„Huśtawka nastrojów zatruła moje małżeństwo. Na widok męża chciałam uciec, gdzie pieprz rośnie, a nie iść z nim do łóżka”

Zdenerwowana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Kiedy byłam w lepszej formie psychicznej, myślałam o tym, że narażam moje małżeństwo na szwank. Władek był świętym człowiekiem i bardzo mnie kochał, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że zmiany nastrojów, nerwy, zanik libido i czepianie się go bez sensu w końcu mu się przejedzą”.
/ 19.05.2022 12:15
Zdenerwowana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

– Proszę mnie ściąć jak najkrócej – poleciłam fryzjerce z westchnieniem zmęczenia. – Może być tak – pokazałam na fotkę modelki w katalogu.

– Na pewno? – dziewczyna przyjrzała mi się z wahaniem. – To naprawdę bardzo króciutko, a pani ma piękne, gęste włosy…

– I mam ich dosyć! – nieoczekiwanie dla samej siebie się zdenerwowałam. – Wiecznie mi gorąco, pocę się na karku, włosy mi się przyklejają do twarzy! Mam tego dość! Niech pani tnie!

Widziałam, że lekko ją wystraszyłam tym wybuchem, i zrobiło mi się głupio. Właściwie to od kilku miesięcy nieustannie robiło mi się głupio i musiałam kogoś przepraszać po tym, jak na niego nawrzeszczałam i to o jakąś drobnostkę.

Żeby mnie zdenerwować, wystarczyło w sklepie sięgnąć po bakłażana przede mną albo prowadzić na smyczy szczekającego psa. O jedno i drugie ostatnio tak się wkurzyłam, że potem było mi wstyd. Ale jeszcze gorszy niż złość był smutek, który pojawiał się nagle i atakował niczym załamanie pogody w górach.

Potrafiłam rozpłakać się, obejrzawszy materiał o suszy w Afryce, a czasami nawet bez powodu. Po prostu dopadało mnie uczucie kompletnej beznadziei i marzyłam o tym, że wreszcie umrę i skończy się to cierpienie na Ziemi.

Po wizycie u fryzjera na szczęście byłam w dobrym nastroju. Wreszcie nie było mi gorąco w kark i nie musiałam się martwić, że kiedy uderzy mnie fala gorąca, będę straszyć mokrymi kosmykami przyklejonymi do czoła. Ale w domu spojrzałam w lustro i nagle pożałowałam swojej decyzji.

Miałam przecież takie piękne włosy, a teraz wyglądałam jak oskubany kurczak! Rozpłakałam się z żalu i poczucia, że jestem brzydka, głupia i moje życie już zawsze będzie do niczego.

Moja mama przechodziła to samo co ja? Niemożliwe!

Oczywiście wiedziałam, co mi jest. Menopauza. Normalny etap w życiu kobiety. Czytałam o niej, zanim nadeszła, znałam objawy i setki dobrych rad, jak sobie z nią radzić. Ale kiedy po raz pierwszy spociłam się, będąc w samej żorżetowej bluzce w pokoju z otwartymi zimą oknami, zrozumiałam, że jednak nie byłam na menopauzę gotowa.

– Jestem stara! Już nie jestem kobietą, tylko jakimś wrakiem… – rozpaczałam, a Włodek tylko skrobał się po szyi i proponował gorącą czekoladę.

– Czekoladę? Zwariowałeś?! – wydarłam się na niego. – Przytyłam ostatnio siedem kilo i dalej tyję! Zaraz będę wyglądać jak świnia, a ty mi czekoladę proponujesz?! I co potem, jak się roztyję? Znajdziesz sobie młodszą i szczuplejszą, a co ze mną…

Oczywiście, kiedy ten napad płaczu i złego nastroju mi minął, przeprosiłam męża i poprosiłam o wyrozumiałość w tym trudnym okresie, a on – mój kochany Władzio! – pocałował mnie i zaczął masować po karku. Normalnie oznaczało to wstęp do igraszek i mnie podniecało, ale tym razem aż od niego odskoczyłam.

– Naprawdę nie mam na to teraz ochoty… – mruknęłam. – Czy ty ciągle musisz myśleć o seksie?

Niestety, to „teraz” – jak wytknął mi łagodnie, acz smętnie, Władek – trwało już od dosyć dawna. Unikałam męża w sensie fizycznym, nawet spać się przeniosłam do dużego pokoju, bo tam mogłam otwierać balkon, kiedy w nocy budziłam się w przepoconej pościeli.

Kiedy byłam w lepszej formie psychicznej, myślałam o tym, że narażam moje małżeństwo na szwank. Władek był świętym człowiekiem i bardzo mnie kochał, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że moja huśtawka nastrojów, zanik libido i czepianie się go bez sensu w końcu mu się przejedzą. W desperacji poszłam do lekarza i poprosiłam o tabletki hormonalne.

– Nie mogę ich pani przepisać – oznajmił. – Pani ostatnie wyniki badań nie są najlepsze. Mogę polecić tabletki ziołowe, no i oczywiście więcej aktywności fizycznej, może jakieś nowe hobby.

Wyszłam od niego wściekła

– Kazał mi sobie wymyślić nowe hobby! – sarkałam do siostry, która była o dziesięć lat młodsza i nie miała jeszcze pojęcia, co ją czeka. – Kretyn!

– Słuchaj, może pogadaj z mamą… – zaproponowała nieśmiało Lidia.

– Nie pamiętam, żeby ona tak szalała podczas menopauzy. Bez urazy…

Syknęłam, że dziękuję za radę, i rozłączyłam się, żeby sobie pochlipać. Ale Lidka miała rację: mama nigdy nie zachowywała się tak jak ja. Pamiętałam ją w wieku pięćdziesięciu paru lat, ja akurat miałam trzydzieści i rodziłam Joachima.

To ja byłam wtedy rozedrgana, niespokojna i przerażona macierzyństwem. Mama za to była oazą spokoju, nigdy nie podnosiła głosu, zawsze zgłaszała się do pomocy pogodna i pełna energii. Jak to możliwe? – zadałam sobie pytanie.

Pojechałam do niej. Od dwóch lat mieszkała z przyjaciółką, jako że obie były wdowami i nie chciały być samotne. Znałam ciocię Jankę, były z mamą nierozłączne od czasów liceum. Kiedy weszłam, powitał mnie zapach mokrej gliny.

No tak, ciocia Janka przerobiła jeden z pokoi w domu na pracownię garncarską. Za każdym razem, kiedy mnie widziała, obdarowywała mnie jakimś swoim wyrobem, a to talerzem, a to ceramiczną figurką.

– Mamy nie ma – poinformowała mnie, myjąc ręce z gliny. – Zjesz coś?

To pytanie wyzwoliło we mnie wodospad narzekań na to, że nie mogę jeść, bo przytyłam i boję się, że Władek znajdzie sobie szczuplejszą kochankę, a do tego, jak zjem coś gorącego, to od razu się pocę i potem mam plamy pod pachami i…

– Spokojnie, dziecko! – ciocia przerwała mi łagodnie. – To tylko menopauza. Trudny etap, ale nie oznacza końca świata. Mama przez to przeszła, ja przeszłam, to i ty dasz radę.

– Właśnie, że mama miała lżej! Wcale nie miała objawów! – wypaliłam. – Pamiętam ją. Nigdy nie wpadała w złość ani histerię, nie widziałam jej spoconej ani czerwonej. Ją to jakoś ominęło.

To tylko etap w naszym życiu. Wkrótce minie

Chciałam mówić dalej, ale ciocia Janka patrzyła na mnie naprawdę dziwnym wzrokiem. A potem powiedziała:

– W życiu nie widziałam takiej jazdy, jaką zaliczyła twoja mama podczas menopauzy – stwierdziła. – Zaczęło jej się rok wcześniej niż u mnie i przysięgam ci, myślałam, że wykasuję jej numer z telefonu i nigdy więcej się z nią nie spotkam. To był koszmar!

A potem opowiedziała mi, jak mama cierpiała na bezsenność i dzwoniła do niej w środku nocy, bo wpadała w nastrój niemalże samobójczy. Jak zapominała o wszystkim i zawalała kolejne sprawy. Jak raz podczas uderzeń gorąca zdjęła w restauracji sweterek i została w samej podkoszulce, dysząc i ocierając pot z twarzy, a ciotka bała się, że je stamtąd wyrzucą za nieobyczajne zachowanie.

– Dlaczego o tym nie wiedziałam? – zapytałam naprawdę zdumiona. – Przy mnie mama zachowywała się zupełnie normalnie…

– Bo wiedziała, że to się jakby nie dzieje naprawdę. No wiesz, że to hormony, a nie rzeczywistość. Miała świadomość, że nagła chęć zabicia pani na poczcie albo położenia się i czekania na śmierć nie ma nic wspólnego z tym, co naprawdę się dzieje. Wiedziała, że to przejdzie i potrafiła to przy tobie kontrolować. No i miała mnie – dodała z ciepłym uśmiechem.

Nie doczekałam się wtedy mamy, ale rozmowa z ciocią zmieniła moje podejście do życia. Dowiedziałam się, że ona sama też się męczyła, ale pomogło jej nowe hobby – garncarstwo. Skupiała się na czymś, co sprawiało jej przyjemność, i dzięki temu dbała o nastrój. Przypomniała mi, że mama wtedy wzięła ze schroniska Szpulkę i codziennie chodziła z nią na dalekie spacery, a także uczyła sztuczek.

Kiedy przyszłam do domu, wróciłam myślami do mojej wizyty u lekarza. Może to naprawdę nie było takie głupie, żeby więcej się ruszać i poszukać nowej pasji? Powiedziałam to Włodkowi i zaproponował, żebyśmy wobec tego zapisali się na tango. Ruch i pasja w jednym! – podkreślił.
Trochę się bałam, że będę się pocić podczas tańca, ale i tak się zgodziłam.

Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę

Wylądowaliśmy w grupie, gdzie większość par stanowili ludzie w naszym wieku, a instruktorzy dostosowali do nas poziom zajęć. Taniec i cudowna muzyka dały mi ogromnie dużo przyjemności. Kupiłam sobie piękną, czerwoną suknię i buty na obcasie, a potem zaczęliśmy chodzić na milongi z nowymi znajomymi.

Jasne, nadal mam objawy menopauzy, ale jak radziła ciocia Janka, staram się pamiętać, że to tylko etap. Kiedy w mojej głowie zaczyna się karuzela emocji, oddycham spokojnie, włączam ulubioną muzykę albo tańczę w pokoju.

Dzięki nowej, wspólnej pasji do naszego związku wróciła też namiętność, o czym powiedziałam cioci Jance, która aż zaklaskała w dłonie na tę wieść. Menopauza to nie koniec życia kobiety. Warto wiedzieć, co nas czeka, i warto rozmawiać z tymi kobietami, które mają ją już za sobą. Nie ma to jak babskie wsparcie!

Czytaj także:
„Liczyłam na związek z Pawłem, a on liczył moje pieniądze. Dałam się podejść jak nastolatka i drogo za to zapłaciłam”
„Dziewczyna zostawiła go dla innego. Zabił ją w porywie zazdrości, po czym roztrzęsiony zgłosił jej zaginięcie”
„Kumpel szefa rzuca do mnie obleśnymi tekstami, a ja milczę i przyjmuję bicze. Wylecę na zbity pysk, jeżeli się postawię”

Redakcja poleca

REKLAMA