Adela znowu się denerwowała, że niby ona wszystko w domu robi. Krzyczała, że w niczym jej nie pomagam i że ma dość. Jak mnie to wkurzało! Człowiek nie mógł się w spokoju napić piwa ani obejrzeć ulubionego programu, bo ciągle tylko „naczyń po sobie nie zmyłeś”, „czemu brudów nie możesz zanieść do łazienki?” albo „prosiłam trzy razy, żebyś zdjął pranie z suszarki!”.
– Słowo daję, wyprowadzę się do Basi i zostawię cię z tym syfem! – krzyczała z kuchni.
– To się wyprowadź, wreszcie będę miał spokój! – odwrzasnąłem jej.
O dziwo, na tym kłótnia się skończyła
Nic. Zero odpowiedzi. Cisza, chociaż wiedziałem, że żona mnie usłyszała. Byliśmy małżeństwem ponad trzydzieści lat i znałem moją małżonkę na tyle, by wiedzieć, że cisza to nic dobrego. Kiedy krzyczała, to chociaż wiedziałem, co myśli. A tak, powiedziała mi następnego dnia, kiedy się obudziłem.
Była w przedpokoju, w butach i płaszczu. Za nią stała walizka. „Kiedy zdążyła się spakować?” – przebiegło mi przez głowę. Moja żona umie czytać mi w myślach. Teraz też, spojrzała na walizkę i oznajmiła, że była spakowana od jakiegoś czasu, tylko nie miała odwagi odejść, ale jej „pomogłem”.
Do końca myślałem, że tylko tak sobie pogrywa. Przecież żony nie odchodzą z dnia na dzień, prawda? To zawsze jest jakiś proces, wychodzi na jaw zdrada faceta, latają talerze czy coś. Nie porzuca się męża, bo nie zmył naczyń! Gdyby tak było, to ani jedno małżeństwo by nie przetrwało!
Sądziłem, że Adela wróci nazajutrz, góra po trzech dniach. Ale nie wróciła. Zadzwoniłem do jej siostry i Baśka zimnym tonem poinformowała mnie, że owszem, Adela u niej jest, ale nie życzy sobie odbierać telefonów ode mnie.
– No to jej powiedz, że nie dzwonię z przeprosinami, tylko żeby zapytać, gdzie, do cholery, trzyma cedzak do makaronu! – rzuciłem wściekle do telefonu.
– Rany boskie, Kazik! – prychnęła szwagierka. – Mieszkasz w tym samym domu co ona i nie wiesz, gdzie co jest?! Naprawdę, nie dziwię się, że cię zostawiła!
Bym jej coś więcej nagadał, ale cholerny makaron się rozgotowywał, a ja nie wiedziałem, jak go odcedzić. W końcu jakoś przytrzymałem pokrywkę na garnku, co jednak spowodowało, że oparzyłem się wrzątkiem, odruchowo upuściłem tenże garnek i chwilę później stałem z piekącym palcem nad zlewem pełnym gotowanych klusek…
Ale nie dałem się. Zjadłem kanapki z serem, co zresztą robiłem przez poprzednie cztery dni, a potem zadzwoniłem do syna. Nie był zaskoczony nowinami.
– Wiem, tato – mruknął na wieść, że jego matka się wyprowadziła z domu. – Dzwoniła do mnie, mówiła, że się pokłóciliście i musi od ciebie odpocząć. Głupia sprawa.
Czułem się taki bezsilny...
Ale ja nie dzwoniłem po to, żeby mnie mój dwudziestopięcioletni syn wspierał emocjonalnie. Ja miałem konkretne pytania. Na przykład o to, jak zrobić pranie, bo jak raz włączyłem pralkę, to nie pobrała proszku i wyszło na to, że chyba tylko je wypłukałem.
Także o to, gdzie jego matka kupuje mięso, bo pod domem mieliśmy warzywniak i kiosk, nic więcej. No i jak się gotuje ryż, bo z makaronem już nie chciałem mieć do czynienia.
– Mama uprzedzała, że będziesz o to pytał – mruknął Olek. – Wpadnę do ciebie i wszystko ci pokażę, ale musisz serio przeprosić mamę, bo ty bez niej zginiesz.
Warknąłem, żeby się nie mądrzył, tylko przyjechał i pomógł mi z tą diabelską pralką. Nie moja wina, że Adela zażyczyła sobie jakiś elektroniczny kombajn z milionem funkcji!
Olek był jednym z tych nowoczesnych chłopaków, co to mieszkał sam i potrafił radzić sobie nie gorzej niż kobieta w domu.
Jego biegłość w obsłudze pralki i zmywarki z jednej strony mi imponowała, a z drugiej budziła lekką dezaprobatę. Ja byłem wychowany w tradycyjnej rodzinie. U mnie w domu, tak samo jak u moich ciotek, wujków i kuzynów, uważało się, że jeśli chłop bierze się za zmywanie, odkurzanie, czy przewijanie dzieci, to jego żona zawiodła na całej linii.
Mówiąc szczerze, kiedy żeniłem się z Adelą, miała dokładnie takie same poglądy. Ja dostałem za zadanie przynosić pieniądze do domu i z tego zawsze się wywiązywałem. Wszystko też naprawiałem, no i zajmowałem się synem, jak już podrósł na tyle, że można było złożyć z nim rower.
Adela prowadziła dom i przez trzydzieści lat jakoś nie narzekała. Nie wiem, co jej się zmieniło w głowie po pięćdziesiątce, ale nagle zaczęła mieć jakieś prośby i wymagania. Fakt, ostatnio przeszedłem na emeryturę i byłem w domu tyle, ile ona, ale denerwował mnie ten jej argument. Bo przecież wciąż byłem żonaty, prawda?!
Olek długo u mnie nie zabawił
Poprzyciskał kilka guzików, pogrzebał w szafkach i wyciągnął cedzak, a ryż kazał mi gotować zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Wszystko niby dobrze, ale już następnego dnia miałem kilka kolejnych pytań, a przysiągłem sobie, że nie dam Adeli ani tym bardziej tej wiedźmie Baśce satysfakcji, i do nich nie zadzwonię.
Zapytałem więc Olka o prostą rzecz: ile czasu mam piec kurczaka, bo już go sobie kupiłem. Syn zaczął mi mówić coś o ustawieniach piekarnika elektrycznego, lewym pokrętle, prawym pokrętle, temperaturze i innych rzeczach, aż się zdenerwowałem. Uznałem, że kanapka to lepszy pomysł. Ale nie zamierzałem się poddawać.
– A nie wpadłbyś tu jutro, co? – zagadnąłem sprytnie, udając, że zrozumiałem instrukcję co do piekarnika. – Byśmy razem zjedli tego kurczaka, piwko byś ze starym wypił…
– Tato, nie bardzo. Jutro sobota, spotykam się z Moniką – miał na myśli swoją dziewczynę, sympatyczną zresztą.
– Z Moniką? – zobaczyłem światełko w tunelu. – To może razem wpadniecie, co? Po randce zahaczycie o mnie? Na obiadek zapraszam!
Syn nigdy mi się nie sprzeciwiał, i chociaż czułem, że tym razem pewnie by chciał, to w końcu się zgodził. A ja już miałem plan! Monika była młodziutka, dobrze wychowana, na pewno nie odmówiłaby starszemu panu pomocy z kobiecymi zajęciami.
Powiedziałaby mi, co i jak z tym ryżem, nastawiła kurczaka, może i sałatkę zrobiła? Zadowolony z pomysłu, przytargałem z warzywniaka pomidory, ogórki i paprykę, posypałem kurczaka znalezionymi w szafce przyprawami i, pełen nadziei, w sobotnie popołudnie otworzyłem drzwi synowi i jego pannie.
Miałem sprytny plan!
Młodzi weszli, grzecznie zdjęli buty i usiedli przy stole w pokoju. Jako dobry gospodarz zaproponowałem herbatę, spodziewając się, że przejdą do kuchni i jakoś zręcznie nawiążę do mięsa i sałatki. Ale nie. Nadal siedzieli. No to zawołałem Olka, a kiedy przyszedł szepnąłem, że potrzebuję pomocy.
– Zawołaj ją – podsunąłem. – Pokroimy warzywa na sałatkę, pogadamy. O, weźmiemy sobie po piwku z lodówki!
Ale syn, nie wiedzieć czemu, aż się zaperzył na ten pomysł. Nigdy mi nie pyskował, ale widziałem, że miałby ochotę.
– Nie zrobiłeś żadnego obiadu, prawda? – zapytał, patrząc na mnie z wyrzutem. – Zaprosiłeś nas, żebyśmy my go zrobili… Tato, wiesz co? Mama miała rację mówiąc, że będziesz usiłował mnie wykorzystywać! Dobra, nieważne! – machnął zamaszyście obiema rękami. – Idziemy. I nie proś mnie więcej o pomoc. Przeproś mamę, może da ci szansę!
Kiedy wyszli, pierwszy raz od kilkudziesięciu lat poczułem, że naprawdę sobie z czymś nie poradziłem. Zawsze byłem człowiekiem czynu – w pracy na pierwszej linii frontu, niemal niezastąpiony, głowa rodziny, odpowiedzialny mąż i ojciec.
A teraz byłem sam, bez pracy, która dawała mi satysfakcję i prestiż, opuszczony przez żonę, ochrzaniony przez własnego syna… Bezradny jak mały chłopiec, którego mama zawsze wypędzała z kuchni, bo tam miały wstęp tylko moje siostry.
Dziś dziękuję żonie, że mi się postawiła
Tym razem nie zadzwoniłem do żony ani do szwagierki. Pojechałem tam z kwiatami. Tyle umiem – kupić kwiaty kobiecie. Umiem też powiedzieć „przepraszam, głupek ze mnie”. Adela chyba wiedziała, że to zrobię, bo długo nie dała się prosić, bym mógł przywieźć ją z powrotem do domu. Ale miała swoje warunki.
– W pracy miałeś szkolenia, więc w domu też się przeszkolisz – powiedziała i nie śmiałem się sprzeciwić. – Nauczysz się obsługiwać wszystkie sprzęty i będziesz ze mną gotował. A jak już się wdrożysz, będziemy robić obiady na zmianę.
Na wszystko się zgodziłem. I wiecie co? Dziś dziękuję żonie, że tak twardo mi się postawiła. Bo nie czuję się już jak jakiś nieudacznik, kiedy mam włączyć pralkę, i czerpię wielką satysfakcję z faktu, że potrafię upiec kurczaka, a nawet szarlotkę.
Żałuję tylko tego, że odkryłem to tak późno. Że jestem z tego pokolenia mężczyzn, których matki nie uczyły prac domowych, a potem szukały im żon podobnych do nich. Bardzo się cieszę, że Olek jest już inny – samodzielny i traktujący gotowanie czy sprzątanie jako coś zupełnie normalnego.
Bo nie ma nic męskiego w facecie, który stoi bezradny nad rozgotowanym makaronem pływającym w zlewie albo rozmyśla, jak wyprać spodnie w umywalce, bo nie umie włączyć pralki. Poważnie, chłopaki, to nie jest ani trochę męskie!
Czytaj także:
„Syn kazał mi obiecać, że nigdy nie zapomnę o żonie. A ja tuż po jej śmierci zakochałem się w innej kobiecie"
„Los mojego związku zależał od rozkapryszonej jedynaczki. Nie zaakceptowała macochy, to ciekawe jak przyjmie moją ciążę?”
„Urządziłam sąsiadom piekło, bo byłam uprzedzona do młodzieży. Mogli się na mnie zemścić, a oni jeszcze mi pomogli”