Przez ostatnie trzy miesiące swojego życia Teresa była bardzo ożywiona. Co prawda czuła się źle, często powtarzała, że zbiera się w ostatnią drogę, ale musi załatwić jeszcze kilka spraw, które niepotrzebnie zostawiała na ostatnią chwilę.
– Mamo, nie mów tak. Zaprowadzę cię do dobrego lekarza, zleci badania i jeśli to coś poważnego, zaczniesz się leczyć, ale proszę nie mów ciągle, że już umierasz – złościłem się na swoją macochę.
Teresa jednak nigdy nie lubiła się leczyć, chodzić po lekarzach, bo twierdziła, że co ma być, to będzie, i żaden konował jej życia sztucznie nie wydłuży. Choć do kościoła chodziła sporadycznie, była wierząca i uważała, że nic nie zmieni planu, jaki Pan Bóg dla niej przygotował.
– Mój czas się kończy i ja to wiem. Pozałatwiam, co trzeba, i odejdę. A ciebie, Pawełku, proszę, żebyś mi tylko trochę pomógł. Sam widzisz, że kiepsko z moimi nogami.
Bóle w kolanach to jedyna dolegliwość, na jaką od lat skarżyła się moja macocha, jednak nawet gdyby nic jej nie było, bez chwili wahania zrobiłbym to, o co prosiła. Miałem dla Teresy wiele życzliwości i ogromny dług wdzięczności za jej poświęcenie, kiedy byłem dzieckiem, nieznośnym nastolatkiem, i później, gdy pomogła mnie i Marcie wychowywać nasze pociechy, żebyśmy oboje mogli skończyć studia.
Nawet nie wiedziałem, że ma siostrę
Tak więc w krótkim czasie zawiozłem Teresę do administracji cmentarza, bo musiała sprawdzić, czy sprawy grobu, w którym spoczywał mój ojciec, są uporządkowane, do trzech banków, w których trzymała uciułane oszczędności, bo wolała się upewnić, że we wszystkich mam właściwe upoważnienia do jej kont, wreszcie na spotkanie z notariuszem, w którego obecności przepisała na mnie cały swój majątek, czyli część naszego domku, która przypadła na nią po śmierci mojego taty.
Na spotkania z koleżankami, z którymi kiedyś pracowała chodziła jednak sama. Wątpię, żeby im się zwierzała ze swoich planów, co do rychłego odejścia z tego świata.
Teresa miała bardzo wesołe grono przyjaciół i z pewnością nikt spośród nich nie potraktowałby jej słów poważnie. Zresztą kilka osób wciąż przychodziło do niej na remika. Chwile ciszy za ścianą, co rusz przerywały wybuchy śmiechu. Tym bardziej uważałem wzmianki o odchodzeniu za głupie gadanie.
Pewnego wieczoru macocha zawołała mnie do siebie.
– Pawełku, została mi jeszcze ostatnia sprawa. Najtrudniejsza. Chcę prosić, żebyś to załatwił jak najprędzej, najlepiej jutro, jeśli możesz – poprosiła słabym głosem i podała mi sporą, wypchaną kopertę.
– Tu jest adres mojej siostry. Nie wiem, czy żyje, ale nie miałam żadnej wiadomości, że…
– Ty masz siostrę, Tereso? – od lat nie zwracałem się do macochy po imieniu, jednak ta niespodziewana wiadomość tak bardzo mnie zaskoczyła, że jakoś tak automatycznie przeszedłem na oficjalny ton.
– Tak, mam młodszą siostrę, Alę… To długa historia i nie chcę ci teraz tego wszystkiego opowiadać. Proszę, żebyś pojechał do niej jutro, może nadal mieszka tam, gdzie dawniej. Dasz jej tę kopertę. Są tam zdjęcia naszych rodziców, moje zdjęcie ślubne z twoim tatą, kilka naszych wspólnych fotografii… i list. List jest najważniejszy. Jeśli będziesz się widział z Alą, niech przeczyta go przy tobie. Jeśli coś będzie chciała mi przekazać, zapamiętaj dobrze, żeby mi powtórzyć.
– Dlaczego nie chcesz sama jej dać tych zdjęć, porozmawiać z nią… Po co pisać listy, skoro ona mieszka tuż obok? – patrzyłem na adres na kopercie, i nie mogłem zrozumieć, o co tutaj właściwie chodzi.
– Pawełku, nie pytaj o nic, nie teraz. Napisałam list i to dla mnie było wystarczająco ciężkim przeżyciem, nie dałabym rady z nią rozmawiać. Nie umiałabym powiedzieć tego wszystkiego, co jest w liście.
Wziąłem list i poszedłem do siebie. Zostawiłem Teresę zamyśloną, poważną. Przez cały czas, gdy rozmawiała ze mną o siostrze, jej głos był cichy, lekko drżący. Czułem, że chodzi o jakąś wielką sprawę, dlatego w sobotę, jeszcze przed południem zapukałem do drzwi mieszkania na warszawskim Mokotowie.
Otworzyła mi kobieta podobna do Teresy, choć nieco młodsza i zdecydowanie bardziej zadbana od mojej macochy. Przedstawiłem się.
– Jestem synem Teresy, to znaczy pasierbem… Mam przekazać pani tę kopertę – kobieta najpierw gapiła się na mnie, jakby zobaczyła ducha, a potem niepewnie wzięła do ręki przesyłkę, obmacując ją palcami, jakby chciała zgadnąć, co zawiera.
– Jak ona się ma? Czy jest zdrowa? Czy coś się stało? – spytała.
– Właściwie jest zdrowa, tylko… – zawahałem się, nie wiedząc, czy powinienem mówić więcej.
Rozejrzałem się po korytarzu niepewnie i dopiero wtedy siostra Teresy zaprosiła mnie do środka.
– Proszę wejść. A więc, jak z nią jest? – niecierpliwiła się.
– Niby dobrze, tylko często mówi o śmierci… Prosiła, żeby pani przy mnie przeczytała list, jest w środku – wskazałem gestem kopertę.
Była bardzo dobrą macochą
Kobieta poszła do pokoju, w którym stał stary bujany fotel. Ze stolika wzięła okulary, rozerwała kopertę. Na podłogę spadło jakieś zdjęcie, jednak ona nie sięgnęła po nie, tylko niecierpliwie zaczęła czytać.
List składał się z trzech lub czterech dużych kartek. Kiedy dotarła do ostatniej, opadła na fotel, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się.
Stałem w przedpokoju i nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Szloch Alicji powoli cichł, wtedy nieśmiało zapytałem:
– Czy coś przekazać mamie?
Przełykając łzy, kobieta gestem zaprosiła mnie do pokoju. Usiadłem na sofie i czekałem, aż się uspokoi.
Rozglądałem się po mieszkaniu. Było nieduże, urządzone starymi meblami, schludne. Siostra mojej macochy miała łagodne rysy. „Jest pewnie tak samo dobra jak Teresa” – przemknęło mi przez głowę.
Moja macocha była naprawdę nadzwyczajnie dobra. Kiedy zmarła moja mama, miałem niecałe 4 lata. W tamtej chwili nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaka tragedia spotkała mnie i mojego tatę. Dziadkowie, którzy mieszkali z nami, nie chcieli mi mówić, że mama umarła. Mówili, że wyjechała, a ja za nią tęskniłem i płakałem, ale wciąż czekałem, wierząc w opowieści dziadków, że mama kiedyś wróci. To czekanie trwało tak długo, aż w końcu zapomniałem nawet, jak wyglądała.
Pewnego dnia, gdy byłem z tatą w sklepie, zacząłem go wypytywać, czy pani za ladą jest podobna do mojej mamy, a może to ona sama, bo tak mi się zdawało. Kobieta uśmiechnęła się do mnie wtedy tak szczerze i serdecznie, że mimo nieśmiałości, dałem się jej pogłaskać po włosach. Miałem kręcone blond loki, które podobały się wszystkim paniom. Wtedy ojciec szepnął coś tej ekspedientce nad moją głową, a ona pochyliła się nisko i powiedziała mi do ucha, że z tej podróży, w którą wybrała się moja mama, nie ma powrotu, ale żebym się nie martwił, bo mamusia wciąż mnie kocha.
Nie wiem, co wtedy myślałem, ale to wyjaśnienie mi wystarczyło i przestałem czekać na mamę. Coraz częściej zachodziliśmy do tego sklepu, aż w końcu pani zza lady przyszła nas odwiedzić.
Wkrótce zmarła moja babcia, potem dziadek. Po jego pogrzebie Teresa, czyli znajoma taty ze sklepu, wprowadziła się do nas, bo nie mogłem być sam w domu, kiedy tata wychodził do pracy. Nie pamiętam, kiedy wzięli ślub, ale pamiętam, co mi wtedy tata powiedział.
– Synku, teraz będziesz miał nową mamę, Teresę…
Przyjąłem ten fakt jako coś oczywistego. Już nie pamiętałem swojej mamy, więc uznałem, że można tak zwyczajnie zmienić mamę na nową.
Teresa była bardzo dobrą macochą. Miała do mnie anielską cierpliwość, rozpieszczała mnie słodyczami i różnymi domowymi smakołykami. Czasem nawet późno w nocy, kiedy obudził mnie zły sen, Teresa, żeby mnie uspokoić, stawała przy kuchni i smażyła mi racuszki lub naleśniki, które wprost uwielbiałem.
Kiedy poszedłem do szkoły, bardzo rozrabiałem. Grając w piłkę, rozbijałem szyby, ciągnąłem koleżanki za włosy, biłem się z chłopakami. Rodzice wzywani byli do szkoły dziesiątki razy. Od ojca zawsze wtedy słyszałem, że wyląduję w poprawczaku, a on palcem nie kiwnie, by mnie stamtąd wydostać. Z czasem ojciec przestał zjawiać się na wezwania wychowawczyni czy dyrektorki szkoły. Na dywaniku stawiała się Teresa, która wysłuchiwała skarg na mnie, po czym mnie usprawiedliwiała najlepiej, jak umiała. W domu siadała ze mną w małym pokoju i tłumaczyła, dlaczego postąpiłem źle, namawiała, żebym za swoją psotę przeprosił koleżankę, kolegę lub dyrektorkę szkoły.
Zrobili to tuż pod okiem rodziców
Ojciec chyba wciąż tęsknił za mamą i nigdy nie kochał Teresy, chociaż to ona stworzyła nam obu ciepły i bezpieczny dom. Była dobrą i troskliwą żoną, oddaną opiekunką dla mnie. Kiedy skończyłem szkołę i umarł mój tata, została mi tylko Teresa. Mówiłem do niej „mamo”, chociaż wiedziałem, że nią nie jest. Czułem jednak, że i ja jestem jedynym bliskim jej człowiekiem, na którego zawsze mogła liczyć. O istnieniu Alicji nie miałem pojęcia.
Teraz patrzyłem na siostrę Teresy i domyślałem się tylko, że między tymi dwiema kobietami musiało się zdarzyć coś, co poróżniło je na lata. Alicja spoglądając sponad zapisanych starannym pismem kartek, łamiącym się głosem wyszeptała:
– Siostra mi wybaczyła… Tak strasznie ją skrzywdziłam, a ona mi wybaczyła… – sięgnęła po chusteczkę i wytarła oczy. – Zrobię panu herbaty... Mogę ci mówić po imieniu? – spytała, a ja skinąłem głową. – Tak będzie nam łatwiej rozmawiać. Ja jestem Ala… Wiesz, że twoja macocha, to znaczy… mama, pochodzi z Pomorza? – znów skinąłem głową.
– Pewnego lata, zdałam wtedy do maturalnej klasy, twoja mama zatrudniła się do pracy w dużym pensjonacie. Poznała tam studenta z Warszawy, przystojnego, wesołego chłopca... Tadek był dla nas niczym książę z bajki, stanowił uosobienie lepszego świata. Nasza rodzina żyła bardzo skromnie, twoi dziadkowie, to znaczy rodzice Tereski i moi, nie mieli pieniędzy, żeby wysłać którąś z nas do dużego miasta na studia, więc nasza przyszłość była przesądzona: małżeństwo z jakimś miejscowym i klepanie biedy, jak reszta mieszkańców naszego miasteczka. No a tutaj nagle Teresa znalazła sobie chłopaka ze stolicy…
Z opowieści Alicji wynikało, że moja macocha zaszła w ciążę z Tadkiem, i kiedy wszystko wyszło na jaw, jego rodzice zgodzili się nawet na ślub, ale bez rozgłosu. Teresa była bardzo szczęśliwa, zakochana w Tadku bez pamięci. Młodzi mieli zamieszkać w Warszawie, u babci Tadeusza. Potem, gdy dziecko byłoby już większe, Teresa planowała rozpocząć wymarzone studia…
Wszystkie plany wzięły w łeb, gdy okazało się, że Tadek, który przyjechał do rodziców Teresy po jej zimowe ubrania, zdradził młodą żonę ze swoją szwagierką, tuż pod okiem teściów. Moja macocha była wtedy w czwartym miesiącu ciąży.
– Dowiedziała się o zdradzie od naszej matki – usłyszałem. – Niestety, mama powinna była wtedy trzymać język za zębami, ale stało się inaczej. Tereska poroniła, a potem…
Macocha zabrała z rodzinnego domu resztę swoich rzeczy i została w Warszawie, gdzie znalazła pracę, ale do mieszkania Tadka, już nie wróciła. Wzięli rozwód.
Zrobiła, co miała zrobić i odeszła
Lecz nie był to koniec jej tragedii. Teresa bardzo ciężko przeżywała utratę dziecka, tymczasem po kilku miesiącach dowiedziała się, że Alicja zajęła jej miejsce u boku jej byłego męża i urodziła mu zdrowe bliźniaki. Moja macocha nigdy nie została matką, bo po poronieniu i wynikających z tego komplikacjach, nie mogła ponownie zajść w ciążę.
– Po tym wszystkim nie chciała mieć ze mną do czynienia – Alicja matowym głosem ciągnęła swoją opowieść. – Rodziców odwiedzała tylko wtedy, kiedy nie było u nich mnie ani moich dzieci. Piotrek i Jacek, moi synowie, nie mieli łatwego życia. Po tym, jak ich ojciec zostawił mnie, gdy mieli zaledwie trzy lata, było mi ciężko. Z maturą, bez żadnych kwalifikacji i doświadczenia nie mogłam znaleźć dobrej pracy, zarabiałam grosze. Ale teraz to już nieważne... – nagle wstała z fotela, zaczęła chodzić po pokoju.
Widać było, że list od siostry bardzo mocno nią wstrząsnął.
– Czy myślisz, że ona… chciałaby mnie widzieć? – spytała nagle.
– Jeśli pani wybaczyła, to pewnie tak… – odpowiedziałem bez przekonania. – Zapytam mamę.
Chciałem już iść do domu, jednak Alicja nalegała, bym został dłużej. Wypytywała o mnie, mojego tatę, była spragniona wiadomości o życiu dawno niewidzianej siostry. W kilku słowach opowiedziałem jej o naszej rodzinie i pożegnałem się.
Wracałem przybity historią, którą dopiero co poznałem. Spodziewałem się, że mama czeka na mnie z niecierpliwością, i rzeczywiście. Gdy wszedłem do pokoju, zobaczyłem w jej oczach wyczekiwanie. Opowiedziałem o spotkaniu z Alicją. Słuchała bardzo uważnie.
– Alicja pyta, czy chcesz ją zobaczyć? – powiedziałem na koniec.
Mama zmarszczyła brwi.
– Nie, na razie jej wybaczyłam, po chrześcijańsku, ale na spotkanie nie jestem jeszcze gotowa. Później.
Tego dnia nie mogłem przestać myśleć o historii mojej macochy i jej siostry. Jeszcze raz przywołałem w pamięci wszystkie obrazy z dzieciństwa i młodości. Zawsze miałem w Teresie mocne oparcie, czułem jej troskę i miłość. Czy byłaby dla mnie równie dobra, gdyby miała własne dziecko? Tego pewnie sama nie wiedziała. Niezależnie od wszystkiego, zdałem sobie sprawę, że ją kocham. Pomyślałem, że powinienem jej to powiedzieć.
– Może zawieźć cię do kościoła? – spytałem, wchodząc do jej pokoju w niedzielę rano. – Dawno nie byłaś.
Odpowiedziała mi cisza. Mama leżała na kanapie w tej samej pozie, w jakiej zostawiłem ją poprzedniego wieczoru, po naszej rozmowie. Załatwiła swoje ziemskie sprawy, wybaczyła siostrze i po prostu odeszła.
Czytaj także:
„Przyszywana siostra z zazdrości odebrała mi męża i dała mu dziecko, którego ja nie mogłam mu dać. Planowała to latami”
„Przygarnęłam siostrę w potrzebie, a ona odbiła mi męża i zaszła z nim w ciążę. Liczyła, że Karol ożeni się z nią”
„Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który jest teraz moim mężem. Nie potrafiła mi wybaczyć zdrady”