„Poszłam do łóżka z bogaczem, żeby zaimponować znajomym. Jedna chwila zapomnienia prawie zniszczyła mi życie”

załamana kobieta fot. iStock, Josef Lindau
„Oszukali mnie. Sądziłam, że się przyjaźnimy, że mnie lubią, a oni najwyraźniej wszystko to ukartowali. Zaaranżowali kompromitującą sytuację, a potem bez skrupułów mnie wykorzystali. Jak mogłam być taka głupia?”.
/ 07.07.2023 20:15
załamana kobieta fot. iStock, Josef Lindau

Cóż to był za widok! Podwarszawska posiadłość rodziców Konrada była ogromna! Długi podjazd, podświetlony budynek, idealnie przystrzyżone krzewy. Ja, dziewczyna z bloku na prowincji, nigdy nie widziałam czegoś takiego na żywo. Właśnie spełniały się moje marzenia! Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało…

Gdy dostałam się na studia w stolicy, oprócz zdobycia wiedzy i dyplomu, moim celem było poznanie miejscowych realiów. Chciałam rozpocząć nowe życie w Warszawie. Miałam dosyć swojego małego miasteczka, nudy i wiecznego zastanawiania się, co ludzie powiedzą. Łaknęłam przygód, nowości i wyluzowanego towarzystwa. Do tego potrzebni byli tutejsi. Wśród przyjezdnych zazwyczaj jest tak, że tworzą własne ekipy, spotykają się w wynajmowanych mieszkaniach, a jeśli wychodzą na miasto, to tylko w miejsca polecane w przewodnikach. Od razu po nich widać, że są „słoikami”. Nie wiedzą, gdzie bywają rodowici warszawiacy.

Przekonałam się o tym już w pierwszym tygodniu pobytu w Warszawie. Wyglądałam biednie. Czułam na sobie spojrzenia miastowych studentów. Miałam gorsze ubrania, fryzurę, nawet makijaż. Nieważne, że przejrzałam dziesiątki blogów modowych. Lubiłam fajne ciuchy, ale mogłam je kupić co najwyżej w lumpeksie albo podróbki na bazarze. Za to młodzież warszawska wszystko miała oryginalne i nowe. Na prowincji nie ma sklepów, w których oni zaopatrują się na co dzień.

Dobrze, że odłożyłam trochę kasy z korepetycji, bo mogłam iść do galerii handlowej i kupić sobie spódnicę, spodnie, bluzkę i sweter, by zestawiać je później w różne kombinacje i nie wyglądać jak uboga krewna. Na fryzjera też starczyło.

Marzyłam o tym, by należeć do ich paczki

Gdy przyszłam na zajęcia z modnie przystrzyżoną grzywką, usiadł obok mnie Konrad. Zwróciłam na niego uwagę już pierwszego dnia. On i jego koledzy cały czas żartowali, w taki inteligentny sposób. Też się śmiałam, nie kryjąc, że podsłuchuję. A co tam! Niech wiedzą, że nadajemy na tych samych falach.

Tego dnia profesor przynudzał o Sokratesie, więc zaczęłam rysować w zeszycie. Konrad skupił się na komórce. Po chwili zauważyłam, że ramiona mu się trzęsą od tłumionego śmiechu. Odwróciłam się ku niemu i uniosłam pytająco brwi. Pokazał mi wyświetlacz telefonu. Parsknęłam rozbawiona. Profesor rzucił mi groźne spojrzenie. Myślałam, że każe mi wyjść, ale na studiach nie stosuje się tego typu kar. Przeprosiłam skinieniem głowy i pochyliłam się nad zeszytem. Profesor wrócił do wykładu.

Nie minęło kilka sekund, gdy Konrad odwrócił swój zeszyt w moją stronę. Widniała w nim podobizna profesora, którą Konrad natychmiast przyozdobił atrybutami myśliciela. Przerobił też jego oczy tak, by rzucały pioruny. Teraz oboje trzęśliśmy ramionami z uciechy. W pewnym momencie chłopak sięgnął po mój notatnik i coś w nim napisał. W tej samej chwili profesor zakończył wykład i wypuścił nas na przerwę. Konrad rzucił:

– Do zoba!

I ulotnił się z wydziału na amen. Byłam ciekawa, co napisał, ale zagadała do mnie Agnieszka, sympatyczna dziewczyna z Mazur, potem zaczęły się inne zajęcia… O wpisie Konrada w moim brulionie przypomniałam sobie dopiero wieczorem. Zajrzałam i przeczytałam: „Impreza u mnie na chacie. Sobota, dziewiętnasta. Obecność obowiązkowa”. Dalej był adres na Mokotowie.

Pisnęłam z radości. Właśnie zaprosił mnie do siebie chłopak z Warszawy, którego na dodatek lubiłam! Czy mogłam pragnąć więcej? Mieszkanie Konrada było nowe i duże. Przyszłam jako jedna z pierwszych. Trzej koledzy z roku przerzucali się żartami. Super. Mogłam się z nimi zintegrować, zanim wpadnie reszta towarzystwa. W mojej miejscowości na imprezy przychodziło się z własnym piwem, tutaj wszystkiego było w bród.

Nawet gdy mieszkanie wypełniło się gośćmi, niczego nie brakowało. Wyczuwało się tu pieniądze. Przejawiało się to w ilości alkoholu, wyborze przekąsek, urządzeniu wnętrz i nonszalancji gości. Ktoś pomazał sałatką ścianę, ktoś zerwał zasłonę, ktoś dla zabawy rzucił kuflem, który się rozprysnął po podłodze. Konrad tylko się roześmiał.

– Pani Iza posprząta – powiedział.

Cóż, bogaci inaczej patrzą na świat

W środku nocy Konrad zaczął wrzeszczeć przez otwarte okno. Kumple powiedzieli, że dał stróżowi w łapę. Mocno pijana, nie zastanawiałam się, czy to żart, a jeśli tak, czy na pewno jest inteligentny. Po weekendzie należałam już do paczki. W tygodniu umówiłam się  z chłopakami w lokalu, którego adres znali ponoć tylko wtajemniczeni. Można tam pogadać z barmanem jak z najlepszym kumplem.

Agnieszka z Mazur, która stała się moją przyjaciółką, wyciągnęła mnie w piątek do popularnego klubu. Przytłoczyła mnie duszna, anonimowa atmosfera. Tej samej nocy, jakby na odtrutkę, dostałam od Konrada SMS-a, że jego rodzice wyjeżdżają, więc organizuje imprezę w swoim domu rodzinnym. W pięknej posiadłości... w której zdarzyły się niedobre rzeczy i gdzie zaczęła się moja gehenna.

Już po przekroczeniu progu miałam mieszane uczucia. Znów zastałam tyko kumpli z wydziału. „Czyżbym przyjechała za wcześnie?". Ale mieli już mocno w czubie, więc musieli pić od jakiegoś czasu. Namówili mnie na wódkę, poczęstowali dżointem, a ja, jak ta tępa owca biernie idąca na rzeź, nie odmawiałam. Szybko osiągnęłam ich poziom upojenia. Dla nich to mogła być normalka, ale nie dla mnie. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Tak beztrosko, tak lekko, jakby nie istniały żadne ograniczania i zasady. Niebawem dosłownie tarzaliśmy się ze śmiechu po podłodze. Nie dziwiło mnie, że nikt więcej nie przyszedł.

Jedna chwila zniszczyła moje życie!

W pewnym momencie Konrad wyciągnął skądś sanki dla dzieci, takie zielone, w kształcie jabłka. Zaczęliśmy zjeżdżać po schodach. Spadło kilka obrazków, rozbił się wazon, a na końcu moje kolano, którym uderzyłam o ostatni stopień. Nie mogłam wstać. Płakałam, ale ze śmiechu. Momentalnie znalazł się przy mnie Konrad i zaoferował pomoc.

Najpierw delikatnie dotknął mojego kolana, potem przesunął dłoń w górę. Zatrzymał ją bardzo blisko krawędzi podciągniętej spódnicy. Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się. Miał piękne, błękitne oczy. Rozpiął pierwszy guzik mojej bluzki. Potem drugi.

Nie protestowałam. Gdy zbliżył usta do moich ust, myślałam tylko o jego dłoniach na moim ciele. Nic innego się nie liczyło. Świat zawirował. Alkohol zrobił swoje do tego stopnia, że gdy Konrad się ze mną kochał, ważna była tylko rozkosz. Nie zauważyłam, gdy ktoś wślizgnął się do pokoju i zrobił nam zdjęcie.

Obudziłam się na dywanie w holu. Konrad leżał tyłem. Koledzy pochrapywali na kanapach w salonie. Zawstydzona, przestraszona, cichcem wymknęłam się z posiadłości.
W poniedziałek główkowałam, co powiedzieć, jak się zachować. Miałam nadzieję, że nie stało się nic wielkiego.

Ot, grupka znajomych wypiła za dużo i nieco wszystkich poniosło. Na wykładzie pojawił się tylko Konrad. Usiadł obok mnie. Nie pocałował mnie na przywitanie, więc poczułam się niepewnie. Napisałam w zeszycie: „Jak leci?” i podsunęłam mu pod nos. Uniósł kciuk i wbił wzrok w komórkę.

Po chwili zaczął śmiać się pod nosem. Gdy zobaczyłam, z czego ma taki ubaw, serce podeszło mi do gardła. To było zdjęcie, a na nim my, złączeni, na podłodze w holu. Spojrzałam na Konrada przerażona. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. On się tylko uśmiechał... Po zajęciach wybiegłam za Konradem, przywarłam do niego, uniosłam się na palcach i powiedziałam mu do ucha, by nikt inny nie usłyszał:

– Usuń te zdjęcia. Błagam.

– Hej… – odsunął mnie na długość ramion.

– Co mam zrobić, żebyście je usunęli? – nalegałam spanikowana.

Znowu się uśmiechnął.

– Poczekaj, zapytam chłopaków.

Nienawidziłam ich z całego serca

Napisał coś na czacie. Po chwili skierował ekran komórki w moją stronę. Dwie prace zaliczeniowe. Taka była cena usunięcia zdjęć. Zgodziłam się, bo jakie miałam wyjście? Nawet odetchnęłam z ulgą, że nie zażądali czegoś gorszego. Od tej pory jednak trzymałam się z dala od chłopaków.

Zresztą ciągnęło mnie wyłącznie do Konrada. Wciąż pamiętałam jego dłonie, uścisk ramion, intymne pieszczoty… Chyba się w nim zakochałam i gdyby nie sprawa ze zdjęciami, chciałabym z nim być. Pragnęłam go, ale mu nie ufałam. Nie byłam pewna, do czego może się posunąć. Łudziłam się, że działa pod wpływem kumpli, ale musiałby mi to udowodnić.

Nie zamierzał. Nie zależało mu na mnie ani trochę. Był dokładnie taki sam jak oni. Podły, okrutny, pozbawiony empatii. Psychol… Jakim cudem się w nim zadurzyłam na tyle, by wpakować się w takie bagno? Gdyby rodzice się dowiedzieli… Nie! Nie mogli się dowiedzieć!

Dlatego gdy, po napisaniu dwóch pierwszych prac, pojawiły się kolejne żądania, uległam. Robiłam, co chcieli. To kolokwium, to praca semestralna, to pomoc pani Izie w sprzątaniu. Nic seksualnego, obleśnego, czego się obawiałam na początku, ale i tak czułam się jak niewolnica. Poniżana, zastraszana, wykorzystywana. 

Oszukali mnie. Sądziłam, że się przyjaźnimy, że mnie lubią, a oni najwyraźniej wszystko to ukartowali. Zaaranżowali kompromitującą sytuację, a potem bez skrupułów mnie wykorzystali. Jak mogłam być taka głupia? Naiwna gęś z prowincji i jej idiotyczne marzenia. Znienawidziłam stolicę, warszawiaków, studia, studentów… A najbardziej siebie.

W dzień, kiedy Konrad miał kolokwium z angielskiego, celowo zostałam w domu, choć oczekiwał, że się zjawię i grzecznie podam mu odpowiedzi. Po południu dostałam SMS-a,
że jeśli jeszcze raz wytnę mu taki numer, gorzko pożałuję. Cały wydział się dowie, jaka ze mnie dziwka.

Po raz pierwszy jawnie mi groził. Po buncie niewiele zostało. Zaczęłam się trząść. Płakałam, nie mogąc się opanować. Strach przejął nade mną kontrolę. Współlokatorka jeszcze nie wróciła z pracy, a mnie zostało na tyle instynktu samozachowawczego, by wiedzieć, że nie powinnam być sama. Zadzwoniłam do Agnieszki. Przyjechała w pół godziny.

Czy to możliwe, że winni zostaną ukarani?

Nie bawiłam się we wstępy czy owijanie w bawełnę. Nie próbowałam się wybielać. Gdybym się nie upiła, nie upaliła, nie uprawiała seksu publicznie, nie byłoby zdjęć, szantażu, gróźb, poniżenia. Nawet jeśli ich wina była o niebo większa, płonęłam ze wstydu, opowiadając historię naiwnej idiotki, która miała wygórowane marzenia i dała się zmanipulować. Agnieszka niczego nie skomentowała, nie oceniała mnie, nie krytykowała – tylko z całej siły przytuliła. Trwałyśmy tak, póki nie wyschły łzy, dopóki moim ciałem nie przestały wstrząsać spazmy.

– Nikt nie może się o tym dowiedzieć – zastrzegłam.

W odpowiedzi przytuliła mnie jeszcze mocniej.

Następnego dnia usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam.

– Pani Ewelina?

W drzwiach stała drobna blondynka. Jej głos był zadziwiająco niski.

– Tak – potwierdziłam.

Pokazała mi odznakę policyjną.

– Doniesiono nam, że jest pani szantażowana. Chcę porozmawiać.

Nie wściekłam się. Wiedziałam, że to sprawka Agnieszki. Nagle poczułam, że cały strach się ze mnie ulatnia. Byłam w dobrych rękach. 

Czytaj także:
„Dla żony byłem tylko ojcem jej dzieci, nie widziała we mnie kochanka To ona wepchnęła mnie w ramiona koleżanki z pracy”
„Będę tatusiem, tylko żona o tym nie wie. Zaliczyłem skok w bok z piękną koleżanką z pracy, bo nie mogłem się jej oprzeć”
„Mąż wzdychał do koleżanki z pracy, a ja kisłam z zazdrości. Byłam pewna, że widzi we mnie tylko zaniedbaną kurę domową”

Redakcja poleca

REKLAMA