Przez lata nie miałam nikogo i było mi z tym dobrze. To nie tak, że nie potrzebuję związku i chcę zostać starą panną do końca życia: po prostu nie wierzę w „szukanie” partnera, a jedna opcja, jaką rozważałam, to poznanie kogoś w naturalny sposób. W momencie, gdy moja siostra zaręczyła się jednak jako ostatnie z pięcioosobowego rodzeństwa (nie licząc mnie), cała rodzina zaczęła atakować mnie pytaniami.
Byłam czarną owcą wśród białych sukien
– No, Marta, zostałaś tylko ty. Kiedy mogę spodziewać się wnuków? – męczyła babcia.
– Ja znam takiego Mateusza, bawiłaś się z nim jako dziecko. Zaproszę go na obiad. – wtórowała ciocia. – To taki fajny chłopak, ułożony, ma dobrą pracę.
– Martusia, dziecko, ja chcę tylko twojego szczęścia. Przyjdź no z jakimś kawalerem. Do ślubu Oli jeszcze pół roku, spróbuj znaleźć kogoś do tego czasu! – namawiał tata.
No tak, ślub. W mojej rodzinie zjeżdżali na nie wszyscy, łącznie z wujostwem z Kanady i kuzynami, których widziałam trzy razy w życiu. Imprezę musiało być słychać na drugim końcu miasteczka, w którym pozycja i opinia społeczeństwa liczyła się najmocniej.
Moja rodzina walczyła o siebie jak lwy, ale nie wiem, czy z przywiązania, czy z głębszej potrzeby „politycznej”. Starałam się być ponad tym, ale wizja rozmów z ciociami przy weselnym torcie wydała mi się torturą.
Nie chciałam słyszeć tych samych pytań z dziesiątek ust
Postanowiłam wyżalić się z mojej sytuacji na forum, pod nickiem, który nie zdradzał mojej tożsamości. Oprócz wsparcia kobiet dostałam wtedy propozycję od tajemniczego Andrzeja. Młody, przystojny, z ciałem niczym antyczna rzeźba – właśnie ten mężczyzna zaproponował, że będzie udawał mojego chłopaka za pieniądze.
Po wymianie luźnych wiadomości o zainteresowaniach i pracy uznałam, że właśnie ten facet spodoba się mojej rodzinie i uwolni mnie od rzeki pytań.
Jakiś czas później spotkaliśmy się na kawę. Andrzej uzgodnił wtedy ze mną spójną historię o tym, jak poznaliśmy się i dlaczego wybraliśmy właśnie siebie. Nie obyło się też bez snucia fałszywych planów na przyszłość, które sprzedamy potem całej rodzince. Choć miało obyć się bez pocałunków i czułości, uznaliśmy, że w razie nalegań cioć i wujków, możemy raz na jakiś czas cmoknąć się i przytulić.
Z racji, że Andrzej był szarmancki, wyrozumiały i słuchający, sprawiał wrażenie prawdziwego profesjonalisty, który robi to nie pierwszy raz.
– Pokaż mi teraz zdjęcia swojej rodziny, najlepiej z podpisami. Podaj też kilka zdań o zainteresowaniach, charakterze czy pracy. Chcę poznać ich wszystkich, żeby potem mieć o czym z nimi rozmawiać. – Andrzej rzucał pomysłami, jak z kapelusza magika.
Wydawał się być tak zaangażowany!
Opowiadałam mu więc wytrwale o drzewie genealogicznym. Wybraliśmy nawet razem garnitur, biorąc pod uwagę, jakiego stylu u faceta mogą zazdrościć niezliczone ciocie i kuzynki. Oczywiście, za wszystko płaciłam ja. Wręczyłam mu też od razu kopertę z 80% wynagrodzenia.
Kiedy pojawiłam się z Andrzejem na weselu, poczułam, że stałam się tematem numer jeden – tak, jakbyśmy przyćmili Parę Młodą. Byliśmy tego wieczoru na językach wszystkich: ale wreszcie z dobrego powodu!
– Widzisz, ja to ze wszystkiego najbardziej lubię żeglarstwo. – zagadał tata.
– Naprawdę? Mój dziadek zdobywał liczne trofea, a w 1977, w konkursie „Rejs Roku”... – Andrzej wydawał się przygotowany na każdą rozmowę, przestudiował życiorysy każdego znaczącego gościa.
– Tak? Pamiętać takie daty, tylko pozazdrościć wnuka! – tata wydawał się oczarowany.
Wszystkie ciocie, kuzynki, siostry oraz mama wysłuchiwały z kolei opowieści o tym, jak Andrzej wspiera niezależność kobiet i wierzy w sprawiedliwy podział obowiązków domowych. Okazało się, że brał nawet udział w zmyślonym wolontariacie, poświęconemu samotnym matkom i ofiarom przemocy domowej.
Wszystkich zachwycił też nasz humor i flow, wypracowany przez wielogodzinne ćwiczenie dialogów. Wszystko było tak idealne... dopóki nie zaczęła zagadywać go jedna dziewczyna z grona gości. Na początku wydawało mi się, że po prostu chce zrobić na niej dobre wrażenie, zgodnie z naszym planem.
Najgorsze miało jednak nastać
Im dalej w noc i im wyższe stężenie promile we krwi, tym bardziej Andrzej wyłączał się z rodzinnych rozmów, na rzecz prowadzenia konwersacji z poznaną właśnie dziewczyną. Odbębnił już większość zadania, oddał się więc w większości pięknej nieznajomej: niestety, nie tylko w przenośni, ale też dosłownie.
W pewnym momencie ta dwójka zniknęła z oczu i udała się w stronę części hotelowej. Nie wiem, czy wyznał dziewczynie prawdę o fałszywym związku, tak czy inaczej: nie byli ani trochę uważni. Jedna z ciotek przyłapała ich na pocałunku na korytarzu, bo zdziwiona postanowiła ich śledzić.
Jej wrzaski przywołały na korytarz pojedynczych gości, którzy usypiali właśnie w pokojach ziewające już pociechy.
Wrzawa przeniosła się na salę weselną, a obecni tam goście szybko przekazali sobie nowinę z ust do ust. Wtedy zaczął się prawdziwy cyrk, który na dobre przesądził o mojej reputacji. Mój tata, z racji widocznego już podpicia, zaczął szarpać się z Andrzejem. Kuzynki, w akcie „solidarności”, oblały z kolei fałszywą kochankę równie fałszywego chłopaka winem.
– Ty draniu! Jak możesz, przy jej własnej rodzinie... – krzyki nawet ciężko było przyporządkować do głosów. Afera trwała dobre kilkanaście minut, wykluczając całkowicie Parę Młodą z rozgrywki.
Tę sytuację dało się jeszcze uratować
Mógł przyznać się do „zdrady”, udać skruszonego, może nawet: zostać wygnanym... Ten jeleń, postanowił jednak wyznać całą prawdę, upokarzając mnie jeszcze bardziej.
– Dajcie mi spokój! Nie ma żadnego związku! Ona mi zapłaciła! – wykrzyczał, by uwolnić się od wzburzonej rodzinki.
– Co? Marta, nie zrobiłabyś tego, prawda?
– On kłamie, to przez zdradę! – próbowałam ratować sytuacje, patrząc na Andrzeja porozumiewawczo.
Porozumienia nie było.
– Nieprawda! Mam nawet ze sobą wasze życiorysy. – mówiąc to, wyciągnął zwiniętą kartkę z wydrukowanymi zdjęciami i opisem. – Gdzieś mam taki kabaret, nie będę już w nim grał!
W ten sposób jedna awantura zamieniła się błyskawicznie w drugą. W chwili, gdy młodzi powinni zapisywać w pamięci najpiękniejsze, romantyczne wspomnienia, goście aż wrzeli, piorąc sobie nawzajem największe brudy.
– To wszystko dlatego, że nalegaliście na faceta! – wyłamała się jedna z ciotek.
– Nieprawda! Sama jesteś złą matką. Dobrze wiem, że...
Wyszłam. Odpaliłam samochód, z racji, że nic tej nocy nie piłam. Uciekłam.
Zapoczątkowałam rozłam w rodzinie
Prawie nikt się do mnie nie odzywa... i nie tylko do mnie. Moja rodzina podzieliła się na dwa obozy: tych, którzy obwiniają mnie za zrujnowanie wesela i tych, którzy uważają, że moi najbliżsi to zło największe, które zmusiło mnie do ostateczności. Nie chciałam żadnego z tych konfliktów, tymczasem skłóciłam ze sobą absolutnie każdego.
Najbardziej w tym wszystkim szkoda mi Oli. Piszę do niej raz na jakiś czas, bo nie odbiera połączeń, nie mówiąc nawet o otwarciu drzwi. Wszystko jedno, co pomyślą o mnie inni: chcę, by mimo wszystko, wspominała swój ślub przez pryzmat reszty wydarzeń, tak, jakby nigdy mnie tam nie było.
Zdarzyła się jeszcze jedna, niespodziewana rzecz. Zaczęłam spotykać się z naprawdę fajnym facetem z mojej pracy. Póki co nie mówię o nim nikomu (bo prawie z nikim nie gadam), ale boję się, co stanie się, kiedy i on pozna prawdę.
Czuję też do siebie jeszcze większy żal, wiedząc, że miłość była tuż za rogiem. Że gdybym tylko poczekała jeszcze trochę, miałabym kogo pokazać rodzinie: może nie na ślubie, ale na kameralnej kolacji. Walczę teraz o naprawę relacji z bliskimi. Niedługo czeka mnie pierwsze spotkanie z tatą.
Czytaj także:
„Znajomi nie chcą płacić za moją pracę. Uważają, że moje usługi należą im się za darmo, bo to >>żadna sztuka<<”
„Starsi ludzie naprawdę nie chcą, żeby dzieci organizowały im życie. Emerytura to czas na odpoczynek, a nie przygody”
„Straciłem matkę, ale zyskałem macochę. Nie wiedziałem, że jej życie skrywało ogromną tragedię”