Złapałam za smycz i założyłam szybko kurtkę. – Wychodzimy, Ares – powiedziałam, a pies poderwał się pełen energii. – A ty gdzie się wybierasz? – spytał mój mąż, nie odwracając nawet głowy sprzed telewizora.
– Do kochanka! – odpowiedziałam ironicznie.
– Jasne – odparł. – Po drodze kup śmietankę do kawy, bo skończyła się – zaśmiał się.
Ot, cały mąż. Przez chwilę było mi naprawdę smutno, że nie mam żadnego faceta na boku. Szybko jednak pomyślałam "Helenko, po co ci kolejny facet? Nie masz dość problemów z jednym?"
Czekałam na przyjazd syna
– Na szczęście, to wszystko już nie potrwa długo, Ares – powiedziałam do psa podczas spaceru. – Przyjedzie Tomek z żoną i zaczniemy nowe życie. To ostatni dzwonek przed przekształceniem tego domu w jakieś mauzoleum.
Ares kompletnie nie był zainteresowany tym, co miałam mu do powiedzenia. Bardziej ciekawiły go ślady zostawione przez psich kolegów. Zresztą, czy on w ogóle pamiętał jeszcze Tomka? Kiedy Tomek 10 lat temu wyjechał za granicę, Ares był malutkim szczeniakiem uwielbiającym podgryzać nogi od stołu. Wprawdzie Tomek odwiedzał nas przynajmniej raz w roku, ale zawsze wpadał na krótko. Zawsze musiał pozałatwiać różne rzeczy, chciał spotkać się ze znajomymi...
Teraz coraz częściej mówi o powrocie, a wszystko dzięki Klaudii. Musiał się naprawdę mocno zakochać. Zawsze twierdził, że nigdy się nie ożeni, a teraz, niespodziewanie, jest już po ślubie. Nie chciał wyjeżdżać z Irlandii, ale za tydzień przyjeżdża. Chce sprawdzić, czy jego żona polubi to miejsce na tyle, żeby tu zamieszkać na stałe.
Okruchy życia znajdziesz także tutaj:
– Zobaczymy, co to za dziewczyna – pociągnęłam za smycz, bo Ares zapomniał, że jesteśmy na spacerze. – Ale jeśli dzięki niej Tomek ma wrócić do kraju, to już ma u mnie ogromnego plusa.
Zezłościł mnie
Doszliśmy do starych zabudowań i zawróciliśmy. To naprawdę nieprzyjemne miejsce, ale Ares uwielbia tu przychodzić. Widać, że ogromną radość sprawia mu spacerowanie między ruinami i obwąchiwanie wszystkiego. Wracając do domu, zobaczyłam koguta, który rozgrzebywał nam w ogrodzie posadzony na zimę czosnek.
– Władek, w ogrodzie jest kogut! Załatałeś dziury w siatce?
– Nie jestem pewien – mój mąż był w tym momencie zajęty oglądaniem meczu piłki nożnej.
Szybko poszłam do ogrodu, po drodze biorąc kij leżący pod jabłonką. Ten kogut w ogóle nie zwracał na mnie uwagi! Gdy wreszcie udało mi się go zamknąć w kurniku, przysięgłam sobie, że skończy w rosole. Władek może sobie wymyślać historie o pozytywnym wpływie koguta na składanie jaj przez kury... Ja i tak wiem swoje.
– O matko! – powitał mnie, idąc z ciastem na swoje ulubione miejsce.
– Ares znowu przeciągnął cię przez jeżyny? Po co w ogóle z nim chodzisz? Przecież jest stary. Wystarczy, jak pobiega po podwórku.
Wyrwałam mu talerz z ręki.
– To wszystko przez twojego koguta! – krzyknęłam. – Jak chcesz zjeść ciasto, masz najpierw naprawić ogrodzenie!
– I po co się denerwujesz? Wiesz przecież, że naprawię, zawsze to robię – wzruszył ramionami i tęsknie patrząc na ciasto, wrócił przed telewizor.
Jakby tego było mało, kiedy wieczorem brałam kąpiel, słuchawka prysznicowa rozpadła mi się w dłoniach. To niby moja wina. Podobno nie umiem z niego korzystać...
Syn pojawił się z żoną
Oczywiście, musiało mnie nie być w domu, kiedy przyjechali. To wszystko przez Władka: pojechał po nich na lotnisko i zgubił się po drodze. Nie miał ze sobą mapy ani GPS, co dla takiego podróżnika jak on to prawdziwa hańba, do mnie też nie zadzwonił, bo nie chciał się kompromitować. Czekałam i czekałam. W końcu postanowiłam pójść na chwilę do sąsiadki. I oczywiście wtedy musieli przyjechać. W ostatniej chwili wróciłam do domu. Mąż już miał zamiar podać ciasto zamiast obiadu!
Moja synowa to naprawdę ładna dziewczyna, chociaż Tomka zawsze ciągnęło do kobiet o innym typie urody. Na szczęście, musi mieć dobry charakter, skoro nasz pies położył się przy niej i wpatrywał w nią jak w obrazek. Po posiłku wyszli razem z Tomkiem rozejrzeć się po podwórku.
– Wszystko im się podoba – powiedział Władek. – Ty jedyna zawsze szukasz problemów tam, gdzie ich nie ma.
– Poczekaj, niech jeszcze zobaczą ten śmietnik, który zrobiłeś w stodole – westchnęłam.
Z ciekawości wyszłam na zewnątrz i usłyszałam same radosne okrzyki.
– Jaka ogromna jabłoń! A ta róża, zobacz tylko, jaka musi być piękna, kiedy kwitnie!
I tak było cały czas. Klaudia zachwycała się wszystkim. Nie wiedziała, ile w tym prawdy, a ile próby podlizania się. Ares od razu przylgnął do niej. Chodził za nią cały czas, jakby liczył, że co chwila będzie mu rzucać jakieś smakowite kąski
Nie mogłam uwierzyć
Gdy nadszedł wieczór i zaczęliśmy szykować się do spania, Klaudia wyszła z łazienki ze słuchawką od prysznica w dłoni. Bezradnie spojrzała na mojego męża, a ten błyskawicznie popędził po swoją skrzynkę narzędziową.
– Nie do wiary... – mruknęłam do siebie.
Naprawdę tęskniłam za synem. Cieszyłam się, że wraca, wnosząc radość do naszego życia. Do nie końca wszystko wyglądało jednak tak, jak sobie to wyobrażałam. Helenko, jesteś nierozsądna – upomniałam samą siebie w głowie. Dopiero co przyjechali, a ty już... Może ja faktycznie szukam problemów tam, gdzie ich nie ma?
W kolejnych dniach nic się jednak nie zmieniło. Kompletnie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Czułam się jak robot kuchenny z funkcją sprzątania. W sumie nie było to dla mnie nic nowego, ale teraz nie mogłam nawet relaksować się na spacerach z psem. Ares okazał się prawdziwym zdrajcą, który ciągle kręcił się koło Klaudii. Nawet kot przybłęda, który nie pozwalał się dotykać, pojawiał się od razu, gdy tylko wyszła z domu.
– Ale jesteś śliczny! A jaki mięciutki! – rozczulała się, głaszcząc go za uszami, a on natychmiast przybierał ten sam wyraz pyszczka, co reszta samców w moim domu.
– Jak on się nazywa?
– Nie ma imienia. To po prostu kot – powiedziałam.
Przecież nie będę wymyślać imienia dla zwierzaka, który przyplątał się i za chwilę pewnie zniknie.
– Będziesz więc Silver – oświadczyła. – Bo masz futerko w cudownym srebrnym kolorze…
Śmieszyło mnie to
– Nie śmiej się, mamo – dostrzegł mój sceptycyzm Tomek. – Klaudia na serio potrafi porozumiewać się ze zwierzętami. Nie wiem, jak to robi, ale popatrz na tego kota – wszystko rozumie! I zaczął wołać kota różnymi imionami przy każdej możliwej okazji, aby przekonać mnie, że ten rozumie, o co mu chodzi.
Próbowałam sobie wyobrazić, jak to będzie, jeśli zdecydują się wrócić na stałe i zamieszkać razem z nami. Czy uda mi się na to wszystko przymknąć oko, czy będę się irytować już do końca życia? I dlaczego to tylko mnie denerwuje? Przecież Władek to też zwykły chłop ze wsi. Zawsze takie zachowanie go śmieszyło, a teraz zero reakcji, nawet powieka mu nie drgnie.
Rozmawiała z każdym
To, co stało się dzisiaj, naprawdę mnie zaskoczyło. Wróciłam od sąsiadów i z pewnej odległości zobaczyłam Klaudię stojącą przy wejściu do kurnika. Natychmiast rzuciłam się jej na pomoc. Nie chciałam, żeby rzucił się na nią kogut. Przecież może nawet wydłubać jej oczy, jeśli skoczy na jej głowę i zacznie dziobać, machając skrzydłami! Wbiegłam do kurnika i nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam: Klaudia stała przed tym potworem i pouczała go, że powinien się lepiej zachowywać.
– Przecież jesteś zupełnie inny – wyjaśniała mu. – Jesteś wspaniały, masz piękne pióra, ogon...Wyglądasz, jak król!
On stał i patrzył. W pewnym momencie zaczął grzebać nogą w ziemi, jakby szukał ziaren.
– Ludwik – oznajmiła Klaudia. – To jest idealne imię dla ciebie.
Oczywiście! Szesnasty. I skończy dokładnie tak samo!
Nie jestem pewna, czy nadal chcę, aby z nami zamieszkali. Bardzo tego chciałam, bo czułam się naprawdę samotna. Tymczasem nadal tak się czuję, a do tego przestałam być panią w swoim własnym domu. I mimo wszystko nie mam się, do czego przyczepić, bo Klaudia nie robi nic złego.
Czytaj także: „Gdy dostałem spadek, próbowano mnie oszukać i zabrać go za bezcen. Nie uwierzyłem i teraz będę miał kupę kasy”
„Ojciec całe życie upokarzał mamę. Gdy dorosłem, postanowiłem ją wyrwać z tego domowego piekła” „Mąż wyśmiał mnie, gdy chciałam, żeby wziął urlop tacierzyński. Nie będzie babrał się w pieluchach”