„Poszedłem na randkę z dziewczyną. Cieszyłem się, bo fajnie nam się gadało, dopóki nie zauważyłem, że... zasnęła”

Dziewczyna zasnęła na randce fot. Adobe Stock, pressmaster
„Na obozie dla singli imprezowaliśmy od rana do nocy. Nie mam pojęcia, kogo poznałem bliżej, a kogo dalej, bo głowę mam słabą i po paru kieliszkach urywa mi się film. Ósmego dnia uznałem, że moja wątroba dłużej tego nie wytrzyma. Tuż po kolacji wymknąłem się więc na plażę. Tam spotkałem Jagodę”.
/ 04.03.2022 07:48
Dziewczyna zasnęła na randce fot. Adobe Stock, pressmaster

Na pewno słyszeliście o depresji jesiennej lub wiosennej. A czy słyszeliście o wakacyjnej? Jeszcze nie? To wam o niej opowiem. Nazwałem ją wakacyjną depresją singla. Początkowo wydawało mi się, że tylko ja na nią cierpię. Ale przekonałem się, że jest inaczej.

Wakacyjna depresja singla przychodzi niespodziewanie. Wystarczy, że pójdziesz na spacer do parku, a zobaczysz pary… Przytulające się na ławkach. Całujące się za drzewami. Turlające się na kocach. Wtedy ogarnia cię wrażenie, że każdy kogoś ma i wszyscy wokół są zakochani.

Widzisz to na każdym kroku. Na przystankach, w autobusach, w sklepach. Chłopców, którzy są ze swoimi dziewczynami. Mężczyzn, którzy są obok swoich kobiet. A gdy wybierzesz się do kina, gdy nieroztropnie pójdziesz tam sam – wtedy już wiesz, że prawdopodobnie jesteś jedynym samotnym facetem na świecie.

Kino to nie miejsce dla samotnych. Singli można tam zliczyć na palcach jednej ręki. Czasami mam wrażenie, że tylko ja przyszedłem do kina bez pary. I wszyscy się na mnie gapią. „O! – pewnie mówią dziewczyny do swoich chłopaków. – Zobacz, ten facet siedzi sam, pewnie żadna dziewczyna go nie chce”. „Racja – zapewne odpowiadają ich towarzysze. – Niby ohydny nie jest, ale widocznie straszna oferma, skoro kobiety nie ma”.

Nie chciałem znów jechać z parami

Wakacje są dla singli równie trudne jak kino. W zeszłym roku pojechałem z przyjaciółmi nad jezioro. Było nas pięcioro, dwie pary i ja. Nie macie pojęcia, ile codziennych sytuacji daje się samotnym we znaki. Chociażby takie smarowanie olejkiem do opalania. Jak człowiek jest w parze, to jedno drugiemu plecy posmaruje. A ja? Już na drugi dzień plecy miałem czerwone.

Albo zachód słońca. Ludzie siedzą na plaży, trzymają się za ręce, patrzą. Wiatr zaplata dziewczynom włosy. Jest romantycznie. A ja siedzę i niby też patrzę, ale jest tylko smutno. Romantyzm nie jest dla ludzi, którzy na zachód słońca patrzą w pojedynkę.

Postanowiłem więc, że w tym roku nie dam sobie wakacji zepsuć. Nie mam zamiaru patrzeć,  jak inni trzymają się za ręce. Postanowiłem pojechać na wczasy dla singli. Czyli dla samotnych.

Ofert jest mnóstwo. Wystarczy zajrzeć do internetu. Odrzuciłem od razu te z wyraźnym podtekstem seksualnym. Zależało mi, żeby znaleźć się wśród ludzi takich jak ja, a nie wśród słomianych wdowców, którzy chcą pośpiesznie wykorzystać kilka dni wolnych od swoich żon.

Wybrałem ofertę reklamującą się hasłem nieco głupawym: „Dobre dla ciebie idą czasy, mamy dla samotnych wczasy”, za to tanią i nad Bałtykiem, na który od dawna miałem ochotę. Jednoosobowe pokoje w hotelu blisko plaży. W programie wycieczki, ogniska, nauka tańca.

Pierwszego dnia czułem się trochę głupio, jak to w towarzystwie, w którym nikogo się nie zna. Ale wszyscy byli w takiej samej sytuacji – aż do wieczorku zapoznawczego. Wtedy wszyscy się upili, bo z każdym trzeba było wypić bruderszaft, a na wakacje singli przyjechały dwadzieścia dwie osoby. Przy czym obecne tam feministki po każdym bruderszafcie (toast braterstwa) żądały szwesterszaftu (toastu siostrzeństwa – siostry nie gorsze).

Nazajutrz okropnie bolały nas głowy. Dzięki temu poznaliśmy wzajemnie swoje pokoje, odwiedzając się w celu pożyczenia aspiryn i tym podobnych środków na kaca. Wieczorem postanowiliśmy resztki dolegliwości zwalczyć tzw. klinem. Wyrównana walka trwała do późnych godzin nocnych, chociaż niektórzy polegli dopiero po północy. Rano znowu wszyscy mieli kaca i sytuacja ta powtarzała się przez cały długi tydzień.

W końcu stwierdziłem, że wszyscy single, łącznie ze mną, są na najlepszej drodze do alkoholizmu. Nie mam pojęcia, kogo poznałem bliżej, a kogo dalej, bo głowę mam słabą i po paru kieliszkach urywa mi się film. Ósmego dnia na samą myśl o alkoholu poczułem dreszcze. Tuż po kolacji wymknąłem się więc na plażę. „Nie będę się dziś zaznajamiał – pomyślałem sobie – bo przecież wątroba mi nie wytrzyma”. Poczułem się przy tym trochę jak na wagarach.

Zacząłem opowiadać o rybach...

Szedłem wzdłuż brzegu, mocząc nogi po kostki. Byłoby całkiem przyjemnie, gdyby nie fakt, że jak zwykle spacerowałem sam.

– Widzę, że też uciekłeś z imprezy – usłyszałem kobiecy głos.

To była Jagoda. Sympatyczna, długowłosa szatynka. Gadałem z nią w któryś wieczór, ale nawet nie bardzo już wiem o czym.

– Tak, mam dosyć tego picia – przyznałem. – Myślałem, że trochę inaczej to będzie wyglądać.

– Nie poznałeś nikogo bliżej?

– Nie, a ty?

– Też nie.

„No to oboje jesteśmy w punkcie wyjścia” – pomyślałem. Przyjrzałem się Jagodzie dokładniej. Miała śliczne oczy. Choć była lekko po trzydziestce, uśmiech miała jak dziewczynka. Nie kokieteryjny ani nie zalotny, tylko radośnie szczery i niewinny, a przy tym słodki jak miód.

– Masz ochotę na kawę mrożoną? – zapytałem.

– Chętnie.

W knajpce przy plaży wypiliśmy po kawie mrożonej, a potem zrobiliśmy się głodni, więc poszliśmy do smażalni na rybę. Zamówiłem bałtyckiego turbota. To ryba mało u nas znana, chociaż niezwykle smaczna. Z wyglądu przypomina gigantyczną flądrę. Mój dziadek był rybakiem, więc wszystko o niej wiedziałem.

Opowiadałem więc Jagodzie o tym, jak w dzieciństwie wyławialiśmy półmetrowe okazy, a raz trafił się nawet taki, który przypłynął z Morza Północnego i miał metr średnicy. Dziadka pokazywali wtedy nawet w telewizyjnych wiadomościach. Jagoda słuchała z uwagą, więc zacząłem się rozkręcać.

Dopiero po godzinie, gdy opowiedziałem jej pół atlasu ryb morskich, uświadomiłem sobie, że mnie poniosło. „Boże kochany – pomyślałem. – Jestem na romantycznej kolacji z piękną kobietą i opowiadam jej o rybach. Dziwne, że do tej pory nie uciekła”.

Spojrzałem na Jagodę. Głowę miała lekko przechyloną, wspartą na dłoni. Oczy nieruchomo skierowane na mnie. Coś było nie tak z tymi oczami... Machnąłem ręką. Nawet nie zamrugała. Przysunąłem twarz bliżej. Spała! Dotknąłem jej lekko ręką.

– O Jezu, przepraszam cię, przysnęłam – zawołała, czerwieniąc się jak burak. – O czym mówiłeś?

– Od godziny recytuję ci swoje wiersze – odparłem, wpadając w ton obrażonego poety.

– Naprawdę, strasznie przepraszam. Byłam po prostu zmęczona tym imprezowaniem... – zaczęła się tłumaczyć. – Ale wszystkie wiersze słyszałam, dopiero minutkę temu przysnęłam.

– I co? – grałem już na całego. – Podoba ci się moja poezja?

– Bardzo! Nawet nie masz pojęcia jak bardzo! – zapewniła.

– A który najbardziej?

Zawahała się.

– Ten o miłości – zaryzykowała.

„Ależ mam fart! – pomyślałem. – Dziewczynie pięknej jak marzenie opowiadam od godziny o głupich rybach, a ona jest przekonana, że recytowałem wiersze o miłości!”.

Bałem się teraz cokolwiek powiedzieć, więc milczałem. Jagoda myślała, że jestem obrażony. Starała się być najmilsza na świecie. I rzeczywiście taka była. Do końca turnusu spędzaliśmy czas wyłącznie ze sobą. Przegadaliśmy dziesiątki godzin, przespacerowaliśmy wiele razy plażę, policzyliśmy wszystkie gwiazdy na niebie...

Cały czas bałem się, że Jagoda zapyta o jakiś mój wiersz, a ja nie będę miał wtedy nic do powiedzenia. Przecież w życiu nie napisałem wiersza! Na wszelki wypadek nauczyłem się na pamięć jednego z internetu. W ostatni dzień naszego pobytu, gdy chciałem zrobić na Jagodzie wrażenie, zacząłem podczas spaceru ten wiersz recytować.

Zatrzymała się, wzięła mnie za ręce i powiedziała z uśmiechem:

– Musisz wiedzieć, że ja przez sen wszystko słyszę. I nie znoszę poezji. Za to chętnie posłucham jeszcze o tych dziwnych rybach.

Czytaj także:
„Zniszczyłam związek mojej mamy, bo za szybko zapomniała o tacie po śmierci. Powinna dłużej nosić żałobę”
„Wbiłam się w kuszącą mini i wysokie szpilki, żeby pokazać byłemu, co stracił. Udało się. Zbierał szczękę z podłogi”
„Żałuję, że pomogłam Marcie. Dałam jej dach nad głową, a ona żyła na mój koszt i jeszcze wpędziła mnie w długi”

Redakcja poleca

REKLAMA