Frankiem i młodszym Nikodemem zostanie tam dłużej. Synek po operacji musiał być jeszcze pod obserwacją, czekało go wiele badań.

Myśleliśmy, że wszystko się układa, że wreszcie będzie dobrze i nasze życie wróci na właściwe tory.

Znów potrzebowaliśmy kasy

Dwa miesiące minęły szybko i wtedy spadło na nas nowe nieszczęście. Natalia straciła pracę, bo na jej miejsce zatrudniono siostrzenicę szefa. Zostaliśmy na lodzie z potężnymi długami do spłacenia. Nie czekałem z założonymi rękami, brałem wszystkie fuchy, jakie się trafiały, ale pieniędzy i tak było za mało. Kiedy bank zaczął przysyłać monity i zagroził żądaniem spłaty wszystkich należności, zwróciłem się ponownie po pomoc do mojego dawnego znajomego.

Pomyślałem, że sporo prawdy jest w powiedzeniu, iż prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Szybko jednak przyjaciel okazał się gorszy od bezdusznego banku. Po trzech miesiącach zażądał spłaty pierwszej raty pożyczki. I to wraz z odsetkami! A przecież wcześniej nie było mowy o żadnym procencie.

Nie powiedziałem Natalii o tych kłopotach. Postanowiłem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zachować nowe problemy w tajemnicy. Rafał domagał się jednak zapłaty. W ciągu następnych tygodni rozwiały się już wszelkie moje nadzieje co do tego, że odstąpi od – jak to określał – „egzekucji długu”.

Wystraszyłem się

Pewnego dnia do naszego mieszkania zapukali dwaj mężczyźni. Kiedy uchyliłem drzwi, weszli do środka, nie pytając, czy mogą. Jeden z nich, wyższy i postawniejszy, zaczął mnie szarpać i popychać.

– Oddaj, gnoju, co ci Rafał pożyczył, bo cię …! – krzyczał.

Świadkami tego byli moja żona i synowie. Młodszy zaczął płakać tak bardzo, że Natalia nie mogła go uspokoić. Franek stał jak wryty w progu przedpokoju z zaciśniętymi pięściami. Nie był w stanie się ruszyć.
Kiedy zbir wylał już z siebie cały rynsztok wyzwisk i gróźb pod moim adresem, podszedł do Franka i pogłaskał go po głowie.

– Fajne masz dzieci. Szkoda, gdyby coś im się stało.

Wtedy straciłem panowanie nad sobą. Coś we mnie pękło. Podszedłem do faceta i uderzyłem go pięścią w szczękę. Oddał mi potężnym ciosem w wątrobę. Upadłem, zwijając się z bólu. Wtedy podszedł do mnie drugi i z całej siły poprawił jeszcze kopniakiem. Wyszli bez słowa.

Byłem przegrany i upokorzony

Tego samego dnia zadzwonił do mnie Rafał. Wyraził ubolewanie, że wizyta jego ludzi „tak wypadła”. Dodał:

– Trudno, skoro nie chciałeś rozmawiać, byli zmuszeni sięgnąć po inne argumenty. To twoja wina. Jesteś mi winien pieniądze i chcę je odzyskać.

Na koniec powiedział coś zupełnie w jego stylu:

– Wiesz, przyjaźń przyjaźnią, ale biznes to biznes.

Nie chciał słyszeć o spłacie pożyczki w niższych ratach, takich, na jakie się umówiliśmy, kiedy zgodził się nam pomóc. Chciał zwrotu w trzech transzach. Dopiero wtedy tak naprawdę zdałem sobie sprawę, z kim mam do czynienia. Słyszało się wprawdzie już wcześniej na mieście, że Rafał jest gangsterem, ale w to do końca nie wierzyłem. Ale po ostatniej wizycie jego ludzi rozumiałem, że to, co słyszałem u wyłudzaniu haraczy, to wcale nie plotki.

Nie wiedziałem, jak wybrnąć z tej sytuacji. O pójściu na policję nie było mowy. Wiedziałem, że Rafał jest ustawiony, że ma plecy w komendzie. Byłem załamany. Nie mogłem spać w nocy, nie dawałem już rady ciągnąć więcej fuch. Zresztą i tak były z tego marne pieniądze, stanowiły zaledwie kroplę w morzu potrzeb.

Musiałem coś zrobić

Wydawało mi się, że z tej sytuacji nie ma wyjścia. Szybko jednak odgoniłem od siebie tę myśl, bo nie jestem z tych, co łatwo się poddają. Przed oczami miałem żonę i dzieci. Odpowiadam za nich. Jako ojciec, mąż i po prostu facet. Musiałem zdobyć tę kasę. Jeśli nie mogę jej zarobić, to po prostu ją wezmę. Choćby wbrew prawu.

Rozważałem najróżniejsze opcje – włam do sklepu monopolowego, do magazynu w hipermarkecie, do jubilera. Wszystkie te miejsca są jednak bardzo dobrze strzeżone, wyposażone w systemy monitoringu, pilnowane przez profesjonalne firmy ochroniarskie.

Poza tym taki skok wymagałby długich przygotowań, obserwacji, dobrego rozpoznania terenu. Może więc ukraść jakiś samochód z górnej półki? To też okazało się problematyczne. Odpadał wprawdzie kłopot z rozpoznaniem terenu i ochroniarzami, ale za to pojawiło się mnóstwo innych: systemy alarmowe, nowoczesne zamki i układy zapłonu, które wymagałyby zhakowania elektronicznego klucza. No i rzecz najważniejsza – nie znałem rynku. Co zrobiłbym z takim skradzionym luksusowym autem? To jest jednak coś innego, niż upłynnić telefon komórkowy albo biżuterię.

Byłem zdesperowany

Rozmyślając o tym, analizując rozmaite scenariusze, wpadłem na pomysł tyleż prosty, co genialny. Włamię się do lombardu.
Dwa dni krążyłem po mieście w poszukiwaniu najodpowiedniejszego punktu do zrealizowania mojego planu. Kiedy już wybrałem cel, kolejny tydzień zajęło mi sprawdzenie terenu. Obserwowałem właściciela, dowiedziałem się, kiedy otwiera lombard, kiedy go zamyka, gdzie mieszka. Co najważniejsze jednak, utwierdziłem się w przekonaniu, że lokal nie miał zainstalowanego alarmu. Znajdował się w niewielkim pawilonie, a obok po sąsiedzku działał butik z bielizną, który właścicielka zamykała codziennie o osiemnastej. W pobliżu kręciło się mało ludzi, bo miejsce znajdowało się nieco na uboczu, na tyłach głównej ulicy przecinającej osiedle.

Włam poszedł gładko – wyniosłem z lombardu pięć telefonów komórkowych, tuzin złotych pierścionków i obrączek, drugie tyle kompletów kolczyków, kilka zegarków. Szacowałem wartość moich łupów na jakieś czterdzieści tysięcy złotych. W dwa tygodnie zdołałem upłynnić wszystko, co ukradłem. W tym czasie nerwowo przeglądałem gazety i portale internetowe, szukając informacji o włamaniu. Nic. Możliwe, że staruszek nawet nie zgłosił kradzieży, bo część towaru, który miał w lombardzie, pochodziła także z kradzieży. Nie chciał się narażać.

Rafał kazał mi odpracować dług

Umówiłem się z Rafałem, żeby oddać mu część pieniędzy. Przyjmując je, oświadczył, że nie będę mu musiał zwracać pozostałej części. Zażyczył sobie, bym ją odpracował.

– Dwie fuchy i jesteś wolny. Potraktuj to jako coś w rodzaju franczyzy. Po tym będziemy kwita – powiedział.

Rafał planował napad na tira przewożącego elektronikę z południa Polski do portu w Gdyni. Szukał do tej roboty ludzi, bo jeden z jego „chłopców” trafił właśnie za kratki za handel narkotykami. Odmówiłem, tłumacząc, że to jakieś szaleństwo, że się do tego nie nadaję.

Wiedziałem jednak, że ta propozycja była tylko przykrywką dla chęci zwerbowania mnie. Zdawałem sobie sprawę, że sama tylko wiedza o planowanym napadzie na ciężarówkę mogła mnie kosztować nawet życie. Poza tym dowiedziałem się, że jego ludzie śledzili mnie od dłuższego czasu i doskonale wiedzieli, jak zdobyłem pieniądze oraz to, którym paserom sprzedałem skradziony towar. Dali mi do zrozumienia, że w każdej chwili mogą na mnie donieść na policję. To była oferta nie do odrzucenia.

Napad przeszedł sprawnie, choć kierowca próbował stawiać opór. Kiedy trzej ludzie Rafała zabezpieczali teren i zajęli się uciszeniem pracownicy restauracji, ja miałem obezwładnić kierowcę. Zawlokłem nieprzytomnego do drewnianej altanki dla podróżnych znajdującej się na uboczu. Odjechaliśmy. Poszło naprawdę gładko. 

Potem jeszcze trzy razy uczestniczyłem w napadach na tiry. Raz sterroryzowałem kierowcę bronią. Nie miałem oczywiście pozwolenia na nią, zresztą pochodziła z czarnego rynku. Kiedy policja zatrzymała mnie, Rafała i kilku jego ludzi, wiedziałem, że to już koniec. Nie wymigałem się od wyroku.

Jednak gorsze chyba było to, że odeszła ode mnie Natalia. Zabrała dzieci i zażądała rozwodu. Byłem zdruzgotany. Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy… Straciłem wszystko.

Czytaj także: „Bardziej niż przystojnego wdowca kochałam jego synka. Po rozstaniu wciąż chciałam być dla niego mamą”
„Teść dosłownie rozbierał mnie wzrokiem. Wcisnął mojemu mężowi bajkę o zdradzie, bo chciał skosztować młodszego ciała”
„Byłam matką, ale przestałam być kobietą. Odkąd mąż zostawił mnie i córkę, nie mogłam uwierzyć, że ktoś może nas pokochać”

Redakcja poleca

REKLAMA