„Pozbyłam się teściowej, a zwaliłam sobie na głowę natrętną matkę. Obie tłukły mi do głowy, jaka jestem beznadziejna”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Miałam dosyć tej baby. Jej mądrości, pracowitości, wspaniałych rad, uczynności i dobroci serca, którymi tak naprawdę niszczyła nasze życie. Już dłużej nie mogłam znieść tego, że nami rządzi. Każda, nawet niewinna uwaga, doprowadzała między nami do ostrych spięć”.
/ 20.05.2022 10:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

– Wybieraj, ja albo ona! – wykrzyczałam mężowi prosto w twarz, bo choć nigdy nie przypuszczałam, że powiem coś takiego, było mi już wszystko jedno.

Miałam dosyć tej baby. Jej mądrości,  pracowitości, wspaniałych rad, uczynności i dobroci serca, którymi tak naprawdę niszczyła nasze życie. Już dłużej nie mogłam znieść tego, że nami rządzi. Każda, nawet niewinna uwaga, doprowadzała między nami do ostrych spięć.

– To moja matka... – jęknął Szymon i chyba zobaczyłam w jego oczach łzy. – Izka, przecież jesteśmy rodziną, a ona jest nam potrzebna. Dobrze o tym wiesz, sama przyjęłaś jej pomoc kilka lat temu, a teraz co, chcesz ją wyrzucić? Nie zapominaj, że ta kobieta mnie urodziła i wychowała, i wie więcej o dzieciach, niż ty.

– Co?! Jak możesz do mnie mówić w ten sposób? – ryknęłam wściekła.

– A jak ty możesz o niej tak mówić? Myślisz, że nie słyszę, jak skarżysz się na nią koleżankom, albo siostrze? Nie pozwolę na to! – mój mąż wyraźnie odzyskał rezon.

Teraz to ja miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Nie tak wyobrażałam sobie tę rozmowę. Przygotowywałam się do niej od dwóch tygodni! Zgodnie z sugestiami w poradnikach psychologicznych wypisałam sobie wszelkie za i przeciw, budowałam argumenty i długo rozmyślałam nad tym, jak przekonać męża, że teściowa nie powinna dłużej nam pomagać.

Radziłam się też znajomych, młodych matek, siostry, a także własnej rodzicielki, która ochoczo obiecała mi pomóc, jeślibym chciała zrezygnować z pomocy mamy Szymona. A teraz wszystko wzięło w łeb. Chcąc, nie chcąc, uraziłam swojego męża.

Wzięłam głęboki oddech i na nowo zaczęłam spokojnie argumentować:

– Kochanie, to nie tak, że mam coś przeciwko twojej mamie. Ale według niej jestem złą matką, gospodynią i żoną. Zawsze robię coś nie tak. A to przesolę zupę, a to źle ubiorę Hankę lub nakrzyczę na Jaśka.

Nadszedł czas, by sobie odpoczęła

Moje argumenty nie przemawiały do Szymka. Stwierdził, że może i mama rozpieszcza dzieci i lubi sobie pogadać, ale w gruncie rzeczy bardzo nam pomaga. A ja czułam, że albo postawię na swoim, albo po prostu ucieknę z tego domu. Szymon chyba to zauważył, bo po chwili milczenia, powiedział trochę łagodniej:

– Nie stać nas na niańkę.

– Tak – westchnęłam. – Może więc teraz poprosimy o pomoc moją mamę.

– Aha! To o to ci chodzi? – obruszył się mój mąż. – Chcesz wyrzucić z naszego życia moją mamę i zastąpić ją twoją!

– Nie chcę nikogo wyrzucać. Po prostu potrzebuję zmiany – tłumaczyłam spokojnie. – Czy to coś złego? Minęły trzy lata, odkąd twoja mama zaopiekowała się bliźniakami. Może pora dać jej odpocząć?

Minęła chyba godzina, zanim mąż wreszcie dał się przekonać. Poinformowanie teściowej zlecił, oczywiście, mnie. Zacisnęłam zęby i wykonałam tę czarną robotę. Zniosłam jej łzy i cyniczne uwagi na temat „nikomu niepotrzebnego starego śmiecia”.

A także rozpaczliwe pożegnanie z Jankiem i Hanią, jakby już nigdy więcej miała ich nie zobaczyć. Zniosłam też wieczorny szloch córki i narzekanie, że nikt nie czyta bajek tak pięknie, jak babcia Teresa, oraz awanturę o kluski podane przeze mnie na kolację, które synek wypluł na podłogę.

Przyznaję, w połowie wieczoru byłam bliska wybrania numeru babci Teresy, ale się powstrzymałam. A rano z odsieczą przybyła moja mama.

– Babcia Halinka! – dzieci rzuciły się jej radośnie w ramiona, podczas gdy ja przywitałam się szybko i pognałam do pracy.

Zamienił stryjek siekierkę na kijek!

Początki nie były łatwe. Pierwszy dzień spędziłam na telefonie, odpowiadając na tysiące maminych pytań. Co prawda wkrótce się skończyły, ale za to wtedy rozpoczął się prawdziwy koszmar...

Na początku usłyszałam, żebym nie gotowała dzieciom obiadów, bo Janek woli jej schabowe. Na moje prośby o urozmaicenie posiłków o warzywa, owoce i mniej ciężkostrawne potrawy, stwierdziła tylko, że wychowała dwoje dzieci i wie lepiej, co powinny jeść maluchy w tym wieku.

Pomagała, owszem, ale też wtrącała się do wszystkiego: mojego sposobu prasowania i układania ubrań, porządkowania rzeczy, dokumentów, podziału pokoi bliźniąt. Już po kilku miesiącach zmieniła organizację moich szaf.

Wysprzątała tak dokładnie biurko Szymona, że do dziś nie możemy znaleźć niektórych jego papierów. Co chwila pucowała szyby w oknach i lustra, a kiedy ktoś nieopatrznie dotknął je brudnymi rękami, podnosiła wrzask!

Znosiłam to wszystko cierpliwie, bo nie miałam innego wyjścia. Na przedszkole nie było nas stać, na niańkę tym bardziej.

– Zamienił stryjek siekierkę na kijek – prychał Szymek, patrząc, jak się męczę.

Owszem, moja rodzicielka mogłaby stratować w konkursie na najlepszą panią domu, ale mnie chodziło jedynie o opiekę nad dziećmi. Nie chciałam tracić kontroli nad życiem swojej rodziny!

Pierwszy kryzys nadszedł, kiedy pewnego dnia mamusia wzięła się za porządkowanie moich butów i torebek.

– Po co ci one? – dywagowała nad jakimiś mokasynami. – Justynce, wiesz, córce cioci Grażyny, bardzo by się przydały, a tutaj tylko leżą nieużywane.

– Noszę je, tylko rzadko – broniłam się.

– No właśnie! – zatriumfowała.

– Mamo, nie zaczynaj, lubię te buty! – wyrwałam mokasyny z jej rąk z takim impetem, że aż wpadłam do naszej sypialni.

Próbując się podnieść, zauważyłam kątem oka mojego męża, schowanego za drzwiami z laptopem na kolanach.

– Mokasynami zajmę się później, teraz przejrzę czółenka – usłyszałam, podczas gdy Szymon ostrożnie zamknął drzwi.

– Co ty tutaj robisz? – wyszeptałam.

– Szukam świętego spokoju – odparł.

W pierwszej chwili nie zrozumiałam, ale mąż natychmiast mi to wyjaśnił.

– Widzisz, narzekałaś na moją mamę, a przynajmniej nikt nie buszował w naszych szafach i nie musiałem jeść tłustych kotletów. Nawet dzieci narzekają, że się nudzą z babcią Halinką, bo ją tylko interesuje kuchnia i sprzątanie – kontynuował.

Nie byłam specjalnie zadowolona, że mówi w ten sposób o mojej mamie, lecz trudno było nie przyznać mu racji. Spojrzałam na mokasyny, które trzymałam w dłoni. „Dosyć tego! Dłużej nie wytrzymam!” – pomyślałam i ruszyłam do drzwi.

– Iza, dobrze się zastanów, nie mamy już trzeciej babci... – mąż próbował mnie powstrzymać, ale go odepchnęłam.

Chcę wreszcie zacząć sama zarządzać domem

Z bojowym nastawieniem weszłam do przedpokoju, stanęłam przed mamą, wyjęłam z jej dłoni jakieś sandały i pociągnęłam ją za sobą do gościnnego pokoju.

– Dziecko, co ty wyprawiasz... – jeszcze nie rozumiała, co się dzieje.

– Mamo, ja nie mam dwunastu lat – zaczęłam. – Nie możesz mi grzebać w szafach. To jest mój dom, o ile jeszcze tego nie zauważyłaś. Prosiłam cię o opiekę nad dziećmi i bardzo ci za nią dziękuję, ale nie chcę, żebyś się czuła panią tego wszystkiego – oznajmiłam, siląc się na spokój.

– Jesteś niewdzięczna! – krzyknęła.

– Masz rację mamo, niepotrzebne mi te buty, tak samo jak torebki i sukienki, które przeglądałaś wczoraj – powiedziałam. – Ale są moje i to ja zdecyduję o tym, czy je wyrzucić, czy zostawić. Rozumiesz? Myślę, że przyszedł czas rozstania.

– Jak możesz, po tym wszystkim, co dla was zrobiłam! – zawyła żałośnie.

Wzięłam głęboki oddech i ciągnęłam:

– Ty i Teresa jesteście świetnymi mamami, ale pora, żebym i ja się wykazała. Nie mogę ciągle korzystać z waszej pomocy. Dzieci są z babciami od zawsze. Rodziców mają od święta, a tak nie powinno być. Wy radziłyście sobie same. My też musimy. Od września dzieci idą do przedszkola.

– Ależ to kosztuje! – zdziwiła się mama.

– Sama zauważyłaś, że za dużo wydaję na ciuchy i torebki. Owszem, prywatne przedszkole kosztuje, ale zaciśniemy pasa i damy radę. Może będę musiała zrezygnować z nadgodzin, żeby odbierać dzieci wcześniej. Trudno. Chcę być panią swojego życia i wychowywać dzieci po swojemu.

– My chcemy – powiedział Szymon, który właśnie wszedł do pokoju.

Przysłuchiwał się naszej rozmowie i trzymał kciuki, żebym wytrzymała w swoim postanowieniu. Wiedział doskonale, że to najlepsze, co możemy zrobić.

Moja mama odegrała scenę godną greckiej tragedii, ale oboje pozostaliśmy niewzruszeni. Tydzień później odwiedziliśmy babcię Teresę. Z kwiatami i upieczonym przeze mnie ciastem. Sądziła, że będziemy ją błagać o powrót, lecz się myliła.

Chcieliśmy jej tylko podziękować za trud wychowania wnucząt i poprosić, żeby nie zrywała z nami kontaktu.

– Wpadaj mamo, na kawę, zapraszamy na niedzielne obiady, na spacery i wyjścia do kina – powiedział Szymon, a ja uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze.

Czytaj także:
„Mój brat przegrywał w karty oszczędności na przyszłość swoich dzieci. Myślał, że dorobi się na oszukiwaniu staruszków”
„Moi rodzice żyją jak pies z kotem. Z dzieciństwa pamiętam wieczne kłótnie. Może dlatego nie potrafię okazywać uczuć?”
„Zwierzyłam się córce z zauroczenia kolegą, a ona mnie szantażuje. Albo dostanie kasę, albo powie ojcu, że go zdradzam”

Redakcja poleca

REKLAMA