„Poszedłem sąsiadom na rękę, a oni potraktowali mnie jak śmiecia. Dzisiaj nie opłaca się już być życzliwym! Szybko pożałują”

Wpadłem w obsesję na punkcie horoskopów fot. Adobe Stock, Lightfield Studios
„– Może więc potraktujecie ten zakaz jako wielką prośbę? Na dworze gorąco, chciałbym czasem otworzyć okna, przewietrzyć mieszkanie… A w tej chwili nie mogę. – Człowieku, nie marudź. Jak szukasz świeżego powietrza, to przeprowadź się do lasu – zarechotał, a potem odwrócił się do mnie plecami, dając do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną”.
/ 11.01.2023 20:30
Wpadłem w obsesję na punkcie horoskopów fot. Adobe Stock, Lightfield Studios

Jestem spokojnym, rozsądnym człowiekiem, do tej pory nie miałem żadnych zatargów z sąsiadami. No ale skoro oni mają w… nosie moje prośby, idę z nimi na wojnę! Wszystko zaczęło się dwa miesiące temu. To właśnie wtedy przed naszą kamienicą, w miejscu trawnika, powstał parking. Nie podobało mi się to, bo mieszkam na parterze i wolałbym wciąż mieć pod oknami pas zieleni, a nie samochody, ale cóż…

Rozumiałem sąsiadów

W okolicy, jak to w centrum miasta, miejsc parkingowych jest jak na lekarstwo. A aut przybywa. Kiedy więc kilku mieszkańców zaproponowało takie rozwiązanie, głosowałem na „tak”. Szczególnie że obiecali, iż parking będzie oddalony od budynku przynajmniej o cztery metry. Obietnice swoje, a życie swoje. Kiedy wczesną wiosną rozpoczęła się budowa parkingu, dostrzegłem, że będzie dzielić go od kamienicy, a tym samym od moich okien, niespełna dwa metry! Natychmiast zadzwoniłem do administratora budynku.

– Niestety, musieliśmy nieco skorygować plany, bo okazało się, że część terenu nie należy do nas – usłyszałem.

– W takim razie trzeba wszystko odwołać! Nie chcę hałasu i smrodów spalin pod oknami! – zdenerwowałem się.

– To niemożliwe, klamka zapadła. A z tym hałasem i smrodem to niech pan nie przesadza. Silniki współczesnych samochodów są bardzo ciche. A spaliny? Postawimy tabliczkę: „Zakaz parkowania tyłem do budynku” i po problemie – odparł.

Przez skórę czułem, że nie będzie tak pięknie, ale postanowiłem poczekać. Nie chciałem uchodzić za pieniacza, który myśli tylko o tym, jak napsuć komuś krwi i utrudnić życie. Resztę życia mam spędzić w hałasie i spalinach?! Parking od razu zapełniły samochody. Większość z nich do nowoczesnych, niestety, nie należała. I to delikatnie mówiąc. Jak właściciele odpalali silniki, to własnych myśli nie słyszałem, taki był huk. Nie było też oczywiście mowy o oglądaniu telewizji czy rozmowie. Jakby tego było mało, wszyscy parkowali tyłem do budynku. Wielka tablica z zakazem stała przy wjeździe, ale oni zdawali się tego nie zauważać. Efekt? Spaliny „wchodziły” do mojego mieszkania nawet przez zamknięte okna. A jak je choć trochę uchyliłem, to w ogóle nie miałem czym oddychać.

Byłem załamany

Na samą myśl, że resztę życia mam spędzić w hałasie, dymie, a przede wszystkim smrodzie spalin, chciało mi się wyć. Postanowiłem więc przy najbliższej okazji porozmawiać z właścicielami samochodów. Już nie chodziło mi o to, żeby natychmiast wymienili swoje auta na nowocześniejsze, przecież wiem, że to niemożliwe. Chciałem tylko, żeby parkowali przodem do budynku, bym nie musiał wdychać spalin. Miałem nadzieję, że skoro ja poszedłem im na rękę i i głosowałem za budową parkingu, to mnie zrozumieją. Okazja trafiła się dzień później. Gdy wracałem ze sklepu dostrzegłem przed kamienicą kilku sąsiadów. Stali i o czymś dyskutowali. Podszedłem bliżej.

– No i jak, panowie? Jesteście zadowoleni z parkingu? – zagadnąłem.

– I to jak! Kiedyś musiałem zostawiać auto dwie ulice dalej i biegać przed każdą podróżą po pół kilometra. A teraz stoi pod nosem – odparł jeden z nich.

– No właśnie. I smrodzi, że oddychać nie ma czym.

– O co panu chodzi? – łypnął na mnie spod oka.

– O to, że wszyscy ignorujecie zakaz i parkujecie tyłem do budynku. Mogę wiedzieć, dlaczego?

Bo tak jest wygodniej. A przede wszystkim łatwiej włączyć się do ruchu. Jak człowiek wyjeżdża tyłem, to nic nie widzi i może wpakować się komuś pod koła. A tak… Dwa ruchy kierownicą i już jest na ulicy…

– Ale jest zakaz!

– I co z tego? To tylko tabliczka z jakimś tam tekstem. Można się do niej stosować, ale żadnego przymusu nie ma – włączył się do rozmowy drugi.

– To niemożliwe… Na pewno jest na to odpowiedni paragraf.

– Nie ma, sprawdzałem. Kierowca ma prawo parkować i przodem, i tyłem do budynku. Wybór należy do niego. Nie ma więc co nas straszyć telefonami do straży miejskiej czy na policję. Nie przyjadą i nie wystawią mandatu, bo nie ma za co.

– Może więc potraktujecie ten zakaz jako wielką prośbę? Na dworze gorąco, chciałbym czasem otworzyć okna, przewietrzyć mieszkanie… A w tej chwili nie mogę.

– Człowieku, nie marudź. Jak szukasz świeżego powietrza, to przeprowadź się do lasu – zarechotał, a potem odwrócił się do mnie plecami, dając do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną.

Pozostali poszli w jego ślady. Od tamtej pory próbowałem jeszcze kilka razy rozmawiać z sąsiadami. Łudziłem się, że w końcu przemówię im do rozumu. Nic z tego. Opędzali się ode mnie jak od natrętnej muchy. Wciąż słyszałem, że tylko marudzę i zawracam głowę porządnym ludziom.

Bolało mnie to i coraz bardziej denerwowało

Nie rozumiałem, dlaczego są tak nieżyczliwi. Przecież nie prosiłem o wiele. Gdy przedwczoraj znowu usłyszałem kilka nieprzyjemnych słów, nie wytrzymałem.

Zatruwacie mi życie? To ja też wam zatruję! – wrzasnąłem.

Wiem, że sąsiedzi nie potraktowali mojej groźby poważnie, bo za plecami usłyszałem żarty i śmiechy. Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Rozmawiałem z innymi lokatorami z parteru i okazało się, że im także przeszkadza smród i hałas. Razem zamierzamy więc doprowadzić do likwidacji parkingu. Podstawy prawne są, bo został wybudowany w innym miejscu, niż zakładały plany. A na to na pewno jest jakiś paragraf. Zdaję sobie sprawę, że walka może potrwać długo, ale się nie poddam. Choćby nie wiem co!

Czytaj także:
„Mój sąsiad to burak. Zachowuje się, jakby cała ulica należała do niego. Człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy”
„Złośliwy sąsiad uprzykrzał mi życie, lecz byłem sprytniejszy. Wredna menda uciekała w popłochu, a ja mam wreszcie święty spokój”
„Sąsiad to niezłe ciacho, ale nie ma podejścia do kobiet. Zamiast zaprosić mnie na randkę, robi podchody jak przedszkolak”

Redakcja poleca

REKLAMA