„Urodziłam kilka miesięcy temu, a mąż szydził z mojej nadwagi i odstającego brzucha. Mówi, że się mnie brzydzi”

Nadwaga po ciąży fot. Adobe Stock
Kiedy się poznaliśmy, byłam niezłą laską. Nie sądziłam jednak, że dla Marcina liczył się tylko mój wygląd.
/ 24.06.2020 06:40
Nadwaga po ciąży fot. Adobe Stock

Moje życie po urodzeniu dzieci kompletnie się zmieniło. Wcześniej lubiłam o siebie dbać i dobrze wyglądać. Zawsze starannie dobierałam strój, dodatki, makijaż. Odkąd na świecie pojawili się Piotruś i Weronika, nie miałam do tego ani głowy, ani czasu.

Chociaż nie planowaliśmy dzieci tak wcześnie, to wiadomość o ciąży tuż po ślubie bardzo ucieszyła mnie. A kiedy okazało się, że to ciąża bliźniacza, zaczęłam na nią chuchać i dmuchać. Od razu wzięłam zwolnienie i bardzo się oszczędzałam. Niemalże całymi dniami leżałam i oglądałam telewizję. Obiadów nie gotowałam, ponieważ mieliśmy darmowy abonament w firmowej stołówce Marcina. Przynosił do domu gotowe posiłki – wystarczyło zjeść, pozmywać i już.

Zdrowie dzieci było dla mnie najważniejsze

Szybko przybierałam na wadze, ale nie martwiłam się tym. Byłam w ciąży i miałam prawo! Liczyło się dla mnie tylko to, żeby dzieci rozwijały się zdrowo. Mój wygląd przestał mieć znaczenie. Marcin narzekał czasem, że mogłabym się „jakoś ubrać albo uczesać”, ale były to raczej drobne przytyki
i pomijałam je milczeniem.

Po porodzie zostało mi 15 kg nadwagi. Tłumaczyłam sobie, że szybko zgubię zbędne kilogramy. Słyszałam, że przy dziecku nie ma czasu zjeść i człowiek sam chudnie, a co dopiero przy dwójce! Niestety, ze mną było inaczej.

Przez cały dzień biegałam między Piotrusiem i Weroniką. W biegu chwytałam jakąś kanapkę, a najczęściej zabijałam głód drożdżówką albo batonikiem, bo tak było szybciej. Obiady jadłam zazwyczaj późnym wieczorem. W rezultacie wciąż byłam gruba. Nie mogłam odzyskać figury sprzed ciąży.
Często kłóciłam się z Marcinem. Nie pomagał mi przy dzieciach prawie wcale. Pracował od rana do wieczora, potem wracał zmęczony, kąpał się, jadł coś i siadał przed telewizorem.

Kiedy prosiłam, by zajął się którymś z dzieci, zawsze miał wymówkę – najpierw twierdził, że są za małe i się boi, potem ciągle wymawiał się zmęczeniem albo złym samopoczuciem.

Mąż coraz częściej dokuczał mi też z powodu mojego wyglądu. Początkowe delikatne aluzje zmieniły się w regularne, obcesowe dogryzanie.
– Znowu żresz ten tłusty majonez. Zaraz trzeba będzie poszerzać futryny! – mówił, a mnie robiło się przykro.
Wiedziałam, że ma rację, ale jego uwagi miały odwrotny skutek – smutki zaczęłam zajadać słodyczami.
Między nami było coraz gorzej. Kłóciliśmy się niemal bez przerwy. Miałam żal, że w domu w ogóle mi nie pomaga, w weekendy wychodzi sobie z kolegami na piwo, a ja jestem cały czas uwiązana przy bliźniakach.
– Bo na ciebie się patrzeć nie da! Baleron w poplamionym dresie. Jednak to prawda, że jak kobieta zostaje matką, to przestaje być kobietą! – krzyczał.
– To może zajmij się dziećmi, a ja wreszcie pójdę do fryzjera albo na siłownię? – odgryzałam się.

Tamtego dnia postarałam się, żeby wyglądać ładnie

Choćbym była dwa razy grubsza, Marcin nie miał prawa tak do mnie mówić! Ranił mnie z premedytacją, i robił to coraz częściej. Prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Seks też był sporadyczny – zwykle gdy mąż wracał po kilku piwach. Ale nawet w trakcie tych intymnych chwil potrafił wypomnieć mi fałdy na brzuchu…

Z okazji pierwszych urodzin naszych dzieci w sobotę zaprosiliśmy najbliższych do restauracji. Marcin musiał z rana skoczyć do firmy, więc poprosiłam mamę, żeby została z dziećmi. Odwiedziłam fryzjera, odświeżyłam kolor włosów i nieco je ścięłam. Poszłam też do znajomej kosmetyczki, która zrobiła mi elegancki makijaż. Włożyłam wyszczuplającą bieliznę i nową sukienkę w fasonie maskującym tuszę. Gdy stanęłam przed lustrem, niemal wpadłam w zachwyt. Mama też nie mogła się mnie nachwalić:
– No, córuś, jakaś ty śliczna! Już dawno tak nie wyglądałaś.
Z niecierpliwością czekałam na powrót Marcina i jego minę, kiedy mnie zobaczy. Ale on minął mnie bez słowa.
– Nawet nie spojrzysz? Nie powiesz, jak wyglądam? – spytałam.
– Daj spokój, za godzinę musimy być w restauracji, nie mam czasu na przyglądanie się słonicy w worku – warknął i zamknął się w łazience.

Poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Próbowałam je powstrzymać, by nie spłynął z nimi mój makijaż, ale na niewiele się to zdało. Jak mógł?! Przecież tak się starałam… Podczas obiadu próbowałam zachowywać się normalnie, uśmiechać, chociaż wszystko we mnie krzyczało.

W pewnym momencie poszłam szukać Marcina, chciałam zrobić kilka rodzinnych zdjęć na pamiątkę. Poszedł akurat na papierosa ze swoim bratem, Podsłuchałam fragment ich rozmowy.
– Mówię ci, stary, już nie mogę. Kiedyś to była laska, zadbana, zgrabna, w koronkowej bieliźnie… A teraz? Wszędzie ma tłuszcz… Jak ma mnie podniecić baba z tłustymi włosami i wielkimi gaciami?! Brzydzę się jej.
Nie wiem, skąd wzięłam w sobie siłę, żeby dotrwać do końca spotkania, i to z uśmiechem na ustach. Udało mi się to chyba tylko ze względu na dzieci.

W domu jednak nie wytrzymałam. Postanowiłam na serio rozmówić się z Marcinem. Przyznałam, że ma prawo tak o mnie myśleć, bo rzeczywiście strasznie się zaniedbałam. Obiecałam, że postaram się to zmienić.
– Ja o siebie zadbam, zrzucę kilka kilogramów, zacznę się malować, inaczej ubierać… Ale ty musisz mnie szanować! Zamiast dokuczać, zacznij mnie wspierać – mówiłam, a on tylko patrzył na mnie ironicznym wzrokiem.

Coraz częściej  ze mnie szydził

Oczywiście nic to nie pomogło, Marcin się nie zmienił. Nadal lubił powtarzać, że ze mnie już nic nie będzie.
– Takich jak ty albo lepszych to ja mógłbym mieć teraz na pęczki, i to na jedno pstryknięcie. Znam swoją wartość! – wykrzyczał mi kiedyś w złości.

Pamiętam, że wtedy nie poczułam już bólu, tylko gniew. Czy zawsze taki był, a ja tego nie widziałam? Czy zmienił się z czasem? To już nieważne…

Bo nagle mąż stał się dla mnie obcym człowiekiem. Niechętnym mi, nawet wrogim. Często znikał na całe wieczory, wracał nad ranem. Wkrótce odkryłam, że Marcin przespał się z nieznajomą dziewczyną w klubie. Może nie pierwszy raz? To przelało czarę goryczy. Spakowałam jego rzeczy i złożyłam pozew rozwodowy.

Mimo wszystko postanowiłam rzeczywiście się zmienić. Sama dla siebie. Sąsiadka zgodziła się zostawać z bliźniakami dwa popołudnia w tygodniu. Ja chodziłam wtedy na siłownię. Zapisałam się do dietetyczki, która pomogła mi dobrać odpowiedni jadłospis. Zafundowałam też sobie kilka wizyt u kosmetyczki – oczyszczanie twarzy, zabiegi na ciało, manicure, pedicure…

Przez wiele miesięcy unikałam Marcina. Do dzieci wpadał tylko w soboty – zawsze były wtedy pod opieką mojej mamy lub siostry. Chciałam, żeby zobaczył mnie dopiero, kiedy będę zadowolona ze swojego wyglądu.

Nigdy nie zapomnę jego miny, kiedy to się wreszcie stało. Wróciłam do rozmiaru 36. Tamtego dnia włożyłam mini, zrobiłam delikatny makijaż, włosy spięłam w luźny kok. Wyglądałam oszałamiająco.
– Maaartuś… Ooo! To znaczy… Nie wiem, co powiedzieć.
– Cześć – rzuciłam od niechcenia.

Bałam się tego spotkania. Na szczęście uświadomiłam sobie, że już nic do niego nie czuję. Serce nie zaczęło mi szybciej bić, kolana nie zadrżały. Marcin dziwnym trafem zaczął częściej odwiedzać dzieci. Z każdym kolejnym spotkaniem był coraz odważniejszy, aż któregoś razu zaszedł mnie od tyłu i zaczął całować po szyi. Odepchnęłam go zdecydowanie.
– Martuś, no co ty? Przecież jesteśmy dorośli, zawsze nam było razem dobrze… – nie ustępował.
Tym razem to ja go wyśmiałam.

Być może przyczyniłam się do rozpadu naszego małżeństwa, ale niczego nie żałuję. Marcin okazał się  dupkiem. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zakocham. W kimś, dla kogo mój wygląd nie będzie najważniejszy!

Przeczytaj więcej prawdziwych historii:
„Uznacie mnie za okrutną morderczynię, ale rozważam aborcję, bo dziecko ma zespół Downa”
„Zakazany owoc najlepiej smakuje. Czy dlatego seks z narzeczonym przyjaciółki jest tak nieziemski?”
„Ta wariatka chciała mnie wrobić w dziecko, ale ja nie jestem taki głupi”

Redakcja poleca

REKLAMA