Zawsze uważałam, że skoro doczekałam się dziecka, to będę miała kogoś, kto w jesieni życia poda mi przysłowiową szklankę wody. Tymczasem na Marzenę nie mam nawet co liczyć. Jest do tego stopnia pochłonięta swoimi sprawami, że dzwoni tylko wtedy, gdy łaskawie przypomni sobie o moim istnieniu.
Wiecznie ma pretensje
– Mamo, to działa w dwie strony. Też możesz zadzwonić – to właśnie słyszę, kiedy wypominam jej zapominalstwo.
– A skąd ja mam wiedzieć, czy odbierzesz?
– Jezu, no to w razie czego oddzwonię. Czy to jakiś problem?
Nie pojmuję, dlaczego córka z igły robi widły. Jest młodsza i ma obowiązek okazywać starszym ludziom szacunek, więc to chyba oczywiste, że powinna telefonować pierwsza. Kiedyś coś przebąkiwała o niezbyt szczęśliwym dzieciństwie, ale ja kompletnie nie wiem, o co jej chodzi. Miała własny pokój, nie głodowała, ubrań też jej nie brakowało. Sądzę, że byłam dobrą matką. To nie moja wina, że ona nie potrafi tego docenić.
Już od paru ładnych lat Marzena nie przyjeżdża do rodzinnego domu na Boże Narodzenie. Tłumaczyłam jej wielokrotnie, jak ogromną przykrość mi sprawia, ale zawsze wymawiała się pracą. Pomimo to, co roku mam nadzieję, że tym razem coś się zmieni – niestety, spotyka mnie wyłącznie rozczarowanie.
– Nie, mamo, w tym roku też nie przyjadę.
– Wiecznie jest coś ważniejszego niż matka.
– Co wy macie z tym całym Bożym Narodzeniem? Wielkie halo o dwa dni.
– Taka jest tradycja, że święta się spędza z rodziną.
– Wybacz, ale niech każdy świętuje tak, jak chce. Są tacy, co wcale świąt nie lubią i mają do tego prawo.
Miała w nosie tradycję
– Chcesz powiedzieć, że Boże Narodzenie nie sprawia ci radości? – nie kryłam zdumienia.
– Szczerze mówiąc, to niekoniecznie – jej głos brzmiał chłodno i oschle. – Dlatego w tym roku wybieram się z Jarkiem w góry.
Jarek to partner Marzeny. Mieszkają razem od dawna, lecz ślubu rzecz jasna nie wzięli. Na pytania dotyczące tego tematu córka nie chce odpowiadać.
– Aha – poczułam się tak, jakby ktoś przyłożył mi w twarz.
Lepiej zatem postawić na przyjemności, zamiast odwiedzić matkę.
Nie tak wychowałam córkę. Nie po to żyły sobie wypruwałam, żeby teraz nie dostać odrobiny wdzięczności. Mąż bardzo dużo pracował, żeby nas utrzymać. Dom i dziecko były na mojej głowie. Poświęciłam moje marzenia i nie spełniałam się zawodowo, jak wiele moich koleżanek. Nie omieszkałam o tym Marzenie powiedzieć, żeby przemyślała swoją decyzję.
– Mamo, dokonałaś pewnych wyborów, a ja dokonuję własnych. Tak ciężko to zrozumieć? – westchnęła córka z niezadowoleniem.
– To ty wielu rzeczy nie rozumiesz – byłam bliska płaczu.
– Odwiedzę cię jakoś w styczniu, świat się chyba nie zawali.
– Mój się zawalił.
Chce żyć po swojemu
Zakończyłam połączenie. Łudziłam się, że Marzena się zreflektuje i mnie przeprosi, jednakże nic takiego nie nastąpiło. Nie to nie. Ani mi się śni prosić ją o cokolwiek. Jeżeli zostanie matką, to któregoś dnia się przekona, co oznacza brak wdzięczności ze strony dziecka.
Marzena zdania nie zmieniła i pojechała w góry. Usiłowałam ją nakłonić do rezygnacji z tych planów, ale przypominało to walenie grochem w ścianę. Byłam załamana, bo nie chciałam kolejnej Wigilii spędzić przed telewizorem.
Co z tego, że miałam córkę, skoro w święta próżno było się jej spodziewać? Postanowiłam zatem, że wybiorę się na Wigilię dla samotnych. Nie spodziewałam się, że przybędzie tyle osób, co nieco dodało mi otuchy. Początkowo strasznie się wstydziłam, że los zmusił mnie do pojawienia się w takim miejscu. Moje obawy okazały się zbędne, bo panowała tu bardzo przyjazna atmosfera. Nawiązałam rozmowę z siedzącymi obok mnie paniami. Były mniej więcej w moim wieku.
Zrozumiałam swój błąd
Pożaliłam się na problemy z córką.
– Ja bym wiele dała, żeby chociaż jeszcze raz porozmawiać z moją Kasią – powiedziała prawie szeptem jedna z kobiet, w kącikach jej oczu zakręciły się łzy.
– Też sprawia kłopoty?
– Nie, ona nie żyje. Zginęła w wypadku.
– O mój Boże, przykro mi…
– Wie pani – moja towarzyszka wzięła głęboki oddech – dopiero gdy jej zabrakło, uświadomiłam sobie, że wcale nie byłam matką, na jaką zasługiwała.
Opowiedziała, że nie miały najlepszej relacji, bo nie chciała akceptować wyborów córki.
– To była taka dobra i mądra dziewczyna, tylko ja miałam klapki na oczach.
Żal mi było tej kobiety, bo to istna tragedia pochować rodzone dziecko – nie tak to powinno wyglądać.
Zupełnie przypadkowa rozmowa dała mi sporo do myślenia. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Chciałam natychmiast porozmawiać o tym z Marzeną, ale postanowiłam, że na razie się wstrzymam. Niech wróci z gór, nie będę psuć jej zabawy. Sama do mnie zadzwoniła z zapytaniem, czy ma przyjeżdżać, czy nie życzę sobie jej obecności.
Chciałam to naprawić
– Ależ oczywiście, że cię zapraszam. Także i Jarka, jeśli tylko ma chęć.
– Ma mnóstwo pracy. Mówiłam ci, że prowadzi firmę.
Nie ukrywałam radości z jej przybycia. Wyściskała mnie na powitanie i wręczyła prezent.
– Zaległy gwiazdkowy, żeby nie było, że nie pamiętałam.
Kiedy zapytałam ją, dlaczego nasza relacja wygląda tak, a nie inaczej, długo zastanawiała się nad odpowiedzią. Zapewniłam, że zależy mi na szczerej odpowiedzi i spokojnie wyjaśniłam, co skłoniło mnie do podjęcia takiej rozmowy. Wyznała, że Boże Narodzenie kojarzy się jej z awanturami.
– Ty i ojciec nieustannie się kłóciliście, nienawidziłam tego.
Wyznała, że ma żal, iż rzadko okazywałam jej uczucia, a rozmaite problemy najczęściej zamiatałam pod dywan. Z bólem serca musiałam przyznać jej rację. Usłyszałam sporo gorzkich słów, ale wciąż miałam w głowie to, co powiedziała kobieta poznana w Wigilię. Za nic w świecie nie chciałam stracić córki, bo bez niej nie potrafiłabym żyć.
Alina, 67 lat
Czytaj także:
„Za młodu uciekłam sprzed ołtarza i straciłam wiarę w miłość. Na odwilż w uczuciach przyszło mi czekać aż 30 lat”
„Mój facet wykręcał się od ojcostwa jak diabeł od święconej wody. Ale bobasek w drodze na pewno zmiękczy jego serce”
„Poderwałam w klubie faceta młodszego o 10 lat. Nie spodziewałam się, do czego mnie ten wybryk doprowadzi”