„Zniszczyłam związek mojej mamy, bo za szybko zapomniała o tacie po śmierci. Powinna dłużej nosić żałobę”

Nieporozumienia między matką a córką fot. Adobe Stock
„Tamtego dnia przy śniadaniu trochę narzekał na ból w piersiach, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Był zdrowy i wysportowany. Dbał o siebie i mimo swoich 52 lat dalej był bardzo eleganckim mężczyzną. A potem ten straszny telefon: – Twojego tatę zabrali z biura do szpitala, chyba miał jakiś atak. Nie jest z nim dobrze…”.
/ 02.03.2022 16:01
Nieporozumienia między matką a córką fot. Adobe Stock

Już drugą godzinę patrzę bezmyślnie na telefon i nie mogę się zdecydować. Dziś są urodziny mojej mamy. Pewnie siedzi w swoim ogromnym domu i wiem, że czeka, aż zadzwonię. Co powinnam jej powiedzieć? Przez egoizm i arogancję odebrałam jej szansę na szczęście. Nie ma właściwych słów na przeproszenie za to, co zrobiłam…

Śmierć ojca nami wstrząsnęła

Ojciec umarł 6 lat temu. Strasznie to przeżyłam. Tamtego dnia przy śniadaniu trochę narzekał na ból w piersiach, ale nikt nie zwrócił na to uwagi... Był zdrowy i wysportowany. Dbał o siebie, chodził na ćwiczenia i mimo swoich 52 lat dalej był bardzo eleganckim mężczyzną. A potem ten straszny telefon:
– Twojego tatę zabrali z biura do szpitala, chyba miał jakiś atak! Aniu… nie jest z nim dobrze… – zadzwonił do mnie Marek, przyjaciel ojca z pracy.

Cały pokój zawirował, osunęłam się wzdłuż ściany. Wiedziałam, co to znaczy. Choć Marek tego nie powiedział, byłam pewna, że już nigdy nie zobaczę ojca! Poczułam wściekłość. Mój super tata, czuły, ciepły człowiek, miał żyć wiecznie! Miał mnie wspierać, rozmawiać ze mną o moich kłopotach, cieszyć się moimi sukcesami jeszcze przez wiele lat! I nagle sparaliżował mnie strach: jak ja sobie bez niego poradzę? A co z mamą?

Setki myśli kołatało mi się po głowie przez całą drogę do szpitala. Jeszcze miałam nadzieję, że wszystko się ułoży. Straciłam ją, gdy tylko zobaczyłam minę lekarzy. Walczyli o niego dwie godziny, ale zawał serca był tak rozległy, że nic nie dało się zrobić. Wychodząc ze szpitala, byłyśmy z mamą jak nieprzytomne. Wróciłyśmy do mojego mieszkania i przepłakałyśmy całą noc. Mama nie chciała wracać do swojego, teraz już przeraźliwie pustego domu.

Nowe życie we dwie

Rodzice byli nadzwyczaj zgodną parą. W naszym domu nigdy nie słyszałam podniesionych głosów, ani wyrzutów o byle co. Nawet kiedy mieszkaliśmy w trójkę na 30 metrach, na 15. piętrze ogromnego mrówkowca, potrafiliśmy się jakoś dogadać. Właściwie to były moje najszczęśliwsze dni. 

Po latach i wielu nieszczęśliwych związkach wracałam myślami do pikników w parku, nieopodal naszego domu, długich spacerów i opowieści ojca. Świetnie opowiadał. Dzięki niemu znałam na pamięć biografie polskich królów, rosyjskie ballady i wiele historycznych anegdot.

Potem ojciec zaczął dobrze zarabiać jako pracownik banku i kupiliśmy dom na peryferiach Warszawy. Ale nadal byłam jego oczkiem w głowie! Zawsze na pytanie, kim chcę zostać, jak dorosnę, odpowiadałam z całym przekonaniem, na jakie stać pięcioletnie dziecko: „Chcę być taka, jak tata!”. To on sprawdzał moje szkolne wypracowania, chodził na wywiadówki i pokazywał mi świat.

Mama, ta drobna i ciepła kobieta była taka bezradna, słabiutka i cicha. Nigdy nie okazywała zniecierpliwienia.
Kiedy tamtego dnia wyszłyśmy ze szpitala, spojrzałam na nią i zadecydowałam:
– Teraz to ja będę się nią opiekować. Przy mnie nic złego się jej nie stanie.
Została ze mną najpierw tydzień, potem miesiąc, wreszcie rok… Powoli przewoziłyśmy rzeczy z domu rodziców do mojego mieszkania w centrum.

Spakowałyśmy zdjęcia ojca, które postawiłam na kredensie w salonie. Na honorowym miejscu fotografię ze ślubu, która zawsze była moją ulubioną. Są na niej młodzi, uśmiechnięci i tacy pewni tego, że nic złego nie może się im przytrafić!

Nasze wspólne życie było bardzo spokojne. Pieniędzy miałyśmy aż za dużo, bo i ja nieźle zarabiałam, i dostałyśmy duży spadek po ojcu. Mama nigdy nie wychodziła z inicjatywą, ale też nigdy się długo nie opierała. Chodziłyśmy więc do kina, teatru, na spotkania autorskie w modnych kawiarniach. Cieszyłam się, że coraz lepiej odnajduje się wśród ludzi, coraz rzadziej się smuci.

Zobaczyłam mamę w innym świetle

Pewnego sierpniowego wieczora poszłyśmy na promocję powieści znanego autora. Zanim wyszła za ojca, studiowała historię sztuki, a książka dotyczyła biografii sławnych malarzy, mama była więc w swoim żywiole. Ciągle się śmiała, zagadywała sąsiadów przy stole, żartowała.

Właśnie zaaferowana rozmawiała ze szpakowatym mężczyzną, młodszym od niej o jakieś 10 lat, którego już wcześniej widziałyśmy na takich spotkaniach. Spojrzałam na nią, jakby po raz pierwszy w życiu! Zdałam sobie sprawę, że do tej pory tak naprawdę jej nie znałam.

Nie wiedziałam, jakie kolory lubi, które książki czyta, jakie ma marzenia… Wydawało mi się, że jest szarą myszką, a zobaczyłam, że przede mną stoi przystojna i zgrabna kobieta, z dużym poczuciem humoru. Poczułam, jak coś przewraca mi się w żołądku.

– Pani Mario, jest pani czarująca i tak ciekawie mówi o historii malarstwa – usłyszałam, jak szpakowaty brunet zwraca się z zachwytem do mojej mamy.
– To nic takiego, kiedyś bardzo się tym interesowałam… – patrzyłam z niedowierzaniem, jak na jej policzki wypływają młodzieńcze rumieńce.
Chodź, mamo musimy już iść! – bezceremonialnie przerwałam to trajkotanie. Nie wiem dlaczego, ale powoli te ich uprzejmości zaczęły mi działać na nerwy.
– Proszę do mnie zadzwonić! Może jeszcze kiedyś pójdziemy na kolację i porozmawiamy… o książkach! – powiedział mężczyzna i wręczył mamie wizytówkę.
– Tomasz Wielecki, adwokat – przeczytałam, spoglądając jej przez ramię.

Jeszcze w taksówce ostro rzuciłam. – Nie masz chyba zamiaru się z nim spotkać, co? Jest strasznie pretensjonalny, a ty już chyba za stara na takie rzeczy! Wyrzuć jego numer! – warknęłam.

Ciche dni

Nic wtedy nie odpowiedziała i nie wracałyśmy do tego tematu.  Tydzień później zmieniłam pracę. Nowa wymagała ode mnie częstych wyjazdów, więc rzadziej bywałam w domu. Przez parę miesięcy prawie się nie widywałyśmy. Codziennie do niej dzwoniłam, ale rozmowa nam się nie kleiła. Gdy wracałam z konferencji, szybko szła spać albo włączała jakiś film z wypożyczalni. Była bardzo zdystansowana i jakaś chmurna. Myślałam, że jest na mnie zła za te wszystkie nieobecności.
– Mamo, a może pójdziemy jutro do kina, jak za starych dobrych czasów? – chciałam jej wynagrodzić moje wyjazdy.
– Może innym razem, kochanie, nie mam ochoty na kino! – powiedziała cichutko i uciekła wzrokiem.
– Mamo, co jest? Zachowujesz się co najmniej dziwnie… – teraz już byłam poważnie zaniepokojona. Westchnęła głęboko i zaczęła.

– Aniu, muszę z tobą poważnie porozmawiać! – to było jak powtórka telefonu sprzed sześciu lat! Zdrętwiałam. Podświadomie spodziewałam się jakiegoś ciosu.
Spotykam się z kimś. Chcemy razem żyć w moim dawnym domu… Nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć, ale nie mogę już tego dłużej ukrywać – wykrztusiła z wysiłkiem mama.
– Zwariowałaś? Masz 57 lat. Co ty sobie wyobrażasz… A ojciec? Przecież twój dom ciągle jest zawalony jego rzeczami! – nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. – Od kiedy to trwa?
– Od paru miesięcy. Wcześniej nie byłam pewna, czy tego chcę, ale Tomek …
– Tomek? To ten facet z księgarni? Mówiłam ci, że jesteś dla niego za stara! Nie widzisz, że tobą tylko pogrywa?… – zdenerwowałam się.

– A ty jesteś lepsza? Trzymasz mnie tutaj jak w klatce! Nawet na sekundę nie pozwalasz mi zapomnieć o smutku! Śmierć ojca traktujesz, jak wymówkę, bo nie chcesz żyć własnym życiem i mnie też nie pozwalasz! Nic o nim nie wiesz, on mnie kocha! – wykrzyczała mi nagle.
– Wcale cię nie kocha! Chce się po prostu dobrać do twoich pieniędzy i domu! Jesteś taka głupia… – odgryzłam się.

Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i rozpłakała się.
– Nigdy nie chciałaś mojego szczęścia, myślisz tylko o sobie! – powiedziała i poszła się spakować.

Dużo czasu zajęło mi pozbieranie się po tej rozmowie. Mama pojechała prosto do swojego domu za miastem i wyrzuciła wszystkie rzeczy ojca na śmietnik. Nie zamieszkała jednak z Tomkiem. Podobno zerwała z nim tydzień po naszej rozmowie. Podobno, bo nie wiem tego od niej... Nie rozmawiamy ze sobą od pół roku.

Wyciągam rękę i wystukuję numer. Mama odbiera po pierwszym sygnale. Zasycha mi w gardle.
– Mamo, przepraszam… Miałaś rację, myślałam tylko o sobie... Zamieszkała ze mną i było nam naprawdę dobrze...

Czytaj także:„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”„Moja żona zmarła przy porodzie. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i po prostu oddałem córkę do adopcji”„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat i bardzo długo to ukrywałam. Bałam się reakcji rodziców”

Redakcja poleca

REKLAMA