„Poświęciłam prawdziwą miłość dla pieniędzy innego i to był błąd. Żałuję, że nie mogę cofnąć czasu”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Anna Cinaroglu
„– Wyjdziesz, kiedy ja zdecyduję, że tak ma być. A na razie siedź na tyłku. Jesteś mi potrzebna – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Wtedy uświadomiłam sobie, że Marcin nie ożenił się ze mną z miłości. Od samego początku miałam być tylko dopełnieniem jego idealnego życia. Miał pieniądze, renomę, brakowało mu tylko żony i dziecka”.
/ 14.03.2024 19:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Anna Cinaroglu

Artur wzdychał do mnie już w liceum, ale ja nie odwzajemniałam jego uczuć. Wszystko zmieniło się na studniówce. W garniturze i krawacie wyglądał nieziemsko. On z kolei aż zaniemówił, gdy zobaczył mnie w długiej sukni z głębokim wycięciem na plecach. Tańczyliśmy, wpatrując się w siebie. Wracając nad ranem do domu, obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem.

Do dzisiaj zastanawiam się nad tym, jak wyglądałoby moje życie, gdyby Artur dostał się na studia. Czy nigdy byśmy się nie rozstali? Cóż...Ja dostałam się na studia anglistyczne i przeniosłam się do Warszawy, a jemu brakowało kilku punktów, aby dostać się na politechnikę. Miał spróbować za rok, ale zdecydował się otworzyć serwis komputerowy w naszym miasteczku i nie próbował już kolejny raz. Mimo odległości, jaka nas dzieliła, nadal się kochaliśmy. Przyjeżdżałam do domu co weekend, aby się z nim spotkać. Siadaliśmy wtedy na sofie i snuliśmy plany na wspólną przyszłość.

To miała być tylko przygoda

Po trzecim roku pojechałam na obóz studencki nad morze. To właśnie tam poznałam starszego o piętnaście lat Marcina. Był naprawdę bogaty. Zawsze jadaliśmy w najdroższych restauracjach, dostawałam od niego drogie prezenty. Znaliśmy się dopiero dwa tygodnie, gdy zaprosił mnie na rejs po Morzu Śródziemnym. Oczywiście, skorzystałam z zaproszenia, po prostu nie potrafiłam mu odmówić. Wszystko to było takie nierzeczywiste, jak z filmu...Nie powiedziałam o tym Arturowi. Potraktowałam ten rejs jak letnią, szaloną przygodę.

Szybko jednak okazało się, że dla Marcina to nie była jednorazowa wycieczka. Nękał mnie telefonami, wystawał pod moją uczelnią, czekał na mnie pod akademikiem. Zachowywał się jak drapieżnik czatujący na swoją ofiarę. Wielokrotnie tłumaczyłam mu, że jestem w związku, ale on wtedy powtarzał, że przecież Artur jest daleko i na pewno sam spędza czas z innymi dziewczynami. Podkreślał, że powinnam o nim zapomnieć. Nie potrafiłam. Czułam się strasznie winna. W głębi serca wiedziałam, że Artur jest mi wierny, że mnie kocha i czeka na mój powrót. Regularne wizyty w domu tylko to potwierdzały. Ciągle słyszałam, jak bardzo nie może się doczekać dnia, kiedy zaczniemy wspólne życie.

Brakowało mi odwagi

Planowałam po obronie pracy magisterskiej od razu wrócić do rodzinnego domu. Ale tego dnia Marcin czekał na mnie w akademiku. Kiedy otworzyłam drzwi do pokoju, podniósł się z krzesła i założył mi na palec pierścionek zaręczynowy.

– Za miesiąc zostaniesz moją żoną – powiedział z pewnością w głosie.

– Ale przecież... – próbowałam coś powiedzieć.

– Żadnych ale. Nie martw się o tego chłopaka. Powiesz mu o tym później. Na razie pakuj się. Musimy uczcić nasze zaręczyny –uśmiechnął się, a zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zaprowadził mnie do wyjścia. Dwie godziny później byliśmy już w samolocie do Paryża.

Zabrakło mi odwagi, żeby skontaktować się z Arturem. Zdecydowałam się napisać do niego wiadomość. Napisałam, że nie wrócę, bo chcę innego, bardziej ekscytującego życia. Nie odpowiedział. Od rodziców dowiedziałam się, że zamknął swój warsztat i wyjechał do Norwegii.

Zraniłaś najwspanialszego mężczyznę na świecie. Mam nadzieję, że nie będziesz tego żałować – powiedziała mi wówczas mama.

Zawsze miała coś do Marcina. Jakby czuła, że z nim nigdy nie będę szczęśliwa.

Mąż był władczy

Nasze wesele odbyło się faktycznie miesiąc po zaręczynach. A niedługo okazało się, że jestem w ciąży. Lekarz powiedział, że to już trzeci miesiąc.. Nie byłam pewna, czy to Marcin jest ojcem, ale nie przyznawałam się do tego. Chciałam wierzyć, że to jest jego dziecko. W końcu to z nim miałam dzielić resztę życia.

Po narodzinach Kariny przenieśliśmy się do nowego domu. Było w nim wszystko, co można kupić, ale brakowało ciepła i miłości. Mąż w ogóle nie interesował się naszą córką. Denerwowało go, że mała płakała ciągle wymagała uwagi. Często dochodziło do spięć. Po którejś burzliwej wymianie zdań oznajmiłam, że zabieram małą i po prostu odchodzę.

– Wyjdziesz, kiedy ja zdecyduję, że tak ma być. A na razie siedź na tyłku. Jesteś mi potrzebna –powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

Wtedy uświadomiłam sobie, że Marcin nie ożenił się ze mną z miłości. Od samego początku miałam być tylko dopełnieniem jego idealnego życia. Miał pieniądze, renomę, brakowało mu tylko żony i dziecka. Dzięki temu mógł dopełnić swój obraz człowieka sukcesu. I rzeczywiście, wszyscy za takiego go mieli. Nikt nie wiedział, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami naszego domu. Wszyscy traktowali go z odpowiednim szacunkiem. Marcin nie pozwoliłby mi zniszczyć tego obrazu. Zostałam, udając więc, że wszystko jest w porządku. W głębi duszy chciałam cofnąć czas.

To nie było jego dziecko

Kiedy zaczęłam podejrzewać, że to Artur jest ojciec Kariny? Gdy skończyła dwa lata. Była do niego taka podobna. Miała ten sam zadarty nosek, błękitne oczy, wysoko osadzone brwi...

Pewnego dnia nie potrafiłam już dłużej tego znieść. Zebrałam włosy z męskiej szczotki i razem z córką poszłam na testy genetyczne. Wyniki potwierdziły moje przypuszczenia. Powiedziałam o tym Marcinowi. Zrobił się blady jak ściana.

– Nie możesz o tym nikomu powiedzieć, rozumiesz? – syczał.

– Nikt się nie dowie – odgryzłam się. – O ile pozwolisz nam odejść. Wymyśl sobie dowolny powód.

– A jeżeli nie?

– Wtedy dowiedzą się o tym wszyscy znajomi, a ty staniesz tematem numer jeden plotek na długi czas.

Wynoście się natychmiast. Nie chcę was więcej widzieć! – wrzasnął.

Po dwóch miesiącach byliśmy już po rozwodzie. Do dziś nie wiem, co Marcin zrobił, że udało mu się załatwić to tak szybko.

Nie wiedziałam, co robić

Gdy rozstałam się z mężem, wyjechałam z naszą córką do miasta, w którym się wychowałam. Potrzebowałam czasu. Musiałam zastanowić się, co zrobić ze swoim życiem. Rodzice przywitali nas bardzo serdecznie.

– Zatrzymaj się u nas na jakiś czas. Potem pomyślimy – zasugerowała mama.

– Nie jestem pewna... Tyle wspomnień – wzdychałam.

– A propos wspomnień. Spotkałam się z matką Artura. Niedługo ma do nich przyjechać w odwiedziny.

– Serio? W takim razie muszę natychmiast zniknąć – powiedziałam wystraszona.

– Dlaczego? – nie zrozumiała.

– Jeszcze ci o tym nie mówiłam, ale... Właściwie to dotyczy Karinki. To jego dziecko – odparłam.

– Jesteś pewna? – matka spojrzała na mnie z ogromnym zdziwieniem.

– Tak, spójrz na to – podsunęłam jej wyniki testów genetycznych.

– W takim razie tym bardziej powinnaś tu zostać. Powiedzieć mu o tym. Przecież ma prawo wiedzieć, że to jego dziecko.

– Tak, tylko że... Nie jestem pewna, czy dam radę spojrzeć mu w oczy...

– W takim razie napisz mu wiadomość. Przecież już kiedyś to zrobiłaś. Jeśli odpisze, to dobrze. Jeśli nie, to wtedy wyjedziesz.

Bałam się reakcji Artura

Uznałam, że to dobry pomysł. Napisałam to, co podpowiadało mi serce. Przeprosiłam go za to, co zrobiłam, napisałam, że była to moja największa życiowa pomyłka. Napisałam też, że rozwiodłam się i obecnie mieszkam u swoich rodziców. Ze swoją małą córeczką. "Informuję Cię o niej nie dlatego, że oczekuję czegoś od Ciebie. Po prostu uważam, że powinieneś wiedzieć, jaka jest prawda".

Mijały kolejne dni, a on się nie odzywał. Zaczynało docierać do mnie, że Artur nie chce mieć nic wspólnego ani ze mną, ani z naszym dzieckiem. Nie miałam do niego żadnych pretensjiGdy już prawie straciłam nadzieję, przed naszym domem pojawił się jego samochód. To był Artur. Przyniósł ze sobą ogromnego pluszowego misia. Karinka natychmiast do niego podeszła.

– To dla mnie? – zapytała słodkim głosikiem. 

Artur pochylił się nad dziewczynką.

– Tak, to prezent dla ciebie – odparł.

– Dzięki! – malutka oplotła mu szyję ramionami i przytuliła się mocno.

Do Marcina nigdy się tak nie przytuliła.

Od tamtej chwili minęły trzy miesiące. Artur wrócił do Norwegii. Codziennie wysyłam mu zdjęcia i filmy z Karinką. Od czasu do czasu rozmawiamy. Coraz dłużej, coraz cieplej. Może mamy jeszcze szansę...

Czytaj także: „Mąż jest bogaty, ale skąpy. Muszę się spowiadać z każdego paragonu, a on nigdy nie odpuści nawet jednego jogurtu”
„Synowa zaczęła się rządzić już podczas pierwszej wizyty w naszym domu. Najgorsze, że nie mam się, do czego przyczepić”
„Mąż wolał zabawy z kochanką, niż z własnymi dziećmi. Nie chciałam niszczyć rodziny, ale miarka się przebrała”

Redakcja poleca

REKLAMA