Od razu wiedziałam, że na wesele Małgośki pójdę w białej sukience. Od dawna mam ją w szafie i obskoczyłam w niej kilka imprez. Wyglądam w niej absolutnie szałowo. Jest co prawda dość długa, ale ma piękny dekolt i odkryte plecy. To moje największe atuty, więc wiadomo, że będę je eksponować. Problemy z moją kreacją zaczęły się jednak na kilka miesięcy przed weselem.
Biały jest dla pany młodej?
Kiedy tylko powiedziałam mamie i przyjaciółce Małgosi o tym, że planuję iść w białej sukience na wesele, mało mnie nie pobiły. Jedna przez drugą krzyczała, że tak nie wypada, że biel jest dla panny młodej i kto to w ogóle pomyślał, żebym takie cyrki odstawiała rodzonej siostrze. W końcu uznałam, że muszę zapytać samej Gośki, co ona o tym myśli.
Umówiłyśmy się na kawę i spokojnie wyjaśniłam jej, że mam upatrzoną sukienkę i problem jest taki, że jest biała. Nie mówiłam, że jest długa, szyfonowa i ma głęboko wycięte plecy. Uznałam, że skoro afera jest o kolor, to reszta jest bez znaczenia. Gosia od razu powiedziała, że nie ma problemu i mam przyjść w tym, w czym będzie mi wygodnie i w czym się będę dobrze czuła. Na tym dyskusja się zakończyła i nikt już nie poruszał tego tematu.
W końcu nadszedł termin wesela, ja wskoczyłam w moją suknię, dobrałam eleganckie dodatki, makijaż i fryzurę. Wyglądałam jak milion dolarów. Czułam się naprawdę dobrze i poszłam na imprezę z pewnością, że to będzie bardzo udany wieczór. Niestety bardzo się pomyliłam.
Gośka była wściekła
Kiedy Gośka mnie zobaczyła, poczerwieniała i widać było, że jest wściekła. Zupełnie nie rozumiem dlaczego, skoro sama powiedziała, że mam przyjść w czym chcę. Jej świadkowa też wyglądała, jakby miała mnie zabić wzrokiem. O matce i reszcie ciotek nie wspomnę. Tylko je mijałam, a już słyszałam głębokie westchnienia i widziałam przewracanie oczami.
Ale szczerze? Miałam to w nosie. Ja wiem, że wyglądałam świetnie i uważam, że nie zrobiłam nic złego. Przecież lojalnie uprzedziłam Gośkę, co chcę założyć, w jakim kolorze, a ona nie widziała problemu. I co? Odwidziało jej się? To już nie mój problem.
Cyrk tak naprawdę zaczął się dopiero na sali bankietowej. Świadkowa Gosi kilka razy usiłowała wylać coś na moją sukienkę. A to czerwone wino, a to zupę, a to kawę. Ewidentnie chciała wymusić, żebym poszła się przebrać. Nie ze mną te numery. Unikałam jej jak ognia, ale nie zamierzałam rezygnować z dobrej zabawy. Brylowałam na parkiecie i czułam się naprawdę świetnie. Wiem, że w innej sukience na pewno nie byłoby mi tak wygodnie.
Od wesela minęło 6 tygodni, a siostra i mama nie odzywają się do mnie. Nie będę ich przepraszać, bo nie mam za co. Nie zrobiłam nic złego. Przecież to tylko głupia sukienka, nie mogą mi już odpuścić i przestać strzelać fochy? Nie wiem już, jak przemówić im do rozsądku.
Czytaj także:
"Matka wykrzyczała mi, że zapłodnił ją gwałciciel nie tata. A ja cały czas przypominam jej o tym zdarzeniu"
"Ja haruję jak wół, żeby niczego jej nie zabrakło, a ona baluje, zamiast ugotować mi obiad..."
"Mąż szydził z mojej nadwagi i odstającego brzucha. Wszędzie masz tłuszcz i brzydzę się ciebie - często słyszałam"
"Zostałam sama z dwójką dzieci. Mój były mąż korzysta z życia, a ja nie mam, kiedy się w tyłek podrapać”