„20 lat temu straciłam jedyną córkę. Wypięła sią na mnie, gdy dowiedziała się, co przed nią ukryłam”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„– Nie jestem twoją własnością! – wrzasnęła Iga, a jej głos odbijał się echem po ścianach. – Nie możesz decydować za mnie, czy mogę szukać swojej prawdziwej matki! Co ty sobie wyobrażasz?! Jak mogła się dowiedzieć? Przecież z Grzegorzem zawsze byliśmy ostrożni”.
/ 27.11.2024 11:15
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Nie chciałam burzyć tego, co z takim trudem zbudowaliśmy. Nasze życie było dobre – stabilne, pełne ciepła i miłości. Po co rozdrapywać rany, które mogłyby wszystko zniszczyć? Wiem, że powinniśmy byli powiedzieć jej prawdę, ale za każdym razem, gdy próbowałam to zrobić, ogarniał mnie strach. Co by było, gdyby nas znienawidziła? Gdyby wszystko, co mieliśmy, runęło w jednej chwili?

Wszystko się wydało

A teraz stała przede mną, wściekła jak nigdy wcześniej. 

Nie jestem twoją własnością! – wrzasnęła Iga, a jej głos odbijał się echem po ścianach. – Nie możesz decydować za mnie, czy mogę szukać swojej prawdziwej matki! Co ty sobie wyobrażasz?! 

Nie potrafiłam oddychać. Serce waliło mi jak oszalałe, a umysł pracował na najwyższych obrotach. Jak mogła się dowiedzieć? Przecież z Grzegorzem zawsze byliśmy ostrożni. 

– Jak się dowiedziałaś? – zapytałam cicho, niemal szeptem. 

– To nie ma znaczenia – syknęła. – Ważne, że wiem! I wiesz co? Ty nie masz pojęcia, dlaczego mnie oddała. Może była biedna, może ją zmusili! Kto dał ci prawo ją oceniać?! – jej głos pękał od emocji, a oczy zaszkliły się od łez. 

Chciałam zrobić krok w jej stronę, przytulić ją, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Między nami powstał mur, który był coraz wyższy z każdą sekundą tej rozmowy. 

Ona cię nie chciała – powiedziałam nagle, jakby coś we mnie pękło. Słowa wyrwały się same, zanim zdążyłam je powstrzymać. 

Iga spojrzała na mnie z niedowierzaniem, które szybko zmieniło się w czystą nienawiść. 

– Kłamiesz – wycedziła przez zęby. – Czemu próbujesz zrobić z niej potwora? 

Zrozumiałam, że coś się właśnie skończyło.

To nie był łatwy czas

Wróciłam wspomnieniami wiele lat wstecz. Do czasów mojej udawanej ciąży. Przez sześć miesięcy udawałam. Noszenie poduszki pod ubraniem, unikanie alkoholu, przebywanie z daleka od zadymionych miejsc – wszystko to stało się częścią mojej codzienności. Wszyscy wierzyli, że jestem w ciąży. Rodzina, znajomi, nawet koleżanki z pracy. Tylko ja i Grzegorz znaliśmy prawdę. Im mniej ludzi wiedziało, tym lepiej. 

W siódmym miesiącu mojej „ciąży” pojechaliśmy do Sopotu. Wszystko było zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Wynajęliśmy niewielki domek, a ja przez całą drogę odgrywałam rolę oczekującej matki. Nikt nie zwrócił uwagi na nasze zniknięcie. W Sopocie, w małym szpitalu, przyszła na świat Majka, ale to nie ją urodziłam. 

Wracając do domu, trzymałam ją w ramionach. Była malutka, delikatna, a ja czułam, że od tego momentu moje życie zmieni się na zawsze. Dla świata była moim dzieckiem, a ja zrobiłam wszystko, by w to uwierzyli. Unikałam pytań i niechcianych rozmów, skupiając się na roli matki. Patrząc na nią, naprawdę wierzyłam, że podjęliśmy właściwą decyzję. Przecież nikt nigdy nie musiał się dowiedzieć. 

Nie chcieliśmy, by to się wydało

Majka była naszym całym światem. Jej pierwszy uśmiech, pierwszy płacz – wszystko wydawało się cudem. Była drobniutka, z maleńkimi rączkami, które z trudem obejmowały mój palec. Potrafiłam godzinami wpatrywać się w nią, wsłuchiwać w spokojny oddech, gdy spała. Grzegorz żartował, że już nic innego się dla mnie nie liczy. Miał rację. Byłyśmy jednością, moim największym szczęściem było to, że mogłam być jej mamą. 

Nie chciałam, by cokolwiek to zmieniło. Rozmawialiśmy z Grzegorzem setki razy o prawdzie. Za każdym razem dochodziliśmy do tego samego wniosku – po co rozdrapywać rany? Majka była szczęśliwa, mieliśmy dom pełen miłości. Nie chcieliśmy tego niszczyć. 

Pewnego wieczoru Grzegorz powiedział: 

Lepiej, żeby nigdy się nie dowiedziała. Zawsze będzie patrzeć na nas inaczej. 

Zgodziłam się. Wydawało się to słuszne. Przez lata żyliśmy z tą decyzją, pielęgnując naszą rodzinę. Aż do tamtego dnia. Wystarczyło jedno zdanie, jeden gniewny krzyk Igi, by wszystko się zawaliło.

Straciłam jedyną córkę

Od tamtego dnia minęło 20 lat. Iga wyprowadziła się z domu, a kontakt między nami zanikł niemal natychmiast. Na początku dzwoniłam, pisałam, błagałam, żeby się odezwała. Każda moja wiadomość pozostawała bez odpowiedzi. Grzegorz próbował mnie pocieszać, ale widziałam, jak i jemu pęka serce. Ukochana córka, jego mała Igunia, odeszła i zamknęła za sobą drzwi, jakbyśmy nigdy nie istnieli. 

Z czasem przestałam próbować. Nie da się zmusić nikogo do miłości, zwłaszcza własnego dziecka. Zostałam sama z myślami i wyrzutami sumienia. Analizowałam każdy szczegół, każdą rozmowę, każde spojrzenie, szukając momentu, w którym wszystko zaczęło się psuć. Ale czy naprawdę mieliśmy wybór? Czy byliśmy aż takimi potworami, skoro podjęliśmy decyzję, by ją chronić? 

Grzegorz nie wytrzymał. Po kilku latach milczenia ze strony Igi zaczął się coraz bardziej zamykać w sobie. Pewnego dnia dostał zawału. Zmarł na miejscu. Lekarze mówili, że to było nieuniknione, ale ja wiedziałam swoje. Strata córki złamała mu serce. A ja zostałam całkowicie sama w pustym domu.

Nie wiem, czy Iga odnalazła swoją biologiczną matkę, czy nie. Czy udało jej się zbudować nowe życie? Często myślę o tym, czy potrafiła wybaczyć. Mnie, jej ojcu, tamtej kobiecie. Ale wiem, że to już nie ma znaczenia. Nigdy nie odzyskam tego, co straciłam. 

Marta, 58 lat

Czytaj także: „Kłóciłem się z żoną nawet o domowy smalec. Gdy ona patrzyła na mnie z obrzydzeniem, łasa sąsiadka miała na mnie chrapkę”
„Teściowie zachowują się bezwstydnie. Gdy nakryłam ich w łazience, nie wiedziałam, gdzie oczy podziać”
„W naszym domu jest jak w zamrażarce. Mamy małe dziecko, a mąż zakręca grzejniki, bo trzeba oszczędzać”

 

Redakcja poleca

REKLAMA