„Poświęciłam młodość, by podmywać chorą matkę, a i tak zostałam z niczym. Pieniądze ze spadku przeszły mi koło nosa”

Smutna blondynka kobieta fot. iStock by Getty Images, nicexray
„Poczucie niesprawiedliwości, które towarzyszyło mi od dawna, teraz osiągnęło swój szczyt. Zrozumiałam nagle, że nie mogę polegać na nikim. Wspomnienie niewdzięcznej matki stało się ciężarem, z którym musiałam się zmierzyć sama”.
/ 30.11.2024 17:30
Smutna blondynka kobieta fot. iStock by Getty Images, nicexray

Mieszkam z mamą w naszym starym, rodzinnym domu. Każdy dzień to pasmo rutynowych czynności – przygotowywanie posiłków, podawanie leków, porządki. Moja codzienność to kalendarz pełen obowiązków, z którego nie mogę się wyrwać. Często czuję, jakby to życie nie było moim własnym.

Kiedyś myślałam o studiach, podróżach, pracy w wymarzonej firmie. Teraz moje dni mijają, a przyszłość wydaje się mglista. Ale nie narzekam – opieka nad mamą to moje obowiązki, a przynajmniej tak mnie nauczono. Codziennie obserwuję, jak choroba powoli odbiera jej siły, a ja jestem jedyną osobą, która stoi u jej boku. Mój brat, Kacper, ma swoje życie – mieszka w innym mieście, pracuje, spotyka się z przyjaciółmi. Odwiedza nas rzadko, za rzadko. Choć wiem, że ma swoje sprawy, nie mogę powstrzymać uczucia goryczy, gdy widzę jego beztroskę.

Nasze spotkania kończą się zazwyczaj krótką rozmową o pogodzie, pracy, czasem wspomnimy dzieciństwo. Wspólne chwile zawsze przeplatają się jednak z moim cichym pragnieniem, by i on poczuł ciężar odpowiedzialności, który na mnie spoczywa. Marzę o chwili, gdy będę mogła zająć się czymś innym niż troską o zdrowie matki. Chciałabym, by doceniła moje wysiłki, ale tego nigdy nie usłyszałam. Pochwały i wdzięczność to rzeczy, które w moim życiu są zbyt rzadkie.

Czasem myślę, że kiedyś będzie lepiej, że moja cierpliwość i oddanie zostaną nagrodzone. A potem znów wracam do rzeczywistości, zastanawiając się, co przyniesie przyszłość.

Brat zawsze miał wymówki

Kacper pojawił się niespodziewanie pewnego popołudnia. Siedziałam w kuchni, krojąc marchewki na zupę, kiedy usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.

– Hej, siostra! – zawołał Kacper, wchodząc do kuchni z uśmiechem na twarzy. – Pomyślałem, że wpadnę na chwilę.

Zerknęłam na niego znad deski do krojenia, próbując wymusić uśmiech, ale z trudem mi to przyszło. Radość z jego wizyty mieszała się z ukłuciem żalu.

– Cześć – odpowiedziałam, odkładając nóż. – Dawno cię nie było. Mama pewnie się ucieszy.

– No tak, wiesz, jak to jest. Praca, obowiązki... – tłumaczył się, sięgając po jabłko z kosza na stole. – Ale myślałem o was.

– Myślałeś? – powtórzyłam z lekkim sarkazmem. – Szkoda, że myślenie nie pomaga w opiece nad mamą.

Brat westchnął, odkładając jabłko z powrotem. Jego twarz nagle przybrała poważny wyraz.

– Malwina, ja naprawdę mam dużo na głowie. Nie mogę być tutaj tak często, jak bym chciał.

– Jasne, masz swoje życie – przerwałam mu, czując narastającą frustrację. – Ale nie chodzi o to, że przyjeżdżasz czy nie. Chodzi o to, że to ja tu jestem na co dzień. Sama.

Nie rób z siebie ofiary – powiedział ostro, a jego ton mnie zaskoczył. – Nikt cię do tego nie zmusza.

Słowa te uderzyły we mnie jak zimny prysznic. Zanim zdążyłam się zastanowić, poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.

– Nikt? – zapytałam z bólem. – A kto by tu był, gdybym ja się nie zgodziła? Ty? Miałeś do tej pory wystarczająco czasu, żeby się zaangażować.

Rozmowa zakończyła się pełną napięcia ciszą. Kacper spuścił wzrok, unikając mojego spojrzenia. Wiedziałam, że nie zamierzał się kłócić, ale to, co powiedział, było jak otwarcie rany, której nie da się łatwo zaleczyć. Moje poczucie niesprawiedliwości tylko się pogłębiało.

To było jak najgorszy cios

Śmierć mamy przyszła nagle, choć w głębi serca byłam na nią przygotowana. Siedziałam przy jej łóżku, trzymając ją za rękę, gdy jej oddech powoli stawał się cichszy, aż w końcu całkiem zanikł. Mimo wszystko, odczuwam pustkę, której nie potrafię opisać słowami.

Po pogrzebie spotkaliśmy się z Kacprem w domu, by porozmawiać o sprawach formalnych. Brat był milczący i zamyślony, co nie było dla niego typowe. W końcu postanowiłam poruszyć temat, który od jakiegoś czasu nie dawał mi spokoju.

– Kacper, mama zostawiła testament, prawda? – zapytałam, starając się utrzymać głos w miarę stabilny.

– Tak – odpowiedział krótko, nie podnosząc wzroku znad kubka z herbatą, który trzymał w dłoniach.

Wiedziałeś o nim wcześniej? – naciskałam, chcąc wyciągnąć z niego więcej.

Jego milczenie mówiło wiele. Przez chwilę unikał mojego spojrzenia, a potem westchnął ciężko.

– Tak, wiedziałem – przyznał w końcu, a ja poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytałam, czując, jak moje serce bije coraz mocniej.

– To trudne – odpowiedział, wciąż unikając mojego wzroku. – Mama zawsze mówiła, że… to ja powinienem dostać wszystko.

Słowa te były niczym cios w plecy. Nie mogłam uwierzyć, że mama faworyzowała Kacpra do tego stopnia, że zostawiła mu cały majątek. Czułam się zdradzona i opuszczona.

A ty po prostu to przyjąłeś, jak gdyby nigdy nic? – warknęłam, nie mogąc powstrzymać gniewu. – Nie pomyślałeś, że mnie to zaboli?

– Malwina, ja... – zaczął, ale nie dokończył. Widocznie nie miał dla mnie żadnego wyjaśnienia.

Poczucie niesprawiedliwości, które towarzyszyło mi od dawna, teraz osiągnęło swój szczyt. Zrozumiałam, że nie mogę polegać na bracie, a wspomnienie niewdzięcznej matki stało się ciężarem, z którym musiałam się zmierzyć sama.

Myślałam, że zmienił zdanie

Kilka dni po pogrzebie, gdy emocje powoli opadały, Kacper znów pojawił się w domu. Myślałam, że przyszedł, by na nowo omówić szczegóły związane z majątkiem, ale jego zachowanie wskazywało na coś innego. Był zdenerwowany, unikał mojego spojrzenia i ciągle zerkał na zegarek. Wkrótce dowiedziałam się, dlaczego.

Przechodząc obok salonu, usłyszałam, jak Kacper rozmawia przez telefon. Jego głos był stłumiony, ale słyszałam wyraźnie każde słowo.

– Tak, wiedziałem o tym wcześniej – mówił do rozmówcy. – Matka zawsze mówiła, że mnie wszystko zostawi. Malwina nie ma o niczym pojęcia.

Stałam w miejscu, zamrożona z szoku. Serce biło mi w piersi jak oszalałe. Słowa Kacpra były jak wyrok. Wszystko, co zrobiłam dla mamy, całe moje poświęcenie, wydawało się teraz nic nie warte.

Weszłam do salonu, zdeterminowana, by stawić mu czoła.

– Kacper – nagle powiedziałam ostro, przerywając mu rozmowę. – Dlaczego mi to zrobiłeś? – Warknęłam, czując, jak wzbiera we mnie gniew. – Wiedziałeś, że mama wszystko ci zostawia, a mnie traktuje jak kogoś mniej ważnego, a i tak się nie angażowałeś w opiekę na nią.

Kacper westchnął, kładąc telefon na stole. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, a ja dostrzegłam w jego oczach coś, czego wcześniej nie widziałam – skruchę, ale także coś na kształt ulgi.

– Mama zawsze mówiła, że jestem jej oczkiem w głowie – przyznał cicho. – Nie chciałem cię zranić. Po prostu... nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć.

– Nie wiedziałeś, jak powiedzieć własnej siostrze, że wszystko, co robiłam, nie miało dla niej znaczenia? – spytałam, czując łzy napływające do oczu. – Zostawiła mnie z niczym. Ciebie faworyzowała. A ja? Kim byłam dla niej? Służącą do brudnej roboty?

Spuścił głowę, a ja wiedziałam, że w tej rozmowie nie znajdę odpowiedzi, których potrzebowałam. Czułam się zdradzona przez matkę, przez brata, przez wspomnienia, które dotąd były moją jedyną ostoją.

Przecież mogłam się tego spodziewać

W głowie wirowały mi wspomnienia, które teraz nabrały gorzkiego posmaku. Wróciłam myślami do chwil, gdy opiekowałam się matką, próbując znaleźć momenty, w których mogłabym dostrzec jakieś sygnały, że to Kacper był dla niej najważniejszy.

Pamiętam jedną z naszych rozmów sprzed lat. Siedziałyśmy wtedy razem w salonie, a matka patrzyła z czułością na zdjęcie Kacpra z dzieciństwa.

Kacperek zawsze był taki bystry – powiedziała z uśmiechem. – Wiedziałam, że osiągnie wielkie rzeczy.

– A ja, mamo? – zapytałam, żartobliwie, ale z ukrytym pragnieniem usłyszenia czegoś pozytywnego o sobie.

– Ty, Malwinko, zawsze jesteś taka pomocna i dobra – odpowiedziała, ale w jej głosie brakowało tej samej czułości, którą okazywała, mówiąc o Kacprze.

To było tak subtelne, że nie zauważyłam tego wtedy. Teraz, patrząc wstecz, widzę to wyraźniej. Zawsze była między nami różnica, której nie chciałam dostrzec.

Te wspomnienia doprowadziły mnie do punktu, w którym musiałam się zastanowić nad tym, co dalej. Nie mogłam dłużej tkwić w przeszłości, która mnie raniła. Musiałam się od tego uwolnić.

Następnego dnia, wciąż niepewna, co zrobić ze swoimi emocjami, postanowiłam spotkać się z Anią, moją przyjaciółką. Znałyśmy się od lat, a ona zawsze potrafiła spojrzeć na sprawy z innej perspektywy.

Przestałam liczyć na innych

Usiadłyśmy w naszej ulubionej kawiarni. Ciepły zapach świeżo parzonej kawy i gwar rozmów otaczały nas, dając złudzenie normalności. Ania spojrzała na mnie z troską, gdy zaczęłam opowiadać o tym, co się wydarzyło.

– Malwina, to straszne – powiedziała, gdy skończyłam swoją opowieść. – Ale pamiętaj, że jesteś silna. Może teraz jest czas, by pomyśleć o sobie.

– Nic już nie wiem – westchnęłam, kręcąc łyżeczką w filiżance. – Całe moje życie kręciło się wokół mamy. Teraz nie wiem, kim jestem bez tego wszystkiego.

Koleżanka ujęła moją dłoń, dając mi poczucie wsparcia, które tak bardzo teraz potrzebowałam.

– To naturalne, że czujesz się zagubiona – powiedziała cicho i łagodnie. – Zastanów się, co naprawdę chcesz robić. Może to czas, by spełnić jakieś dawne marzenia?

W jej słowach była nadzieja, którą powoli zaczęłam dostrzegać. Choć wciąż czułam się zraniona i zdradzona, wiedziałam, że muszę odnaleźć nowy cel.

– Ale jak zacząć? – zapytałam, niepewna swojego przyszłego kierunku.

Zacznij od małych rzeczy – zasugerowała Ania. – Może jakiś kurs? Nowe hobby? Cokolwiek, co da ci radość. I pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

Jej słowa były jak promień słońca przebijający się przez chmury. Wiedziałam, że czeka mnie długa droga, ale świadomość, że nie jestem sama, dawała mi siłę.

Może to był początek czegoś nowego. Może czas zacząć żyć dla siebie. Nie ma co liczyć na wsparcie, sprawiedliwość i pomoc innych. Niestety ja zawiodłam się nawet na swojej rodzinie, choć poświęciłam długie lata na opiekę nad matką. A co dalej z moim bratem? Uznałam, że mimo wszystko mam prawo do zachowku od spadku i będę o niego walczyć.

Malwina, 26 lat

Czytaj także:
„20 lat temu straciłam jedyną córkę. Wypięła sią na mnie, gdy dowiedziała się, co przed nią ukryłam”
„Macocha czyniła cuda, bym ją pokochała. Choćby dała mi gwiazdkę z nieba, ja i tak czekałam, aż mama się wyszaleje i wróci”
„Po ślubie musiałam walczyć z teściową o własnego męża. Tolerowałam kaprysy tej larwy, aż wreszcie się doigrała”

Redakcja poleca

REKLAMA