„Pożyczyłam przyjaciółce oszczędności na budowę domu, a ona zwiała z kasą. Drżę, że jak mąż się dowie, to zażąda rozwodu”

kobieta, którą oszukała przyjaciółka fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„– Wiola? Od kilku lat się ze mną nie kontaktowała. Odmówiłam jej finansowania różnych przyjemności, więc ukradła odłożone w barku pieniądze na czynsz i wyparowała. A ciebie, kochana, na ile orżnęła? – zapytała jej mama”.
/ 03.08.2022 08:30
kobieta, którą oszukała przyjaciółka fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Znałam Wiolkę od wieków i ufałam jej jak nikomu innemu. Dorastałyśmy razem. To z nią chodziłam codziennie do szkoły i siedziałam w jednej ławce. To od niej spisywałam prace domowe, gdy zapomniałam je odrobić. Z nią próbowałam papierosów i piwa za garażami na osiedlu. To jej zwierzałam się z moich pierwszych miłości. To Wiolka była druhną na moim ślubie, choć moja siostra strzeliła wtedy takiego focha, że pół roku ją trzymał.

Układ działał rzecz jasna w dwie strony. To ja byłam dla Wiolki „pogotowiem ratunkowym”, gdy działo się w jej życiu coś przykrego, złego, alarmującego. To ze mną jako pierwszą dzieliła się swoimi radościami. I świadkowałabym na jej ślubie, gdyby na dwa miesiące przed wielkim dniem nie zerwała zaręczyn. Pomagałam jej się wtedy pozbierać, także finansowo.

Wiola musiała zapłacić za część usług, zgodnie z zapisami w umowach, choć już nie zamierzała z nich korzystać. A ponieważ wesele miało być huczne i opłacone głównie przez zamożnego – ale jak się okazało, niezbyt wiernego – narzeczonego, nie były to małe kwoty. Ona zerwała, ona płaci, tak się umówili.

Mówiłam jej, że to głupie. Zamiast unosić się honorem, należało przycisnąć i wycisnąć jak cytrynę byłego-niedoszłego. Skoro nie potrafił trzymać rąk przy sobie ani mieć zapiętego rozporka, to jeszcze powinien jej zapłacić odszkodowanie za straty moralne. Ale Wiolka była załamana i nie chciała się mścić ani wykłócać. Chciała zamknąć ten rozdział swojego życia jak najszybciej, tyle że…

– Boże, nie wiem, co mam zrobić – jęczała. – No przecież muszę tym ludziom jakoś zapłacić. Chyba wezmę pożyczkę…

– Daj spokój, zabulisz drakońskie odsetki i jeszcze prowizję. Ile ci potrzeba? – spytałam.

Jak uzbiera, to mi odda...

Mieliśmy z Andrzejem odłożone pieniądze na budowę domu. Leżały na moim koncie, nie na wspólnym, małżeńskim, bo w moim banku były lepsze warunki. No i właśnie – leżały. Na razie mieszkaliśmy w niewielkim mieszkanku po mojej babci i skrupulatnie odkładaliśmy każdy grosz. Nie mieliśmy ani ziemi, ani pomysłu na wygląd przyszłego domu.

To było takie marzenie na kiedyś, gdy zdecydujemy się na dzieci i tak dalej. Dalekosiężne plany, na za kilka lat, do tego czasu Wiolka odda mi kasę i po sprawie. Nawet nie mówiłam mężowi, taki sekrecik między przyjaciółkami. Pożyczyłam jej kilkanaście tysięcy.

Jesteś kochana! Dzięki wielkie! – Wiola przytuliła mnie mocno, ulżyło dziewczynie.

Nie dziwota. Zaoszczędziła kilka tysięcy na kosztach bankowych.

Tygodnie mijały, Wiolka mówiła, że zbiera pieniądze na kupkę, że już niedługo mi odda dług. Machałam ręką.

– Jasne, nie ma problemu, rób to w swoim tempie, niepotrzebna nam teraz ta kasa.

Nie musiała mi się spowiadać, przecież to była Wiolka, najbliższa mi przyjaciółka, na litość boską, a nie jakaś obca baba. A potem okazało się, że to nie wszystko, czego Wiola potrzebuje. Przybiegła z płaczem, że musi pożyczyć jeszcze trzydzieści tysięcy. Tylko na dwa miesiące, ale musi je mieć natychmiast, a w banku jej odmówili.

Zawahałam się. Nie zobaczyłam jeszcze tych osiemnastu tysięcy, które pożyczyłam jej ponad rok temu. Kolejne trzydzieści to ogromna kwota, sporo z tego, co mieliśmy odłożone. Wiolka jednak miała taką rozpacz w oczach… Kręciła głową, gdy pytałam, co się stało. Powtarzała, że nie może mi powiedzieć, że dla mojego własnego dobra lepiej, żebym nie wiedziała.

– Nie powiesz tego, czego nie wiesz – mówiła tajemniczo.

– Boże, w coś ty się wplątała?

– Przepraszam, przepraszam, zrozumiem, jeśli odmówisz…

– Nie, no coś ty!

Wystraszyłam się, że wpakowała się w poważne kłopoty i coś jej grozi, jeśli nie zapłaci. Następnego dnia wyciągnęłam pieniądze z konta i dałam przyjaciółce.

„Te dwa miesiące nam różnicy nie zrobią, a jej ponoć uratują życie. Okej – pomyślałam, – niech bierze i gasi ten pożar. Na wyjaśnienia przyjdzie czas później, jak już załatwi to, co musi załatwić”.

Ta małpa okradła własną matkę

Tyle że później Wiolka zniknęła. Nie odbierała telefonu, nie było jej w mieszkaniu, które wynajmowała. Usunęła konta z social mediów, choć wcześniej dość aktywnie dzieliła się ze światem swoim życiem. Wystraszyłam się jak diabli. Obdzwoniłam wszystkie okoliczne szpitale, błagając o informację.

Skontaktowałam się ze znajomymi, ale oni też nie mieli pojęcia, gdzie się Wiolka podziewa. Nie znałam numeru do jej mamy, wiedziałam tylko, że mieszka gdzieś w Wielkopolsce, dokąd przeprowadziła się za drugim mężem. Może Wiola tam się ukryła przed swoimi problemami i wierzycielami? Szukałam, szukałam i w końcu znalazłam… A to, co usłyszałam, wbiło mnie w fotel.

– Wiola? Od kilku lat się ze mną nie kontaktowała. Odmówiłam jej finansowania różnych przyjemności, więc ukradła odłożone w barku pieniądze na czynsz i wyparowała. A ciebie, kochana, na ile orżnęła? – zapytała jej mama.

Dopiero wtedy zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Te wszystkie sytuacje, kiedy szłyśmy na miasto, do baru, klubu, a Wiola albo zapominała portfela, albo karta jej nie działała, bo w banku znowu mieli problemy techniczne. Albo kiedy wychodziłyśmy na zakupy, które sama zaproponowała, a potem okazywało się, że nie dostała pensji na czas. 

Zapominałam o tym, bo miałam na głowie pracę, wolontariat w fundacji, dom i męża. Zresztą to nie były duże sumy, bez przesady. Stać mnie było, żeby postawić przyjaciółce kawę albo drinka, a tamten kaszmirowy sweter potraktowałam jak przedwczesny prezent urodzinowy dla Wiolki.

Trudno mi było w to uwierzyć, ale wychodziło na to, że żerowała na mnie od dłuższego czasu, a teraz po prostu zrobiła ostatni, duży skok… Dla niej duży, a dla mnie ogromny!

Pożyczyłam jej niemal pięćdziesiąt tysięcy. Pożyczyłam? Dałam! Rany boskie, lekką ręką dałam tej hubie moje oszczędności! Żeby tylko moje… To były wspólne pieniądze, moje i Andrzeja, a ja zadysponowałam nimi bez pytania go o zgodę. Nawet nie raczyłam go poinformować. I co teraz? Jeśli Wiolka rzeczywiście zniknęła bez śladu, co ja zrobię, jak się wytłumaczę?

Za kasę, jaką ode mnie wyłudziła, nie kupi willi na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie wygodnie dożyje setki. Ale skoro tu spaliła za sobą mosty, wystarczy na całkiem dobry start w nowym miejscu, gdzie będzie polować na kolejnych naiwniaków. Bo pewnie nie byłam jej jedyną ofiarą.

Skontaktowałam się z jej niedoszłym mężem… Nie, Wiolka nie płaciła żadnych zaliczek na wesele – on to robił, bo on zawinił. Pięknie… Do tej chwili jeszcze się łudziłam, że to jakieś nieporozumienie, że może ją porwano albo coś. Teraz już nie miałam wątpliwości: oszukała mnie. Bezczelnie, bez skrupułów i bez sentymentów.

Wcześniej czy później wyjdzie na jaw, że kasa wyparowała z mojego konta. Przecież nie dołożę ze swojej pensji tych pięćdziesięciu kawałków, żeby Andrzej niczego nie zauważył. Musiałabym latami odkładać każdy grosz, pracując w nadgodzinach… Andrzej nie zagląda na moje konto, nie ma dostępu. Po prostu oboje przesyłamy tam nadwyżki finansowe. Ale co będzie, jeśli trafi się szansa okazyjnego kupienia ziemi albo domu i pieniądze będą potrzebne?

Strach zjada mnie od środka

Raz udało mi się przekonać męża, że działka, którą znalazł, nie jest jednak taką superokazją. Mała, w dodatku z kiepskim dojazdem do miasta. Wewnętrznie cała dygotałam, bo bałam się, że mimo wszystko Andrzej zechce ją kupić, a na koncie przecież brakowało środków. Poza tym żałowałam straconej szansy – to było naprawdę wspaniałe miejsce do zbudowania domu. Ale go tam nie postawimy, bo zaufałam przyjaciółce z dzieciństwa.

Powinnam była uzgodnić pożyczkę z mężem. A ja wolałam mu nie mówić, bo czułam, że się nie zgodzi, nie tak szybko przynajmniej. Zażąda jakiejś gwarancji, umowy, a wtedy Wiolka może poczuć się urażona. Szkoda, że ona nie przejmowała się mną…

Z drugiej strony, skoro okradła własną matkę, dlaczego miałaby mieć opory przed oszukaniem przyjaciółki? Powinnam zgłosić sprawę na policję, ale wtedy wszystko się wyda. Musiałabym powiedzieć Andrzejowi prawdę, a ja, głupia, ciągle liczę na to, że sprawa albo się jakoś wyjaśni i Wiolka wróci i odda pieniądze, albo sama znajdę sposób na uzupełnienie potężnego braku na koncie. Zaczęłam nawet grać w totka i kupować zdrapki, ale na razie więcej wydałam, niż wygrałam. Bez sensu…

Nie da się trzymać tego sekretu w nieskończoność. Tym bardziej że Andrzej nie jest ślepy. Widzi, że coś jest nie tak. Wiolka nie dzwoni, nie wpada, a ja jestem smutna i zdenerwowana. Nie umiem zdradzić mu prawdziwego powodu. A powinnam, muszę, będę musiała… Ziemia drożeje, mąż wciąż powtarza, że trzeba czegoś poszukać. Nawet jeśli z budową poczekamy, nic nie szkodzi, ziemia jeść nie woła, niech sobie zarasta trawą, podczas gdy wartość gruntu rośnie.

Wisi nade mną miecz i nie uniknę jego ciosu. Boję się, że to może zagrozić mojemu małżeństwu. W pewien sposób oszukałam męża i okradłam nas z pieniędzy. Każdego dnia boję się, że to właśnie dziś wyda się mój sekret. Strach mnie zjada od środka…

Czytaj także:
„Mąż bez pytania spakował moje rzeczy i wyrzucił je na śmietnik. Przez jego durne widzimisię straciłam lata wspomnień”
„Córka porzuciła męża i syna, bo znudziło jej się matkowanie. Wiedziałam, że jest księżniczką, ale że wyrachowaną żmiją?”
„Żona miała dość bycia robotem kuchennym i porzuciła mnie na pastwę losu. Okazało się, że nie umiem nawet ugotować makaronu”

Redakcja poleca

REKLAMA