„Bardziej niż przystojnego wdowca kochałam jego synka. Po rozstaniu wciąż chciałam być dla niego mamą”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, luckybusiness
„– Agnieszka, to nie z moim synem jesteś w związku, tylko ze mną! – wypalił w końcu Alek. – A dla mnie to jest koniec! Nie wyobrażam sobie ciągnięcia tego dłużej. Nic nas nie łączy, dajmy sobie wolność”.
/ 23.10.2023 11:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, luckybusiness

Diagnozę usłyszałam, kiedy byłam na tyle młoda, że nie wydawała mi się ona dramatem. No bo co słyszy siedemnastoletnia dziewczyna, kiedy lekarz mówi, że nigdy nie zajdzie w ciążę? To oznacza wtedy bezpieczny seks, brak strachu, kiedy okres się spóźnia, i życie bez zobowiązań. Dopiero kiedy trochę dojrzałam, świadomość tego, że nigdy nie będę matką, zaczęła mnie przytłaczać.

– Przecież możesz adoptować – pocieszała mnie rodzina.

– Albo poznać faceta z dziećmi. Samotni ojcowie są bardzo sexy
– dodawały koleżanki.

I rzeczywiście, długo myślałam, że tak właśnie w moim życiu będzie. Nie mogę mieć biologicznego dziecka, ale przecież to nie znaczy, że nigdy nie usłyszę, jak ktoś nazywa mnie mamą, prawda?

Alek spadł mi z nieba

W pewnym momencie poszczęściło mi się i poznałam Alka.

– Muszę ci coś powiedzieć – uprzedził lojalnie na pierwszej randce. – Jestem wdowcem i mieszkam z synem. Ma dwa i pół roku.

Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale poczułam ekscytację na tę wiadomość. Sam Alek był, owszem, atrakcyjny i pociągający, ale Alek z małym, słodkim dzieciaczkiem, dla którego mogłabym stać się mamą, wydał mi się natychmiast moją drugą połówką, bratnią duszą, podarunkiem od losu!

Krzyś jeszcze prawie nie mówił, kiedy go poznałam. Jego mama zmarła, gdy on miał kilka miesięcy, od tego czasu w życiu jego i jego taty nie było żadnej kobiety poza ciocią, siostrą Alka. Malutki szybko więc zaczął się do mnie garnąć, a ja uczyłam go mówić, siusiać do nocnika i pokazywać części ciała.

– Agnieszka, naprawdę nie musiałaś… – mówił Alek, gdy przychodziłam do „moich chłopaków” z kolejnymi książeczkami i grami edukacyjnymi dla dzieci.

– Musiałam! – tłumaczyłam mu ze śmiechem. – To książeczka z dźwiękami, zobacz! Krzysiu, jak robi krówka?

Pokochałam tych chłopaków

Prawda była taka, że po prostu nie mogłam się powstrzymać przed kupowaniem Krzysiowi zabawek, ubrań, butów i akcesoriów. Nie umiałam przejść obojętnie obok sklepu z odzieżą dla dzieci, zawsze wstępowałam a potem wychodziłam a to z kurteczką, a to z ogrodniczkami, a to z bajerancką czapką z daszkiem.

Co ciekawe, mój związek z Alkiem wcale nie należał do najbardziej udanych. Oczywiście, szanowaliśmy się i lubiliśmy ze sobą spędzać czas, ale seks był nudny, jakby z obowiązku. Alek nie był też specjalnie czułym partnerem, nie pamiętam, żeby mnie objął czy pocałował poza domem. Nigdy też się razem nie śmialiśmy, nie bawiliśmy. Było tak, jakbyśmy byli małżeństwem z wieloletnim stażem, które rozmawia tylko o dziecku, sprawach domowych i pomysłach na weekend. Tylko że mnie to akurat odpowiadało.

– Może byłoby łatwiej, gdybym po prostu z wami zamieszkała? – pytałam ukochanego co jakiś czas. – I tak praktycznie żyjemy razem.

Czułam się mamą

Faktycznie, byłam u chłopaków codziennie. W kuchni Alka czułam się lepiej niż we własnej, a w jego łazience to ja wiedziałam lepiej od niego, gdzie stoi płyn do płukania, a gdzie spray do mycia luster.

Kiedy Krzyś poszedł do przedszkola, Alek go rano odprowadzał, ale to ja go praktycznie zawsze odbierałam. Przedszkolanki traktowały mnie jak każdą inną matkę, mówiły, co Krzyś dzisiaj zjadł, czy był grzeczny i co robił. Kiedy dostał w przedszkolu gorączki, jego pani najpierw zadzwoniła do mnie. Byłam już w drodze, kiedy Alek w końcu oddzwonił w przerwie ważnego spotkania.

– Słuchaj, już po niego jadę! – krzyczałam do telefonu, prowadząc jedną ręką. – Położę go do łóżka i spróbuję zarejestrować w przychodni na rano. Niczym się nie martw, dokończ spotkanie z klientami, ja się wszystkim zajmę.

Krzyś czekał na mnie, słaniając się na nogach. Po drodze kupiłam mu syrop przeciwgorączkowy, w domu położyłam do łóżka i robiłam mokre okłady na czoło. Alek przyszedł późnym wieczorem. Cuchnął papierosami i alkoholem.

– Przepraszam, mieliśmy służbową kolację, a wiedziałem, że ty jesteś z małym… – zaczął się tłumaczyć, ale od razu go uciszyłam.

– Nic nie szkodzi. Krzysio już śpi, wizyta u lekarza jutro o siódmej piętnaście. Jeśli nie czujesz się na siłach, to ja go zawiozę.

Alek popatrzył na mnie dziwnie, a potem stwierdził, że powinnam już iść. Sam chciał iść z synem do lekarza, a musiał się wyspać.

Rzeczywiście, było późno. Niechętnie wyszłam.

Traktował mnie jak intruza

O ósmej następnego dnia zadzwoniłam, żeby zapytać, co powiedział lekarz.

– Nic mu nie będzie – Alek brzmiał jakoś obco. – Zajmę się synem. Nie ma potrzeby, żebyś teraz do nas wpadała, przynajmniej, dopóki Krzyś nie poczuje się lepiej. Wziąłem na niego zwolnienie, jestem w domu.

Nic z tego nie rozumiałam. Po co brał zwolnienie? Przecież ja byłam wolnym strzelcem, nie musiałam pracować codziennie. Spokojnie mogłam zaopiekować się chorym dzieckiem i przecież kilka razy mówiłam to Alkowi.

Oczywiście do nich pojechałam. Chciałam zobaczyć, jak się czuje mały. Przyniosłam włoszczyznę i kurczaka na rosół. Kupiłam też homeopatyczne kropelki na odporność, drogie i podobno bardzo skuteczne.

– Już ugotowałem obiad na dzisiaj – powiedział Alek, kiedy pokazałam mu, co przyniosłam. – Za kropelki dziękujemy, ale nie wierzę w homeopatię. Lekarka przepisała mu jakiś syrop. To wystarczy.

Dziwiło mnie zachowanie Alka. Był taki, jakby nie podobała mu się troska, jaką okazuję Krzysiowi. A przecież doskonale wiedział, że mały jest dla mnie jak własne dziecko. Kochałam Krzysia z całego serca!

– Słuchaj, musimy porozmawiać… – zaczął jakimś obcym tonem Alek, kiedy mały wyzdrowiał. – Od jakiegoś czasu nasz związek nie działa… Nie czuję już tego, co na początku i mam wrażenie, że ty też nie. Właściwie to uważam, że tak naprawdę mamy ze sobą bardzo niewiele wspólnego.

Spojrzałam na niego jak na idiotę. Przecież mieliśmy masę wspólnego! Razem wychowywaliśmy dziecko! Może być coś ważniejszego, co łączy ludzi?

Dla mnie to był cios

Nie zdołałam jednak przekonać Alka, że to jest powód, dla którego powinniśmy kontynuować naszą relację. Chciał się rozstać. Wpadłam w panikę.

– Ale co powiemy Krzysiowi? – zapytałam. – Przecież on mnie uważa za swoją mamę!

W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie do końca tak jest. Alek bardzo dużą uwagę przywiązywał do tego, żeby jego syn od początku mówił do mnie „ciociu”.

– Agnieszka, to nie z moim synem jesteś w związku, tylko ze mną! – wypalił w końcu Alek. – A dla mnie to jest koniec! Nie wyobrażam sobie ciągnięcia tego dłużej. Nic nas nie łączy, dajmy sobie wolność.

Zaczęłam płakać. Starałam się dowiedzieć, co zrobiłam nie tak. Obiecywałam, że się zmienię, pytałam, jak mam go przekonać, że zasługuję na kolejną szansę. Im bardziej jednak błagałam go, by ode mnie nie odchodził, tym bardziej Alek stawał się niedostępny i zimny.
W końcu zrozumiałam, że nie uratuję tego związku.

Tęskniłam za Krzysiem

Nagle wszystko się skończyło. Załamałam się. Nie, wcale nie końcem relacji męsko-damskiej, bo to raczej niewiele mnie obeszło. Wpadłam w depresję, bo Alek odciął mnie od Krzysia.

Wytrzymałam tydzień, a potem zadzwoniłam, żeby zapytać, co u małego.

– W środę ma przedstawienie – zaczęłam. – Masz dla niego kostium grzybka? Jeśli nie, to mogę…

– Przestań! – Alek na mnie krzyknął. – To mój syn i ja odpowiadam za jego kostiumy! To ja kupuję mu ubrania i leki na przeziębienie! Nie ty!

– Taaaak? – nagle poczułam wściekłość. Jak on śmiał tak do mnie mówić? – To ciekawe, gdzie byłeś, kiedy twój syn miał prawie czterdzieści stopni gorączki i trzeba go było pilnie odebrać z przedszkola?! Miałeś kolację z klientami! Wróciłeś do domu śmierdzący alkoholem, podczas kiedy to ja zajmowałam się chorym dzieckiem!

– Nie byłem na żadnej kolacji z klientami! – wybuchnął niespodziewanie. – Nie chciałem wracać do domu, bo wiedziałem, że ty tam jesteś i się szarogęsisz! Wykorzystałaś okazję, że nie mogłem odebrać telefonu i pojechałaś po moje chore dziecko! Miałem tego dosyć! Poszedłem się napić, bo miałem cię dosyć!

Był niewdzięczny

Zatkało mnie. Co on bredził?! Miał dosyć tego, że jestem niczym matka dla jego synka? Że nauczyłam Krzysia mówić, liczyć i samodzielnie się ubierać? Że gotowałam mu zdrowe zupki, zabierałam do cyrku i teatrzyku lalkowego? Miał tego dosyć?!

Po tamtej rozmowie zadzwoniłam do niego jeszcze kilka razy. Chciałam mu przypomnieć, że Krzyś ma umówioną wizytę u ortopedy i urodziny koleżanki z grupy. W końcu Alek przestał odbierać moje telefony. Natomiast zadzwoniła do mnie jego siostra.

– Agnieszko, musisz przestać do niego wydzwaniać – powiedziała Malwina łagodnym tonem. – Rozstaliście się, to naprawdę koniec. Krzyś to jego syn, nie twój. Nie masz żadnej odpowiedzialności za to dziecko. Przestań się więc zajmować jego sprawami.

Ale ja nie umiałam przestać. Raz pojechałam pod przedszkole Krzysia. Wiedziałam, w jakich godzinach jego grupa wychodzi do ogrodu. Zobaczyłam go przez parkan, jak bujał się na huśtawce.

– Ciocia! – on też mnie zauważył i podbiegł do ogrodzenia. – Proszę pani, ciocia po mnie przyszła! Już idę do domu!

Naprawdę tego nie planowałam. Chciałam tylko popatrzyć na mojego „syneczka”. Z daleka. To miało być pożegnanie. Ale on zaczął biec w stronę furtki, a przedszkolanka tylko się uśmiechnęła i odznaczyła odbiór dziecka w wielkim zeszycie.

– Pójdziemy na dinozaury? – zapytał Krzyś, wciskając łapkę w moją dłoń.

Chciałam tylko pobyć z dzieckiem

Zgodziłam się, poszliśmy na plac zabaw ze zjeżdżalniami w kształcie dinozaurów. Wiedziałam, że do siedemnastej, kiedy Alek wyjdzie z pracy, mamy jeszcze półtorej godziny. Nie miałam planu, co zrobić dalej, nie chciałam się nad tym zastanawiać. Po prostu cieszyłam się, że Krzyś opowiada mi coś o kolegach i zupie szczawiowej, że jest ciepło i mały jest na świeżym powietrzu, że śmieje się w głos, zjeżdżając z grzbietu tyranozaura.

Telefon od Alka wyrwał mnie z tej sielanki.

– Gdzie jesteś?! Co ty wyprawiasz?! Nie ruszaj się stamtąd! Nie ruszaj się, bo przysięgam, że zrobię ci krzywdę! – wrzeszczał do słuchawki, a ja poczułam, że zrobiłam coś strasznie głupiego.

Alek zjawił się na placu zabaw kipiący wściekłością, blady, ledwie nad sobą panujący.

– Powinienem zgłosić to na policję! Porwałaś moje dziecko! – syknął, ale tak, żeby mały nie usłyszał.

– Nie porwałam… – powiedziałam cicho, wiedząc, że to i tak na nic. – Miałam upoważnienie do odbioru…

Rzucił mi spojrzenie pełne nienawiści, a potem zabrał Krzysia i pociągnął go do samochodu. Wieczorem wysłał mi SMS-a: „Trzymaj się od nas z daleka. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć w pobliżu mojego dziecka! Mówię poważnie!”.

Skrzywdził mnie

Nie odpisałam. Wiedziałam, że miał prawo tak zareagować. A jednak czułam się potwornie skrzywdzona i niezrozumiana. Przecież nie zrobiłam nic złego. Ja tylko pokochałam Krzysia. Fakt, nie pałałam specjalnym uczuciem do Alka, ale przecież wielka namiętność nie jest koniecznym warunkiem udanego związku. Byłam dla niego dobra. Szanowałam go, wspierałam, nie ciosałam mu kołków na głowie, kiedy wracał wstawiony. Dbałam o jego dom. Dlaczego wyrzucił mnie z ich życia?!

I chyba wtedy zrozumiałam, że tak naprawdę to nigdy nie chodziło mi o Alka. Zawsze liczył się tylko Krzyś. Nie mogłam mieć własnych dzieci, więc pokochałam tego malucha całym sercem niespełnionej matki. To on był moją największą miłością, nie jego ojciec. To jego widziałam w swoim życiu za kilka, kilkanaście lat. Wyobrażałam sobie Krzysia w gimnazjum, na studiach, Krzysia przedstawiającego mi swoje kolejne dziewczyny i biorącego ślub. Przypomniałam sobie, że Alek grał w tych fantazjach rolę raczej drugoplanową. Potrzebowałam go jedynie jako ojca mojego „synka”. On sam nie był dla mnie nikim wyjątkowym. W sumie nie dziwiłam się, że ta rola zaczęła go męczyć.

Kilka tygodni później dowiedziałam się od wspólnych znajomych, że Alek kogoś ma. Mimo wszystko poczułam się, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Wyobraziłam sobie tamtą kobietę, jak przychodzi do przedszkola po Krzysia, jak klaszcze na jego przedstawieniu, jak podaje mu syrop na kaszel…

Przez kilka miesięcy walczyłam ze sobą, żeby zapomnieć o Krzysiu. Ale czy serce matki potrafi zapomnieć o dziecku? Malwina uświadomiła mi, że byłam ważną osobą w jego życiu i odegrałam w nim wspaniałą rolę. On w moim życiu także. Na zawsze pozostanie w moim sercu jako mój „syneczek”. Staram się jednak hamować myśli o nim. Psycholog powiedziała mi, że przechodzę coś w rodzaju żałoby. Kiedy się z nią uporam, będę naprawdę gotowa na nowe życie. I na nowe dziecko, które – mam nadzieję – jest mi pisane i gdzieś tam jednak na mnie czeka.

Czytaj także: „Żadna kobieta nie chce być moją żoną. Uciekają, bo w pracy maluję zmarłych. A przecież to zawód jak każdy inny”
„Pragnęłam mieć normalną rodzinę, dostałam tylko jej nędzną atrapę. Dla męża byłam jedynie parawanem jego skrytych żądz”
„Syna odwiedzamy w więzieniu, a wnuczkę nam odebrano. Wychowaliśmy damskiego boksera, który osierocił własne dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA